Recenzja: Echo Sound Power Guardian

     Pocztą internetową przyszedł list, a kurier przyniósł urządzenie. List był następującej treści:

   Staram się wejść w branżę audio filtrem przelotowym, który bardzo dobrze spełnia swą funkcję i jest w pełni moim dziełem. Liczni koledzy audiofile, którym został wypożyczony do testów, potwierdzają ten fakt. Pozwolę sobie dodać opis:

      Konstrukcja jest oparta na wieloetapowej filtracji, przy czym urządzenie nie posiada tradycyjnych elementów dławiących swobodny przepływ prądu, takich jak bezpieczniki topikowe czy włącznik. Wszystkie podzespoły wewnętrzne są połączone linką z miedzi posrebrzanej o przekroju ø2,0  mm i czystości 6N w izolacji teflonowej, co odnosi się też do składników filtracji. Filtr w żaden sposób nie tłumi dźwięku, a jedynie po wpięciu tworzy barierę między dźwiękiem a zakłóceniami, umożliwiając w pełni wydobyć walory systemu, dzięki wyswobodzeniu elektroniki z bagażu zakłóceń.  

     Wpływ filtra jest słyszalny od razu po zastosowaniu – nie ma potrzeby wygrzewania, akomodacji z torem, przyzwyczajenia słuchacza itd. Należy przy tym mieć na uwadze, że nawet najbardziej wyszukane kondycjonery nie są lekarstwem na wszystkie problemy z siecią, ponieważ usuwanie zakłóceń to proces wieloetapowy. Jeśli chcemy oczyścić naszą elektronikę z chmury elektrosmogu, który chcąc nie chcąc po części sami tworzymy domowymi urządzeniami i niedoskonałością domowej sieci – jeśli pragniemy haustu czystego muzycznego powietrza, a nie płaskiego dźwięku bez emocji – należy posługiwać się wielowarstwową filtracją.

    Preferowane jest ustawienie filtra przed kondycjonerem lub listwą, można go także podłączyć do każdego z elementów toru oddzielnie.

  • Wymiary urządzenia: 180 x 70 x 250 mm.
  • Waga: 2,5 kg
  • Gniazdo wejściowe IEC z miedzi.
  • Wyjściowe gniazdo Schuko – miedź pokryta rodem.
  • Przepustowość układu filtrującego 12A.
  • Elementy filtracji osłonięte ekranem z miedzi z dodatkiem materiału tłumiącego wibracje.

      W trakcie internetowej wymiany zdań wiedza ta poszerzyła się o kilka uzupełnień.

      Autor, pan Michał Nadolny, z audiofilizmem związał się od dawna, a filtr skonstruował dla siebie i latami udoskonalał, można zatem powiedzieć, że w odróżnieniu od większości audiofili do swego hobby podszedł aktywnie, a nie jedynie w trybie zakupowego zbierania doświadczeń i wymiany opinii. Dopiero pochwały otoczenia skłoniły go do podjęcia szerszych niż na własny użytek działań i chęci poddania się ocenie innej niż towarzyskiej. Ale to wszystko to otoczka, a najważniejsze są konkretne racje składające się na efekt finalny.  

    Wg autora użycie filtra nie koliduje z używaniem listw ani kondycjonerów – na pewno nie zepsuje rezultatów ich pracy, prędzej będzie na odwrót. Filtr może też z powodzeniem pełnić rolę jedynego prądowego wsparcia systemu, ale z uwagi na jedno gniazdo wyjściowe musi być wtedy tyle filtrów, ile chcemy chronić urządzeń, ewentualnie wchodzi w rachubę użycie za nim zwykłej listwy, ale to będzie przecież psuć. W planach dopiero filtracja z wieloma gniazdami na wyjściu i nie jest powiedziane, czy kiedykolwiek dojdzie do skutku. Ale używając listwy za filtrem możemy podpiąć wiele urządzeń, przepustowość 12 A oznacza możliwość ochrony nawet całego systemu z mocnym wzmacniaczem – dwustuwatowy wraz ze źródłem swobodnie się załapie. Jak już zostało powiedziane, nic nie stoi też na przeszkodzie uzupełniania pracy filtra o kondycjoner masy, pasywną listwę filtrującą czy kondycjoner aktywny – łączne działanie powinno się raczej pozytywnie sumować niż skutkować wzajemnym odejmowaniem. Tym niemniej samo sprawdzenie wpływu najlepiej przeprowadzić w systemie bez aktywnego kondycjonera i kondycjonera masy, wpływ będzie wtedy bardziej słyszalny. Istotną przy tym rzeczą sprawdzanie działania filtra poprzez podpięcie go do systemu, w którym poprzednio nie pracował, a nie odpięcie, chwila na odsłuch bez i ponowne użycie. Działanie filtra utrzymuje się bowiem jeszcze jakiś czas po wypięciu, a nie znika od razu, pod tym względem będąc podobnym do działania kondycjonera masy.  

    Wpływ filtra wg autora powinien dać się zauważyć jako wyraźniejsza odrębność źródeł i lepsza widoczności dalszych planów. Także wzrost udziału brzmieniowej drobnicy i napływ świeżego powietrza. Zauważalna powinna być też większa długości wybrzmień i lepsze dociążenie dźwięku, zwiększy się także aura otaczająca dźwięki, a przede wszystkim wzrosną emocje towarzyszące słuchaniu.

    Trzeba mocno zaakcentować, że przy konstruowaniu szczególny nacisk położono na nie osłabianie dynamiki, stanowiącej jeden z kluczowych czynników emocjonalnego odbioru. Echo Sound Power Guardian w najmniejszym stopniu nie będzie jej osłabiał, powinien nawet ją wzmocnić, usuwając degenerujący wpływ tego, co twórca nazwał „elektro-smogiem”.  Czystszy prąd równa się czystsze brzmienie, więc dynamika także wyższa, jako uwolniona od kompensacji i niewyraźności powodowanej zabrudzeniami.

    Banalną, acz niestety kluczową rzeczą cena. Ta w odniesieniu do testowanego urządzenia opiewa na 3500 złotych, dostępny jest też filtr SE o silniejszym działaniu za sprawą lepszych komponentów, którego aktualna cena wynosi 4500 PLN. Cenowy top stanowi natomiast nadstandardowa SE z wbudowanym kondycjonerem masy, jej cena wraz z okablowaniem uziemiającym wynosi 4800 PLN.

    Dorzucę jeszcze dwie uwagi ze strony konstruktora. Pan Michał Nadolny pracuje obecnie także nad interkonektami i w odniesieniu do nich – mających być jeden z posrebrzanej miedzi, drugi z czystego srebra – uważa że jakość przewodnika to zaledwie około 25% efektu finalnego, reszta to dzieło izolacji. Ta jest wg niego ważniejsza, gdyż tak jak Echo Sound Power Guardian chroni przed zakłóceniami.

     Druga rzecz tyczy srebra. Według pana Michała jest ono najlepszym materiałem przewodzącym, wcale nie obarczonym przywarami, które mu się przypisuje. Według dość powszechnych opinii srebro wyostrza przekaz i kłuje, co w żadnym razie nie jest prawdą. Srebro to najodpowiedniejszy metal do przewodzenia prądu, najlepszy z wszystkich w ogóle. Brzmi gładko, aksamitnie, z wspaniałą rozdzielczością, prócz tego – rzecz niebagatelna – oferuje najszersze pasmo. A wspominane kłucia wynikają z bardzo prostej przyczyny: srebro pokazuje prawdę o stanie systemu, w tym prawdę o zasilaniu. Wystarczy zadbać o odszumienie i odpowiednie zasilanie w ramach zespołu złożonego z dobrych jakościowo urządzeń, a wszelkie bolączki znikną, zmieni się zdanie o srebrze.

     Wszystko to napisawszy doszedłem do samo się narzucającego wniosku, iż nie ma sensu próbować tworzyć osobnego rozdziału odnośnie wyglądu i budowy. Urządzenie to podłużny prostopadłościan średniej wielkości i wagi z wlotowym gniazdem prądowym z tyłu i wylotowym z przodu. Zatem klasyczna przelotka, tyle że w tym wypadku okazała i pod tym względem podobna do oferowanej kiedyś przez amerykańskie Shunyata Research, firmę fizyka Caelina Gabriela. Ta sławna teraz marka startowała w 1997 także od okazałej przelotki, lecz wielokrotnie droższej i zdaje się z zamontowanym na stałe kablem wlotowym.  

      Echo Sound Power Guardian front i tył ma kołnierzowo wystające poza srebrne, aluminiowe obramowanie korpusu (wersja droższa jest jednolicie czarna, a tańsza taka też być może), obudowa to sumarycznie przeszło dwa kilogramy ważąca puszka, w całości metalowa. Niesiona przez gumowe podkładki przytwierdzone od spodu do tych poszerzonych ścianek awersu i rewersu, poza opisanymi już gniazdami oraz firmową plakietką na grzbiecie, jedyny akcent to w niszach narożników złote łebki przytwierdzających front i tył śrub troksowych (hexalobular internal). Producent nie oferuje na razie własnych kabli zasilających (dopiero nad nimi pracuje, ale podobno są na ukończeniu), musimy więc posłużyć się własnymi. Zaśrubowane wnętrze skrywa tajemnicę – pytanie, czy jest słodka?

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

2 komentarzy w “Recenzja: Echo Sound Power Guardian

  1. Cezary pisze:

    Jestem użytkownikiem rzeczonego filtra od roku i stwierdzam, że wniósł do mojego systemu ogromną poprawę dźwięku,za sprawą pięknej separacji instrumentów , dźwięki długo wybrzmiewają i odklejają się od kolumn.Scena wszerz i w głąb się powiększyła.W pelni zgadzam się z opinią zawartą w artykule.Ponad to obecnie testuję interkonekt tego samego producenta ,który oceniam bardzo wysoko.
    Obecnie nie wyobrażam sobie słuchania muzyki bez omawianego filtra,gorąco go polecam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

© HiFi Philosophy