Postawić sprzęt, to nie to samo co piwo. Ani tak proste, ani tanie. Nie wiem, ile kosztuje ani jak się nazywa najdroższe piwo świata, ale pomijając najróżniejsze wygłupy, w rodzaju „piwa” o zawartości alkoholu powyżej 50%, albo pędzonego z jęczmienia wyrosłego na stacji orbitalnej (nie zmyślam, było takie), porządne piwo kosztowało będzie tak z grubsza do kilkunastu dolarów za butelkę. By podać konkretny przykład – markowe Kronenbourg 1664 niecałe sześć złotych za małe. A kiedy sięgnąć po w miarę jeszcze normalne, nieorbitalne, ale już piwne ekstremum (sprzeczność ukryta w definicji, ale przynajmniej z piwem), to mamy jako dobry przykład Crown Ambassador Reserve – leżakowane w dębowych beczkach i rozlewane do butelek od szampana (jedno i drugie wielkie mi co), za co chytry producent liczy dziewięćdziesiąt dolarów od sztuki, czyli za 0,75 l. Tak jakby do takich butelek nie rozlewano alkoholizowanej lemoniady po siedem złotych za jedną, a dębowe beczki były rzadkością na wszechświatową skalę. O piwie może jednak kiedy indziej, a teraz o stawianiu nie jego, tylko sprzętu. Albowiem (oto niezwykłe słowo, jakbyś otwierał książkę), albowiem jest ono ważne, jako że w zadziwiający sposób poprawia działanie urządzeń odtwarzających muzykę. I na dodatek wszelkich – i kabli nawet też. Bardzo się temu ostatniemu dziwiłem, ale jest o tym cała recenzja, a w niej relacja z eksperymentów odnośnie podkładek pod kable głośnikowe – można sobie poczytać. I jeszcze będąc przy temacie. Niedawno, tak głównie z nudów, zrobiliśmy z właścicielem Nautilusa myk-myk teścik dla siebie – czy coś (a raczej, na ile) zmieni się w brzmieniu niedrogich kolumn Dynaudio (które akurat w małej sali), kiedy je ściągnąć z platform antywibracyjnych Acoustic Revive, złożonych z dwóch desek, rantu wokół dolnej i sypanego luzem między nie granulatu z kryształków kwarcu. Po zestawieniu na podłogę zmieniło się akurat tyle, jakby wziąć model o dwa oczka niższy, co usłyszeliśmy od razu. Degradacja bez cienia wątpliwości, że głuchy by usłyszał. Ale, niestety, te platformy do tanich nie należą. Sztuka kosztuje przeszło trzy tysiące dla kolumn średniego formatu, a zatem para przeszło sześć. Czy to dobry interes? Dla tanich kolumn raczej nie, bo za tyle kupimy lepsze i postawimy na czymś tańszym. Ale kiedy ten lepszy model oznacza cenowo skok już duży, bośmy się przemieścili w górne rejony oferty; albo kiedy lepszy się nie nadaje, gdyż jest gabarytowo dużo większy, a dysponujemy niewielkim pokojem, wówczas taka antywibracja platformowa zaczyna wyglądać ciekawiej też z punktu obserwacyjnego ekonomii. Lecz o platformach także kiedy indziej, a teraz o podstawkach; tych, co od piwa droższe. Dostałem dawno temu – tak dawno, że się nie przyznam, zwłaszcza, że już dokładnie nie pamiętam – cztery pudełka tytułowych Divine Acoustics KEPLER z zadaniem przetestowania. I teraz usprawiedliwienie. Sprzętu dokoła mnóstwo, a ja nie lubię tak pyk-pyk: posłuchał-napisał-zainkasował-następny. Między testami robię przerwy, zajmują mnie też inne sprawy, a za słuchanie staram się zabierać dopiero wtedy, kiedy mam ochotę. W efekcie publikacje się ślimaczą, chciałoby się szybciej, więcej. Ale, właśnie się nie da – nie warto cisnąć na siłę. Zwłaszcza gdy chodzi o muzykę, a o nią przecież chodzi. W ten sposób czasu kęs niemały przeleciał, porozciągany dodatkowo historią o audiofilskim voodoo i jej komputerową odnogą. Ale nareszcie przyszła pora i możemy zaczynać.
Johannes Kepler był asystentem Tychona de Brahe, sławnego duńskiego astronoma, a przy okazji kontynuatorem badań Galileusza – i koniec końców sam stał się sławnym astronomem, matematykiem i fizykiem. Życie miał bardzo urozmaicone: podobnie jak René Descartes czas jakiś był żołnierzem, podobnie jak Izaak Newton parał się też astrologią, podobnie jak Mikołaj Kopernik długo był nieakceptowany przez środowiska naukowe i podobnie jak Pierre Simon de Laplace nie tylko był wybitnym matematykiem, ale też znakomitym rachmistrzem. I podobnie jak jeszcze w starożytności inny wielkiego formatu matematyk, osnuty legendami i mitami Pitagoras z Samos, łączył Johannes Kepler proporcje matematyczne i całą budowę Wszechświata bardzo silnie z muzyką, co kontekstowo dla nas ważne i pojawienie się tłumaczy. Dziś męczą jego prawami ruchu planet dzieci na lekcjach fizyki, w związku z czym nazwisko Kepler łączy się z siłą grawitacyjną; i tak doszliśmy do podstawek, poprzez które ta siła działa, a także do muzyki, na którą wielorako wpływa. Na sporej (nie jak Małego Księcia i jego Róży) planecie Ziemia wszystkie obiekty materialne dążą dość intensywnie (właśnie z uwagi na tę wielkość) do stanu grawitacyjnej równowagi, którą osiąga się w jej centrum. Ponieważ dotrzeć tam nie można, skutkiem gęstości ośrodka, wszystkie się zatrzymują na powierzchni, i nieraz z dużym bęc! Bęc nas tu nie interesuje, to coś bardziej dla spadochroniarzy i badaczy katastrof lotniczych, ale interesuje coś innego – interesują mikrodrgania. Sprzęt audio wewnątrz drży – drgają napędy płyt i drżą transformatory, a nawet troszkę drgają zwykłe obwody elektryczne. I teraz chodzi o to, aby te drgania pochłonąć, ponieważ wówczas kultura pracy potrafi sporo się dźwignąć. Nie mówiąc nawet o tym, że od ruchu ulicznego drży nieraz cały budynek z audiofilem i jego sprzętem w środku, a grające kolumny – te, to dopiero drgają! I tu wkraczają podstawki plus przechodząca przez nie siła grawitacyjna, mogąca te drgania przyduszać i dzięki odpowiednim podstawkom zamieniać w niegroźne dla brzmienia ciepło. W naszym przypadku chodzi oczywiście o recenzowane Divine Acoustics KEPLER, gotowe stawać w szranki z całą plejadą konkurujących podstawek, kolców oraz platformo w walce o miano najlepszego podścieliska muzyki.
(Przepraszam za styl nieco sofistyczny, ale tak jakoś wstęp się napisał. Poza tym muzyka, piwo, gwiazdy, spadanie, matematyka, ciepło i grawitacja – to wszystko przecież się łączy.)
Wybór takich akcesoriów ogromny. Większości działanie słychać, szczególnie pod źródłem i kolumnami. Ale to i tak trzeba posłuchać u siebie bo zmiany mogą nastąpić nie takie jakich oczekujemy. Moim wielkim zaskoczeniem było to, że stopki antywibracyjne ( innego producenta ) miały wyraźny wpływ i pozytywny pod kondycjonerem. Dużo większy niż pod wzmacniaczem. Wysnułem zatem teorię niczym nie popartą że łączenie kabli / styków ma szczególne znaczenie. Najlepsze interkonekty mają zakręcane wtyki a kable sieciowe w audio tylko na wścisk a są bardzo ciężkie, sztywne a stopki pod kondycjonerem zmniejszają ich drgania na połączeniu. Szkoda,że kable sieciowe audio nie mają zakręcanych połączeń jak w aparaturze laboratoryjnej i militarnej.
Niewątpliwie celna uwaga. Kable łączące elementy dzielonych wzmacniaczy przeważnie są z zakrętkami, a kable zasilające bez.
I to jest jeden z największych absurdów współczesnego audio. Sprzęty za dziesiątki tysięcy a standard gniazda zasilającego byle jaki. Najlepszy numer polega na tym, że niektórzy producenci, jakby tego było mało, stosują absolutnie tandetne gniazda zasilające gdzie styk to dwie gówniane blaszki trwale odszktałcające się pod wpływem bolca wtyczki. W jakim to sprzęcie? Lampce? Nie. W audiofilskim regeneratorze prądu.
To cale audio zaczna obracac sie w oparach absurdow, te wszystkie zmiany sa tak subtelne a opisywane w sposob wprowadzajacy ludzi w blad, pozniej ktos kupuje i zastanawia sie dlaczego nie jest tak jak ktos to opisal…
Dosyć ogólna konstatacja. Może jakieś przykłady?
Per analogia, jednym wystarczy wino za 12-18 zł. A inni próbują, smakują i kupują butelkę za 40 – 60 zł. Fanatycy lub uzależnieni kupują butelkę > 100 zł. Opisy i testy wina są tylko subiektywną oceną testujących i pewnym porównaniem.
W audio na szczęście jest możliwość przetestowania droższego sprzętu i podjęcia samodzielnej świadomej decyzji.
„Audiofilizm” to uzależnienie / choroba, niezależnie jakie motywacje zakupowe przyświecają nabywcy.
Ja się zetknąłem z recenzjami które absolutnie nie pokrywały się z moimi odczuciami jak i z takimi które były zgodne z moimi doświadczeniami. To temat, który szkoda rozwijać bo już w różnych gremiach został szeroko przedyskutowany i budzi dużo emocji.
Mirek, mówisz jakbyś od wczoraj żył. Hajs się musi zgadzać u producentów tak? 😉
W niektórych systemach różnice są delikatne w niektórych znacznie większe niż można by się było spodziewać. Może audio obraca się w „pewnych granicach” natomiast odsłuch przed zakupem jest podstawową sprawą. Każdy system gra inaczej i choćby nie wiem jak były by odczucia recenzenta opisane należy się nimi kierować jedynie częściowo – do załóżmy wstępnego wybierania urządzeń czy elementów do odsłuchu.