Recenzja T+A Solitaire P / HA200

Odsłuch: Przy komputerze cd.

Vs HEDDphone z kablem Sulka

Przetwornik w całej krasie.

Oto pierwsze słuchawki grające ciemniejszym i niższym dźwiękiem. Z miejsca rzucała się w uszy wynikająca z tego niższa szumowa aktywność tła i mocniejsze dźwięków z tym tłem związanie. Akcja toczyła się u HEDDphone dalej, pogłosy w dźwiękowym odejściu powstawały ciemniejsze, a wraz z tym bardziej tajemnicze; a same dźwięki bardziej trójwymiarowe i w sensie rozmiarowym, a nie tonalnym, wyższe. Brzmienie Solitaire P bardziej z kolei różnorodne, dające wrażenie, że więcej tu się dzieje; w tym samym utworze jakbyśmy mieli do czynienia z większą ilością dźwięków. Można to ująć w taki sposób, że planary od T+A mocniejszym światłem skanowały nagrania, podczas kiedy HEDDphone oferowały dźwięk bardziej mroczny, trójwymiarowy, mający więcej dostojeństwa. Natomiast słabsze ukierunkowanie na analizę złożoności. Rozdzielczość taka sama, ale u Solitaire P nacisk na szczegółowość mocniejszy. Można było odnieść wrażenie, że Solitaire P przy pomocy wyżej branej i lepiej oświetlanej średnicy starają się w głąb muzyki bardziej przeniknąć, podczas gdy u HEDDphone nacisk szedł przede wszystkim na całościowe ukazanie walorów melodycznych. Grały gładziej, płynniej i z większego dystansu. Wahadło stylistyczne wraz z tym w drugą stronę – Final D8000 Pro i Focal Utopia wykazywały od Solitaire P większą przenikliwość, aktywniejszymi sopranami bardziej drążąc tematy szczegółowości i rozdzielczości; HEDDphone tą samą aktywność miały mniejszą. Też one jedne dźwiękowy spektakl sadowiły wyraźnie a nie tylko trochę dalej i traktowały go ogólniejszym oglądem. Jednak nie zawsze tak się działo – w ballady z bliskim wykonawcą potrafiły przenikać ze wszystkich porównywanych najgłębiej i lepiej od wszystkich ustawiać na scenie wykonawcę, umiejscawiając go najbardziej poza głową i w najwyraźniejszej perspektywie. Poza tym (i to jest najważniejsze) potrafiły najpiękniej śpiewać. Jeżeli jest coś takiego, jak głos samych słuchawek, to głos HEDDphone przy napędzania przez wzmacniacz HA200 był najlepszy. Bas Solitaire P też w odniesieniu do nich bardziej się narzucał i bardziej był ciśnieniowy, a mimo to rzucał słabszy pogłosowy cień. Między innymi dzięki temu topologia sceny u HEDDphone zobrazowana była dokładniej, a dystanse pomiędzy źródłami i od źródeł do słuchającego jeszcze większe. Fenomenalny baryton Hermanna Prey w wydaniu HEDDphone brzmiał głębiej, niżej i ciemniej, a sopranowe szybowanie miał równie wspaniałe. Wszystko więc w tych HEDDphone cacy, cacy, ale ciśnienie wyraźnie słabsze, dźwięk ciemniejszy i niższy (nie wszyscy lubią i powoduje to lekką obcość), a wykonawcy przeważnie dalsi – mniej tacy na wyciągnięcie ręki.

Vs HiFiMAN Susvara z kablem Tonalium – Metrum Lab

Kabel z wyglądu taki sobie. Ale jest gatunkowy.

Dźwięk najdroższych planarów okazał się wyższy i bardziej wraz z tym przenikliwy. Mniej natomiast pogłosami modelujący aspekt przestrzenny – czyli łącznie trzy cechy odwrotne niż u HEDDphone.

Obfitszą dozą sopranów dźwięk Susvar bardziej ożywiony – popisywał się większą żywością, a mniej był postawny i głęboki. Nie powiem, że jednocześnie nerwowy, jako że jego żywość nie przejawiała najmniejszych objawów nadszarpniętych nerwów (inaczej niż u Focal); jedynie wszędobylską ruchliwość mniej postawnych, ale bardzo rasowych dźwięków. Wszakże powaga i dostojeństwo tym razem po stronie Solitaire P, wobec HEDDphone odwrotnie.

Wokalistów lokowany Susvary nieznacznie dalej i nadawały ich głosom bardziej szmerowy, a mniej pogłębiony charakter. Brzmienie od nich ciut szybsze i jednocześnie lżejsze, a bas mniej podkreślony, mimo iż bardziej odróżniający się od pozostałych tonów. Ciśnienie w wydaniu Susvar także niższe, za to myszkowały po muzycznych ścieżkach bardziej. Soprany, jak mówiłem, z większym procentowym udziałem, ale nie skrzyły się i nie były tak ofensywne, jak u Final D8000 Pro. Ogólnie biorąc styl Solitaire P z dedykowanym wzmacniaczem bardziej mi odpowiadał, czemu trudno się dziwić. Wolałem ich chropowatą suchość od wilgotniejszej i migotliwszej gładzi.

Vs Meze Empyrean z kablem Sulka

Dzięki uaktywnionemu w HA200 Loudness,  Meze także zagrzmiały. Grały żywo, soczyście, z rozmachem, szybką artykulacją i nośnie. I właśnie z podkreślonym basem, jako kontrastem do skrzących sopranów. Ogólnie popis. Brzmienie pełne, na średnicy ściemnione, melodyka i dźwięczność bez zarzutu. Bardzo nieznaczny szum podkładu, tak samo jak u HEDDphone, czyli prawdopodobnie znów za sprawą Sulka. Pełna równowaga emocjonalna – ani na stronę smutku, ani radości. Daleka linia horyzontu, pierwszy plan bliski, ale wykonawcy przed twarzą, a nie w głowie. Najmocniejszy akcent na melodykę (to znowu pewnie Sulek) nie zmniejszał efektownej chropawości głosów, maskował natomiast rozdzielczość, która okazywała się równie dobra jak konkurencji, ale wymagała uważniejszego wsłuchania.

Supergroźny planarny konkurent nie okazał się straszny. Mało tego – dla siebie wybrałbym T+A.

Naprzeciw tego brzmienie Solitaire P mniej wilgotne, a w zamian bardziej trzeźwe. Także mniej ciemne i dzięki temu „mniej pijane atmosferą wieczoru”. W repertuarze balladowym lepiej potrafiące plasować wykonawcę na scenie, zarówno w sensie dokładniejszego określenia dystansu, jak i uformowania bardziej realistycznej perspektywy. Planary T+A lepiej też wyosobniały dźwięki z tła i bardziej prawidłowo ustawiały tonalność. Lepiej też potrafiły oddawać odchodzenie dźwięków w dal. Muzyka Meze bardziej otaczała słuchacza i bardziej całą przestrzeń nasycała; Solitaire P wolały pokazywać na jakich obszarach muzyka jest, gdzie jej nie ma. Sprawiały więc wrażenie bardziej uporządkowanych i jednocześnie mniej spontanicznych. Też minimalnie szybszych.

Różnica stylistyczna spora, dla siebie wybrałbym T+A. Jako że wolę trzeźwość dnia od zanurzenia w wilgotnym mroku, lecz inni wolą mrok – po to są różne słuchawki. Ale w muzyce symfonicznej remis, zwłaszcza że (byłem zaskoczony, ale tak działał Loudness) ze wzmacniaczem HA200 też Meze grały ciśnieniowo. Solitaire bardziej wyosobniały poszczególne brzmienia i salę oświetlały jaśniej; Meze spowijały ją mrokiem i biły dźwiękiem jak jedną pięścią, co to było fantastyczne. Rozdzielczość basu miały słabszą, ale siłę ataku większą. (Ciekawostka.) Kto wie, czy symfoniki nie wolałbym jednak od Meze – sam nie umiem powiedzieć.

Vs Sennheiser HD 800 z kablem Tonalium – Metrum Lab

Ten od Final Audio mocno się stawiał.

Zacznijmy od ludzkich głosów. Sennheisery brały je ciutkę niżej i bardziej całościowo, Solitaire P odrobinę wyżej i jaśniej, przy głębszym przenikaniu w strukturę harmoniczną i wyraźniejszym obrazowaniu gardeł. Różnica bardzo mała, podczas słuchania szybko znikająca.

Ogólnie wyższa predyspozycja analityczna planarów minimalnym kosztem melodyjności – i ta sama sytuacja w każdym utworze – tam, gdzie ważniejsze dodanie melodyki, tam lepiej użyć Sennheiserów; tam, gdzie niedostatek analizy – Solitaire P. Ergo najwyższej klasy materiał muzyczny lepszy przy niemieckich planarach, ten słabiej zrealizowany często przy też niemieckich, ale dynamikach.

Można powiedzieć, że Solitaire P bardziej wkręcały się w nagrania, Sennheiser HD 800 traktowały je bardziej całościowo, co nie oznacza, że powierzchownie. Grały pięknie, z naciskiem na melodię, a nie na rozkład harmoniczny i wyszperanie szczegółów. Planary miały więc większe techniczne możliwości, ale melodycznie już niekoniecznie. Brzmienie Sennheiser w całościowym odbiorze niczym powierzchnia jeziora ukazująca samą toń; od Solitaire P bardziej z powierzchnią odbijającą światło i światłem pod powierzchnię przenikającym głębiej. Poza tym Solitaire P generujące wyższe ciśnienia, z wiadomą tego konsekwencją.

Vs Ultrasone T7 z kablem Tonalium – Metrum Lab

Flagowe kiedyś i wciąż kultowe Ultrasone to pierwsze tutaj słuchawki, które kategorycznie odmówiły grania przy podbitym choć trochę Loudness. Już przy najniższym podbiciu wpadały w przestery; przy minimalnym ciśnienia i potęgę oferując i tak większe niż wszyscy (łącznie z recenzowanymi) przy ustawieniu maksymalnym. I jeszcze jedna cecha bardzo odróżniająca od reszty – brzmieniowa osobność sopranów. Bas walec-gigant, ale na drugim skraju soprany jasne, przenikliwe i bardzo ofensywne, mimo to w pełni melodyjne. Najmniejszego problemu z ich odbiorem nawet u kogoś tak sopranowo grymaśnego, jak piszący te słowa.

Mające inną technologię HEDDphone to nieco inny brzmieniowy świat.

Efektem całościowe obrazowanie najbardziej wielorakie, oparte na kontrastach. Żadnego ujednolicania stylu, zlewania brzmień do jednej misy, aby się stały podobniejsze. Soprany najjaśniejsze i najciemniejszy bas, pomiędzy nimi średnica podobna do tej z T+A, lecz bardziej ofensywna – mocniej narzucająca się słuchaczowi zarówno wyjątkową bliskością, jak i lekkim uwypukleniem. Krosowanie kanałów niemalże na nie nie wpływało – ich system organizowania dźwięku w muszlach, opracowany przez Ultrasone S-Logic, sam sobie robił to mieszanie. Wzmacniacz pasował do nich średnio –  dźwięk dawały pobudzający, ale trochę nadmiernie. Bardziej ujednolicony i wycofany z Solitaire P nie tyle może był lepszy, co łatwiej strawny. Nie pchał się tak mocno do głowy, pozostawiając słuchaczowi większą swobodę oglądu.

Odnośnie jeszcze tej części jednozdaniowy dopisek o pamiętaniu: przy różnym okablowaniu słuchawki różnie grają – dlatego zostało wymienione i je należy uwzględniać. Tym bardziej uwzględniać wzmacniacz, bo z innym może być inaczej – i zaraz się tu przekonamy, aż do jakiego stopnia.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

1 komentarz w “Recenzja T+A Solitaire P / HA200

  1. Piotr Ryka pisze:

    Znów pojawiają się wątpliwości na linii recenzje HiFiPhilosophy – recenzje i spostrzeżenia na forum audiohobby. W takim razie, mimo iż według domysłów niektórych nie chodzę już o własnych siłach i dzwonka przy drzwiach nie słyszę, chciałbym się do nich odnieść.

    1. Co rozumiem przez dźwięk ciśnieniowy? To w sumie łatwe do skojarzenia zjawisko, choć występuje na niewielu wzmacniaczach i tylko u niektórych słuchawek. Występuje też jedynie przy realistycznie wysokich poziomach głośności. W komorze akustycznej muszli wyraźnie czuje się nie tylko samą obecność dźwięków, ale też ich ciśnieniową presję. Kto miał do czynienia z głośnikami o dużych wooferach wie, że dźwięk z takich siada na piersi, wgniata mostek i fizycznie uciska przeponę. Co może przybrać rozmiar dramatyczny, zwłaszcza w pewnych okolicznościach. Znajomy, który uczestniczył w tournée koncertowym Kory Jackowskiej po NRD, opowiadał mi, jak przyjechali na miejsce koncertu, a tu żadnych głośników. Konsternacja, bo duża sala. Ale miejscowe zaplecze techniczne między sobą się podśmiechuje, mikrofon na estradzie stoi… Kora podeszła do mikrofonu i zrobiła próbę. A wówczas okazało się, że pod estradą jest skierowany do góry ogromny głośnik. Huknęło jak z haubicy, a wokalistka się zesrała… (Dosłownie – co tym widoczniejsze, że Kora nie nosiła majtek.) Jak zareagowali miejscowi, nie muszę chyba opowiadać. W ciśnieniowych efektach brylują Ultrasone z serii E7, E9, T7, ale pojawiają się one także u innych słuchawek, w tym u mocnym wzmacniaczem napędzanych Solitaire P. To dodatkowy czynnik urody, który osobiście szalenie cenię. Najpiękniejsze efekty powstają w muzyce symfonicznej – orkiestra z nim i bez niego to dwie różne orkiestry.
    2. Odnośnie srebrzenia sopranów. Potraktowane płytą Harmoniksa Solitaire P nie przejawiały jego śladu. Wcześniej ich zresztą także nie słyszałem, tyle że obraz był szarawy. Powiedziałbym nawet, że na tle innych, a już zwłaszcza K1000, prezentowały soprany powściągnięte, w zamian świetnie klarowne i trójwymiarowe. Powiedziałbym to tym śmielej, że mimo zaawansowanego wieku (choć jeszcze nie emerytalnego – brakuje kilku lat nawet w pisowskim datowniku) „coś jakby tarcie styropianem o powierzchnię”, wydaje mi się, że słyszę, tzn. usłyszeć dałbym radę. Kluczem do tego braku srebrzenia może być jednak nie wspomniana płyta, a stosowany kabel zasilania. Używany przeze mnie dla wzmacniacza T+A Sulek 9×9 powoduje obniżenie, nasycenie i ogólny przyrost kultury. Poza tym wzmacniacz od razu postawiłem na nóżkach Harmoniksa i dałem porządny osprzęt cyfrowy. Gdy teraz słucham Solitaire P na wzmacniaczu Rogue Audio, tego srebrzenie nie ma tym bardziej – dźwięk jest ciemny, gęsty, masywny i raczej obniżony, ale świetnie też rozprężony w sensie przestrzennym; źródła są rozsunięte – duży headroom muzyce służy. I jest to rozprężenie jedną z najlepszych rzeczy w tych słuchawkach, podobnie jak w nawet najtrudniejszych momentach brak zniekształceń oraz ten ciśnieniowy czynnik.
    3. Nie ma także gubienia szczegółów ani żadnego przymglenia. Dźwięk jest czysty, wyraźny i w pełni szczegółowy, choć u zasilanych kolumnowym wzmacniaczem topowych elektrostatów medium zjawia się bardziej transparentne, za to mniej ciśnieniowe. Odnośnie jednak gubienia, to jest raczej na odwrót – słuchawki potrafią odnajdywać to, co inne potrafią gubić. Niemniej samą ekspozycję szczegółów topowe elektrostaty też mają dobitniejszą. Miały ją także moje Ultrasone E9; lepsze pod tym względem od naśladowcy T7, i w ogóle niezwykłe. Generalnie nie ma jednak kłopotu – sięgnąłem po płytę „The Dark Side of the Moon” i Solitaire P bezproblemowo odczytały ślad poprzedniego nagrania na taśmie matce, dobrze słyszalny na kilkunastu ostatnich sekundach.
    4. I tak, faktycznie, wolałbym je od Susvar.
    5. Główna między tymi słuchawkami różnica przy naprawdę mocnym wzmacniaczu polega na tym, że Susvary podają muzykę, w tym wokale, jak bez wzmocnienia, a Solitaire P jak przez głośniki z mikrofonu. Można oczywiście woleć przekaz sauté, i sam także często wolę, ale dla wyczynowego grania wolałem jednak ze wzmacniaczową panierką.
    6. Z duetu SolitaireP/HA200, jako zdecydowanie lepsze, wybieram słuchawki. Z moim systemem wzmacniającym grały na dalece wyższym poziomie niż z dedykowanym. Co nie zmienia faktu, że wzmacniacz też jest udany. Ale mógłby być znacznie udańszy.
    7. Nie umiem się odnieść do stwierdzenia, że „recenzja jest dziwna”, choć przyznaję, że jest bardzo długa i przez to zawikłana. Prosiłbym o jakieś bliższe namiary na ową dziwność.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy