Recenzja: Audioform Adventure 304

Brzmienie

Głośniki wykorzystane w tej kolumnie to 8, 6 i 5 calowe "carbony"...

Głośniki wykorzystane w tej kolumnie to 8, 6 i 5 calowe „carbony”…

   Zabrałem się za odsłuchy i prawie wszystko przebiegło normalnie, to znaczy nie użyłem sprzętu innego niż własny, poza gramofonem Nottingham DAIS, jako dodatkowym źródłem, i poza jedną jedyną próbą z końcówkami mocy od Phasemation, która to próba okazała się ze wszech miar udana. Prawdę rzekłszy, z uwagi na tą umiarkowaną skuteczność, podłączyłem mające około 10 Watów na wyjściu monobloki na lampach 2A3 bardziej dla hecy i z psotnej chętki pobawienia się dźwiękiem; bo chociaż zamontowano w nich lampy 2A3 o podwyższonej mocy, to i tak niedopasowanie wydawało się oczywiste. Tymczasem złośliwa chęć usłyszenia, jak też te Phasemation się męczą i jak się na koniec udławią, została „pokarana” znakomitym brzmieniem.

Tak naprawdę do całej tej próby z 2A3 nakłoniony zostałem przez samego konstruktora, który bardziej ode mnie chciał się przekonać, co też z takiego niedopasowanego podłączenia wyniknie, tak więc to obaj zostaliśmy zaskoczeni, a sprzęt lampowy raz jeszcze dowiódł, że jego prawa fizyki nie dotyczą. Bo niby jakim prawem tak mała moc zmusiła mało skuteczne kolumny do nie pozostawiającego nic do życzenia grania? Chyba nie prawem fizyki?

Odłóżmy na bok teorie i skupmy się na praktyce. Faktem jest, że mający trzy razy więcej watów Croft odnotował pewne przewagi, niemniej niczego tym nominalnie za słabym Phasemation zarzucić nie było można. Przeciwnie – zagrały rewelacyjnie. Słuchany następnego dnia Polestar nieco wprawdzie lepiej panował nad skrajami pasma, pokazując więcej dołu i lepiej prowadząc górę, jak również zaoferował całościowo głębsze i bardziej nasycone brzmienie, niemniej różnice były niewielkie i względem różnic mocy oraz stopnia dopasowania śmiesznie małe. W dodatku te Phasemation też miały swoje atuty, bo więcej zwodzącej urodą śpiewności, lampowej powłóczystości oraz takie srebrzące się światło, stwarzające specyficzny, jaśniejący urodą klimat. Mniej miały kontrastu, nie rzucały barw na tak czarne tło, wolniejsze było u nich tempo i mniejsza dynamika, ale więcej za to impresjonistycznej nastrojowości i subtelniejsze, bardziej stonowane przejścia kolorystyczne.

...oraz 1calowa, tytanowa kopułka tweetera.

…oraz 1calowa, tytanowa kopułka tweetera.

Odłóżmy jednak różnice pomiędzy wzmacniaczami, a skupmy się na kolumnach.

Pierwsza rzecz, jaka do mnie dotarła, to że dźwięk doskonale lokuje się w pionie. Bo u mnie dosyć często spada nieprzyjemnie na podłogę, a czasami odwrotnie – jakaś jego część zaczyna krążyć pod sufitem; a tutaj, zgodnie z ideą przełamującego, ogniskującego odgięcia, idealnie zawisał na wysokości oczu i było to bardzo dobre. Żadnych nie trzeba więc było używać dodatkowych pod kolumny podkładek, żadnego odginania od pionu, wiercenia się przez słuchacza. Z miejsca trafiony zostałem prosto w głowę i pozostało jedynie ten trafiający dźwięk sobie opisać.

A jest co opisywać, bo jak od razu powiem, na całym ostatnim AVS nie było lepszego, za wyjątkiem tego produkowanego przez mega zestaw Vox Olympian. Pomału to do mnie dotarło, wcale nie od razu. Bo też i wydawało się absurdalne. Własne lampy majątku wszak nie kosztują, a ceny zawsze mamy z tyłu głowy i odruchowo gotowi jesteśmy przyjmować, że droższe powinno być lepsze. Inna rzecz, że niezależnie od cen lamp lepszych od dużych triod 45ʼ nie ma, a spośród nich lepszych niż te od Emission Labs, no ale tu one grały jedynie w przedwzmacniaczu, a na wyjściu mimo wszystko dość skromna hybryda Glenna Crofta, chociaż z też magicznymi 5965 Telefunkena. Do tego także magiczne ale nie jakieś super drogie kable od Sulka jako interkonekty i głośnikowe, a dopiero Accuphase DP-700 i Nottingham DAIS z wkładką Ortofon Anna to nie cenowe przelewki, a jeszcze ten Accuphase stał na bardzo go wspierającej i dźwigającej jakościowo platformie Rogoz Audio. Do tego droga listwa Power Base High End i super kable zasilające. Ale przede wszystkim i ponad wszystko brała w tym udział o niebo lepsza niż na AVS akustyka.

I tak sobie słuchałem, słuchałem – aż wreszcie doszło do mnie, że gra to lepiej, a już na pewno nie gorzej, niż wszystko na tym AVS za wyjątkiem kosmicznych, nieosiągalnych Vox Olympian.

Ja wiem, czytelnik jest oburzony. Zwłaszcza ten co tam był i owo z drugim strasznie mu się spodobało. Bo przecież dCS-y, super gramofony, strasznie drogie głośniki, ultra kable, hiper zasilanie… Rzecz jest niewątpliwie do przedyskutowania, jako że w grę wchodzi do wszystkiego się mieszający relatywizm ocen. I od niego się nie uchylę, chociaż rzecz potraktuję skrótowo.

Owoż chodzi przede wszystkim o jaki rodzaj dźwięku zabiegamy i jaki robi na nas największe wrażenie. Bo można dźwięk różny woleć i nie jest to nic nowego. Można neutralny, można gorący, można chłodnawy. Można ogromny i odsunięty, a można bliski i kameralny. Możne swojski i można udziwniony. Można jak najmocniejszy i można jak najdelikatniejszy. Można, można i można. Wybór jest bardzo rozległy. A na tym AVS, jak już zdążyłem wiele razy napisać, dominował dźwięk w odbiorze tajemniczy, sprawiany super szczegółowością w połączeniu z lekkim dystansem i brakiem ciepła. Oczywiście nie tylko taki się pojawiał, ale takiego należało się przede wszystkim spodziewać podczas wkraczania do kolejnego pokoju. Kulminacją takiego brzmienia była główna sala Audiofastu (przynajmniej kiedy w niedzielę w niej byłem), a najlepszy tego rodzaju styl, nieznacznie tylko i nader efektownie tajemniczością naznaczony, prezentowała sala Grobel Audio.

Umiejscowione pod niskotonowcem ujście bassreflexu na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie piątego głosnika systemu.

Umiejscowione pod niskotonowcem ujście bassreflexu na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie piątego głosnika systemu.

Tymczasem tutaj kolumny Audioform Adventure 304 grały w stylu bezkompromisowo naturalnym, pozbawionym jakichkolwiek udziwnień i skrywanych tajemnic. Żadnych – śladowych nawet – skłonności do udziwniania, tajemniczości, rozbratu z życiem. Wszystko w  realistycznej temperaturze, w naturalnych barwach i z rzeczywistym, z samych tylko faktów czerpiącym rozłożeniem akcentów. Żadnego więc przesadnego podkreślania szczegółów kosztem melodyjności, ani odwrotnie – melodyjności zatracającej szczegół. Żadnego pławienia się w podświetlanych dodatkowym światłem planktonach, zjaw ani pogłosowych duchów, ani też rozdymanego nad miarę basu, czy chudych, nitkowatych sopranów. Wszystko dokładnie takie jak trzeba, takie jak być powinno, takie, że się nie dasz rady przyczepić. Ba, żeby tylko – to by jeszcze nie była sensacja. A przecież sensacyjnie to grało, bo jakże inaczej mógłbym napisać, że te stosy arcydrogiego sprzętu z AVS zostały w tyle. Kiedy parę dni później powiedziałem o tym konstruktorowi, nie chciał wierzyć i myślał, że się wygłupiam. Sam tak bym pomyślał, sam nawet myślałem, ale ocena wewnętrznego ratio nie chciała być inna.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: Audioform Adventure 304

  1. Roman H pisze:

    Panie Piotrze,
    Przede wszystkim chciałbym wyrazić zadowolenie, że znajduje Pan czas na recenzje dobrych polskich produktów – dobrze jest miec zródło opisu produktów innych niż te mainstreamowe z dużymi budżetami promocyjnymi opisywanymi przez kalkę.
    Chciałbym tez zapytać o to, jakich innych kolumn AF miał Pan okazje słuchać (pisze Pan o trzech). Czy mógłby Pan pokrótce opisać swoje wrażenia / różnice? Przy braku jakichkolwiek relacji w sieci każda opinia jest bardzo cenna.
    Z pozdrowieniami.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Słuchałem dwóch niższych modeli, ale nie tego najniższego. W recenzji jest błąd, wynikający z tego, że producent nie umieścił na swojej stronie internetowej najwyższego modelu, tak więc w rzeczywistości oferuje pięć a nie cztery. Jeden z tych niższych powinien być niedługo (powiedzmy do dwóch miesięcy) recenzowany, ale na razie trwają nad nim ostateczne prace udoskonalające. A już bez nich grał świetnie, jednak znalazłem pewne niedociągnięcia, które w ramach definitywnej optymalizacji konstruktor stara się usunąć. I dobrze mu idzie.

  2. akbar pisze:

    „Ryka approved”

    Panie Piotrze,
    a może by tak jakieś nagrody roku?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Będą. Oczywiście, że będą.

  3. RH pisze:

    Panie Piotrze,
    Nawiazując do niniejszej recenzji chciałbym Pana jeszcze zapytać o Pańskie obserwacje dotyczące budowy kolumn, a konkretnie ukladu głośników. Można spotkać sie z wieloma poglądami na ten temat, wydaje się, że może to być odwieczna polemika pomiędzy szkołą falenicką i otwocką, niemniej jednak chciałbym poznać Pana nawet ogólną opinię. Recenzowane tutaj kolumny są czterodrożne ze stosownym układem zwrotnic. Swego czasu recenzował Pan też monitory Reference 3A, które mają jedynie filtr dla głośnika wysokotonowego. Stawiając wreszcie pytanie – czy konstrukcje wielodrożne potrafią mieć istotne przewagi nad konstrukcjami szerokopasmowymi (oprócz oczywiście pasma przenoszenia)? Czy to kwestia konkretnego rozwiązania i jego wdrożenia? Jak to wygląda w przypadku kolumn Audioform i jakie są wreszcie Pańskie preferencje?
    Z góry dziękuję za odpowiedź.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Głośniki Reference 3A są świetne i obecnie używam ich jako testowych, niemniej Audioform Adventure 304 potrafią więcej. To nie jest jakaś zasadnicza różnica, ale je bym do słuchania dla przyjemności wybrał.

  4. RH pisze:

    Dziękuję za odpowiedź.
    Przy okazji – czy miał Pan okazję słuchać kolumn Ancient Audio? Szczególnie tych mniejszych – Monitorów i Holography?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, miałem. Tych najstarszych z wstęgami. Najlepsze monitory obok Raidho jakich w życiu słuchałem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy