Recenzja: Crosszone CZ-10 MkII

       To nie będzie recenzja, to będzie porównanie. Na dodatek półoficjalne. W rzeczywistości nawet pokątne, oparte na porozumienie typu: „Jakby pan mógł sprawdzić, czy jest jakaś różnica, bo może nie ma, a wtedy nie.”

       Sprawdziłem – i jest. Zatem coś na jej temat skrobnę. Warto naskrobać, gdyż rzecz tyczy słuchawek coraz popularniejszych, kosztujących rozsądnie, bardzo ładnych, bardzo wygodnych i przede wszystkim niezwykłych.

      Jedni to wiedzą, inni nie, a ta niezwykłość tyczy każdych, które się nazywają Crosszone, i zaszyta została już w nazwie, oznaczającej niecodzienny fakt miksowania stereofonicznych kanałów. Tak, te słuchawki nie potrzebują specjalnego słuchawkowego wzmacniacza, który najczęściej w sposób mało udany (ale bywają wyjątki, np. SPL Phonitor, także komputerowe karty dźwiękowe) próbuje tak dobierać dawki mieszania, żeby z dodania prawego do lewego i na odwrót powstało wrażenie odsłuchu otwartego, a nie rozkrojonego na połówki podziałem na dwie muszle.

      Słuchawki marki Crosszone są pod tym względem unikalne – żadne inne nie mają w muszlach aż tylu przetworników, nie mają też kanałów i luster akustycznych. Takie np. Ultrasone, w różnych swoich modelach szczytowych, próbuje osiągać zbliżony efekt w ogóle bez mieszania, samym z odpowiednimi opóźnieniami rozpraszaniem dźwięku na małżowinach usznych. Inną, bodaj najskuteczniejszą i najprostszą drogą osiągania w słuchawkach pola odsłuchowego głośników jest zawieszanie małych na głowie, jak to czyniły dawne AKG K1000, a teraz czynią nawiązujące do nich poprzez osoby twórców i konstrukcję Mysphere oraz to samo stosujące wstęgowe RAAL. Ale to proste i skuteczne rozwiązanie ma zasadniczą wadę: nasyca dźwiękiem środowisko. W biurze, autobusie czy samolocie, a nawet na spacerze, nie użyjemy takich słuchawek, otoczenie by nas wyparło. A Crosszone nie tylko przylegają do uszu, ale są na dodatek zamknięte, więc nic otoczeniu do tego, czego sobie słuchamy.

      Ktoś powie – też mi sztuka, dołożyć do każdej muszli mniejszy przetwornik odtwarzający sygnał przeciwnego kanału, od początku można było tak robić, odkąd tylko się pojawiły stereofoniczne słuchawki. (Koss SP/3, 1958) Ale kiedy za chwilę przepatrzymy budowę tych branych teraz pod pióro najtańszych spośród Crosszone, przekonamy się, że osiągnięcie dobrego efektu stereofonicznego nie opiera się na czymś tak banalnym.

     Albowiem dobre rzeczy, rzecz przykra, to do siebie mają, że najpierw trudno je wymyślić, a potem jeszcze wymagają dużego nakładu pracy. Najczęściej też licznych poprawek czy szerszych udoskonaleń – cała historia cywilizacji technicznej kręci się wokół tego. Łowcy mamutów, by odwołać się do dalekiej przeszłości, całymi dniami niszczyli dłonie dziergając idealne krzemienne ostrza – inne dla noży i skrobaczek, inne dla siekier i toporków, jeszcze inne na groty włóczni i strzał. A jak takie ostrze połączyć na zicher z drzewcem, mając do dyspozycji las, łąkę i ewentualnie skałę? No, słucham – jakieś propozycje?

     Albo weźmy wytop metali – kto takie coś wykombinował? Przecież metal w otoczeniu człowieka nigdy nie występuje w stanie ciekłym! A jeśli to przypadek, okruch rudy albo żelazny meteor wpadł komuś do ogniska, to dlaczego początek tej technologii datuje się na 3500 p.n.e., skoro hominidzi posługiwali się rozniecanym przez siebie ogniem już półtora miliona lat temu? Ponieważ najpierw potrzebny był węgiel drzewny, a także paleniska? Bardzo możliwe, że były, ale czy to wszystko wyjaśnia?

     Tak czy inaczej, sięgając po dowolny przykład, wymyślenie pożytecznej rzeczy jest trudne, a wykonanie jej czasochłonne. Czasem z pomocą przychodzi przypadek (jak wentylator sufitowy wynalazcom tranzystora), kiedy indziej motorem działań jest paląca potrzeba, wymuszająca długotrwałe kombinowanie. Taką potrzebą było posiadanie słuchawek grających jak głośniki, inspiracja twórcy Crosszone.

      Słowo odnośnie tego Crosszone. To marka producenta słuchawek (nic innego pod nazwą tą nie powstaje) wyłonionych przez mającą tajwańskie korzenie firmę Asia Optical Inc. Company, zajmującą się soczewkami i dalmierzami. Firmę translokowaną jakiś czas temu z Tajwanu do Japonii i mającą obecnie siedzibę w Okaya – położonym w prefekturze Nagano centrum przemysłu precyzyjnego.

      Nazwa Crosszone znaczy dosłownie „strefę mieszania”; opatrzone tą nazwą słuchawki mają historię założycielską wystarczająco osobliwą dla osobliwych słuchawek. Inicjator ich zaistnienia, szef Asia Optical Inc., wiele czasu spędzał w rozjazdach, podczas których denerwował go brak dostępu do muzyki ze swoich przyzwyczajeń. Jak przystało na audiofila miał system kolumnowy, a tu na podróż słuchawki… Stereofonia okrojona – żadnego mieszania kanałów i koncertowej sceny… Zlecił zatem i sam się zaangażował w opracowanie słuchawek, które by to rozwiązywały, potrafiąc dzięki odpowiedniemu mieszaniu dać stereofonię jak z kolumn.

      Wróćmy jeszcze do sprawy początkowej i zauważmy, że normalną koleją rzeczy powinno być oficjalne zasygnalizowanie poprawek poprzez dołożenie do nazwy Crosszone CZ-10 jakiegoś symbolu zmiany, jakiegoś „S” czy „V2”, albo innego znaczka. Tymczasem tutaj chyłkiem, ale to chyba nie jest ważne. Ważne, że zmiana zaistniała i po zmianie jest lepiej. Gorzej, że nic nie wiadomo o rodzaju tej zmiany, toteż to – przypominam – nie jest żadna recenzja, a tylko porównanie. Ale najpierw przypomnę, co to są te Crosszone CZ-10, abyśmy mieli jasność.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

11 komentarzy w “Recenzja: Crosszone CZ-10 MkII

  1. Sławek pisze:

    Ta recenzja jak i obecne uzupełnienie to na kablach tzw. stockowych, dostarczonych wraz ze słuchawkami przez producenta. Jako właściciel CZ-10 w wersji pierwotnej mam do nich zarówno kable FAW Noir Hybrid HPC jak i Tonalium. I to daje dużą poprawę. W ostatni piątek 2023r. miałem przyjemność odwiedzić czytelnika tegoż forum, Pana Andrzeja, który posiada do swoich Crosszone CZ-1 kabel Argentum Extreme (niewiarygodne, Pan Ryszard w końcu go wyprodukował!).
    Była więc okazja by sprawdzić Argentum z Crosszone, jak też i porównać CZ-10 z topowymi CZ-1. Wzmacniacze słuchawkowe to Gustard H20 i Audio-gd nfb 27.38.
    Wnioski – najlepiej tak gładko i spójnie Crossone grają z Argentum extreme.
    Między CZ-1 i CZ-10 jest jednak znaczna różnica, CZ-10 grają bardziej środkiem, a CZ-1 mają bardziej rozciągnięte pasmo, zwłaszcza w stronę basu. I jednym i drugim dodałbym trochę sopranu. I jak z niniejszego porównania wynika tak się właśnie zadziało. Więc ruch w dobrą stronę, może być ciekawie…

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Wymiana kabla w Crosszone – coś tylko dla audiofilskich twardzieli 🙂

      1. Sławek pisze:

        Samo Crosszone takie daje, nie za darmo oczywiście: https://www.crosszone-audio.com/cable/
        Ale fakt, producent kabli musi się nad tym pochylić; FAW Tonalium i Argentum dali radę!

    2. pytanie takie pisze:

      „CZ-1 i CZ-10 jest jednak znaczna różnica”

      Czy tylko o charakter strojenia chodzi, czy też o inne aspekty? Barwę, przestrzeń, ect. Czy znacznie droższe CZ-1 są znacznie lepsze od CZ-10?

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Flagowe CZ-1 to obszerniejsza scena, bardziej gęsty dźwięk i całościowo wyższy poziom realizmu. Ale jeden warunek: potrzebują znacznie mocniejszego wzmacniacza. Takiego kilku, nawet kilunastowatowego.

        1. Henryk pisze:

          IfI iCan Pro wystarczy? Niezbalansowane 4,8 W; zbalansowane 14 W.
          Na zbalanosowane wyjście najlepiej byłoby podpiąć.

          A któryś (CZ-1 lub CZ-10) z DAPa da się napędzić? Choćby z jakiegoś mocarnego KANN CUBE na zbalansowanym wyjściu.

          Ogólnie jakie wzmacniacze można polecić do tych Crosszone?

          1. Piotr+Ryka pisze:

            Wystarczy i da się.

  2. Marcin pisze:

    Panie Piotrze,

    Mały offtop – jest dostępny od jakiegoś już czasu Phonitor 3 – w internecie bardzo pochlebnie od użytkowników, acz recenzji prawie wcale.

    Swego czasu zachwalał Pan „dwójkę”. Czy jest szansa na recenzje „trójki”?

    Pozdrawiam

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Znam dystrybutora, więc powinno się udać zrecenzować. Za jakiś czas, oczywiście, bo na razie już jest o czym pisać.

  3. Jamajka pisze:

    CZ-10 mniej wymagającą przenośną wersją CZ-1? Ale cenowo CZ-1 to kilkakrotność CZ-10. Na czym przyoszczędzili?

    CZ-10 vs CZ-1
    • Co tyczy także porównania do własnej firmy modelu flagowego.
    • Który jest bardzo wymagający dla wzmacniaczy, podczas gdy tańszy nie.

    Czyli CZ-1 lepsiejszy ale stacjonarny, a CZ-10 mógłby od biedy (z DAP-a) być mobilny?
    Czy są DAPy które CZ-1 pociągną satysfakcjonująco?

    W necie piszą:
    „- CZ1 is fairly hard to drive, so you’ll need some power for them. They are not high impedance, but they are low senstivity. (…)
    The main complain I do have about them, and which I think you will have, is how hard they are to drive. This ain’t a joke, and they require some power to reach their absolute best, but man, do they sound good when they reach that point .

    CZ-10 ale nie CZ-1:
    • Doskonała współpraca ze sprzętem przenośnym – wysokojakościowy DAP to idealny partner.

    CZ-10:
    • Dobranie właściwego wzmacniacza to mimo wszystko nie błahostka, a pieniądze nie są tu najważniejsze.

    Czyli jednak z DAP-a pojedzie (a z dongla podpinanego pod smartfona?), ale też nie zawsze będzie dobrze?
    Znalazłem coś takiego:

    „CZ-10 is almost as hard to drive in reality as He6SE, and it has nowhere near as hard to drive numbers on paper, but in practice they will be mostly similar”

    • Kable: ośmiożyłowe – 1 x 1,5 m z końcówką mały jack: 1 x 3,5 m z końcówką duży jack.

    Czyli od słuchawek zbalansowane końcówki, a od wzmaka nie?
    A jak by się chciało mieć podpięcie od wzmaka na zbalansowane (2,5mm, 4,4mm czy XLR) to trzeba sobie zamówić?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Można CZ-10 z mocnego DAPa. Zbalansowane kable do Crosszone trzeba kupić osobno. Nie wiem czy polski dystrybutor je oferuje, ale pewnie się można dogadać i zamówią.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy