Recenzja: Stax SR-507 Lambda

Odsłuch

Stax_SR-507_1   Szeroko znanymi zaletami słuchawek elektrostatycznych są szybkość dźwięku i jego nadzwyczajna precyzja. Niezwykła jest też szczegółowość i dbałość o każdy detal, a także otwartość przekazu i jego wyjątkowe nasycenie rozwibrowanym powietrzem. Tu nie tylko dostajemy dźwięk już gotowy, wyartykułowany w ostatecznej formie, ale możemy z łatwością obserwować jak przemieszcza się on po scenie, jak się przeistacza, dochodzi do ostatecznej postaci i w końcu zanika. Stale przywoływaną wadą elektrostatów jest natomiast pewien niedostatek basowości. Niektórzy zwracają też uwagę na pewną powierzchowność emocjonalną.

Powiedzmy na wstępie, że potwierdzenia bądź zanegowania tych cech będziemy poszukiwali przy użyciu wzmacniacza SRM-717, który wszedł już z produkcji, a był skonstruowany z myślą o pierwszych Omegach II, tych złotobrązowych. Jest to wzmacniacz tranzystorowy o wejściach zarówno symetrycznych jak i RCA oraz dwóch wyjściach słuchawkowych typu »pro only«. W teście był spięty z podającym mu sygnał odtwarzaczem Cairn Fog V2 kablami symetrycznymi VOVOX tekstura.

O SRM-717 to trzeba jeszcze powiedzieć, że nierzadko spotyka się głosy, iż był konstrukcją niezwykle udaną, może nawet najlepszą w całym wzmacniaczowym dorobku Staksa o ile pominąć efemerycznego T2, będącego partnerem SR-Omegi. Sam powiem o nim, że w porównaniu z następcami dysponuje łagodniejszą górą i cieplejszym brzmieniem. Być może – ale tego bez bezpośredniego porównania nie jestem już pewien – posiada też lepszą od następców przestrzeń. Źle oczywiście się stało, że nie mogłem sprawdzić SR-507 ze wzmacniaczami im dedykowanymi, ale tak to wypadło i mówi się, trudno.

Stax_SR-507_2Przejdźmy do odsłuchów. Pierwsze wrażenie okazało się bardzo pozytywne. Równowaga tonalna uchwycona została bardzo dobrze, a charakterystyczna dla elektrostatów maestria obróbki samego dźwięku okazała się natychmiast wyczuwalna. Całościowy obraz muzyczny chwytał za serce głębią, barwnością i subtelnością oraz jednoczesną potęgą. Nie zmieniało się to przy dłuższym obcowaniu i na pewno bardziej podczas takiego długiego kontaktu uwypuklają się zalety niż wady. Przede wszystkim precz możemy odrzucić wszelkie sugestie o nie dość głębokim basowym fundamencie. Pod tym względem SR-507 w niczym nie ustępują nawet najbardziej uznanym włodarzom basowości z obszaru dynamicznej konkurencji. Co prawda basowy król królów, Ultrasony Edition9, dysponują potężniejszym impaktem, a nowy flagowiec Grado – PS-1000 – potrafi schodzić niżej, ale nie są to żadne poważniejsze mankamenty, którymi należałoby się przejmować. Bas PS-1000 jest (a przynajmniej z niektórymi wzmacniaczami bywa) mniej rozdzielczy i naturalny, a sławetna potęga brzmienia Edition9 pochodzi od słuchawek o konstrukcji zamkniętej, dużo bardziej sprzyjającej basowej potędze. Poza tym bez czynienia bezpośrednich porównań trudno się nawet domyślić, że ktoś ma coś lepszego pod względem basowym od SR-507 do zaoferowania. Naturalna, niewymuszona i świetnie sprzęgnięta ze znakomitą rozdzielczością całego przekazu siła ich basu jest w stanie zaspokoić nawet najdalej idące oczekiwania i o najmniejszej nawet słabości na tym polu nie może być mowy. Omega też wprawdzie schodzi niżej, ale według mnie całościowo brzmi mniej naturalnie, zbytnio łagodząc sopranowe składniki, które w brzmieniu perkusji też przecież pełnią istotną rolę, odpowiadając za prawidłowe brzmienie talerzy i przeszkadzajek. Jedyną tutaj dodatkową uwagą musi być spostrzeżenie, Stax_SR-507_4że odtwarzacz Cairna dysponuje wyjątkowo potężnym rewirem basowym i pod tym względem wypadał wyraźnie lepiej od nawet wielokrotnie droższych odtwarzaczy, na czym wszelkie elektrostaty korzystające z jego usług rzecz jasna korzystały.

Podobnie jak bas, żadnych niedomogów nie wykazuje też przestrzeń. Jest rozległa i doskonale opisywana pojawiającymi się w niej dźwiękami. Co więcej, mamy w tym przypadku do czynienia z czymś, co na własny użytek nazwałem kiedyś „żywą przestrzenią”. Według mnie jest ona najważniejszym probierzem jakościowym danych słuchawek i bez jej udziału o takim prawdziwym, pełnowartościowym high-endzie nie może być mowy.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy