Recenzja: Divine Acoustics KEPLER

Działanie

I wykonanych mistrzowsko.

   Tym razem zbędne ceregiele – podkładek nie potrzeba wygrzewać, ani im kabli dobierać. Zatem tylko sprawdziłem, czy kołpaczki są dokręcone, a potem trzy Keplery wylądowały pod sprzętem – wzmacniaczem słuchawkowym Phasemation EPA-007. Oczywiście po uprzednim sprawdzeniu, jak gra on bez podkładek. Grało poprzez słuchawki Ultrasone Tribute 7, których z satysfakcją używam – i zgodnie z oczekiwaniami na podkładkach zagrało lepiej. Lepiej, ponieważ wyraźniej i z większym nasyceniem; trochę tak, jakby kręcąc obiektywem fotograficznym lepiej uchwycić ostrość i jednocześnie odczekać, aż dym papierosowy wokół fotografowanej postaci się rozwieje. Kontury zatem wyraźniejsze, a barwy głębsze i jednocześnie medium czystsze. „Mniej spokojnie i nie tak luźno” – ta konstatacja pojawiła się w głowie, jako odpowiedź na skupienie i wytężone nasłuchiwanie. Mniej miękko, bardziej dosadnie i bardziej wyraziście, a także z większą ostrością pierwszego planu i większą głębią ostrości. A potem – zgodnie z sugestią producenta – zacząłem szukać optimum. Czyli przemieszczać trzy podstawki, suwając kolejno każdą, co dało w sumie kilkadziesiąt trójkątów o różnym usytuowaniu i różnej długości ramion. I rzeczywiście – takie przemieszczanie zmieniało dźwiękowy obraz, głównie poprzez zmieniające się (tak jak samo położenie podstawek) dozy wspomnianej ostrości i nasycenia. Można było dostawać raz obraz bardziej rozmyty i bardziej szary, a kiedy indziej, na dystansie paru zaledwie centymetrów, ostrzejszy i barwniejszy. Przy czym taki czy taki był high-endowy, bo high-endowy sprzęt cały, więc ten bardziej konturowo miękki i mniej kolorowy także wyraźny i realistyczny; zwłaszcza że miękkość konturów poprawiała wrażenie bryły i wypełnienia. Niemniej całościowe poczucie realizmu wraz ze wzrostem ostrości się zwiększało, tyle że kosztem relaksacji – puszczania muzyki tak trochę obok, nie frontalnie. Wspomniany realizm jednakże nie tylko sam bardziej wyraźny, ale też i wyraźnie ciekawszy; tak więc ostatecznie wybrałem konfigurację jak najbardziej realistyczną, która faktycznie okazała się trójkątem nierównoramiennym, tym bardziej więc nie równobocznym. I przy tym ogólnie niewielkim – łebki podstawek daleko od krawędzi.

Po inauguracyjnej sesji przyszła pora na porównanie nie ze stanem bez podstawek (czyli w przypadku Phasemation staniem na czterech filcem od spodu wykańczanych nóżkach z twardego tworzywa), tylko z kulkowymi podstawkami na bazie bambusowego drewna od Avatar Audio – ich tak zwanymi Receptorami. Tu pewne zaskoczenie, bo po zastosowaniu Receptorów spodziewałem się większych zmian, gdy tymczasem względem wzmacniacza stojącego na własnych nogach zmiana dotknęła jedynie wysokich tonów, które nieznacznie wzmogły obecność. Ale naprawdę nieznacznie – tak bardziej dopiero na wsłuchanie. Do tego stopnia, że styl brzmieniowy zupełnie się nie zmieniał i wciąż było to mniej barwne i wyostrzone obrazowanie względem Keplerów, dające przekaz spokojniejszy, mniej się narzucający i obłościami łagodny. Bynajmniej nie przymglony – co to, to na pewno nie – ale taki jak w dniu normalnym, a nie o wyjątkowej widoczności, kiedy z Krakowa widać Tatry.

Sekwencję zdarzeń powtórzyłem dla słuchawek Final D8000 i w ich przypadku było analogicznie – to znaczy znów obraz z Keplerami wyraźniejszy, tyle że teraz dało się odczuć, iż Keplery swoją wyraźność zawdzięczają jeszcze mocniejszemu niż Receptory akcentowaniu sopranów, czego przy Ultrasone czuć nie było.

Dla pewności sięgnąłem jeszcze po Sennheiser HD 800 (tak jak Ultrasone z kablem Tonalium) – i znów dźwiękowy schemat się powtórzył: muzyczny obraz z Receptorami był niższy tonacyjnie, spokojniejszy i nie stawiający na taką wyraźność konturów, a z Keplerami wyższy, bardziej wyraźny, bardziej też kruchy i delikatniejszy w kobiecych głosach oraz bardziej niepomijalny – bardziej przykuwający uwagę.

 

 

 

 

Tyle odnośnie elektroniki tranzystorowej, ale mamy jeszcze lampową. Jako jej przedstawiciel zaprezentował się stawiany kolejno na własnych nóżkach, Receptorach i Keplarach potężny wzmacniacz słuchawkowy ALO Audio Studio Six, a także zestaw złożony z nie mniej ciężkich i wielgachnych lampowych elementów dzielonego odtwarzacza Ayon CD-T II/Ayon Stratos. Odnośnie tej partii odsłuchów zaskoczenie jeszcze większe, ponieważ nie powtórzyła się sytuacja z tranzystorem, a nawet podziało się wbrew. Ani bowiem dzielony odtwarzacz, ani sam słuchawkowy wzmacniacz (sprawdzany także z innym odtwarzaczem), nie grały wyższym ani bardziej narzucającym się w sposób prosty dźwiękiem, tylko zagrały bardziej wielowymiarowo i elegancko. Przede wszystkim odejmowały im Keplery pogłosowe otoczki – w obu wypadkach bardzo wyraźne i takie do kontestacji. Z jednej strony powodujące przyciąganie uwagi osobliwością i natarczywością brzmień nimi wzbogacanych, z drugiej jednak przy silnym poczuciu nienaturalności i dziwności. Grało to zestawienie bez podstawek efektownie, ale zarazem efekciarsko, nieprawdziwie. W stylu komputerowej karty dźwiękowej z uaktywnionym (choć mocno stonowanym) efektem odbiciowym „Hall”. Głos wzbogacany echem, ale nie w jedność skomponowanym, tylko wyraźnie osobnym. A przez to same dźwięki nie tylko trochę co do ważności zredukowane, ale też zbyt spłaszczone, dopiero echem formowane.

W sumie niezła zabawa, jeśli to akceptować, ale nie w audiofilskim, purystycznym stylu. Taka efektowna, robiąca wrażenie nieprawda – świadome i nie do końca udane upiększanie. Jak bardzo nieudane, to właśnie pokazywały Keplery. Zastosowanie ich zredukowało bardzo wyraźnie pogłos, wiążąc go jednoznacznie z dźwiękiem w całość. Momentalnie to rzutowało na trzeci wymiar, przenosząc jego istnienie do samych dźwięków, czyniąc je zatem prawdziwszymi. W przypadku samego odtwarzacza (Keplery pod oboma częściami a pod wzmacniaczem nie) było to dobrze wyczuwalne, ale jeszcze umiarkowane, natomiast po podłożeniu podstawek także pod wzmacniacz efekt przyrostu realizmu był już bardzo dobitny – prawda miast efekciarstwa. To jednak jeszcze nie wszystko. Keplery nie tylko uczyniły dźwięki bardziej trójwymiarowymi i istniejącymi w bardziej realistycznej przestrzeni. Złagodziły też sybilacje i jaskrawizny, a przede wszystkim uczyniły muzykę bardziej istniejącą jako oddziaływanie. Dźwięki nabrały otwartości, bardziej promieniowały i piękniej się kształtowały. By odnieść to do malarskiego porównania – te bez Keplerów były warsztatowo dużo słabsze i bardziej w stylu plakatu. Płaskie, o mocnych i podwajanych pogłosowym cieniowaniem konturach, brutalnie się narzucające. Operujące też silnym kontrastem czernie tła-kolor oraz mocnym połyskiem. Te zaś po podłożeniu Keplerów przypominać zaczynały magiczne przestrzenie mistrzów pędzla, w których przedmiot wykracza poza siebie, rzutując na całokształt w sposób nie tak trywialny, a całość jasno dawała odczuć, że świat to coś więcej niż zbiór przedmiotów w prostych relacjach mowy znaków i funkcji użytkowych. Inaczej to ujmując – koniec z rozrywką o dyskotekowych ciągotach; przechodzimy do audiofilizmu poważnego – realistycznego i magicznego zarazem. (Jako że świat jest tajemnicą.)

Najlepsza robota pod lampami.

I na koniec próba też z głośnikami. Zingali odpadały z dwóch powodów. Primo, ich grzybki są nieściągalne; secundo, nie powinny być zbytnio unoszone nad podłoże, ponieważ bass-refleks z dolnym wylotem działa trochę jak tuba, dla której podłoże stanowi tworzącą. W przypadku Audioformów ten problem odpadał, ale one też mają nieściągalne grzybki, a chciałem porównać do kolców. Pozostawały zatem monitory Reference 3A, ale zła karma nie odpuszczała i ich wkręcane kolce okazały się bazować na szerszych śrubach niż te dołączone do Keplerów. Pozostało więc na Keplerach tylko stawiać zamiennie ze staniem na kolcach. Ta próba się odbyła, a jej rezultaty można ująć w dwóch słowach: Keplery uwyraźniały. Raczej bez podnoszenia tonacji, ale na pewno z czarniejszym tłem, mocniejszymi kontrastami tło-dźwięki i samymi dźwiękami wyraźniejszymi, ale zupełnie bez agresji. Także bez izolacji pogłosu, który z nimi również wyraźny ale nie oderwany. Powiedzieć, że stojąc na Keplerach monitory Reference grały ostrzej, byłoby nieprawdą, ale gramy dobitniej i mocniej. W stronę zmiany przy tranzystorze, ale bez wyczuwalnego przyrostu sopranów, choć te pewnie za tym stały, nie mogło być inaczej.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: Divine Acoustics KEPLER

  1. Paweł pisze:

    Wybór takich akcesoriów ogromny. Większości działanie słychać, szczególnie pod źródłem i kolumnami. Ale to i tak trzeba posłuchać u siebie bo zmiany mogą nastąpić nie takie jakich oczekujemy. Moim wielkim zaskoczeniem było to, że stopki antywibracyjne ( innego producenta ) miały wyraźny wpływ i pozytywny pod kondycjonerem. Dużo większy niż pod wzmacniaczem. Wysnułem zatem teorię niczym nie popartą że łączenie kabli / styków ma szczególne znaczenie. Najlepsze interkonekty mają zakręcane wtyki a kable sieciowe w audio tylko na wścisk a są bardzo ciężkie, sztywne a stopki pod kondycjonerem zmniejszają ich drgania na połączeniu. Szkoda,że kable sieciowe audio nie mają zakręcanych połączeń jak w aparaturze laboratoryjnej i militarnej.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Niewątpliwie celna uwaga. Kable łączące elementy dzielonych wzmacniaczy przeważnie są z zakrętkami, a kable zasilające bez.

    2. Miltoniusz pisze:

      I to jest jeden z największych absurdów współczesnego audio. Sprzęty za dziesiątki tysięcy a standard gniazda zasilającego byle jaki. Najlepszy numer polega na tym, że niektórzy producenci, jakby tego było mało, stosują absolutnie tandetne gniazda zasilające gdzie styk to dwie gówniane blaszki trwale odszktałcające się pod wpływem bolca wtyczki. W jakim to sprzęcie? Lampce? Nie. W audiofilskim regeneratorze prądu.

  2. Miroslaw F. pisze:

    To cale audio zaczna obracac sie w oparach absurdow, te wszystkie zmiany sa tak subtelne a opisywane w sposob wprowadzajacy ludzi w blad, pozniej ktos kupuje i zastanawia sie dlaczego nie jest tak jak ktos to opisal…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dosyć ogólna konstatacja. Może jakieś przykłady?

    2. Paweł pisze:

      Per analogia, jednym wystarczy wino za 12-18 zł. A inni próbują, smakują i kupują butelkę za 40 – 60 zł. Fanatycy lub uzależnieni kupują butelkę > 100 zł. Opisy i testy wina są tylko subiektywną oceną testujących i pewnym porównaniem.
      W audio na szczęście jest możliwość przetestowania droższego sprzętu i podjęcia samodzielnej świadomej decyzji.
      „Audiofilizm” to uzależnienie / choroba, niezależnie jakie motywacje zakupowe przyświecają nabywcy.
      Ja się zetknąłem z recenzjami które absolutnie nie pokrywały się z moimi odczuciami jak i z takimi które były zgodne z moimi doświadczeniami. To temat, który szkoda rozwijać bo już w różnych gremiach został szeroko przedyskutowany i budzi dużo emocji.

    3. Alucard pisze:

      Mirek, mówisz jakbyś od wczoraj żył. Hajs się musi zgadzać u producentów tak? 😉

    4. Bartek S pisze:

      W niektórych systemach różnice są delikatne w niektórych znacznie większe niż można by się było spodziewać. Może audio obraca się w „pewnych granicach” natomiast odsłuch przed zakupem jest podstawową sprawą. Każdy system gra inaczej i choćby nie wiem jak były by odczucia recenzenta opisane należy się nimi kierować jedynie częściowo – do załóżmy wstępnego wybierania urządzeń czy elementów do odsłuchu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy