Recenzja: JVC HA-DX1000

Budowa

JVC_HA-DX1000_7  Model DX1000 pojawił się w 2005 roku i był sporą niespodzianką, ponieważ koncern elektroniczny Japan Victor Company wcześniej nie oferował najwyższej klasy słuchawek. Co go skłoniło do zmiany stanowiska, tego nie wiem, ale najpewniej chęć autopromocji. Skoro bowiem konkurencyjny Sony mógł na rynku słuchawek parę razy zabłysnąć, i to blaskiem supernowej, czemu JVC nie miałby powołać do życia swojej gwiazdy? Inni giganci, jak Panasonic i Toshiba, sobie odpuścili, ale JVC nie, a jakiś czas po nim do wyścigu przyłączył się także Denon. Na razie jesteśmy jednak w 2005 roku i DX1000 stają na rodzimym japońskim rynku w szranki z produktami Sony oraz dziełami wyspecjalizowanych w produkcji słuchawek manufaktur Staksa i Audio-Techniki.

Czy przydano im jakichś szczególnych cech zdolnych wybijać się nad konkurencję? Rzućmy okiem.

Znów, podobnie jak w przypadku flagowej Audio-Techniki ATH-W5000, możemy domniemywać, iż wzorem założycielskim były tu legendarne Sony MDR-R10. Świadczą o tym bardzo duże muszle wykonane z drzewa, w których umieszczono wielkie komory rezonansowe o skomplikowanej budowie wewnętrznej i specjalnie skonstruowany pod względem sposobu mocowania „jak w najwyższej klasy głośnikach” bardzo pokaźny przetwornik o średnicy membrany50 mmi średnicy całkowitej53 mm. Jak głoszą materiały reklamowe, sporządzono go w oparciu o magnes neodymowy, a sama budowa zapewnia trzydziestoprocentowy wzrost wydajności względem konstrukcji dotychczasowych, celem podniesienia poziomu oddawanej energii, co ma skutkować większą gęstością przekazu i jego większą rozdzielczością.

Na wyraźny plus możemy jeszcze zapisać kabel z miedzi OFC klasy 7N o aż trzy i pół metrowej długości, zabezpieczony przed uszkodzeniami eleganckim materiałowym oplotem i zakończony bardzo ładnym firmowym wtykiem inkrustowanym drewnem.

Same słuchawki, a zwłaszcza wielkie ich muszle, także prezentują się bardzo estetycznie, ale są też niestety i wady. Koncern JVC postanowił najwyraźniej wybrać dość ryzykowną drogę – krajem nieba, krajem piekła – bo cóż, muszle są wprawdzie drewniane, ale to drewno to sosna. Jak napisano w folderze reklamowym, drzewo jest najlepszym tworzywem dla muzyki i dlatego produkuje się zeń instrumenty muzyczne. Ale czy sosna jest tu najlepszym wyborem? Pozostaje faktem, że sosna ma ładny rysunek słojów, jest bardzo łatwa w obróbce, sprężysta, dość wytrzymała i lekka, czemu zawdzięcza wielką popularność w meblarstwie, ale nie jest to z pewnością drewno jakoś szczególnie szlachetne gatunkowo, ponieważ ma małą gęstość i nie jest dość twarde. Niepodobna wprawdzie zgadnąć, czy gdyby muszle wspomnianych Sony R10 były wykonane z sosny, a te JVC z drzewa zelkova, którym szczyciły się Sony, różnica w brzmieniu byłaby istotna, niemniej sosna wzbudza niepokój i pozostawia pewien niedosyt. To, że pociągnięto ją bejcą upodobniającą odcień do mahoniu, niczego poza wyglądem nie poprawia. Być może jest to nawet jakiś specjalny podgatunek sosny o takim ładnym wyglądzie i lepszych właściwościach rezonansowych, ale materiały reklamowe nic na ten temat nie wspominają, a chyba by się pochwalili. Minusem pozostaje w każdym razie miękkość, efektem której jest duża łatwość wgniecenia bądź porysowania, czego w przypadku prawdziwego mahoniu stosowanego przez Grado i Denona, hebanu i asady od Audio-Techniki, czy zelkova od Sony nie musimy się obawiać.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: JVC HA-DX1000

  1. Daniel pisze:

    Czy miał Pan może przyjemność posłuchać również modelu DX700? Mam okazję nabyć w dość okazyjnej cenie, niestety odsłuch nie będzie możliwy. DX1000 nie słyszałem ale po tej recenzji bardzo mnie zainteresowały a porównań obu modeli niewiele można znaleźć no i sprzeczne opinie głównie.

    Pozdrawiam

  2. Piotr Ryka pisze:

    Niestety, modelu DX700 nie słyszałem. Ogólnie przestrzegam przed kupowaniem tych słuchawek w ciemno, bo wielu osobom się nie podobają. Niektórym nawet bardzo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy