Recenzja: Audio Reveal Hercules

     Warszawska firma Altronik, własność inżyniera Michała Posiewki, od 1989 roku zajmująca się z powodzeniem systemami alarmowymi i wszystkim co z nimi związane, od 2015 wzięła się też za aparaturę audio, konkretnie za wzmacniacze. Identycznie jak wcześniej z sukcesem: najpierw jeden, a teraz cztery jej konstrukcje lampowe zdobyły klientelę, pomimo konkurencji morza. Najtańszy z tego towarzystwa model AR Junior miałem okazję testować i rzeczywiście okazał się konkurencyjną propozycją. Nie od rzeczy będzie dorzucić, że wszystkie te wzmacniacze opierają się na pentodach pracujących w trybie quasi triodowym układu single-ended, co pozwala im łączyć klarowny dynamizm pentod z triodowym czarem melodycznym i nie kosztować worów pieniędzy, wyceniać się przytomnie.

      Rok 2024 to rok podwójnej zmiany. Raz, że w ofercie zjawił się przetwornik; dwa, że taki na dużych triodach. Sumuje się to do zaskoczenia, ponieważ obywatel audiofil, o pozyskanie którego nam w tym wypadku chodzi, przywykł raczej do wzmacniaczy na dużych triodach i przetworników bez lamp, a jeśli już z lampami, to małymi albo średnimi. Tymczasem w ofercie Reveal największe lampy w przetworniku; od razu najsławniejsze, z oznakowaniem 300B.

      Lampy te mają historię zaczynającą się w 1933 od central telefonicznych i łączności wojskowej, trzy lata później idą od kina, gdzie w nagłośnieniach też się sprawdzają, aż w końcu okazuje się, że nie tylko są mocne (z myślą o czym powstałe), ale też ze szlachetnym brzmieniem, więc z powodzeniem mogą konkurować z dużymi triodami od początku tworzonymi z myślą o jak najdoskonalszym dźwięku, tymi o oznaczeniach 2A3 i 45’. Te od początku były w radiach i tam wystarczały (aczkolwiek tamte radia były nieraz wielkości kredensu), ale dla wzmacniaczy napędzających duże głośniki, ośmio a nie dwuwatowe szklane balony 300B (początkowo o oznaczeniu 300’, bo B znaczy nowszy cokół), okazały się lepsze. Nie tylko wobec tego kina, także ci pierwsi audiofile, ci jeszcze sprzed stereofonii, zaczęli sięgać po klasyczne wzmacniacze kinowe Western Electric 91A (1936) i 91B oraz późniejsze 91E, udoskonalone o podnoszącą moc technologię SCCS. To wzmacniacze których oryginały kosztują dziś fortunę, powstałe w epoce reżimu technologicznego pamiętającego czasy maszyn parowych, których muzealne okazy potrafią do dziś pracować bez wymienienia jednej części. Wszelako czasy nadciągają nowe, oznaczające epokowe zmiany.

     Produkcja lamp 300B zanika na Zachodzie w 1985, gdzie w dobie szału na tranzystory zwija ją Western Electric i wszyscy pozostali; przy produkcji trwają już sami Chińczycy, wytwarzający na potrzeby swej zapóźnionej technologii. Jednak ponownie, i jakże prędko, nadciąga rewolucja. Coraz gruntowniej przekonujący się o lepszym brzmieniu czerpanym z lamp i jednocześnie przypierani do muru kończącymi się ich zapasami audiofile ponownie wkraczają do akcji. Dzieje się to zrazu powoli, ale nabiera rozpędu. Przodują Japończycy, czyszczący zasoby magazynowe i prywatne rezerwy z lamp Western Electrica, wraz z czym zaczynają one osiągać bardzo wysokie ceny [1]. Próżnia zaczyna się wytwarzać nie tylko w samych lampach, rodzi się wygłodniały rynek wtórny ze swoimi prawami dżungli.

     Lecz że przyroda nie znosi próżni, jak przenikliwie dostrzegł Arystoteles [2], już w 1990 roku, wyczuwając wiatr zmian, Alesa Vaic – jeden z ostatnich wykształconych w Czechach specjalistów od technologii próżniowej – organizuje w Pradze przy współudziale inżynierów Tesli manufakturę AVVT (Alesa Vaic Vacuum Tubes), przywracającą królewskie 300B do statusu produkcyjnego. (Początkowo cała produkcja idzie do angielskiego Audio Note.) Zaraz potem rusza lawina, ośrodki produkcyjne się mnożą, albowiem stało się wszem wiadome, że dźwięk od tranzystorów nie dorównuje lampowemu, a gdy próbuje dorównywać, urządzenia tranzystorowe stają się od lampowych droższe.

     Zadajmy teraz proste pytanie: po kiego mocne 300B w przetworniku, który nie ma wbudowanego wzmacniacza, a nawet przedwzmacniacza? Po kiego razem z nimi ta wielka prostownicza 5U4G, też podnosząca koszty.

      Odpowiedzią może być fakt, że tamta lawina wznowień dobrze do teraz się trzyma. Zniknęło wprawdzie pionierskie AVVT, schedę po nim przejęło Emission Labs, ale prócz niego mamy teraz całą plejadę wytwórców. Jeszcze jedną praską wytwórnię – KR Audio, słowackie EAT i JJ, poza nimi rozsiane po całym świecie Sophia Electric, Takatsuki, Create Audio, Elrog, Psvane, Linlai, Genalex, Sovtec i Electro Harmonix, a na tryumfalne zwieńczenie akcji lampy-reaktywacja przywrócony do życia wzorzec od Western Electrica (za $1500 para). Co oznacza szeroki wybór szkieł z oznaczeniem 300B w średnim po najwyższy gatunku pochodzących z produkcji bieżącej, czego nie da się już powiedzieć o małych triodach, bo jak w tutejszych recenzjach wielokrotnie żeśmy sprawdzali, najlepsze dzisiejsze małe triody nie dorównują dawnym. Tymczasem takie chociażby Takatsuki, jeszcze podrasowane dzięki współpracy z Kondo Audio Note, to najdystyngowańsza arystokracja brzmieniowa, czego dowodem sesje na zeszłorocznym AVS; wyposażony w nie system Kondo otrzymał tytuł „Dźwięku wystawy”, dzieląc go z Destination Audio na triodach GM70/845 vintage.

      Tym niemniej – odnotujmy – niejednakie podejścia bywają. Genialny przetwornik Jadis JS1 MKV korzysta z samych małych triod i małych pentod, a jednocześnie cieszący się światowym prestiżem Lampizator PACYFIC 2 to aż pięć dużych triod, w tym cztery 300B. (Od KR-Audio w wersji specjalnej, z cyrkonowymi anodami.)

     Lampowy stopień wyjściowy na małych pentodach bądź dużych triodach to będzie więcej czaru niż kiedy rzecz na tranzystorach, zdają się te przykłady głosić. – Ale czy zawsze? – Niekoniecznie. Przetworniki takie jak Accuphase DC-1000, MBL Reference 1611 F, tak samo testowany tutaj Mola Mola Tambaqui, wcale nie chcą być gorsze i konkurują cenami względem najdroższych lampowych. A zatem bitwa nierozstrzygnięta; lecz czemu w takim razie lampy, gdy tranzystory praktyczniejsze?

     – No ba, ale czyż lampy nie wyglądają ekskluzywniej i nie dodają poza splendorem specjalnego dźwiękowi czaru? W dodatku, gdy rzecz tyczy 300B, mamy szeroki wybór, możemy przebierać w smakach brzmienia.
      Samo Reveal Audio ogranicza to przebieranie do dwóch – dla wersji podstawowej będzie to para 300B Psvane UK Version z szarymi anodami za 1081 PLN, obsługiwana przez prostownik 5U4G z rosyjskich NOS, a dla wersji głębiej wchodzącej w jakość para 300B od Emission Labs (mesh albo solid plate) za 3750 PLN, obsługiwana przez prostownik tak samo od Emission Labs – 5U4G w wersji mesh. (Ewentualnie KR Audio 5U4G za 2100 PLN.)

[1] Dziś para nieużywanych WE z lat 60-tych kosztuje dziesięć tysięcy dolarów.
[2] Tak zwany horror vacui – ucieczka przed próżnią.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy