Recenzja: FIDELICE by Rupert Neve Design

Budowa, wygląd, funkcjonalność

FIDELICE by Rupert Neve.

  Urządzenie jest bardzo przyjazne, gdy chodzi o wyszukanie mu miejsca. Szeroki na skromne 19 centymetrów i ważący zaledwie 80 dkg wzmacniacz wszędzie uda się upchnąć – na czymś lub obok czegoś. Nóżkami są płaskie, z przodu niemalże niewidoczne gumowe podkładeczki, gniazdo słuchawkowe jest jedno i jest ono niesymetryczne. (Duży jack.) Kto zatem będzie odczuwał potrzebę symetryzacji i słuchawkowego wzmocnienia właśnie od Ruperta Neve, ten będzie musiał wysilić się finansowo i sięgnąć po jego profesjonalny przetwornik, z którym scalony taki wzmacniacz ma także wyjście symetryczne. Nasz ma jedynie takie wejście – z tyłu jest para gniazd wejściowych RCA i para symetrycznych na 3-pin z jednoczesnym (alternatywnym w tych samych gniazdach) podwójnym dużym jackiem. To nietypowe wejście, opisywane w instrukcji obsługi jako łącze dla interfejsów studyjnych, studyjnych monitorów kontrolnych, słuchawkowych mikserów i konsol, profesjonalnych konwerterów DA i kamer. Raczej nie skorzystamy więc z niego na audiofilski użytek, możemy natomiast w domowych warunkach wykorzystać trzecie z wejść – na jack 3,5 mm. Niepotrzebna więc będzie przejściówka z takiego wyjścia na gniazda RCA, co nieraz może się przydać. (Na przykład posiadaczom przetwornika AudioQuest Dragonfly.) Oprócz trzech wejść z jednym podwójnym jest jeszcze z tyłu zapadkowy włącznik i gniazdo zasilania, obsługiwane przez dostarczany wraz ze wzmacniaczem zasilacz 24V/6W. Tyle rewers, a na awersie w samym centrum trzy małe, zielono podświetlane guziczki aktywacji wejść, na lewo od nich gniazdo słuchawek, na prawo mały potencjometr, ale chodzący z prawidłowym oporem.

Od strony wyglądowej urządzenie rozpoznajemy natychmiast, gdyż przełączniki świecą porażająco jaskrawą zielenią, a pokrętło potencjometru jest karminowej barwy. Naniesiono nań białą kreskę znacznika, pozwalającą czytać ustawienie, a tkwiąca za jego karminową niewielkością moc jest dużo wyższa, niżby się można spodziewać. Dość powiedzieć, że nawet najstarszego typu słuchawki planarne zagrały głośno i bez zniekształceń, co mnie zupełnie zaskoczyło.

Z drugiego półprofilu.

Wygląd to jednak też składowa estetyczna – i tu też miłe zaskoczenie, urządzenie się dobrze prezentuje. Na rzecz rozpoznawalności i pociągającej prezencji obudowa nie jest zwykłym pudełkiem, tylko ma skośne, na narożach wyraźnie zaokrąglone ścianki boczne. Całość przypomina roladkę, bo czarny panel przedni owinięto aluminiową otoką korpusu, która na szczycie ma szeroką ozdobną wstawkę z mahoniowego drewna. Sporo zatem się dzieje, i nawet aż za dużo, bo te zielone światełka drapieżnie dźgają oczy. Zapewne z myślą o tym, by było z daleka wiadomo, jak urządzenie ustawiono, co może być przydatne w studiach, ale w domowych warunkach raczej będzie przeszkadzać. Trudno, wystarczy plastelina, by tego dźgania się pozbyć, poza tym same plusy. Już odnotowaliśmy ładną prezencję i małe gabaryty przy jednocześnie dużej mocy. O najważniejszym brzmieniu będzie już za momencik (ono będzie najlepsze), wpierw słówko o technologii.

Urządzenie ma bardzo niską (0,08 Ω przy 1 kHz) impedancję wyjściową i bardzo szerokie pasmo przenoszenia: 10 Hz do 120 kHz. Hałas wewnętrzny jest tłumiony o ponad 100 dB, a nie wydająca się jakoś szczególnie dużą moc wyjściowa 300 mW dla słuchawek 44-omowych w praktyce okazuje się dużo wyższa. O zastosowanej technologii producent nic nie pisze, poza jedynie wzmianką, że wzmacniacz stanowił pierwotnie składnik konsoli 5060 Centerpiece Desktop Mixer. Szeroko natomiast rozwodzi się nad jej konsekwencjami; na jednym z boków pudełka widnieje na parę linijek rozpisany passus o muzyce jako przede wszystkim źródle emocji i konieczności zadbania o to, by w reprodukcji nagraniowej tą emocjonalność podtrzymać. To właśnie było głównym celem i przeszło do legendy – bo jakżeby inaczej urządzenia Ruperta Neve mogłyby tak zawojować świat.

I od góry.

Odnośnie jeszcze opakowania, to jest sympatyczne. Średniej wielkości tekturowe pudełko ma kolorową, lśniącą obwolutę z fotografią przedmiotu, piankowe wyścielenie i zgrabne rozplanowanie wnętrza. Oprócz wzmacniacza i zasilacza niczego w nim nie znajdziecie; instrukcja jest do ściągnięcia z netu, pilot nie jest oferowany. Wszystko za wzmiankowane pięć siedemset, czyli w rejonie średnim, bo niezły wzmacniacz słuchawkowy można mieć już w granicach tysiąca z hakiem, podczas gdy najdroższe z oferowanych kosztują bajońskie kwoty, po sto tysięcy dolarów włącznie.

 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

7 komentarzy w “Recenzja: FIDELICE by Rupert Neve Design

  1. Sławek pisze:

    Panie Piotrze,
    ale ten DiValdi to oprócz bycia wzmacniaczem słuchawkowym jest także przedwzmacniaczem gramofonowym, więc proporcja jakość/cena jest lepsza. A dźwiękowo też się nie poddaje jak Pan stwierdza w recenzji.
    Ja mogę tylko dodać – co na własne uszy stwierdziłem, że DiValdi trudne orto – HE-6 „pociągnął”, a tenże Fidelice też tak dały radę? Może, może… zawsze posłuchać warto.

    1. Marcin pisze:

      W podobnej cenie niedługo pojawi się bardzo mocny konkurent – Burson Soloist 3X. W pełni zbalansowany, 8W na kanał… na head-fi już się nad nim rozpływają.

    2. Piotr Ryka pisze:

      Napisałem, że Divaldi zawiera przedwzmacniacz gramofonowy, to jest w recenzji. Odnośnie mocy, Fidelice jest troszkę mocniejszy. Brzmienia ich z jednymi słuchawkami bardziej podobne, z innymi mniej, generalnie jednak trochę różne. Divaldi bardziej rozciąga pasmo, zwłaszcza górą, Fidelice daje pełniejsze i barwniejsze.

  2. Marcin pisze:

    Panie Piotrze,

    W tekście wspomina Pan o starszej wersji wzmacniacza. Szybki research w sieci i faktycznie są na aukcjach używane wzmacniacze słuchawkowe Rupert Neve za ok €500.

    Pytanie więc, czy ta starsza wersja oraz ta nowa grają podobnie? Czy ma Pan jakieś informacje na ten temat?

    Pozdrawiam,
    Marcin

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rupert Neve Designs – Rnhp Precision Headphone Amplifier, czyli starsza, pierwotna wersja, jest do kupienia nowy w mp3store za dwa i pół tysiąca:

      https://mp3store.pl/wzmacniacze-dac/wzmacniacze-sluchawkowe/rupert-neve-designs/2020100387610160331//rupert-neve-designs-rnhp-precision-headphone-amplifier?utm_source=ceneo&utm_medium=pricewars2&utm_campaign=rupert-neve-designs-rnhp-precision-headphone-amplifier&ceneo

      To tej wersji słuchał Karol w Londynie i prawdopodobnie od testowanej się nie różni brzmieniem, albo najwyżej minimalnie, ale dystrybutor nie chciał jej udostępnić do testu.

  3. Szkudi pisze:

    Witam Panie Piotrze, ciekawa recenzja, ciekawy sprzęt, szczególnie w dzisiejszych wariackich cenowo czasach.

    A myśli Pan, że to cudeńko byłoby w stanie wysterować Lcd-3 ?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Myślę, że tak.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy