Recenzja: Audioform Adventure 304

Brzmienie cd.

Kolumny można podłączyć w ukłądzie bi-wire, ale jak się okazało, klasyczne podpięcie również zdaje egzamin. I to jak!

Kolumny można podłączyć w ukłądzie bi-wire, ale jak się okazało, klasyczne podpięcie również zdaje egzamin. I to jak!

   Kiedy już dotarło do mnie podejrzenie, że tak być mogło, i kiedy uważnie pod tym kątem się przysłuchałem, głupi przesąd o zależności od ceny ustąpił i sam sobie przyznałem rację. Rzeczywiście, ten dźwięk od tamtych bym wolał. A wolał na zasadzie, że był prawdziwszy i piękniejszy. Bez sztucznych ozdobników, udziwnień, przesadnych ornamentów, odginania od faktów. To była muzyka sama, w czystej, naturalnej postaci. Muzyka taka po prostu, a jakże do znalezienia trudna. Toteż słuchałem i słuchałem – i jedyne co mi się nie podobało, to jasny kolor kolumn. Wolę muzykę z czerni, i to się na pewno nie zmieni. Wolałbym też, by kolumny zostały, a bezdusznie zabrały się i poszły sobie. Ale poza tym była uczta. Tak, zapewne, całkiem możliwe – te czy tamte bardzo drogie z AVS przy mojej domowej akustyce i z moim torem wypadłyby jeszcze lepiej, jeszcze prawdziwiej, jeszcze piękniej. Ale póki co fakty są takie, że nie wypadły, bo okazji nie miały. A dywagowanie, co by się zdarzyć mogło, w niczym nam nie pomoże i nic nie jest warte. Zostańmy przeto przy faktach.

Audioform Adventure 304 zagrały dźwiękiem doskonale wypełnionym, całkowicie analogowo spójnym i gładkim oraz głębokim, ale bez pogłębiającej przesady. Przyjemnie też ciepłym, lecz znów bez zbytecznego nadmiaru; ale przede wszystkim klimatycznie i z pełnym wachlarzem pozytywów. Właśnie ten klimat decydował o całości tak dobrze przyjętej; i co ciekawe, klimat na bazie realizmu i bez przeciągania wybrzmień, chociaż z dość długim, należytym ich podtrzymaniem. Kolumny nie są tubowe, a mimo to okazały się grać do tubowych podobnie, to znaczy trójwymiarowym, sferycznie bardzo rozbudowanym brzmieniem. Poza tym nie są zbyt drogie, ledwie dwadzieścia parę tysięcy, a mimo to chwilami stylem prezentacyjnym nawiązywały bezpośrednio do Vox Olympian. Bez tamtej wprawdzie przemożnej potęgi i aż tak zjawiskowej finezji, ale porównanie nasuwało się samo. Swoiste nawiązywanie do ideału, gdzie do niczego się nie można przyczepić i gdzie żaden aspekt nie okazuje się wypaczony; przeciwnie, każdy napiera wzmożoną i wzajemnie eskalującą się satysfakcją, niejednokrotnie naciera bardzo. W tym wypadku szczególnie nacierała ogólna postać dźwięku i całej prezentacji; nie dość że tak wyrafinowanie pod każdym względem ekscytująca, to jeszcze w oparciu o dźwięk perfekcyjnie oderwany, po szerokiej i głębokiej scenie buszujący – całej za głośnikami i odchodzącej na wiele metrów. A jak zwykle kiedy gra to tak dobrze, na każdej szerokości pasma pojawiały się inwarianty dobrego brzmienia: soprany całościowo wypromieniowane w przestrzeń, bogactwo indywidualizacji głosów i należyta podstawa basowa. Ta ostatnia nie tak bardzo akustycznie rozpostarta jak u recenzowanych ostatnio JWS Ifaisteio, tylko bardziej zwarta i uderzeniowo mocniejsza.

Adventure 304 wydają się nie mieć żadnych brzmieniowych niedociągnięć - biorąc pod uwagę ich cenę, prezentowana jakość wydaje się wręcz absurdalna.

Adventure 304 wydają się nie mieć żadnych brzmieniowych niedociągnięć – biorąc pod uwagę ich cenę, prezentowana jakość wydaje się wręcz niewiarygodna.

A wszystko to razem zabrzmiało magicznie; magią prawdziwości i dosłowności muzycznej, a nie jakiegoś wynaturzonego zwodzenia na kanwie przeinaczanej, udziwnianej muzyki. Zabrzmiało pięknie – właśnie pięknie – i piękno to od razu we mnie uderzyło. A dopełniała to piękno, czy raczej je stanowiła, wspomniana gama pozytywów, które pozwoliłem sobie poddać kilku zwyczajowym próbom. Stereofonia okazała się bardzo dobra, choć znów nie aż aż na miarę Albedo Aptica. Niemniej spoistość przestrzeni pomiędzy kolumnami była całkowita i żadne dziury tam nie wyskoczyły. Nie było aż takich popisów i takich akrobacji, jednak salta i podania okazały się celne. Jeszcze lepiej wypadł test zwykłej mowy. Bez akustycznego podbicia, jaku u bardzo pod tym względem forsownych Ifaisteio, tylko z naturalną melodyką głosu i bez akustycznych ozdobników oraz pogłosowych wzmocnień. Z bardzo skutkiem tego silnym kontrastem względem samej produkcji muzycznej, której akustyce i artykulacyjnemu bogactwu nie tylko nic nie można było zarzucić, ale już napisałem, jak była piękna. A w ramach tego piękna nie inaczej niż pięknie musiały wypaść głosy wokalistów – świeżo, naturalnie, adekwatnie wiekowo i właśnie przede wszystkim pięknie. Specjalnie uruchomiłem kilka szczególnie trudnych utworów, które w zależności od sprzętowej aranżacji ukazywać się mogą zarówno okropnie jak pięknie – i wszystkie one zabrzmiały bezdyskusyjnie po stronie piękna. Zarówno te stare, nagraniowo ułomne, jak i nagrane poprawnie, ale zwyczajnie trudne do zagrania. Podobnie korzystnie wypadła szybkość, dynamika, spójność pasma i całościowa potęga. Atak był szybki i mocny, z dźwiękiem wyraźnie siadającym na piersi i odczuwalnym na skórze. Skoki dynamiczne należycie rozwarte i mocą należytą poparte, tak aby orkiestra symfoniczna czy organy mogły się skojarzyć z tymi od Vox Olympian, a dodatkowo wspierane tą piękną sceną i naturalnością samego brzmienia. Do tego jeszcze całe pasmo niczym masło na chlebie równą rozsmarowane powłoką, że noża byś w szczelinę nie wsadził.

Oj dzieje się ostatnio na naszym głośnikowym podwórku - najpierw pozytywnie zaskoczyły konstrukcje JWS, a teraz to - nikomu nieznany AudioForm zagrał tak, że niektórzy renomowani producenci powinni się zacząć mocno zastanawiać nad swoimi propozycjami. Pełna rekomendacja!

Oj, dzieje się ostatnio na naszym głośnikowym podwórku – najpierw pozytywnie zaskoczyły konstrukcje JWS, a teraz to – nikomu nieznany AudioForm zagrał tak, że niektórzy renomowani producenci powinni się zacząć mocno zastanawiać nad swoimi propozycjami. Pełna rekomendacja!

Godziny mijały, a wciąż z niedowierzaniem przypatrywałem się kolumnom i własnym, niezależnie od woli pojawiającym się myślom. Jedna władza sądzenia, ta niezależna, samobieżna i spontaniczna, powtarzała uparcie „jak pięknie, jak wspaniale”, a druga, ta refleksyjna z poziomu meta, a więc oceniająca także oceny, podpowiadała uparcie: „to niemożliwe; niemożliwe żeby tak dobrze aż grały, musisz się mylić”. Tak więc się biłem z myślami i własnym osądem, zastanawiając się, czy może ta akustyka u mnie aż o tyle jest lepsza, czy akurat dzień mam taki, że świetnie słyszę i na muzykę mam wyjątkową ochotę, a może coś jeszcze innego, z czego nie zdaję sobie sprawy. W efekcie odsłuch dnia następnego musiałem powtórzyć, ale nie chciało grać gorzej. To nie było najlepsze granie jakie u siebie miałem; na pewno słabsze od Raidho czy Avantgardów, słabsze też nieco od Zingali i Zeta Zero. Ale na pewno olśniewające urodą nie mającą najmniejszej skazy – nie taką wprawdzie oryginalną, co niezwykłością przykuwa, ale taką złożoną z samych pozytywów; tak dobrych, że wypadkowo olśniewających. Nie zatem jakieś pojedyncze czy podwójne ekstremum, doposażone wysokiej klasy resztą, tylko wysoka klasa wszystkiego, zbierająca się w niepospolitą urodę. Przemożna siła sumowania, zbiór wektorów tylko ku ideałowi biegnących i ani jednego o zwrocie przeciwnym, zaburzającego ku temu ideałowi płynięcie. A zatem coś takiego jak jakościowa drużyna bez słabych punktów, a za to z wieloma świetnymi zawodnikami. A takie drużyny w pucharowych rozgrywkach zachodzą bardzo daleko.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: Audioform Adventure 304

  1. Roman H pisze:

    Panie Piotrze,
    Przede wszystkim chciałbym wyrazić zadowolenie, że znajduje Pan czas na recenzje dobrych polskich produktów – dobrze jest miec zródło opisu produktów innych niż te mainstreamowe z dużymi budżetami promocyjnymi opisywanymi przez kalkę.
    Chciałbym tez zapytać o to, jakich innych kolumn AF miał Pan okazje słuchać (pisze Pan o trzech). Czy mógłby Pan pokrótce opisać swoje wrażenia / różnice? Przy braku jakichkolwiek relacji w sieci każda opinia jest bardzo cenna.
    Z pozdrowieniami.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Słuchałem dwóch niższych modeli, ale nie tego najniższego. W recenzji jest błąd, wynikający z tego, że producent nie umieścił na swojej stronie internetowej najwyższego modelu, tak więc w rzeczywistości oferuje pięć a nie cztery. Jeden z tych niższych powinien być niedługo (powiedzmy do dwóch miesięcy) recenzowany, ale na razie trwają nad nim ostateczne prace udoskonalające. A już bez nich grał świetnie, jednak znalazłem pewne niedociągnięcia, które w ramach definitywnej optymalizacji konstruktor stara się usunąć. I dobrze mu idzie.

  2. akbar pisze:

    „Ryka approved”

    Panie Piotrze,
    a może by tak jakieś nagrody roku?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Będą. Oczywiście, że będą.

  3. RH pisze:

    Panie Piotrze,
    Nawiazując do niniejszej recenzji chciałbym Pana jeszcze zapytać o Pańskie obserwacje dotyczące budowy kolumn, a konkretnie ukladu głośników. Można spotkać sie z wieloma poglądami na ten temat, wydaje się, że może to być odwieczna polemika pomiędzy szkołą falenicką i otwocką, niemniej jednak chciałbym poznać Pana nawet ogólną opinię. Recenzowane tutaj kolumny są czterodrożne ze stosownym układem zwrotnic. Swego czasu recenzował Pan też monitory Reference 3A, które mają jedynie filtr dla głośnika wysokotonowego. Stawiając wreszcie pytanie – czy konstrukcje wielodrożne potrafią mieć istotne przewagi nad konstrukcjami szerokopasmowymi (oprócz oczywiście pasma przenoszenia)? Czy to kwestia konkretnego rozwiązania i jego wdrożenia? Jak to wygląda w przypadku kolumn Audioform i jakie są wreszcie Pańskie preferencje?
    Z góry dziękuję za odpowiedź.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Głośniki Reference 3A są świetne i obecnie używam ich jako testowych, niemniej Audioform Adventure 304 potrafią więcej. To nie jest jakaś zasadnicza różnica, ale je bym do słuchania dla przyjemności wybrał.

  4. RH pisze:

    Dziękuję za odpowiedź.
    Przy okazji – czy miał Pan okazję słuchać kolumn Ancient Audio? Szczególnie tych mniejszych – Monitorów i Holography?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, miałem. Tych najstarszych z wstęgami. Najlepsze monitory obok Raidho jakich w życiu słuchałem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy