Recenzja: Wilson Audio Sophia 3

Wilson Audio

David Wilson

David Wilson

   Jeżeli wrogowie audiofilizmu rozpasanego poszukują kogoś odpowiedzialnego za jego powstanie, to Dave Wilson nadaje się do tego jak mało kto. Tak, to ten facet zaczął sprzedawać głośniki monitorowe po $ 4500 kiedy najdroższe z dotychczasowych kosztowały $1500, a potem było już tylko gorzej. W rozpasanych konsumpcyjnie latach 80-tych, gdy Ronald Regan i Margaret Thatcher rzucali hasła wolnej amerykanki rynkowej, prywatyzacji wszystkiego co w ręce wpadnie, wolnego handlu i swobody robienia w ekonomii co się komu żywnie podoba, by w efekcie wykreować gigantyczne firmy-molochy i gigantyczne gaże ich prezesów oraz rad nadzorczych, Dave Wilson ustanowił niepobity do dzisiaj rekord sprzedaży głośników w cenie powyżej $ 10 000, dzierżony przez model WATT/Puppy, czym firma Wilson Audio w swoim CV ogromnie się szczyci. To i tak jednak betka, bo już w 1982 roku Dave pokazał system WAMM, kosztujący (no, kto zgadnie?) – $ 88 000. Jako ciekawostkę dodam, że kablowany był on najdroższymi wówczas kablami głośnikowymi Fulton Gold w cenie $ 4 za stopę, co może dziś wzbudzać śmiech jeno pusty i drwiny, a powstało tych WAMM łącznie 25 kompletów.

Po czasach wolnej miłości, wolnej erekcji i swobodnej pochwy w latach 70-tych, które sam Frederico Fellini w swoim „Rzymie” tak bardzo chwalił, nadeszły bowiem czasy wolnej konsumpcji i swobodnej monopolizacji rynku przez wielkie firmy w latach 80-tych; i jak przystało na takie czasy ceny audiofilskich produktów buchnęły w górę niczym z jakiegoś ekonomicznego Krakatau. By za tym nadążyć powstała w 1991 roku w Provo, opodal Salt Lake City w stanie Utah, fabryka Wilson Audio o powierzchni 2,5 tys. metrów kwadratowych, ulokowana w parku przemysłowym powiązanym z Brigham Young University, największą prywatną wyższą uczelnią w USA. Tam dwa lata później narodziły się kolejne flagowe głośniki Mr Wilsona – X-1 Grand SLAMM, zastąpione w roku 2002 przez X-2 Alexandria. Najważniejsze dla firmy, a w każdym razie ona sama tak twierdzi, były jednak głośniki nieco tańsze, wcale przy tym bynajmniej nie tanie, z serii MAXX (od 1998) i Sophia (od 2001), pojawiające się co jakiś czas w odnowionych wersjach.

Wilson_Audio_Sophia_III_02 HiFiPhilosophy

Wilson Audio Sophia 3

Najtańsza w ofercie a tytułowa dla tej recenzji Sophia 3 jest następczynią pierwszej Zośki, o której powiadano, że nareszcie dzięki niej przeciętny zjadacz amerykańskiego chleba będzie mógł postawić w swoim salonie głośniki od Wilson Audio. Rzeczywiście – Sophie reklamowane były pod hasłem „Łatwo kupić, łatwo napędzić”, co przy obecnej cenie trzeciej ich wersji, opiewającej na circa siedemdziesiąt pięć tysięcy złotych, brzmieć może dla przeciętnego polskiego klienta w niemałym stopniu ironicznie, aż po chęć kopnięcia w ścianę bądź cokolwiek innego włącznie. Nie martwmy się jednak, Polska wartko prze naprzód i już niedługo wszystko będziemy mieli pokryte kostką brukową, a wówczas Sophie pojadą do każdego gładko jak po bruku, bo inaczej wszak być nie będzie mogło. Na razie są jednak jeszcze pewne wolne od bruku połacie, w związku z czym jazda Zosiek do naszych salonów może być nieco utrudniona. Do mojego wszakże trafiły, aczkolwiek tylko przejściowo i nie bez trudności, bo wnosić je nawet na pierwsze piętro nie było łatwo, jako że wraz ze skrzyniami transportowymi ważą ponad 100 kilogramów i duże także są dosyć. Wszystkie trudności udało się jednak przezwyciężyć, Sophie w salonie na właściwych – komputerowo odpowiednim oprogramowaniem przeliczonych i przy pomocy laptopa tudzież laserowych dalmierzy wyznaczonych – miejscach stanęły; i tylko córka nieświadoma wagi spraw z jakimi ma do czynienia bezdusznie a lekkomyślnie oświadczyła, że wyglądają jak robot R2-D2 z „Gwiezdnych wojen”.

Te kobiety… Przecież nawet kopułki na zwieńczeniu nie posiadają ani się w nich nic nie obraca, a jedynie wyposażono je w maleńką i jeszcze do tego odwróconą tyłem tytanową kopułkę tweetera, no i owszem, mają też do transportu na spodzie kółeczka, ale same przecież nie jeżdżą, kółeczka im się potem odkręca, a do tego wcale niczym nie migają ani same od siebie nie świszczą. I w ogóle jak można…

Na pociechę po tych upokorzeniach pozostaje nam chociaż tyle, że Sophie podobno faktycznie w odróżnieniu od droższych krewniaków są mało wrażliwe na akustykę (a więc łatwe), przeto grać mogą gdzie popadnie, ale bynajmniej nie jak popadnie, tylko wręcz przeciwnie; jak utrzymuje producent są bowiem „state-of-the-art gear” (że niby dobre) i zyskały między audiofilami „cult status” (że niby sławne), a tak ogólnie, to sukces pod każdym względem i jak mi jeszcze raz ktoś piśnie o jakimś głupim robocie, to sobie popamięta.

Wilson_Audio_Sophia_III_04 HiFiPhilosophy

Design niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju

W uzupełnieniu o Wilson Audio dodajmy, że firma przedstawia siebie jako konserwatywną w sensie podejścia biznesowego a innowacyjną w sensie technicznym i chwali się, że w 2006 roku zwiększyła moce przerobowe aż o 60%, w związku z czym łatwiej teraz stać się posiadaczem jej produktów, bo są łatwiej dostępne i nieco też tańsze. Daj nam Boże. Dorzućmy jeszcze, że we wszystkich poczynaniach i przedsięwzięciach prowadzących do sukcesu, sławy i zamożności towarzyszyła Davidowi Wilsonowi żona Sheryl, wraz z którą początkowo prowadzili studio nagraniowe, kładące szczególny nacisk na jakość muzycznego materiału, w ramach którego to nacisku przystąpiono do konstruowania lepszych głośników na użytek studyjny – i tak to się wszystko zaczęło.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

4 komentarzy w “Recenzja: Wilson Audio Sophia 3

  1. Tomek pisze:

    Przeczytałem z niekłamaną przyjemnością. Dla mnie metafory obrazujące brzmienia konieczne i niezbywalne.

  2. Marcin pisze:

    Naturalnie, że są potrzebne, choć należy zrozumieć, że dla chamów, co nie widzą dalej niż kawał kiełbasy są zbędne. Oni pewnie nie słyszeli o Chirico, ani ostatniego odcinka z cyklu „Jest taki obraz”, który był jemu poświęcony (nota bene z powodu jednej krakowianki, która założyła fanpage audycji); nie spostrzegli także, jaka jest wymowa ostatniego zdjęcia i umieszczonego w jego kadrze „może” nieprzypadkowo obrazu. Dla nich ważne są opisy: dół, góra, średnica. Jeśli tak, a tacy z nich audiofile to stwierdzam, że pomimo tylu lat ich audiofilskiego życia niczego o audiofilii się nie nauczyli.

  3. jullioo pisze:

    Najszczersza to prawda,kolumienki palce lizać i słuchać muzyczki, słuchać…..

  4. Grzegorz pisze:

    Recenzja fajna ale zbyt kwiecista 🙂 wystarczyło napisać że nie są to kolumny 100% neutralne i transparentne. Zwyczajnie dodają coś od siebie do spektaklu. To by wystarczyło plis jakaś referencja do innych kolumn / modeli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy