Recenzja: ES Lab ES-R10

Brzmienie

    Od czego by tu zacząć, wiele jest możliwości. Może zacznę od tego, co sprawiło, że oryginalne Sony MDR-R10 ciągle nie pozwalają o sobie zapomnieć i jak żadne inne słuchawki wracają w powtórkowych wersjach. Po ich założeniu (a bajecznie wygodne były) i popłynięciu muzyki z dobrej aparatury, narzucały się momentalnie dwie cechy – przestrzenność i finezja. Na niezwykłe doznania przestrzenne składał się zarówno sam ogrom, jak i precyzja lokowania oraz holograficzne rozwarstwienie źródeł. Wszystko to budowało teatr o bardzo wyrafinowanej, wysoce niecodziennej scenerii, jedyny na dodatek taki, bowiem o żadnych słuchawkach dzisiejszych czy dawniejszych nie możemy powiedzieć, by formowały aranżację analogiczną do R10. Wprawdzie tej miary spektakularność sceniczna nie była jedyną taką – inne też zachwycały – lecz miała własny, niepowtarzalny nimb i należała do przestrzennej korony, współtworzonej przez sceny Staksa SR-Ω, Sennheisera Orfeusza, Grado GS1000 i AKG K1000. Każdą z owych najlepszych poza samą wielkością cechowały inne walory, a jakie, o tym można poczytać w odniesionych recenzjach. Odnośnie zaś samych R10 mogę skrótowo powiedzieć, że ogrom i holografię cały czas u nich się czuło, nie pozwalały o sobie zapomnieć. A równocześnie wyczuwało się towarzyszący temu niecodzienny smak brzmienia, jako że celulozowe membrany smakowo są specyficzne, i sam tę właśnie specyfikę najbardziej sobie cenię. Łączy pełnię i brzmieniowy koloryt z niezrównaną delikatnością i wrażliwością na poszmer; wydaje się, że najmniejszy dźwiękowy atom nie może przemknąć niezauważony. Nawet mrówki tu tupią, wiatrem się stają oddechy – dzieje się coś takiego, jakbyśmy bardzo długo nie słuchając mogli dowolnie rozciągać w czasie pierwsze sekundy kontaktu z dźwiękiem; jakby ta pierwsza, spotęgowana wrażliwość zupełnie nie ustępowała, nawet się jeszcze wzmagała. [1]

      Brzmienie tego samego typu potrafią produkować największe kolumny Avatar Audio, które też posiłkują się celulozowymi membranami (takimi z lat 70-tych, gdy były czymś powszechnym); słuchanie tego to audiofilskie święto, zupełna nadzwyczajność, sam zawsze to przeżywam. Ale na nadzwyczajność brzmienia R10 składał się jeszcze inny czynnik o takiej samej wadze; w nim przejawiało się coś, co było dane tym słuchawkom i żadnym innym, nie posiadało analogii. Tym czymś była melodyjność, którą chyba wypada nazwać aż „nadmelodyjnością”. – Nigdzie podobnej nie spotkałem, była niczym największy brylant. Nawet Sennheiser Orfeusz nie miał takiej, może najprędzej Stax SR-Ω w egzemplarzu który słyszałem.

     Muzykalność pozostałych słuchawek szczytowych oprócz R10 i Omegi to zawsze przeplot z dynamiką, czyli bardziej dosadne brzmienie, gdy u R10 niezmącone niczym falowanie krystalicznie czystego dźwięku z bogactwem kolorytu. I tak, rację mieli ci, którzy zwracali uwagę, że jest na tym muzycznym brylancie skaza – bas nie był dość potężny.

      Odnieśmy teraz to wszystko do kopii od ES Lab i zacznijmy od tego, że bas u niej jest potężny. Nie gorszy niż ten chwalony od HiFiMAN Susvara, nie mniej też precyzyjny niż u Dan Clark Audio STEALTH. To jest klasyczny kawał basu, który ponadklasycznie, wyższościowo, obrazuje fakturę i kubaturę bębnów, toteż słuchanie poprzez te słuchawki najcięższego rocka jest czystą przyjemnością. Trafiłem wprawdzie na opinie, że bas jest w nich za lekki, ale jest taki tylko przed wygrzaniem, które trwa circa dwieście godzin. Wcześniej słuchawki rzeczywiście produkują dźwięk delikatny, pozbawiony mocy zejściowej, ale po wygrzaniu potrafią szaleć i tylko skrajny przypadek tercetu Ultrasone E7, E9, T7 oferuje bas potężniejszy.
W tej sytuacji ważne techniczne dopełnienie: jedyny niedostatek czający się w oryginale udało się usunąć. Lecz co z tą nadzwyczajnością, którą oryginał zachwycał? Pod wszystkimi trzema względami, które wypunktowałem, nie ma pełnego powtórzenia, ale też nikt nie obiecywał, że będą to całkiem jak prawdziwe „R-dziesiątki”. Bo przecież inna membrana i parę innych różnic – nie do końca to samo drewno, inny kabel i inne wypełnienie padów, a muszle nie podtrzymywane magnezowymi uchwytami.

     Rzecz jasna nie ma też mowy o smaku celulozy, której najzwyczajniej tu nie ma, lecz mimo to pewne nawiązanie – dźwięk potrafi być delikatny w sposób wysoce nieprzeciętny i na dodatek potrafi być gładszy (zależeć będzie od toru) nawet od tego z HiFiMAN Susvara mających świetny kabel; a przecież tamtą gładkość uważa się za popisową. Tak więc jest nawiązanie – niepełne, ale jest. Melodyka okazuje się pierwszorzędna zarówno w odniesieniu do zewnętrznej, obrysowej formy dźwięków, jak i do zawartości. Nie tylko jest super gładko i super falująco, ale też mocny indywidualny smak brzmień, intensywne wibracje, czucie naturalności, personifikacja, konkretność. Soprany koloraturowe, te najtrudniejsze do oddania, nie tylko uciekają przed ostrością, ale ujawnia się w nich pełny brzmieniowy wachlarz wibracyjny o trójwymiarowej formie. To nie tylko brzmi jakoś, to się ucieleśnia i żyje. I teraz można już wiedzieć, dlaczego Luciano Pavarotti tak cenił Joan Sutherland, zwąc ją królową sopranu; w jej śpiewie zjawia się nie sama nadzwyczajna precyzja tonu, ale też liryzm głosu i trójwymiarowa głębia. To już nie same idealnie wyśpiewane nuty rejestrów niedostępnych zwykłym głosom, to smak autentycznej pieśni – smak poezji i życia.

     Dzięki temu, że właściciel ES Lab R10 jest także właścicielem wzmacniacza Wells Audio Headtrip (i to takiego rasowanego lepszymi kondensatorami i tranzystorami wyjściowymi), zyskałem możność szerszych porównań odnośnie toru z odtwarzaczem, na tym etapie się skupiając, zwłaszcza że na wyższym poziomie tylko powtarzał obserwacje z toru przy komputerze, niczego zasadniczego poza jakością nie dodając ani nie odbierając. Punkty odniesienia stanowiły Susvary i DCA STEALTH, jedne i drugie okablowane Tonalium-Metrum Lab.

      Na wstępie porównałem wzmacniacze. Headtrip względem ASL Twin-Head operował spokojniejszym dźwiękiem, nie próbującym podkręcać atmosfery dodatkowymi wibracjami. Też odrobinę mniej głębokim i nasyconym barwą, ale tu już różnice były śladowe, takie do automatycznego zapomnienia. Niepomijalne natomiast zjawiły się w prezentacjach słuchawek: STEALTH były najwyższe tonalnie i dzięki obfitości sopranów usiłujące coś za ich pośrednictwem ugrać w mierze wyraźności obrazu i wzrostu indywidualizacji, co, kiedy uznać za akceptowalne to podniesienie tonacji (a jeszcze bardziej gdy nim się cieszyć), można brać było za atuty, ale sam nie byłem w odniesieniu do tego entuzjastycznie nastawiony, mimo iż to sopranowe „przeczesywanie” muzyki i wyskakujące z niego „pchły” miało swoje zalety, przywołując inne wrażenia. (Cały czas rozmawiamy o graniu na najwyższym poziomie.) Na przeciwnym biegunie Susvary grały bez śladu sopranowych wtrętów i budowanych nimi podniet, prezentując spokojniejszą melodykę szczytowego poziomu jako sycące danie główne, w oprawie głębi brzmienia, pięknego kolorytu na czarnych teł podkładzie, także najlepszej spośród porównywanych holografii. Kiedy więc poszukiwać złotego brzmieniowego środka, takiego o szczytowej jakości bez indywidualnych odstępstw od wyważonego ideału, to HiFiMAN Susvara będzie tym, czego nam trzeba, a poszukiwanie wyższych jakościowo alternatyw będzie musiało się ograniczyć do słuchawek pod jakimś względem arcy wybitnych – jak te oryginalne R10, jak Orfeusz, jak AKG K1000 czy własnej firmy Shangri-La. To już musi być arcy-magia, bo zwykła nie wystarczy; dokładnie to samo okazało się odnosić do naśladowczych ES Lab ES-R10. One są podobne do Susvar, dzieląc z nimi te same zalety. Troszeczkę słabszą, ale dobrą, holografię i taką samą melodyjność, która w zależności od wzmacniacza, a nawet od nagrania, raz okaże się minimalnie lepsza, a kiedy indziej ciut słabsza. Analogiczne będą także bogactwo kolorytu oraz głębia brzmieniowa, podobny pietyzm i równie piękna prezentacja głosów.

      A przypomnijmy – to słuchawki prawie czterokroć tańsze i tu posiłkujące się własnym kablem, a nie takim za kolejne tysiące. Atmosfera muzyczna towarzysząca słuchaniu siłą rzeczy okazuje się więc zbliżona, aczkolwiek wyczuwa się w Susvarach, że to słuchawki otwarte, a ES Lab mają odnośnie tego małą skazę, która wydaje się do usunięcia. A mianowicie w sposób trudny do niezauważenia pojawia się u nich reverb rejestrów basowych, które nie ulatują swobodnie z pozostałością pasma, tylko do słuchającego w pewnym procencie wracają niskim echowym odbiciem. To wada, która znika, kiedy o milimetry zaledwie oddalić muszle od uszu – i teraz rozumiemy, dlaczego pady oryginalnych Sony były w sposób widoczny wypukłe; najprawdopodobniej to właśnie, a nie samo o większej gęstości drewno, o innej charakterystyce membrany, tłumiące rezonansy magnezowe uchwyty oraz bardzo specjalna, jak dyfuzor działająca tkanina wewnętrznych osłon przetwornika, powodowało całkowity brak takiego zjawiska w pierwowzorze, który zdawał się być całkowicie otwarty, oferując rozleglejszą scenerię i oszałamiającą holografię. Do czego dorzucić muszę, że śladu takiego odbicia nie stwierdziłem u całkowicie przecież zamkniętych Dan Clark Audio STEALTH, tak więc komora słuchawek zamkniętych może być od niego wolna bez użycia Aizu, a z kolei holograficzne szały odnośnie takiej też nie dotyczyły samych prawdziwych R10, zjawiły się lata temu u Audeze LCD-XC. Natomiast niemalże taka jak u oryginalnych R10 wrażliwość membran odnalazła się w Audio-Technice ATH-L5000, która niestety była limitowana, identycznie zresztą jak jeszcze chwilę temu dostępna Audio-Technica ATH-AWKG (za $4200) [2]. Zamknięte słuchawki Dana Clarka, Audio-Techniki i Audeze zbiorczo stanowią dowód, że powtórzenie Sony R10 – takie, że niemal, niemal – nie musi wiązać się z użyciem dwustuletnich Aizu i membran z celulozy produkowanej przez Acetobacter aceti. Z kolei przykłady HiFiMAN-a i ES Lab dowodzą, że tak ogólnie jest to trudne – że pomimo wysiłków nie zbiera się łatwo w całość.

      Na otarcie łez coś dla preferujących granie z urządzeń przenośnych, a więc dla najliczniejszej dzisiaj grupy. ES Lab ES-R10 okazały się rewelacyjnie współpracować z Astell & Kern KANN ULTRA; i całe szczęście, że zdążyłem to sprawdzić, bo pochłonięty porównaniami wzmacniaczy i słuchawek niemalże o tym zapomniałem. Czas naglił, słuchawki musiały wracać, w ostatniej chwili zdążyłem. A warto było, bo to brzmienie utkwiło mi w pamięci; utkwiło dzięki temu, że było perfekcyjne.

     Oczywista są różne perfekcje, i ta przy odtwarzaczu przenośnym nie dorównuje tej przy wielkim wzmacniaczu, ale perfekcyjne dla tej odnogi sprzętowej były wszystkie składowe brzmienia. Duża, wielkoobszarową poetyką znaczona przestrzeń, błogi powiew melodyjności wraz z pełną personifikacją, do tego potęgowy bas o znakomitej wyraźności. Mega potężne orkiestry, miażdżący ciężki rock, pieszcząca muzyka rozrywkowa, tajemnicza elektroniczna, jazz ze zjawiskowym saksofonem, i na finałową ozdobę misterium delikatnych wybrzmień w specjalnej, na to właśnie ukierunkowanej aranżacji kanonów. Dźwięczny również i harmonicznie rozbudowany fortepian, przytłaczająca potęga organów, najwięksi w historii wokaliści przywołani jak żywi. Prima sort takie słuchanie, naprawdę można było zwątpić w sens aparatury nieprzenośniej, przynajmniej do momentu, kiedy puszczana była w ruch…

[1] Biologicznym przystosowaniem, uformowanym przez ewolucję, jest fakt, że zmysły reagują mocniej w pierwszych sekundach kontaktu z bodźcem, formując ostrzeżenie, a zaraz potem ich aktywność spada na rzecz oszczędności energii i ewentualnego łatwiejszego znoszenia przykrych doznań.

[2] Najczęściej te limity wynikają z ograniczonej dostępności drewna, co zjawia się też u Grado.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

39 komentarzy w “Recenzja: ES Lab ES-R10

  1. miroslaw frackowiak pisze:

    Czyli kupic te sluchawki mozna tylko tu..
    https://www.eslabhk.com/product-page/es-r10-closed-back-dynamic-headphone
    Mozna wiedziec kto udostepnil i gdzie kupil sluchaki ktore opisywales…

    1. Piotr+Ryka pisze:

      W Polsce jest kilku właścicieli i kilku zainteresowanych, o których wiem. Były prezentowane na spotkaniu słuchawkowym we Wrocławiu, a właściciel tych dostarczonych do recenzji (dla którego podziękowania), jeżeli zechce to sam się przedstawi. Mnie nie upoważnił.

  2. miroslaw frackowiak pisze:

    Przy zamowieniu z tej podanej strony i zaznaczeniu wielkosci wtyku 6,5 i przesylka po przeliczeniu wychodzi 16140HKD a to juz jest 1640 funtow X 5zl to jest 8200zl duzo wiecej jednak!
    Podsumowanie zamowienia
    Suma częściowa
    15.460,00 HKD
    Dostawa
    England, United Kingdom
    680,00 HKD

    EMS – HK$680.00
    Całkowity
    16.140,00 HKD

    1. Michal Pastuszak pisze:

      Jeszcze sobie Mirek dolicz jakies 20% do tej sumy (czyli razem okolo 10k w PLN) bo zaplacisz tez podatek kupujac do UK.

  3. Miltoniusz pisze:

    Te 12900 HK$ to jest jakby cena bez kabla? Dostawa do Polski spowoduje chyba jeszcze konieczność zapłaty podatku vat i cła. Czy dobrze rozumiem? Pomimo to i tak byłaby to bardzo ciekawa propozycja.

  4. Piotr+Ryka pisze:

    ES Lab jakoś nie zainspirowały, ale może jeszcze dyskusja ruszy. Tymczasem przyjechały Austrian Audio „The Composer” i dedykowany im bardzo ciekawy wzmacniacz. Serial słuchawkowy się kręci, obecnie wokół spadkobierców po zmarłym AKG.

  5. Artur pisze:

    Panie Piotrze czy sprawdzał Pan je na jakimś lepszym kablu?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie było możliwości, nie mam żadnego kabla na mikro-wtykach HiFiMAN-a, a przerabianie nieswoich słuchawek nie wchodziło w rachubę.

      1. Artur pisze:

        Szkoda bardzo. Posiadam te słuchawki i na lepszym kablu (u mnie srebro 5N litz z wtykiem rodowanym) zyskują OGROMNIE. Właśnie wtedy pojawia się wyjątkowa trójwymiarowa przestrzeń (której nie doświadczyłem na żadnych innych słuchawkach) z bogactwem niuansów wyłaniających się z muzyki z niezwykłą subtelnością. Ze źródłem analogowym ta magia ma jeszcze więcej gęstości, namacalności i realizmu. Kabel fabryczny jest przeciętny, a wręcz słaby moim zdaniem.

        Niestety nie miałem okazji słuchać oryginału, ale spośród wielu topowych dostępnych na rynku słuchawek to od roku moje ulubione. A miałem większą bądź mniejszą styczność z większością flagowych planarów, dynamików, kilkoma elektrostatami i AMT z bieżącej produkcji. Wliczając w to Susvarę u zarówno u siebie w domu jak i na popisowych zestawach prezentacyjnych. Niezależnie od ceny wolę ESR10 na ten moment.

      2. Artur pisze:

        Dodam jeszcze w kwestii tych rewerbacji basowych. Na srebrnym kablu ja takiego zjawiska nie zauważyłem. Może dlatego, że bas zyskuje na szybkości i precyzji.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          A zatem same dobre wiadomości. Nic, tylko kupować i zmieniać kabel.

        2. Marcin pisze:

          Chętnie bym sprawdził swoje es r-10 z tym kablem; sam jestem dość sceptyczny co do cudowności działania kabli, wprowadzają korektę, ale nie odmieniają brzmienia słuchawek (takie moje doświadczenia, ale podkreślę, że nie miałem styczności z topowym okablowaniem), ale żeby zaprzeczyć, bądź potwierdzić nie ma co dumać, tylko należy przeprowadzić eksperyment. Jeśli Pan, Panie Arturze zgodziłby się podać do siebie kontakt np. mailowy, albo przez Pana Piotra (gdyby nie chciał Pan jawnie maila w dziale komentarzy podawać) i zgodziłby się Pan, chętnie bym podjechał (jeśli nie byłoby za daleko) i posłuchał jak się sprawy mają. Mógłbym zabrać swój tor i pozostałe słuchawki, aby spotkanie okazało się w jakieś mierze także pożyteczne dla Pana.

          1. Artur pisze:

            Chętnie 🙂 zapraszam do kontaktu

            Ewentualnie proszę przesłać swój numer tel,a ja bym się odezwał ta ścieżką.

            arturro13@o2.pl

  6. Artur pisze:

    https://www.headamp.com/products/es-lab-r10

    Z tego wynika, że przetwornik to jednak bioceluloza.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Dziękuję za bardzo cenne uzupełnienie opisowe, niemniej muszę podtrzymać swoje obiekcje dotyczące różnic między naśladownictwem a oryginałem. Pady na pewno nie są identyczne, w każdym razie nie względem dwóch oryginałów, z którymi miałem do czynienia, nie ma też takiej przestrzenności ani subtelności, a smak celulozowych membran nie został powtórzony; pod tym względem Kennerton Vali są bliższe oryginałowi. Szkoda.

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Niemniej to są słuchawki na pewno GODNE POLECENIA.

      2. Artur pisze:

        Podejrzewam, że dobór innych padów może wynikać z większej ilości basu generowanej przez ESR10 względem oryginału. Jeżeli dokładnie się przyjrzeć pod światło to można dostrzec pod skórą pokrywającą nauszniki, że pianka wewnątrz ma nietypową strukturę, jest jakby perforowana (widać „oczka”). Powinno się to przekładać na mniejszą izolację i większą oddychalność tych padów. Stawiałbym, że stosując analogiczne do oryginału nauszniki to basu mogłoby być już zbyt wiele. I że to jest bardziej świadoma decyzja EsLab w celu uzyskania określonego brzmienia, a nie problem leżący w niemożliwości skopiowania oryginalnych padów.

        Do tego powtórzę, to co pisałem wyżej – bez dobrego kabla to one nie pokażą swoich możliwości. Oczywiście Panu nie trzeba tego tłumaczyć, ale skala zmian jest bardzo duża i idąca właśnie w kierunku tego co Panu brakowało względem oryginału w nich. Nie mam pojęcia jak bardzo się zbliżają (mam nadzieję, że kiedyś się uda to sprawdzić) ale z pewnością są bliżej legendarnych Sony.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          A z jakim kablem ich Pan słuchał?

          1. Piotr+Ryka pisze:

            Aha, wyżej napisano. Czy to kabel od którejś marki, czy własne wykonanie? A może ma Pan swoją firmę kablową?

          2. Artur pisze:

            Od Teda Allena z Head-Fi, srebro 5N occ litz. Samodzielnie przelutowałem wtyk na z Neutrika XLR na dużego jacka rodowanego cyną Mundorf.

            Słuchałem ich też z Lavricables Ultimate oraz chińskim (Lunashops) srebro litz z domieszką złota i palladu. Każdy oczywiście wnosi dużą poprawę względem fabrycznego. U mnie finalnie najlepiej sprawdza się ten od Teda, ale to za sprawą wymiany wtyku i rezygnacji z przejściówki do dużego jacka (mimo, że ta była również ze srebra).

          3. Piotr+Ryka pisze:

            Dobrze, ale co ze złączami przy muszlach?

          4. Artur pisze:

            Należy szukać kabli z wtykami do starszych Hifiman (HE6, HE400 itd). Posiadając inny dowolny kabel też to nie problem nabyć takie wtyki i je wymienić.

            Dla przykładu tutaj jest takowy gotowy w ofercie Lavricables:
            https://www.lavricables.com/cables/ultimate-silver-hifiman-he400-he500-he5-he560-he6-upgrade-cable/

    2. Michal Pastuszak pisze:

      To jest przetwornik z biocelulozy w tej replice ale ten w Sony byl zrobiony z cienszej jej warstwy, co najwidoczniej mialo/ma decydujace przelozenie na lepsze przekazywanie niuansow dzwiekowych w oryginale.

  7. miroslaw frackowiak pisze:

    Jak komus z kolegow sie znudza ES Lab ES-R10 i bedzie zainteresowany sprzedarza to prosze o kontakt,jestem zdecydowany odkupic uzywane oczywiscie w w 100% sprawne…

  8. Marek pisze:

    Witam serdecznie wszystkie osoby, które wyraziły swoje opinie na temat Sony r10 es labs.Sam jestem posiadaczem tych słuchawek od ok.6 miesięcy i podobnie jak mój kolega Artur, który broni ich jak lew, muszę przyznać mu rację – ich firmowy kabel to pospolity zamykacz.Bardzo przeciętny , podobnie jak opisywany przez Pana Piotra firmowy kabel do Enigmacoustic dharma d1000.Wymieniony przez Pana Piotra na Forza, a później na Tonnalium doprowadziło do konkluzji, że sam producent mógłby się zdziwić jakie wyprodukował słuchawki.I z Sony r 10 es labs jest podobnie.Z wysokiej jakości kablem i wzmacniaczem to rewelacyjne słuchawki.Słucham ich na Yamamoto ha02, Lucarto Songolo i ostatnio na Schiit Mjolnir 2 i z wszystkimi grają super.Dodam,że z Phast MK2 oraz polskim Linnartem również.Nie miałem szczęścia ,jak Pan Piotr, posłuchać, legendarnych oryginalnych r10, ale uważam ,że es labs to rewelacyjne słuchawki.Na koniec chce podziękować Panu Piotrowi za robotę, która wykonuje.Dzięki Pana recenzjom kupiłem kilka par słuchawek i wzmacniaczy i zawsze to były strzały w dziesiątkę.Pozdrawiam słuchawkowych melomanów.Marek

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Coraz bardziej zaczynam żałować, że sam tych ES Lab ES-R10 nie miałem okazji posłuchać z lepszym kablem, zwłaszcza tym najlepiej pasującym.

      1. Marcin pisze:

        problem był nie w kablu, a w wygrzaniu. Osobiście nie wierzę w cudowną sprawczości kabli za tysiące, na zasadzie bez tego kabla te słuchawki nie grają, a z tym kablem to grają; kable korygują, polepszają brzmienie, ale nie zmieniają go – moim zdaniem – na zasadzie „dzień-noc”. W związku z tym dość sceptycznie podchodziłem do rewelacji Pana Artura o lepszości es r-10 nad susvarami (sam porównywałem) czy innymi flagowcami. Jeśli ma się tylko jedną parę słuchawek, nie trudno z czasem o tak dalekie przyzwyczajenie się do ich brzmienia, że człowiek z czasem zaczyna myśleć, że słuchawki grają bardzo dobrze, mogą konkurować z najlepszymi, ich brzmienie na tyle mi się podoba, że nie myślę o innych; w myśl zasady, że: „najlepsze słuchawki to te, które aktualnie posiadam”. Moim zdaniem brzmienie es r-10 z recenzji było dobre, słuchawki grały „fajno”, ale nic ponadprzeciętnego, utopie grały o klasę lepiej, o k1000 nie wspominając. Podzielałem stąd ogólne rozczarowanie Pana Piotra, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę ideę, która była u podstaw – repliki sony Mdr R-10; słabo pamiętam ich brzmienie, ale do R-10 to było tym słuchawkom bardzo daleko. ALE, wszystko się zmieniło 🙂 teraz mogę powiedzieć, że tak, to jest to, te słuchawki grają jak sony r-10, tą samą manierą. Osobiście za najlepszy test u mnie uważam zatrzymanie danego kawałka w środku utworu i puszczenie go jak najszybciej dalej na innych słuchawkach, wtedy wszystko wychodzi na jaw dla mnie. Wcześniej es r-10 grały „zamkniętym” dźwiękiem, troszeczkę takim bułowatym/skondensowanym, ale w sensie negatywnym, nie było tego oddechu, tej lotności, poczucia otwartości dźwięku; czuć było po założeniu utopii, że es r-10 to słuchawki wyczuwalnie mniej rozdzielcze, mniej szczegółowe, nie tak naturalne, autentyczne, realistyczne. Fajne było w nich to „ciepełko”, barwa, eufonia, ale były to słuchawki grające „fajno”, ale nie hi-endowo, jak utopie czy k-1000. Porównywałem susvary z es r-10 i faktycznie cechowała je podoba gładkość/analogowość, ale susvary grały po prostu lepiej, właśnie z uwagi na otwartość brzmienia i wielkoskalowość sceny w porównaniu do es r-10, były też bardziej rozdzielcze. Obecnie es r-10 grają bardzo otwartym dźwiękiem, z wielkoobszarową sceną o podobnej, co utopia głębi (może nawet lepiej) i zdecydowanie szerszej scenie, nawet założenie k-1000 nie psuje tego wrażenia, szczegółowość jest świetna, gładkość, analogowość wspaniała no i punkt centralny – średnica, tak to jest to, co było najlepsze w R-10, „to die for”, jak mawiają Anglicy. Jeśli z markowym kablem mają grać lepiej to mogę powiedzieć, że byłyby to najlepsze słuchawki, jakie w życiu słuchałem, bo już teraz wolałbym je od susvar. Wszystkie te „rewelacje” piszę po dobrym tygodniu ich „przełamania” i szczegółowym porównywaniu z innymi słuchawkami. To rzecz jasna tylko słowa, w które z definicji nie należy wierzyć (sam w ww. – że powtórzę – rewelacje o ich cudownym brzmieniu po zmianie kabla po prostu nie wierzę, jak nie porównam, nie posłucham, to nie uwierzę) i stąd zalecam Panie Piotrze i innym zdrowy sceptycyzm, ale mogę szczerze napisać, że nie przesadzam i nie wymyślam ani nie wyolbrzymiam, a mam nadzieję, że będzie okazja, żeby zanurzył Pan palec, w sensie ucho w replikę dawnych komór r-10 i po posłuchaniu uwierzył.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Tak cóż, wynikałoby z tego, że zmarnowałem dwa tygodnie z tymi słuchawkami i napisałem fałszywą ich recenzję. Toteż składam sobie powinszowania, lecz to przecież najważniejsze, iż koniec końców rewelacyjnie grają, a z lepszym kablem potencjalnie lepiej. A propos kabli – jednak nie zamieniłbym swojego Entreq Olympusa powrotnie na oryginalny z K1000, a do obserwacji o nich muszę dołożyć tę istotną, iż dość często miewałem do czynienia z sytuacją niemożności czerpania z którychś słuchawek przyjemności, co po wymianie kabla się zmieniało. A to nie jest niestety bagatela, to zwrot o sto osiemdziesiąt stopni.

          1. Marcin pisze:

            Napisał Pan jak grały na dany moment i pod tym względem wszystko się zgadza. Po drugie, w audio z natury podchodzę do wszystkiego sceptycznie, każdy słyszy trochę inaczej i nie ma co wierzyć na słowo, że teraz to grają, a wcześniej nie grały. Musiałby Pan sam posłuchać i ocenić, i dopiero wtedy zastanowić się nad erratą. Osobiście nie miałem do czynienia z markowymi kablami za tysiące (jak Entreq, Double Helix Cable, Danacable, Norne Cable itd.), to są to kable w cenie słuchawek (Double Helix Cable, Danacable bez cła i vatu to koszt kolejno 12 tyś zł i niecałe 20 tyś zł, piszę o najwyższych modelach), a ich zakup bez sprawdzenia i posłuchania przed zakupem wydawał mi się po prostu absurdem; w związku z czym nie wiem, natomiast jeśli chodzi o kable za kilka stówek to te sprawdzałem i dramatycznych zmian nie usłyszałem; ponadto nie twierdzę, że zmian nie ma, po prostu ja mam widocznie mniej wyczulony słuch i dla mnie zmiany są niewielkie, a dla innej osoby taki kabel może być wart tyle co słuchawki, bo w jego przekonaniu kabel ten wprowadza tak duże zmiany na plus.

          2. Piotr+Ryka pisze:

            Sęk w tym, że mała zmiana często oznacza dużą. Słuchawkowy, czy ogólniej audialny efekt motyla. Na przykład Sennheiser HD800 z kablem oryginalnym, FAW, Tonalium i Entreq Atlantis to cztery różne słuchawki.

          3. Piotr+Ryka pisze:

            Odnośnie zaś ES Lab ES-R10, to wolałbym napisać ich recenzję finałową, a nie na drodze do finału.

  9. Marek pisze:

    Wkradł się błąd, oczywiście miało być zamulacz

  10. Marek pisze:

    Witam, widzę że dyskusja na temat Sony r 10es labs nabiera tempa.Pan Piotr żałuje,że nie miał lepszego kabla, a Pan Marcin polemizuje że słusznością użycia do nich lepszego kabla.Pan Piotr wie jaka jest różnica , gdy do podłączył swoje AKG K1000 najpierw do Entreqa Atlantisa, a teraz do Olympusa.Ja wiem, co się stało, gdy wymieniłem firmowy kabel do Audeze lcd-3, na Entreqa Konstantina za 3000 zł.To jak powiew świeżego powietrza po otwarciu okna w niewietrzonym prze dłuższy czas pokoju.Z Arturem mieliśmy i mamy do dyspozycji 3 zdecydowanie lepsze kable w granicach 2500 zł, a nie 10, czy 12, o których wspominał Pan Marcin.I co się wydarzyło, gdy ,wracaliśmy do kabla firmowego? No cóż, ubytek wszystkiego po trochu, a szczególności…muzyki był nieakceptowalny.To fakty i tyle. Wiem ,co słyszałem i co słyszę na co dzień i wygrzewanie, o którym Pan Marcin wspomina nie ma nic do rzeczy, bo mój jak i Artura egzemplarz są świetne wygrzane.Możemy porównywać jakość tych słuchawek codziennie, porównując je z innymi znamienitym modelami konkurencji, bo je posiadamy i kolekcjonujemy jak kobiety buty, czy torebki.Nie mówię tego, bo jestem snobem, ale dlatego aby uzmysłowić Panu Marcinowi, że testujemy i słuchamy z Arturem muzyki przez słuchawki, bo to nasza pasja.Tak, Susvary zostały pogonione przez te Sony to kąta i Artur je sprzedał.Z Sony była muzyka, a z Susvarą sen o muzyce.Testowaliśmy i na co dzień podłączamy Sony do wybitnych wzmacniaczy słuchawkowych, daców, poprzez wybitnie im pasujące kable połączeniowe, a nie koniecznie ekstremalnie drogie( podstawa to przysłowiową synergia) i cieszymy się muzyką.Sony nie są najlepsze do muzyki elektronicznej, ale tam, gdzie są prawdziwe instrumenty i głosy są jednymi z najlepszych bez względu na cenę.Sennheiser hd800 z wymienionymi przez p.Piotra kablami, to 4 różne słuchawki.W sedno.Z Sony r10 es labs jest identycznie.Myślę, że już z Entreqem Chalangerem , czy Tonnalium mogłyby już niesamowicie namieszać.Ich jakość jest na tym samym poziomie jak Final Sonorus 8000, które ostatnio słyszałem u kolegi ze srebrnym kablem robionym na zamówienie.Fantastyczne słuchawki , które wywołują to ech! Tak na koniec- dziękuję Panu Marcinowi i Arturowi,że wywołali dyskusję odnośnie kabli do tych replik legendarnych Sony.Życzę Panu Marcinowi więcej wiary w kable i niekoniecznie te ekstremalnie drogie, a Panu Piotrowi proponujemy za jakiś czas powrót do ponownego przetestowania Sony r10 es labs z lepszym kablem, np Tonalium.Myślę,że producent tego kabla zrobi nam ta przyjemność, za szczera promocję jego kabla przez Pana Piotra i nas melomanów i fanów odsłuchu muzyki przez słuchawki Pozdrawiam, Marek

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Mam cichą, a od tego momentu głośniejszą nadzieję, że grupa posiadaczy ES-R10 zorganizuje spotkanie odsłuchowe, na którym wypracuje wspólne stanowisko odnośnie kabli i wygrzewania, a potem ewentualnie podjedzie do mnie w całości lub części z najlepiej grającymi albo wszystkimi, tak żebym i ja się dowiedział, co tak naprawdę w tej hongkońskiej muszli piszczy.

      1. Artur pisze:

        Chętnie bym podjechał ze swoim egzemplarzem. Pewnie Marek by też się dołączył. Łącznie byśmy mieli ze 3 różne kable dobrej jakości i 2-3 pary ESR10. Jedynie kwestia dogadania terminu. Proszę o jakieś namiar na arturro13@o2.pl.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          OK, a do Marka już dzwoniłem.

  11. Marek pisze:

    Panie Piotrze, czy mógłby Pan polecić jakiegoś dobrego fachowca, który podjąłby się wymiany tych fatalnych gniazd lemo w słuchawkach Enigmacoustic dharma d 1000( wie Pan o czym mówię) na jakieś cywilizowane? Z góry dziękuję za pomoc, Marek.Na wszelki wypadek podaje swój numer- 500491824.Pozdrawiam

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Zadzwonię.

  12. Bartek pisze:

    Dzień dobry.
    Czy Panowie zamawiali te słuchawki przez stronę eslabhk.com czy z jakiegoś alternatywnego źródła i jak długo Panowie czekali na dostarczenie produktu?
    Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy