Recenzja: Divine Acoustics KEPLER

   Postawić sprzęt, to nie to samo co piwo. Ani tak proste, ani tanie. Nie wiem, ile kosztuje ani jak się nazywa najdroższe piwo świata, ale pomijając najróżniejsze wygłupy, w rodzaju „piwa” o zawartości alkoholu powyżej 50%, albo pędzonego z jęczmienia wyrosłego na stacji orbitalnej (nie zmyślam, było takie), porządne piwo kosztowało będzie tak z grubsza do kilkunastu dolarów za butelkę. By podać konkretny przykład – markowe Kronenbourg 1664 niecałe sześć złotych za małe. A kiedy sięgnąć po w miarę jeszcze normalne, nieorbitalne, ale już piwne ekstremum (sprzeczność ukryta w definicji, ale przynajmniej z piwem), to mamy jako dobry przykład Crown Ambassador Reserve – leżakowane w dębowych beczkach i rozlewane do butelek od szampana (jedno i drugie wielkie mi co), za co chytry producent liczy dziewięćdziesiąt dolarów od sztuki, czyli za 0,75 l. Tak jakby do takich butelek nie rozlewano alkoholizowanej lemoniady po siedem złotych za jedną, a dębowe beczki były rzadkością na wszechświatową skalę. O piwie może jednak kiedy indziej, a teraz o stawianiu nie jego, tylko sprzętu. Albowiem (oto niezwykłe słowo, jakbyś otwierał książkę), albowiem jest ono ważne, jako że w zadziwiający sposób poprawia działanie urządzeń odtwarzających muzykę. I na dodatek wszelkich – i kabli nawet też. Bardzo się temu ostatniemu dziwiłem, ale jest o tym cała recenzja, a w niej relacja z eksperymentów odnośnie podkładek pod kable głośnikowe – można sobie poczytać. I jeszcze będąc przy temacie. Niedawno, tak głównie z nudów, zrobiliśmy z właścicielem Nautilusa myk-myk teścik dla siebie – czy coś (a raczej, na ile) zmieni się w brzmieniu niedrogich kolumn Dynaudio (które akurat w małej sali), kiedy je ściągnąć z platform antywibracyjnych Acoustic Revive, złożonych z dwóch desek, rantu wokół dolnej i sypanego luzem między nie granulatu z kryształków kwarcu. Po zestawieniu na podłogę zmieniło się akurat tyle, jakby wziąć model o dwa oczka niższy, co usłyszeliśmy od razu. Degradacja bez cienia wątpliwości, że głuchy by usłyszał. Ale, niestety, te platformy do tanich nie należą. Sztuka kosztuje przeszło trzy tysiące dla kolumn średniego formatu, a zatem para przeszło sześć. Czy to dobry interes? Dla tanich kolumn raczej nie, bo za tyle kupimy lepsze i postawimy na czymś tańszym. Ale kiedy ten lepszy model oznacza cenowo skok już duży, bośmy się przemieścili w górne rejony oferty; albo kiedy lepszy się nie nadaje, gdyż jest gabarytowo dużo większy, a dysponujemy niewielkim pokojem, wówczas taka antywibracja platformowa zaczyna wyglądać ciekawiej też z punktu obserwacyjnego ekonomii. Lecz o platformach także kiedy indziej, a teraz o podstawkach; tych, co od piwa droższe. Dostałem dawno temu – tak dawno, że się nie przyznam, zwłaszcza, że już dokładnie nie pamiętam – cztery pudełka tytułowych Divine Acoustics KEPLER z zadaniem przetestowania. I teraz usprawiedliwienie. Sprzętu dokoła mnóstwo, a ja nie lubię tak pyk-pyk: posłuchał-napisał-zainkasował-następny. Między testami robię przerwy, zajmują mnie też inne sprawy, a za słuchanie staram się zabierać dopiero wtedy, kiedy mam ochotę. W efekcie publikacje się ślimaczą, chciałoby się szybciej, więcej. Ale, właśnie się nie da – nie warto cisnąć na siłę. Zwłaszcza gdy chodzi o muzykę, a o nią przecież chodzi. W ten sposób czasu kęs niemały przeleciał, porozciągany dodatkowo historią o audiofilskim voodoo i jej komputerową odnogą. Ale nareszcie przyszła pora i możemy zaczynać.

Johannes Kepler był asystentem Tychona de Brahe, sławnego duńskiego astronoma, a przy okazji kontynuatorem badań Galileusza – i koniec końców sam stał się sławnym astronomem, matematykiem i fizykiem. Życie miał bardzo urozmaicone: podobnie jak René Descartes czas jakiś był żołnierzem, podobnie jak Izaak Newton parał się też astrologią, podobnie jak Mikołaj Kopernik długo był nieakceptowany przez środowiska naukowe i podobnie jak Pierre Simon de Laplace nie tylko był wybitnym matematykiem, ale też znakomitym rachmistrzem. I podobnie jak jeszcze w starożytności inny wielkiego formatu matematyk, osnuty legendami i mitami Pitagoras z Samos, łączył Johannes Kepler proporcje matematyczne i całą budowę Wszechświata bardzo silnie z muzyką, co kontekstowo dla nas ważne i pojawienie się tłumaczy. Dziś męczą jego prawami ruchu planet dzieci na lekcjach fizyki, w związku z czym nazwisko Kepler łączy się z siłą grawitacyjną; i tak doszliśmy do podstawek, poprzez które ta siła działa, a także do muzyki, na którą wielorako wpływa. Na sporej (nie jak Małego Księcia i jego Róży) planecie Ziemia wszystkie obiekty materialne dążą dość intensywnie (właśnie z uwagi na tę wielkość) do stanu grawitacyjnej równowagi, którą osiąga się w jej centrum. Ponieważ dotrzeć tam nie można, skutkiem gęstości ośrodka, wszystkie się zatrzymują na powierzchni, i nieraz z dużym bęc! Bęc nas tu nie interesuje, to coś bardziej dla spadochroniarzy i badaczy katastrof lotniczych, ale interesuje coś innego – interesują mikrodrgania. Sprzęt audio wewnątrz drży – drgają napędy płyt i drżą transformatory, a nawet troszkę drgają zwykłe obwody elektryczne. I teraz chodzi o to, aby te drgania pochłonąć, ponieważ wówczas kultura pracy potrafi sporo się dźwignąć. Nie mówiąc nawet o tym, że od ruchu ulicznego drży nieraz cały budynek z audiofilem i jego sprzętem w środku, a grające kolumny – te, to dopiero drgają! I tu wkraczają podstawki plus przechodząca przez nie siła grawitacyjna, mogąca te drgania przyduszać i dzięki odpowiednim podstawkom zamieniać w niegroźne dla brzmienia ciepło. W naszym przypadku chodzi oczywiście o recenzowane Divine Acoustics KEPLER, gotowe stawać w szranki z całą plejadą konkurujących podstawek, kolców oraz platformo w walce o miano najlepszego podścieliska muzyki.

(Przepraszam za styl nieco sofistyczny, ale tak jakoś wstęp się napisał. Poza tym muzyka, piwo, gwiazdy, spadanie, matematyka, ciepło i grawitacja – to wszystko przecież się łączy.)

Skąd, jak i dlaczego

   Firma Divine Acoustics lokuje się w mieście Ozimek, położonym w południowo zachodniej Polsce, pół drogi między Katowicami a Wrocławiem. I od dość dawna z powodzeniem zajmuje się produkcją wysokojakościowych kolumn, których oferuje szereg modeli. A od mniej dawna też wytwarzaniem głośnikowych kabli, antywibracyjnych platform i antywibracyjnych podstawek. Podstawek – dodajmy od razu – przeznaczonych zarówno do kładzenia pod sprzętem, jak i stawiania na nich kolumn, jako że jedna oferuje nośność aż do dwudziestu kilogramów. Tak więc na czterech można postawić nawet wielkie Zingali 3.15 – i nie powiem, trochę mnie korciło. Ale najpierw skromniejsze od podkładania pod kolumny wyzwania, a jeszcze wpierw o technologii.

Podkładki prezentują się bardzo efektownie, jak również bardzo ładnie są pakowane, i – co przede wszystkim rzuca się w oczy – bardzo też są skomplikowane. Nie żadna tam kulka latająca w korytu, czy pływak na sprężynkach, tylko wielokąty, trójkąty, kółka, mnogość użytych materiałów i warstw lekko licząc osiem. (A tak naprawdę dziewięć.) Przy materiałach bardzo różnych: chrom, stal, miedź, ceramika, magnesy, kamienie szlachetne, spieki, tworzywa sztuczne, drewno. Wszystko to bardzo zmyślnie połączone śrubowo z czterdziestu elementów i z przyleganiem, ale też z umyślnymi luzami, których brać nie należy za niedoróbkę. Luzy być mają i pochłaniać, a wierzchni kołpak dokręcony jedynie samą siłą palców, bez używania narzędzi. Mimo iż są w komplecie narzędzia – klucz inbusowy i płaski. Te jednak wyłącznie do ewentualnego montażu śrubowego w podstawach kolumn, a do samych podstawek nie. Broń Boże ich w niczym nie nurzać ani tym bardziej rozkręcać, bo będzie po robocie, stracą właściwości funkcyjne.

Odnośnie tego montażu w kolumnach, to kołpak daje się odkręcić i można go zastąpić należącą do kompletu śrubą z regulacyjną nakrętką kontrującą. Producent prosi przy tym, by montażu dokonywać na odwróconej lub położonej kolumnie, a potem nie stawiać „ze sagi”, czyli mówiąc po polsku, a nie podkrakowską gwarą, nie po skosie od jednej strony, tylko całościowo, w dwie osoby, pionowo. Gdyż Keplery nie lubią bocznych naprężeń, te mogą je uszkodzić. Odnośnie zaś podkładania sprzętu, to można użyć trzech lub czterech, ale najlepiej trzech – i, co dla działania ważne, należy przy tym kombinować. To znaczy wypróbować różne trójkąty – i raczej nie równoboczne ani równoramienne (do czego jeszcze wrócę).

Komplet do montażu pod kolumnami zawiera osiem podkładek.

Aby komplet stał się faktycznie kompletny, dostajemy w nim nie tylko do wyboru trzy, cztery albo osiem Keplerów z dwoma kluczami i alternatywnymi dla kołpaków śrubami, ale także odnośną ilość filcowych podkładek, bardzo umilających życie. Precz trosko o porysowanie podłoża i na dodatek suwać łatwo.

Ze strony producenta można ściągnąć wyczerpującą instrukcje obsługi oraz specyfikację techniczną, a cały komplet dostajemy w eleganckim pudełku wypełnionym idealnie dopasowanym do zawartości wypełniającym profilem z twardej pianki.

Odnośnie jeszcze – jak to działa i jak się fachowo nazywa. Producent nam wyjaśnia:

Technologia CeraGem łączy w sobie zalety twardych materiałów: spieku ceramicznego, kamieni szlachetnych mających powtarzalną strukturę kryształu oraz różnych metali. Technologia CeraGem jest naszym autorskim rozwiązaniem i nie powiela schematów stosowanych przez inne firmy, które walczą z drganiami przy pomocy kulek ceramicznych, miękkich przekładek, magnesów lub łożysk.

Pierwszym projektem, w którym wykorzystano technologię CeraGem są stopy antywibracyjne Kepler. Mają one budowę wielowarstwową, kanapkową. Przystosowane są do użycia ich jako stopy głośników – mogą zastąpić kolce głośnikowe, mogą także zastąpić nóżki urządzeń takich jak odtwarzacze CD, przetworniki, wzmacniacze.

Kepler składa się z 40 elementów, a główna jego funkcja, czyli kumulowanie i rozpraszanie drgań realizowana jest przez 7 warstw wykonanych z różnych materiałów. Wewnątrz obudowy Keplera prostopadłościenna sztaba ceramiczna współpracuje z kamieniami szlachetnymi ustawionymi w kształt piramidy o podstawie trójkąta nierównobocznego. Kamienie utrzymywane są w stałej pozycji, współpracują ze stalą chromowo niklową i tworzą łącznie układ 3 warstw. Piramida spoczywa bezpośrednio na sztabie ceramiki, a układ ten obudowany jest innymi elementami, które delikatnie sprężają cały układ i tworzą swego rodzaju radiator zamieniający w ciepło skumulowaną energię. Górny gwintowany trzpień przekazuje drgania pochodzące od urządzenia lub głośnika bezpośrednio na wierzchołek piramidy. Do budowy Keplera w poszczególnych warstwach użyte zostały także stal, chrom, nikiel, miedź, tytan, molibden oraz elementy pomocnicze z drewna i poliamidu.

Zalety użytkowe konstrukcji:

– duża powierzchnia styku z powierzchnią podłogi/ blatu poprawiająca stabilność;

– łatwa regulacja wysokości głośników dzięki pierścieniowi w kształcie falbany;

– nakrętki zwiększające powierzchnię styku z urządzeniem audio w wersji nie przykręcanej;

– wymienne trzpienie o różnych wysokościach;

– kluczyki do wymiany trzpieni w zestawie.

Wyjątkowo skomplikowanych.

Pytanie o powód powstania Keplerów wydaje się zbyteczne. Każdy producent kolumn dąży do ich optymalizacji, której istotnym elementem z przyczyn już wymienionych jest zapobieganie wibracjom. Tym razem sprawa wygląda więc tylko o tyle inaczej, że nie sięgnięto po cudze rozwiązania i rzecz potraktowano bardzo serio. Serio aż do maksimum.

I jeszcze na finał ceny. Komplet złożony z trzech Keplerów kosztuje 290 €, z czterech 380 €, a z ośmiu 720 €. Ceny są międzynarodowe, gdyż dystrybutorów poza Polską wielu – od Chin aż po Włochy, od Nowej Zelandii po Portugalię. I w kontekście cenowym uwaga, że ustawienie obydwu kolumn na Keplerach wypadnie o przeszło połowę taniej niż na platformach Acoustic Revive, co jedno drugiego nie wyklucza, można obydwu użyć naraz.

Działanie

I wykonanych mistrzowsko.

   Tym razem zbędne ceregiele – podkładek nie potrzeba wygrzewać, ani im kabli dobierać. Zatem tylko sprawdziłem, czy kołpaczki są dokręcone, a potem trzy Keplery wylądowały pod sprzętem – wzmacniaczem słuchawkowym Phasemation EPA-007. Oczywiście po uprzednim sprawdzeniu, jak gra on bez podkładek. Grało poprzez słuchawki Ultrasone Tribute 7, których z satysfakcją używam – i zgodnie z oczekiwaniami na podkładkach zagrało lepiej. Lepiej, ponieważ wyraźniej i z większym nasyceniem; trochę tak, jakby kręcąc obiektywem fotograficznym lepiej uchwycić ostrość i jednocześnie odczekać, aż dym papierosowy wokół fotografowanej postaci się rozwieje. Kontury zatem wyraźniejsze, a barwy głębsze i jednocześnie medium czystsze. „Mniej spokojnie i nie tak luźno” – ta konstatacja pojawiła się w głowie, jako odpowiedź na skupienie i wytężone nasłuchiwanie. Mniej miękko, bardziej dosadnie i bardziej wyraziście, a także z większą ostrością pierwszego planu i większą głębią ostrości. A potem – zgodnie z sugestią producenta – zacząłem szukać optimum. Czyli przemieszczać trzy podstawki, suwając kolejno każdą, co dało w sumie kilkadziesiąt trójkątów o różnym usytuowaniu i różnej długości ramion. I rzeczywiście – takie przemieszczanie zmieniało dźwiękowy obraz, głównie poprzez zmieniające się (tak jak samo położenie podstawek) dozy wspomnianej ostrości i nasycenia. Można było dostawać raz obraz bardziej rozmyty i bardziej szary, a kiedy indziej, na dystansie paru zaledwie centymetrów, ostrzejszy i barwniejszy. Przy czym taki czy taki był high-endowy, bo high-endowy sprzęt cały, więc ten bardziej konturowo miękki i mniej kolorowy także wyraźny i realistyczny; zwłaszcza że miękkość konturów poprawiała wrażenie bryły i wypełnienia. Niemniej całościowe poczucie realizmu wraz ze wzrostem ostrości się zwiększało, tyle że kosztem relaksacji – puszczania muzyki tak trochę obok, nie frontalnie. Wspomniany realizm jednakże nie tylko sam bardziej wyraźny, ale też i wyraźnie ciekawszy; tak więc ostatecznie wybrałem konfigurację jak najbardziej realistyczną, która faktycznie okazała się trójkątem nierównoramiennym, tym bardziej więc nie równobocznym. I przy tym ogólnie niewielkim – łebki podstawek daleko od krawędzi.

Po inauguracyjnej sesji przyszła pora na porównanie nie ze stanem bez podstawek (czyli w przypadku Phasemation staniem na czterech filcem od spodu wykańczanych nóżkach z twardego tworzywa), tylko z kulkowymi podstawkami na bazie bambusowego drewna od Avatar Audio – ich tak zwanymi Receptorami. Tu pewne zaskoczenie, bo po zastosowaniu Receptorów spodziewałem się większych zmian, gdy tymczasem względem wzmacniacza stojącego na własnych nogach zmiana dotknęła jedynie wysokich tonów, które nieznacznie wzmogły obecność. Ale naprawdę nieznacznie – tak bardziej dopiero na wsłuchanie. Do tego stopnia, że styl brzmieniowy zupełnie się nie zmieniał i wciąż było to mniej barwne i wyostrzone obrazowanie względem Keplerów, dające przekaz spokojniejszy, mniej się narzucający i obłościami łagodny. Bynajmniej nie przymglony – co to, to na pewno nie – ale taki jak w dniu normalnym, a nie o wyjątkowej widoczności, kiedy z Krakowa widać Tatry.

Sekwencję zdarzeń powtórzyłem dla słuchawek Final D8000 i w ich przypadku było analogicznie – to znaczy znów obraz z Keplerami wyraźniejszy, tyle że teraz dało się odczuć, iż Keplery swoją wyraźność zawdzięczają jeszcze mocniejszemu niż Receptory akcentowaniu sopranów, czego przy Ultrasone czuć nie było.

Dla pewności sięgnąłem jeszcze po Sennheiser HD 800 (tak jak Ultrasone z kablem Tonalium) – i znów dźwiękowy schemat się powtórzył: muzyczny obraz z Receptorami był niższy tonacyjnie, spokojniejszy i nie stawiający na taką wyraźność konturów, a z Keplerami wyższy, bardziej wyraźny, bardziej też kruchy i delikatniejszy w kobiecych głosach oraz bardziej niepomijalny – bardziej przykuwający uwagę.

 

 

 

 

Tyle odnośnie elektroniki tranzystorowej, ale mamy jeszcze lampową. Jako jej przedstawiciel zaprezentował się stawiany kolejno na własnych nóżkach, Receptorach i Keplarach potężny wzmacniacz słuchawkowy ALO Audio Studio Six, a także zestaw złożony z nie mniej ciężkich i wielgachnych lampowych elementów dzielonego odtwarzacza Ayon CD-T II/Ayon Stratos. Odnośnie tej partii odsłuchów zaskoczenie jeszcze większe, ponieważ nie powtórzyła się sytuacja z tranzystorem, a nawet podziało się wbrew. Ani bowiem dzielony odtwarzacz, ani sam słuchawkowy wzmacniacz (sprawdzany także z innym odtwarzaczem), nie grały wyższym ani bardziej narzucającym się w sposób prosty dźwiękiem, tylko zagrały bardziej wielowymiarowo i elegancko. Przede wszystkim odejmowały im Keplery pogłosowe otoczki – w obu wypadkach bardzo wyraźne i takie do kontestacji. Z jednej strony powodujące przyciąganie uwagi osobliwością i natarczywością brzmień nimi wzbogacanych, z drugiej jednak przy silnym poczuciu nienaturalności i dziwności. Grało to zestawienie bez podstawek efektownie, ale zarazem efekciarsko, nieprawdziwie. W stylu komputerowej karty dźwiękowej z uaktywnionym (choć mocno stonowanym) efektem odbiciowym „Hall”. Głos wzbogacany echem, ale nie w jedność skomponowanym, tylko wyraźnie osobnym. A przez to same dźwięki nie tylko trochę co do ważności zredukowane, ale też zbyt spłaszczone, dopiero echem formowane.

W sumie niezła zabawa, jeśli to akceptować, ale nie w audiofilskim, purystycznym stylu. Taka efektowna, robiąca wrażenie nieprawda – świadome i nie do końca udane upiększanie. Jak bardzo nieudane, to właśnie pokazywały Keplery. Zastosowanie ich zredukowało bardzo wyraźnie pogłos, wiążąc go jednoznacznie z dźwiękiem w całość. Momentalnie to rzutowało na trzeci wymiar, przenosząc jego istnienie do samych dźwięków, czyniąc je zatem prawdziwszymi. W przypadku samego odtwarzacza (Keplery pod oboma częściami a pod wzmacniaczem nie) było to dobrze wyczuwalne, ale jeszcze umiarkowane, natomiast po podłożeniu podstawek także pod wzmacniacz efekt przyrostu realizmu był już bardzo dobitny – prawda miast efekciarstwa. To jednak jeszcze nie wszystko. Keplery nie tylko uczyniły dźwięki bardziej trójwymiarowymi i istniejącymi w bardziej realistycznej przestrzeni. Złagodziły też sybilacje i jaskrawizny, a przede wszystkim uczyniły muzykę bardziej istniejącą jako oddziaływanie. Dźwięki nabrały otwartości, bardziej promieniowały i piękniej się kształtowały. By odnieść to do malarskiego porównania – te bez Keplerów były warsztatowo dużo słabsze i bardziej w stylu plakatu. Płaskie, o mocnych i podwajanych pogłosowym cieniowaniem konturach, brutalnie się narzucające. Operujące też silnym kontrastem czernie tła-kolor oraz mocnym połyskiem. Te zaś po podłożeniu Keplerów przypominać zaczynały magiczne przestrzenie mistrzów pędzla, w których przedmiot wykracza poza siebie, rzutując na całokształt w sposób nie tak trywialny, a całość jasno dawała odczuć, że świat to coś więcej niż zbiór przedmiotów w prostych relacjach mowy znaków i funkcji użytkowych. Inaczej to ujmując – koniec z rozrywką o dyskotekowych ciągotach; przechodzimy do audiofilizmu poważnego – realistycznego i magicznego zarazem. (Jako że świat jest tajemnicą.)

Najlepsza robota pod lampami.

I na koniec próba też z głośnikami. Zingali odpadały z dwóch powodów. Primo, ich grzybki są nieściągalne; secundo, nie powinny być zbytnio unoszone nad podłoże, ponieważ bass-refleks z dolnym wylotem działa trochę jak tuba, dla której podłoże stanowi tworzącą. W przypadku Audioformów ten problem odpadał, ale one też mają nieściągalne grzybki, a chciałem porównać do kolców. Pozostawały zatem monitory Reference 3A, ale zła karma nie odpuszczała i ich wkręcane kolce okazały się bazować na szerszych śrubach niż te dołączone do Keplerów. Pozostało więc na Keplerach tylko stawiać zamiennie ze staniem na kolcach. Ta próba się odbyła, a jej rezultaty można ująć w dwóch słowach: Keplery uwyraźniały. Raczej bez podnoszenia tonacji, ale na pewno z czarniejszym tłem, mocniejszymi kontrastami tło-dźwięki i samymi dźwiękami wyraźniejszymi, ale zupełnie bez agresji. Także bez izolacji pogłosu, który z nimi również wyraźny ale nie oderwany. Powiedzieć, że stojąc na Keplerach monitory Reference grały ostrzej, byłoby nieprawdą, ale gramy dobitniej i mocniej. W stronę zmiany przy tranzystorze, ale bez wyczuwalnego przyrostu sopranów, choć te pewnie za tym stały, nie mogło być inaczej.

Podsumowując

   Podkładki tytułowe – Divine Acoustics KEPLER – spełniają swoje zadanie praktycznie w każdym miejscu, zawsze oferując poprawę. Jedynie poszukiwacze brzmień łagodnych, takich już na pograniczu relaksu, mogą je sobie darować, ale wyłącznie w torze tranzystorowym. Sam wolałem urządzenia tranzystorowe stojące na Keplerach, ale mogę sobie też wyobrazić kogoś, dla kogo łagodniejsze i bardziej stonowane kolorystycznie brzmienie będzie miało więcej atrakcji. To samo, ale tak już czysto spekulacyjnie, można odnieść do kolumn postawionych na kolcach. Reference 3A ze swoim własnym stawianiem zagrały tak rewelacyjnie, że jeszcze ich takimi nie słyszałem; co w głównej mierze było pewnie zasługą używanego w końcówce mocy topowego kabla zasilającego Sulka, z którym nigdy wcześniej nie grały. Niemniej po postawieniu na Keplerach intensywność brzmienia się wzmogła a kontur się wyostrzył. Przy czym – co uważnie sprawdziłem – nie miało to wpływu na naturalność odbioru mowy potocznej, a zatem samo dobro. Więc znów jedynie zwolennicy brzmień łagodnych mogliby mieć rozterkę, lecz raczej nie, nie sądzę. Nie wyobrażam sobie natomiast, aby ktokolwiek o audiofilskich zapędach mógł mieć jakąś rozterkę w odniesieniu do urządzeń lampowych. Te po ustawieniu na Keplerach zyskiwały zdecydowanie najwięcej, a już wzmacniacz szczególnie. Jego forma obrazowania przeszła z grania popisowego na wyższy poziom artyzmu. Więc tu już jedynie ci, którzy lubią odrealniać – zwolennicy brzmień nowatorskich i udziwnień – mogliby woleć komputerowy efekt „Hall”, z jego sztucznym pogłosem i towarzystwem brzmień spłaszczonych, „plakatowych”.

 

W punktach

Zalety

  • Wyostrzanie muzycznego obrazu poprzez poprawę ogniskowania i nasycanie kolorów.
  • Wzrost całościowej kultury.
  • Brak w tym wyostrzaniu przesady, jakiegoś przechodzenia w nadnaturalność.
  • Tendencja do scalania głosów z pogłosami, a w związku z tym wzrost także naturalizmu.
  • Zwłaszcza że wraz z tym scalaniem też intensywniej obecny trzeci wymiar u dźwięków.
  • Szczególna przydatność dla urządzeń lampowych – tam wzrost kultury największy.
  • Ale też dobrze wyczuwalne poprawy dla tranzystorowych i głośnikowych kolumn stawianych na zwykłych kolcach.
  • Wyrafinowana, skomplikowana konstrukcja.
  • Wykonanie na światowym poziomie.
  • Kunsztownie się prezentują.
  • Eleganckie opakowanie i odpowiedni zestaw akcesoriów.
  • Made in Poland.
  • Znany producent.
  • Pozytywne opinie.

Wady i zastrzeżenia

  • Wysoka cena.
  • Zwolennicy brzmień łagodniejszych nie powinni kupować w ciemno.
  • W razie zamiaru zastępowania kolców trzeba zamówić z pasującymi śrubami.
  • Wielki wybór konkurencyjnych rozwiązań.

Ceny

  • Komplet podstawkowy 3 sztuki: 290 EUR
  • Komplet podstawkowy 4 sztuki: 380 EUR
  • Komplet kolumnowy 8 sztuk: 720 EUR

System

  • Źródło: Ayon CD-T II/Ayon Stratos.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Kolumny: Reference 3A.
  • Interkonekty: Siltech Empress Crown, Sulek Audio & Sulek 6×9.
  • Kabel głośnikowy: Sulek 6×9.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Acrolink MEXCEL 7N-PC9700, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Synergistic Research Level 3 High Current, Sulek 9×9 Power.
  • Listwa: Power Base High End.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Stopki antywibracyjne: Avatar Audio Nr1 RECEPTOR, Divine Acoustics KEPLER.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Acoustic Revive RIQ-5010, Solid Texh „Disc of Silence”.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

8 komentarzy w “Recenzja: Divine Acoustics KEPLER

  1. Paweł pisze:

    Wybór takich akcesoriów ogromny. Większości działanie słychać, szczególnie pod źródłem i kolumnami. Ale to i tak trzeba posłuchać u siebie bo zmiany mogą nastąpić nie takie jakich oczekujemy. Moim wielkim zaskoczeniem było to, że stopki antywibracyjne ( innego producenta ) miały wyraźny wpływ i pozytywny pod kondycjonerem. Dużo większy niż pod wzmacniaczem. Wysnułem zatem teorię niczym nie popartą że łączenie kabli / styków ma szczególne znaczenie. Najlepsze interkonekty mają zakręcane wtyki a kable sieciowe w audio tylko na wścisk a są bardzo ciężkie, sztywne a stopki pod kondycjonerem zmniejszają ich drgania na połączeniu. Szkoda,że kable sieciowe audio nie mają zakręcanych połączeń jak w aparaturze laboratoryjnej i militarnej.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niewątpliwie celna uwaga. Kable łączące elementy dzielonych wzmacniaczy przeważnie są z zakrętkami, a kable zasilające bez.

    2. Miltoniusz pisze:

      I to jest jeden z największych absurdów współczesnego audio. Sprzęty za dziesiątki tysięcy a standard gniazda zasilającego byle jaki. Najlepszy numer polega na tym, że niektórzy producenci, jakby tego było mało, stosują absolutnie tandetne gniazda zasilające gdzie styk to dwie gówniane blaszki trwale odszktałcające się pod wpływem bolca wtyczki. W jakim to sprzęcie? Lampce? Nie. W audiofilskim regeneratorze prądu.

  2. Miroslaw F. pisze:

    To cale audio zaczna obracac sie w oparach absurdow, te wszystkie zmiany sa tak subtelne a opisywane w sposob wprowadzajacy ludzi w blad, pozniej ktos kupuje i zastanawia sie dlaczego nie jest tak jak ktos to opisal…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dosyć ogólna konstatacja. Może jakieś przykłady?

    2. Paweł pisze:

      Per analogia, jednym wystarczy wino za 12-18 zł. A inni próbują, smakują i kupują butelkę za 40 – 60 zł. Fanatycy lub uzależnieni kupują butelkę > 100 zł. Opisy i testy wina są tylko subiektywną oceną testujących i pewnym porównaniem.
      W audio na szczęście jest możliwość przetestowania droższego sprzętu i podjęcia samodzielnej świadomej decyzji.
      „Audiofilizm” to uzależnienie / choroba, niezależnie jakie motywacje zakupowe przyświecają nabywcy.
      Ja się zetknąłem z recenzjami które absolutnie nie pokrywały się z moimi odczuciami jak i z takimi które były zgodne z moimi doświadczeniami. To temat, który szkoda rozwijać bo już w różnych gremiach został szeroko przedyskutowany i budzi dużo emocji.

    3. Alucard pisze:

      Mirek, mówisz jakbyś od wczoraj żył. Hajs się musi zgadzać u producentów tak? 😉

    4. Bartek S pisze:

      W niektórych systemach różnice są delikatne w niektórych znacznie większe niż można by się było spodziewać. Może audio obraca się w „pewnych granicach” natomiast odsłuch przed zakupem jest podstawową sprawą. Każdy system gra inaczej i choćby nie wiem jak były by odczucia recenzenta opisane należy się nimi kierować jedynie częściowo – do załóżmy wstępnego wybierania urządzeń czy elementów do odsłuchu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy