Recenzja: Dan Clark Audio EXPANSE

Odsłuch

     Skoro skuteczność tak niska, nieuchronnie mocne wzmacniacze; nie ma co tym EXPANSE żałować mocnego sygnału nawet w dobie oszczędzania energii. (Tegoroczny maj po tegorocznym kwietniu są niezbitymi dowodami na ocieplanie klimatu, aczkolwiek na jakiejś innej planecie.)  

 

   Z odtwarzaczem przenośnym

    Dość dopiekania ekologom, dzielnym wojownikom klejowym, bierzmy się za własną robotę. I w jej ramach odpowiedzmy wpierw na pytanie, czy da się tych Dan Clark Audio EXPANSE użyć z przenośnym urządzeniem. Odpowiedzi udzielił dosyć, lecz nie szczytowo drogi Astell A&futura, dysponujący dużą, aczkolwiek też nie szczytową mocą. Ta moc całkowicie wystarczyła: kablem z końcówką Pentaconn popłynął sygnał zdolny tchnąć pełnię życia i głośności aż po kres wytrzymałości słuchu. Nie taki więc diabeł straszny, jak go cyframi malują – dobry przenośny grajek w zupełności dla jego niskiej skuteczności wystarczył. Lecz co z jakością brzmienia? Wypróbowałem najpierw oba dostępne kable – i z oboma EXPANSE mi się podobały, ale z Tonalium bardziej. Tego samego nie mogę jednoznacznie orzec odnośnie wersji zamkniętej STEALTH, co nam sygnalizuje jedną z głównych różnic pomiędzy tymi słuchawkami. Różnica ta to podejście do technicznej strony dźwięku, u STEALTH niewątpliwie mocniej wyeksponowanej. Zamknięte to słuchawki jaśniejsze (pomimo iż z pewnością nie jasne) i przede wszystkim większy nacisk kładące na szczegółowość i separację, a mniejszy na spójność i melodyczność. Co nie przeszkadza im w oddawaniu i melodyki i spójności, ale dający bardziej miękki i spokojny dźwięk kabel ViVo był w roli sprzymierzeńca tego dużo bardziej pomocny niż bardziej naprężający dźwięki i bardziej poprzez swą żywiołowość efektowny Tonalium. W przypadku otwartych EXPANSE te role się odwracały, te równiej rozkładały akcenty. I w ogóle jeśli jakaś ważna odnośnie ich stylu brzmieniowego nauka wypłynęła z sesji przy A&futura, to ta, że są to słuchawki szczególnie wyważone. Nie mogąc użyć Susvar, dla przenośnego grajka za trudnych do napędzenia w sensie umiejętności wydobycia całego ich potencjału, musiałem się zadowolić porównaniami odnośnie konstrukcji otwartych AudioQuest NightHawk i Sennheiser HD 800. (Final D8000 chwilowo odjechały na wystawę w Monachium, by wspierać tam pokazy swojego producenta.) Trochę szkoda tych Final, bo to równy przedział cenowy, chociaż konstrukcja półotwarta, czyli trochę odmienna. Niemniej w praktyce bardziej otwarta od innych, tym zatem większa szkoda. Ale o NightHawk i HD800 można z pewnością orzec, że są otwarte, znakomite i całościowo wyważone. Jedne i drugie tworzące bardzo skoordynowany i zarazem rozległy obraz muzyczny, do jednych i drugich można doczepiać angielski przydomek „all-rounder” albo polską „wszechstronność”. Tymczasem z bezpośrednich porównań pod względem wyważenia i wszechstronności to Dan Clark Audio EXPANSE wyszły jako zwycięskie, i działo się tak niezależnie od tego, którym posiłkowały się kablem. Bez względu też na repertuar: tak samo przy muskaniu dźwiękiem trójkąta i przeszkadzajek, jak przy orkiestrowych tutti i ciężkim rocku, to one budowały najmocniejsze wrażenie, że „wszystko jak najbardziej tak”. Taki był zbiorczy wyraz dostawanego od nich dźwięku, zarówno w intuicyjnym odbiorze, jak i drogą uważnych analiz.

   Dan Clark Audio EXPANSE to nie słuchawki analityczne ani nie syntetyczne; nie wesołe też ani smutne; nie jasne ani ciemne (chociaż z pewnością prędzej ciemne niż jasne); nie biologiczne ani techniczne; nie wielkoobszarowe czy kameralne. – One są wyważone. Wrażenie całościowego wyważenia w odbiorze ich dominowało, ale nie jako coś abstrakcyjnego, oderwana od świata emocji perfekcja, tylko tego ich wyważenia słuchało się najchętniej, najprzyjemniej. Gdyż nie było to wyważenie na zasadzie samej równości cech, ale też na zasadzie, że same te poszczególne cechy zjawiają się jako najbardziej perfekcyjne.

 

 

   

 

    Dan Clark Audio EXPANSE nie okazały się bardziej szczegółowe ani bardziej rozdzielcze od Dan Clark Audio STEALTH, ale okazały od nich równiejsze i melodyjniejsze, a od dwóch pozostałych się okazały.

    Żadne odnośnie tego tak lubiane przez audiofilską gadkę „przepaści”; jedynie coś jakby na trochę równiejszą i szerszą drogę wyjechać, że prowadzenie przyjemniejsze. Wszystkie poszczególne cechy realizowane dokładniej i ogólne wrażenie słuchawek neutralnych odtwórczo, lecz tak zarazem biegłych technicznie, że w odbiorze bardzo ciekawych. Ciekawych zarówno w odniesieniu do samej melodyjności, jak i poszczególnych aspektów technicznych.
– Tak w wyważony sposób, ale zarazem z emocjami.
– Tak z naciskiem na wszystko, a nie to albo tamto.

 

Przy komputerze

    Przy komputerze, czyli z przetwornikiem Phasemation HD-7A mającym uaktywniony procesor K2 i sygnał czerpiącym z konwertera M2tech via kabel koaksjalny Hijiri, by posłać go interkonektem Sulek Edia słuchawkowemu wzmacniaczowi Phasemation EPA-007 – przy tym technicznym majdanie sytuacja nie uległa zmianie, to znaczy jakość poszła w górę, ale nie uległy zmianie relacje. Niemniej przy tej wyższej jakości, niewątpliwie tutaj obecnej, dało się mocniej poczuć różnicę między otwartym a zamkniętym flagowcem Dana Clarka, moim zdaniem korzystną dla wersji otwartej. W porównaniu zamknięte STEALTH mocniej akcentowały w przekazie soprany, czyniąc go zarówno jaśniejszym, jak i mocniej prześwietlonym analitycznie, przez co i mniej muzycznym. Jaśniejszy i bardziej świdrowany analizą uwydatniał szczegóły i wykazywał zjawiskową rozdzielczość, jednakże kosztem całościowej spójności i przede wszystkim wdzięku. „Behemot ma wdzięk” – tłumaczył Asasello Wolandowi [1], usiłując zwalić na ogromnego kota konieczność załatwienia trudnej, wymagającej przekonania kobiety sprawy. I ten wdzięk, zawsze się przydający, otwarty flagowiec EXPANCE ma od zamkniętego flagowca STEALTH większy, dzięki czemu używanie go lepiej załatwia sprawę muzyki od strony przyjemnego i jednocześnie bardziej naturalnego odbioru.   

    To na pewno nie jest przypadek – ekipa Dana Clarka musiała nad tym pracować. Zdawszy sobie sprawę, że w STEALTH za duży nacisk położono na analizę, minimalnie przeprojektowano proporcje przetwornika, a otwarta konstrukcja muszli też niewątpliwie pomogła, chociaż pamiętne Sony R10 zdumiewający naturalizm osiągnęły właśnie w konstrukcji zamkniętej, ta zatem go nie wyklucza. Równolegle można wejść w podstawową i subiektywną zarazem kwestię: „Co komu przyjemniejsze?”. Dla mnie i zapewne większości innych przyjemniejszy w odbiorze będzie naturalizm, możliwość wykąpania się w muzyce niczym prawdziwej. Ale nie brakuje też takich, dla których to wyjątkowo rozbudowana analiza będzie dostawcą przyjemności; nie inaczej zapewne podchodzi do sprawy przynajmniej część realizatorów dźwięku, dla których wyraźniejszy rozkład materiału nagraniowego na czynniki pierwsze może być czymś cenniejszym od obiektywizującego, lepiej naśladującego życie naturalizmu. Do sprawy miesza się też styl podawania sygnału przez tor i adaptacja słuchacza, ale nawet kładący szczególny nacisk na muzykalność obecny tutaj procesor K2 nie mógł sprawić, by muzykalność STEALTH mogła konkurować z tą od EXPANCE, albo przynajmniej nie zostawać z tyłu. Prędzej mogłaby to sprawić adaptacja słuchu; zwłaszcza że przy muzycznym materiale mającym odpowiednią analogowość to głębokie wchodzenie STEALTH w analizę bywa fascynujące, można dzięki niemu wyraźnie usłyszeć rzeczy zwykle spychane do roli nieistotnej albo wręcz nieobecnej warstwy brzmieniowej. W tej mierze jeszcze głębiej od STEALTH potrafi zabrnąć w analizy też próbowana tutaj Audio-Technica ATH-L5000, której pod żadnym pozorem nie należy wymieniać padów na popularne od Brainwavz Audio czy jakiekolwiek inne – genialny dźwięk tych słuchawek zostanie tym spaprany. Albowiem są niezwykle czułe na minimalne nawet zmiany dystansu między przetwornikiem a uchem, żaden taki czy inny zewnętrzny dostawca nie może przy tym gmerać – są doskonałe z urodzenia, należy ich tylko słuchać.

 

 

 

 

    Porównania EXPANCE do STEALTH i Audio-Techniki były wysoce pouczające, ale jeszcze więcej wnoszące okazały się te do HiFiMAN Susvara (identycznie jak one posiłkujące się tu kablem Tonalium). Okazało się bowiem, że Susvary oferują dźwięk bardzo podobny, a zarazem wysoce odmienny.

   – To niemożliwe, ktoś powie, opowiadasz pan bzdury. Ale nie, niezupełnie. Dalekie podobieństwo odnosiło się bowiem do staranności w formowaniu dźwięków i elegancji przepływu, dzięki czemu od razu formułował się w głowie porównującego pogląd, że to słuchawki na tym samym poziomie odtwórczym. Susvary jednak stawiały słuchacza od muzyki dalej i roztaczały przed nim większą scenę, lecz nie to było najważniejsze, gdy chodzi o różnice, bo istotniejsze ciepło, u Susvar nieco większe. Najistotniejsza jednak słodycz. Melodyka dźwięku Susvar wdzięczyła się modulacją – falowała bardziej faliście, układając się na brzmieniowych powierzchniach bardziej miękką, wabiącą materią. Cieplejsza była i z wyczuwalną słodyczą w głosach, podczas kiedy EXPANCE zachowywały trzeźwy dystans, nie mizdrząc się ani nachalnie, ani wcale. Ciepło ich było ledwie wyczuwalne, a słodyczy nie sprzedawały żadnej, mimo iż ich melodyka też pięknie falowała, a przepływ był niezaburzony. Dwa zatem różne podejścia do tych samych nagraniowych treści, jedno emocjonalnie rozbudzone i ewidentnie się przymilające, a drugie trzymające trzeźwy dystans. Co woleć, to już indywidualna sprawa, mnie podobały się oba.

[1] Diabelscy bohaterowie „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

6 komentarzy w “Recenzja: Dan Clark Audio EXPANSE

  1. Sławek pisze:

    Jak zawsze fajna recenzja. Panie Piotrze, a czy byłby Pan w stanie wirtualnie porównać je do HiFiManów HE-1000se?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Expanse nie starają się tak mocno epatować przestrzenią i napowietrzeniem, są też chłodniejsze w sensie bardziej wytrawnego, mniej wygładzonego brzmienia i przy odpowiednim źródle oraz wzmacniaczu zaoferują potężniejszy bas. Są od strony emocjonalnego podejścia mniej miłe i mniej upojne, a za to bardziej szczere i wyrównane brzmieniowo.

      1. Michał S pisze:

        Panie Piotrze, korzystając z tego, że zostały przywołane słuchawki HE1000se, które od dawna waham się, czy nie upgrade’ować do Susvar – czy mógłbym prosić o Pana opinię, czy HE1000se to ta sama klasa słuchawek co Susvary, tylko o innym profilu dźwiękowym (nacisk na tony wysokie i „powietrze”) oraz bardziej „efekciarskie” w sensie budowania dużej, otwartej sceny „bez sufitu” (nie zapominając o dużo mniejszych wymaganiach odnośnie wzmacniacza) – i w tym przypadku przejście na Susvary byłoby być może doświadczeniem innego rodzaju dźwięku, ale niekoniecznie lepszego technicznie – czy jednak różnica w cenie odzwierciedla w tym przypadku różnicę jakościową tych dwóch produktów HiFiMana? Czasami „efekciarstwo” HE1000se mi odpowiada, ale coraz częściej razi tonalność, która jest jednak sztucznie podkręcona dla uzyskania, jak się domyślam, konkretnej prezentacji dźwięku. Kusi to do spróbowania Susvar, ale tylko pod warunkiem, że ta jakby nie patrzeć przepaść cenowa jest uzasadniona czymś więcej niż tylko sprowadzeniem sopranów do bardziej rozsądnego poziomu.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Niestety nie czuję się kompetentny do udzielenia miarodajnej odpowiedzi. HE1000se słuchałem tylko na wystawach, zawsze z cudzym repertuarem i torem. Susvary mam wprawdzie od dawna, ale używam ich tylko z kablem Tonalium, czyli to nie są takie z marszu. Jedno, co mi mocno utkwiło w głowie, to na AVS Susvary ze wzmacniacza ViVa Egoista zagrały mniej ciekawie niż HE1000se z wcale nie szczytowego wzmacniacza Auris. Ale Susvary w tym porównaniu miały słabe źródło i ten swój okropny kabel, więc cała ta historia to raczej ciekawostka. Z dobrym kablem dobrze napędzone Susvary to brzmienie analogicznej jakości co Stax SR-X9000, analogicznie też bardzo drogie. Równie dobre dają jednak T+A Solitaire P, które są sporo tańsze.

          1. Sławek pisze:

            Skoro wywołałem temat 1000se to dokończę moje rozważania. Mam te słuchawki jako kolejną parę w kolekcji od 5-tego maja. Najpierw słuchałem w sklepie, potem 6 dni w domu egzemplarz demo, a ponieważ sprzedawca nie zgodził się na sprzedaż mi tego egzemplarza to po tych 6-ściu dniach wymieniłem je na zapieczętowane fabrycznie nówki. Demo, jak dla mnie grał w moim systemie zjawiskowo (zresztą tego się spodziewałem bo już je wcześniej słyszałem), nowe już dochodzą do tego poziomu, no jeszcze trochę muszą pograć. Te HE-1000se to jak dla mnie referencja – z tego co pamiętam dźwięk Susvar z AVS-u to „suski” są bardziej eteryczne, zaś 1000se bardziej nasycone i mają super kontrolowany bas i ogromną przestrzeń. Nieprzesadzone wysokie, lepsze i bardziej kontrolowane niż z HE-6. Grają ze wzmacniaczem Audio-gd Master 11 Singularity i dopiero one pokazały co do tej pory traciłem. Jak dla mnie, są super muzykalne choć to też taki trochę mikroskop – pokazują wszystko co jest w nagraniu choć nie masakrują gorszych nagrań, a także pokazały dobitnie różnicę pomiędzy kablami słuchawkowymi Tonalium i Argentum Extreme. Jak dla mnie, to z Tonalium ciężko ich słuchać z powodu ostrzejszej góry, wysokie są za to świetne, łagodniejsze i całe brzmienie bardziej spójne ze srebrnym kablem Argentum Extreme! I pomyśleć, że z Quad ERA-1 był remis! No i 1000se mają 96dB skuteczności, zaś DCA Expanse o wiele mniej, Susvary 83 dB, czyli pod wyjścia głośnikowe trzeba by podpinać (problemu nie ma, maj stosony kabelek). Za 1000se nówki dałem 14 450 PLN.
            1000se pokazały też dobitnie różnicę między streamerami: Allo DigiOne Signature z zasilaczem Shanti a Luminem U2mini, który wypożyczyłem do odsłuchu. Lumin górą zdecydowanie i dlatego został u mnie.

          2. Piotr+Ryka pisze:

            Nic nie jest bardziej cenne od zadowolenia ze słuchania. Niestety droga do niego bywa kręta. Tym bardziej należy je cenić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy