Na tej kanwie mała uwaga, od której też mogłem zacząć, że mianowicie po cichutku, politpoprawnym cichaczem, Myszka Miki i Kaczor Donald zostali wymazani, wyparowując niemal doszczętnie z przestrzeni kulturowej. Nawiązuje się do nich od czasu do czasu, jeszcze pozostają rozpoznawalni, ale żeby którąś z dawnych dziesięciominutówek Disneya ktoś puścił – to nie, mowy nie ma. Nastały oto czasy rzekomo bezprzemocowego i bezstresowego wychowywania dzieci pod ochronnymi kloszami miłości i braku agresji, co o tyle jest śmieszne, że zaraz potem świat nastolatków aż pęka od przemocy. Te wszystkie Transformersy, Superbohaterowie i reszta Władców Pierścienia (nie wspominając o krwawych jatkach komputerowych rozgrywek) – to nic, tylko sama przemoc z ozdobnikami seksu i czarów. Hipokryzja więc na całego, że wiktoriańskie czasy mogłyby pozazdrościć. A pośród tej obłudy nasz wzmacniacz „Mickey Mouse”, ciągle oferowany klasyk.
Mogłem zacząć jeszcze inaczej – od losów spalinowego silnika. Wynalazek zapomnianego dziś całkiem Monsieur Philippe Lebona, spopularyzowany sto lat później przez Herr Carla Beza, ma złoty okres prawdopodobnie za sobą, ustępując pomału miejsca silnikom elektrycznym. Jak to z tym ustępowaniem naprawdę będzie – komu i kiedy faktycznie – to jeszcze zobaczymy, ale trend się zarysowuje wyraźny. Niby więc spalinowe V12 to już pewien przeżytek, ale tak bardziej w wizjach ekologią namaszczonych ocieplaczy klimatu niż faktycznie, bo właśnie teraz pod skrzydłami Volkswagena wskrzeszone Bugatti oferuje ośmiolitrowe silniki V16 w modelach Veyron i Chiron – w potężniejszym Chironie osiągające 1500 KM mocy. Za dwa i pół miliona dolarów można sobie sprawić sportowego Chirona, by się rozpędzać do 420 km/h, a po zdjęciu ogranicznika prędkości do 515 km/h. Tu się natomiast ograniczymy do też nieprzeciętnego V12, za to w modniejszej i słuszniejszej ekologicznie wersji elektrycznej, z lampami zamiast tłoków.
O firmie EAR dopiero co pisałem, ale dla nie mających ochoty szukać tamtej recenzji przypomnę, że znany z gwałtowności wyrażania poglądów, niedawno zmarły baron Timothy de Paravicini, uchodził za mistrza techniki lampowej i producenta najlepszych na świecie transformatorów, zarazem za jednego z prekursorów rozpasanego high-endu. Aczkolwiek trzeba zauważyć, że dyktowane przez niego, zdające się kiedyś bardzo wysokimi ceny, mocno się zdewaluowały na tle późniejszych cenowych szaleństw młodszych kontynuatorów high-endu. Dlatego trzydzieści parę tysięcy za wykonany w luksusowych standardach, dwudziestodwu łącznie lampowy wzmacniacz o pięćdziesięciowatowej mocy, nikogo dziś nie zaszokuje, ba – może uchodzić za okazję.
I jeszcze coś na rozpałkę. Wzmacniacz pojawił się w 2011, obchodzi zatem dziesięciolecie. Dla EAR tuzin lamp mocy w jednym urządzeniu to ani nie pierwszyzna, ani też żaden wyczyn; dwanaście lat wcześniej zaoferowali wzmacniacz V20, czerpiący moc z małych triod ECC83. Ale chciałem powiedzieć coś innego. Otóż ten V12 zyskał sławę także jako najlepszy możliwy napęd dla równie jak on sławnych i niezwykłych słuchawek AKG K1000. Niewielu miało okazję takiego zestawienia słuchać, ale ci, którym było dane, byli pod dużym wrażeniem. Marzenia dawnych słuchawkowców rozbiegały się zatem kiedyś pomiędzy Sennheisera Orfeusza, Sony MDR-R10 z EAR HP4 lub Zaną Deux, topowe zestawy Staksa i właśnie tak napędzane AKG K1000.
Trochę to smutne, że najlepszy recenzowany ostatnio sprzęt (pospołu ze słuchawkami T+A) nie doczekał się żadnego komentarza.
Zawsze najtrudniej o pierwszy komentarz…
Ale Panie Piotrze – wysoko ustawił Pan poprzeczkę.. Jeśli nawet Sulek 9×9 nie wiadomo czy najlepszy jest do zasilania – choć samo urządzenie jak na audiofilskie standardy ok, 38 tysięcy to do „przełkniecia”…
Trochę tak jakby użytkownik fiata miałby komentować roll-royca.
Tak wiem, jest taki samochód. Raz nawet widziałem jak jechał – po ulicach Lublina.
A sam wzmacniacz śliczny.
Myśmy tu, Sławku, zdaje się we dwóch zostali. 🙂
A wzmacniacz przepiękny, posłuchałbym…
Tak przy okazji mam całkiem fajny transport CD – Jay’s Audio CDT2 mk II.
Jakby chciał Pan przetestować – to proszę o kontakt na priv.
Proszę przypomnieć o tym Jays za jakiś czas, bo teraz terminarz bardzo napięty.
Oczywiście. Bardzo jestem ciekawy Pana zdania o nim.
Sprzęt wybitnie interesujący.
Swoją drogą, ciekawe jakby się sprawdził z przystawką od iFi z bardziej czułymi słuchawkami.
Podejrzewam, że też świetnie.
Mimo tych 40-tu tysięcy, to i tak, biorąc pod uwagę uniwersalność,(wybitny dla słuchawek i głośników wzmak)
niezła opłacalność.
Świetna recenzja.
Pozdrowienia dla Ciebie Piotrze i wszystkich czytelników 🙂
Tak, to wyjątkowo opłacalna inwestycja dla poszukujących high-endu.
Czyli rozumiem dużo lepszy od Phasta i warty w związku z tym rozważenia.
To inne ligi cenowe, zakresy mocy i style brzmienia. Phast jest miły i muzykalny, V12 dynamiczny, realistycznie brutalny i potężny. Ale przy czysto miedzianych, ciepłych kablach grać mogą dość podobnie. Przy czym V12 nadaje się jedynie do prądożernych albo wysoko omowych słuchawek.
Witam Panie Piotrze, a z takich tańszych kabli zasilających do tego wzmacniacza jest Pan w stanie coś polecić? Synergistic Research Blue UEF High Current AC? Luna Gris? Coś innego? Już niekoniecznie w stronę naturalizmu. I druga kwestia – słuchawki Audio-Technica ATH-AP2000Ti (44 ohm, 100 dB/mW), czyli łatwe do wysterowania, w jaki sposób najlepiej z nim połączyć?