Recenzja: Synergistic Research BLUE SR

W praktyce

Małe i drogie niebieskie dranie. Odpowiedzialne za granie (chociaż nie tylko i nie przede wszystkim).

  Ileż fenomenalnych teorii poległo na styku z praktyką. Tym razem jednak obawy o to były niewielkie, bo cóż – bezpieczniki od Synergistic Research funkcjonują na rynku od dawna, a poza teoretycznymi właśnie, ale od drugiej, od anty-strony, wynurzeniami w stylu zaprezentowanym przez portal Reduktor Szumu, brak widomych oznak nimi rozczarowania; a w każdym razie nic takiego samo się nie narzuca, przynajmniej do mnie nie dotarło. Synergistic Research spokojnie egzystuje i systematycznie się rozwija; nikt nie podaje go do sądu za oszustwa, co przecież w USA jest normą i czynnością nagminną. Tym niemniej o przykłady oszustw dobrze i trwale egzystujących każdy z nas się ociera; ot, choćby napoje gazowane znanych marek miały niegdyś smak lepszy. Pozostawało więc pytaniem domagającym się rozstrzygnięcia: czy są te bezpieczniki coś warte, czy może tylko niebieskie? Zwłaszcza w kontekście ceny nieustająco windowanej – że już można się zakładać, ile kosztować i jakiego koloru będą bezpieczniki SR z technologią UEF3…

Tak się przyzwyczaiłem do dwóch tur rozstrzygania, że i tym razem postanowiłem przy komputerze i z dala. A przy tym komputerze sięgnąłem po wzmacniacz słuchawkowy Phasemation, który na tyle jest wybitny, że wraz z dobrymi słuchawkami nie ma zmiłuj, żeby rozstrzygnięcia nie pokazał. Więc oczywiście kilka tur – na przemian raz niebieski na srebrze i grafenie, raz standardowy szklany który tkwił w Phasemation. I tu się zjawia pytanie nieco inne, aczkolwiek zasadniczo pokrewne: czy mianowicie maestro Noboyuki Suzuki, właściciel i główny projektant Phase Tech, był łaskaw włożyć zwykły bezpiecznik, ponieważ: 1) Jest oszczędny? 2) Nie wierzy w takie lepsze? 3) Chciał pozostawić audiofilom przyjemność ulepszenia?

Warianty te – zauważmy – nie stoją w konflikcie wzajemnym, to znaczy przy wszystkich trzech jednocześnie można postawić krzyżyk na „tak”. Niemniej odpowiedź znamy jedynie na pytanie wcześniejsze, i brzmi ona: w Phasemation EPA-007 fabrycznie jest bezpiecznik zwykły.

Wraz ze wzmacniaczem i oczywiście samymi bezpiecznikami do rozstrzygania włączyły się słuchawki Final D8000, ponieważ akurat na nie miałem ochotę. A było wszystko jedno, których ze znakomitych użyć, jako że wszystkie super szczegółowe i wszystkie zdolne drobiazgowo oddać charakter podawanego sygnału. I teraz o tym charakterze.

W żadnym razie nie można mówić, że wzmacniacz Phasemation ze zwykłym bezpiecznikiem grał źle albo nie najlepiej. Przeciwnie, grał znakomicie, ale grał zarazem inaczej. A było to granie w stylu, który już nieraz opisywałem i który generalnie mi się podoba; to znaczy miało mało kontrastową, spokojną paletę barw, tak jakby każda potraktowana była z lekka pigmentem szarym i każda z lekka pastelowa. Tak tylko w śladzie i w ogólnym odbiorze na tle porównawczym – bo samo brzmienie, tak po prostu, narzucało się jako przejrzyste i naturalne, a także jako wyraziste. Ale właśnie dosyć spokojne, cokolwiek stonowane, przyjemnie jednolite, przyjemnie też na obrysach pozbawione ostrości. Bardziej miękkie niż twarde, o dość łagodnych przejściach i przeważnie łagodnych konturach. Nie jawnie złagodzone – na taką opinię bym nie przystał – ale bardziej spokojne niż wyrywne i bardziej stonowane niż kontrastowe. Przy jednocześnie pełnej wyraźności, przejrzystości, etc. Zarazem bardzo ładne – słuchane z przyjemnością i siedzące okrakiem na płocie pomiędzy mocną ekscytacją a słuchaniem mniej zaangażowanym niż u psa ujadającego.

Mnóstwo bebechów, ale wszystko przejść musi przez malutki bezpiecznik.

Więc w sumie duży plus i wcale nie tak łatwo będzie tę gamę przebić. Co na to nasz niebieski? Niebieski po swojemu, czyli w innym kierunku. Właśnie ku zaangażowaniu, właśnie ku całościowemu wzmożeniu. Poczynając od tego, że grać zaczęło głośniej. Trochę już od pierwszej sekundy, a po minucie wyraźnie. Przy czym słowo „wyraźnie” będzie nam także potrzebne by oddać drugą cechę  – że mianowicie też wyraźniej w odniesieniu do samego brzmienia. Nie tylko wyraźnie głośniej, ale też całościowo wyraźniej – kontury się wyostrzyły, barwy nabrały głębi, podniósł się całościowy kontrast, przymieszka szarości prysła. Zjawiły się mocniej zaznaczające się przejścia pomiędzy dźwiękami, skok w górę dynamiki, wyostrzenie konturów. Żadnego teraz w brzmieniu czynnika łagodności, impresjonistycznego finiszu, podprogowego łagodzenia kontrastów. Tylko właśnie dosadnie, kontrastowo i dynamicznie, na bazie głębszych czerni i mocniejszego światła błysku… Tekstury mocniej odciśnięte i głosy wokalistów bardziej w emocjach, bez najmniejszego śladu czynnika obojętności. Nie „tak sobie śpiewam”, tylko jakbym dostał po twarzy i na to reagował.

Przesadzam oczywiście, bo wcale tak nie było, żeby ze zwykłym bezpiecznikiem Leonard Cohen  miał w sobie coś z obojętności śpiewając: Did I Ever Love You… Tym niemniej miał mniej wyraźną chrypkę, nie takie czarne za sobą tło i nie tak ostre kontury miały te jego słowa. Mniej też miał głos głęboki i nie tak precyzyjnie wypowiadał końcówki. A przede wszystkim sam ten głos bardziej miękki, łagodniejszy – z przewagą czynnika troski nad czynnikiem rozpaczy. Nie tej całkowicie jawnej, bo takiej tam nie ma, ale przezierającej poprzez mówienie czegoś innego.

Ogólnie zatem za bezpiecznikiem niebieskim pojawia się brzmienie wyraźniej cyzelowane, bardziej emocjonalnie rozedrgane, barwniejsze, bardziej kontrastowe, głośniejsze i dosadniejsze dynamicznie. Natomiast na pytanie, czy też bardziej plastyczne? – odpowiedź musi być bardziej złożona. Na pewno plastyczniejsze w sensie dobitnej formy, a mniej plastyczne w sensie efektów jej rozmycia. To troszkę (chociaż na pograniczu absurdu i tak wysoce umownie) jak z tymi kwantami, które wyraźny obraz dają obiektom większym, a same go nie mają. Obraz za zwykłym bezpiecznikiem był jakby jeszcze ze śladami kwantowej mgły – i było mu z tym ładnie – a ten za bezpiecznikiem niebieskim zupełnie już wyłoniony i nawet z lekka podbity efektem mocnego światłocienia, twardością tworzącej materii i oprawą pogłosów. Jeszcze nie przejaskrawiony, jeszcze nie przerysowany, ale już prawie nadrealny i bardzo emocjonalnie wzmożony. Plastyczny plastycznością konkretu, wyszły poza czynnik domysłu, wyzbyty wszelkiej obojętności. Audiofile mawiają o takim „dożylny”. I słusznie tak go nazywają, z tym, że ten tutaj z dożylnością nie przesadzał; nie przekraczał bariery dosadności i ostrej formy. Akurat był jak trzeba, akurat byś zawołał: „O cholera!” – i na słuchaniu się skupił.

Kolejna próba była bardziej wymagająca, chociaż ta pierwsza też była. Wziąłem bowiem pod lupę bezpiecznik wyjęty z Phasemation i okazał się nie taki całkiem groszowy, mimo iż szklany i bez loga. Ale też nie taki badziewny; porządniejszy, wykonany bardzo starannie. W drugim podejściu konkurencją nie były już jednak bezpieczniki, nazwijmy je – seryjne, tylko od polskiego Verictum, po kilkaset złotych za sztukę. Trzy wyciągnąłem z końcówki mocy i jeden z przedwzmacniacza, wszystkie zastępując takimi samymi SR Blue (o identycznych nominałach 3,15 i 4,0 A). Potem te SR się wygrzewały przez zalecane sto godzin (ten w Phasemation dużo dłużej), a potem były odsłuchy na przemian z tymi i tymi. Przy okazji dziękowałem też w duchu producentom użytej elektroniki za praktyczne podejście – wymianę na cyk-cyk, bez rozkręcania obudowy. (Lecz w Phasemation trzeba było.) Tor użyty był ekstremalny, to znaczy z kolumnami Zingali i gramofonem Transrotor Alto na wkładce ZYX Ultimate OMEGA. Grać musiało więc nie na żarty, no i faktycznie grało. Ale za każdym razie inaczej.

Zacznijmy od Verictum. Przy ich użyciu to granie było zintensyfikowane na środku i dole pasma – to znaczy bas był mocny, a środek jeszcze mocniejszy. Gęsty, lubieżnie pociągający, stuprocentowo przepojony życiem. Bez cienia podostrzania, natomiast z dużym ciałem i przede wszystkim pięknem głosów. Niezwykle intensywne barwy (żadnego parcia ku szarości), ale bez śladu jaskrawizny, tylko spokojne raczej w swej gęstości, baz tendencji do akcentowania połysków i z dojmująco aksamitną, wyjątkowo przyjemną fakturą. Analogowość wzorcowa, że tylko gramofon tak potrafi i magnetofon szpulowy – i Verictum to podkreślały. Zwłaszcza że płyty gromadzę niemal wyłącznie właśnie stuprocentowo analogowe i chętnie na 45 obrotów. Niezwykle realistycznie i plastycznie zagrało, przy górnych tonach trójwymiarowych, ale spokojnych, bez nacisku. Żadnego podkręcania konturów i partii wokalnych sopranami, żadnej ostrości u trąbek. Zarazem duża, holograficzna i przejrzysta scena – i całe słuchanie, że ech…

Taki malutki.

Poprzeczka zawisła więc bardzo wysoko, ale jak chce się sprzedawać bezpieczniki po siedemset złotych, to niskie rzeczy nas nie obchodzą.

– Co przeciw analogowej gęstości i naturalnej postaci głosów rzuciło w niebieskich tubkach Synergistic Research? Rzuciło wyrazistość i naturalizm w innej formie – niezłagodzonej. Kto słuchał z bliska prawdziwej trąbki, saksofonu, puzonu, ten wie, że nie brzmią łagodnie, tylko mieszają przestrzenność z… – no, niestety, trzeba przyznać, że ją mieszają z ostrością. Trąbki nie brzmią łagodnie, bo nie po to powstały. Miały zrywać na nogi i rzucać do ataku; przebijać się przez tumult bitewny. Koncertowe popisy są dla nich drugim dopiero życiem, a że teraz ważniejszym, to inna sprawa.  Można tak to ujmować, że dzięki niebieskim bezpiecznikom to pierwsze życie do nich wraca. Przestają być po audiofilsku złagodniałe, oddające swój mocny sopranowy akcent niższym tonom. Czyli co? Czyli znowu realizm, ale teraz nie taki narzucany przede wszystkim realnością mowy i śpiewu, tylko realizm całego spektrum, z nieuchronnymi tego następstwami w postaci powrotu instrumentów dętych do agresji dźwiękowej. Nie tej złej, złą maszynerią odtwórczą sprowadzonej do cienkiej wrzaskliwości, a tej prawdziwej – niosącej się szeroko, lecz z naturalnym efektem pobudki.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

19 komentarzy w “Recenzja: Synergistic Research BLUE SR

  1. Wokół bezpieczników pisze:

    Szanowny Panie Redaktorze!

    Od kilku miesięcy użytkuję recenzowane przez Pana bezpieczniki firmy Synergistic Research z topowej serii Blue. Są znakomite. To absolutny top. SR Blue w odróżnieniu od też znakomitych bezpieczników Verictum jest neutralny. Nie zmienia barwy dźwięku, natomiast sprawia, że jest on niezwykle czysty, z głębszym basem i bardziej przejrzystą górą. Stabilność instrumentów na scenie wyraźnie lepsza. Głębia również. To się słyszy, o ile oczywiście sprzęt na to pozwala. Po wymianie zwykłego bezpiecznika na SR Blue od razu słychać, że jest lepiej. Po ok 150-200 godzinach wypełnia się dolna średnica nadając dźwiękowi pożądaną mięsistość i wypełnienie. Niecierpliwym doradzam trzymanie urządzenia pod prądem przez ok. 2 tygodnie. To powinno wystarczyć.
    Żeby usłyszeć co daje SR Blue i inne topowe bezpieczniki trzeba jednak spełnić kilka warunków:
    1. przede wszystkim odrzucić podejrzenia – nie ma tu voodoo (uprzedzam, że pewnie sceptycy znów Pana zaatakują jak przy kablach i kondycjonerach sieciowych) tylko prosta fizyka na poziomie gimnazjum i zasady przewodnictwa metali. W zwykłym bezpieczniku drucik jest nędzny a i cała reszta też. Tu walczy się o taki dobór materiałów, by prąd biegł bez zakłóceń i jak widać jest pole do usprawnień. Jakości dźwięku niestety jak dotąd nie sposób wyrazić wzorem. Dlatego np. dwa wzmacniacze o identycznych parametrach mogą i zazwyczaj JEDNAK grają inaczej. Wyznawcy wiadomego cyklu na Youtube bazują wyłącznie na pomiarach a odsłuch ich nie interesuje.
    2. Skoro jest lepiej to dlaczego producenci drogich cacek dają niemal wszędzie zwykłe bezpieczniki? Czyżby nie chcieli poprawić dźwięku swych urządzeń albo nie wierzą w poprawę a nam wciskają kit? Odpowiedź jest prosta: oni doskonale wiedzą co robią (warto obejrzeć wypowiedź człowieka, który jest autorytetem w świecie audio: https://www.youtube.com/watch?v=kFlnQ1chBno). Zdarza się, że producent świadomie w strojeniu układu uwzględnia bezpiecznik. To np. casus przetwornika C/A Reimyo DAP-999 EX Toku i transportu Reimyo CDT-777 Toku, w których konstruktor p. Kazuo Kiuchi umieścił bezpiecznik Hifi-Tuning Supreme. Reszta tego nie robi wychodząc z założenia, że każdy ma inny gust i nie ma sensu nikogo uszczęśliwiać na siłę.
    3. Żeby usłyszeć co daje SR Blue trzeba mieć dobry sprzęt (niestety to się wiąże z kosztami) i tu zgoda ze sceptykami oglądającymi wiadomy cykl na Youtube: w niskobudżetowych zestawach szansa na usłyszenie zmian jest niewielka albo wręcz żadna, bo jakość innych elementów to uniemożliwia. Dlatego wymiana bezpiecznika na kosztujący dajmy na to 1/2 czy 1/3 ceny całego urządzenia to strata pieniędzy.
    4. Sens wymiany bezpiecznika jest wtedy, gdy wymienimy WSZYSTKIE bezpieczniki w systemie. Pół biedy, gdy jest jeden, np. w oprawie gniazdka danego urządzenia. Gorzej gdy producent zastosował wiele bezpieczników, jak np. we wzmacniaczach znakomitej włoskiej firmy Norma, w których bywa nawet… kilkanaście bezpieczników. Chcąc wymienić wszystkie narażamy się na dramatycznie wysokie koszty. Jednak bez tego wysiłku efekt może być połowiczny.
    5. Warto być krytycznym. Słuchać we własnym systemie i oceniać. Jeśli jakość naszego systemu nie pozwala na ocenę, nie obrażajmy tych, których systemy na to pozwalają.

    Z poważaniem

    Tomasz

    1. Marek Ł pisze:

      Napisał Pan, zacytuję: „…gdy producent zastosował wiele bezpieczników, jak np. we wzmacniaczach znakomitej włoskiej firmy Norma…”

      Bardzo dobre wzmacniacze, a teraz idąc tym tropem proszę sobie wyobrazić jakby grały bez tej kupy bezpieczników w środku, jaki ten Producent musi być „głupi” że je zastosował 😉

  2. adamm pisze:

    Ja jakiś czas temu usunąłem wszystkie bezpieczniki na rzecz dobrej listwy, na razie gra super 😊

    1. Sławomir S. pisze:

      To działanie zgodne co do zasady z przytoczona maksymą niejakiego Ockhama – nie należy mnożyć bytów ponad potrzebę. O ile w listwie jest bezpiecznik.

      1. adamm@wp.pl pisze:

        Oczywiście, są też dobre zabezpieczenia, również przed wahaniami napięcia.
        Aż tak silnych nerwów nie mam żeby niczym nie zabezpieczyc…

        1. adamm pisze:

          Błędny adres mailowy się wkradł w mojej nazwie, proszę usunąć w wolnej chwili, dziękuję

  3. Fon pisze:

    Od może dwóch miesięcy mam bezpiecznik verictum x fuze, miałem go w zasadzie na testach ale postanowiłem go zostawić bo naprawdę dość dobrze wpasował się w moje gusta, to prawda, że jest minimalnie łagodzący, można by się pokusić o stwierdzenie, że nawet lekko ciemny w barwie ale precyzyjny zarazem.
    W porównaniu do innych jest naprawdę wysokiej klasy wyrobem śmiało konkurującym z najlepszymi i to ewidentnie słychać.
    Tego testowanego tutaj niestety nie miałem przyjemności testować ale z twojego opisu Piotrze wynika, że może być tym czego szukam.
    Praktycznie każdy bezpiecznik ma wpływ na brzmienie a można to łatwo wychwycić na dobrym sprzęcie i myślę, że to jest element podobnie wpływający jak wtyk i kabel sieciowy i niestety nic na to poradzić się nie da 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      „Kuba wyspa jak wulkan gorąca?”

  4. Alucard pisze:

    Halo halo Kraków, odbiór… bezpieczniki bezpiecznikami a kiedy recenzja LCD4z? Jakieś fajne słuchawki sie szykują jeszcze?

    1. Przemysław pisze:

      Podpinam się pod zapytania Alucarda 🙂

      1. Piotr Ryka pisze:

        Połowę już napisałem.

  5. Marek Ł pisze:

    Jeżeli prąd płynie prawie z prędkością światła, a przyspiesza jeszcze w tych bezpiecznikach to naprawdę gratulacje dla producenta, wehikuł czasu jest na wyciągnięcie ręki 😉

    Wszelkie „pseudo-regulatory” brzmienia to woda na młyn tej branży, dlatego recenzuje się wszystko co nie ma własnej regulacji tonalnej, żeby móc później recenzować to co tę regulację niby wnosi.
    Do tego pierze się prawie wszędzie audiofilskie mózgi, że stosowanie wszelkiej equalizacji to grzech pierworodny (mówię tu niekoniecznie o tej stronie akurat, bo ta strona ma dla mnie inne atuty) .

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zależy co się rozumie przez prąd.

      1. Jan31 pisze:

        Ruch elektronow w metalu!

        1. Piotr Ryka pisze:

          No więc właśnie te elektrony w metalu jedynie powoluteńku sobie pełzają. Parę centymetrów na minutę bodaj.

  6. Marcin pisze:

    Po wymianie dwóch, bardzo solidnie wygrzanych, 10-miesięcznych bezpieczników Verictum X Fuse (w odtwarzaczu CD i we wzmacniaczu zintegrowanym) na dwa bezpieczniki Synergistic Research BLUE (wygrzanych przez około 200 godzin) o tych samych wartościach, oto co zaobserwowałem:
    1) W przypadku Synergistic Research BLUE poprawia się czytelność dźwięku (ale nie przez rozjaśnienie wysokich tonów, tylko na zasadzie jakby oczyszczenia całego pasma z brudów), finezja i wyrafinowanie.
    2) Obraz pierwszego planu w przypadku Synergistic Research BLUE jest bardziej wyraźny, a przy Verictum X Fuse cofnięty, ale bardziej masywny (tak, jak pisał Piotr).
    3) W przypadku Synergistic Research BLUE zwiększa się realizm instrumentów na zasadzie zwiększenia intensywności dynamicznej, cieniowania, balansowania wręcz na granicy ostrości. Obraz jest rysowany wyraźną kreską, ale też dobrze nasycony, dźwięki są konkretne, dobitne; czasami są twarde, lecz przynosi to tylko większą dawkę naturalności. Przy tym całość jest ogólnie gładka, spokojna (paradoks, ale tak to odbieram) i dzięki temu można poszaleć z głośnością, bo aż miło jest „dać czadu” na Synergistic Research BLUE 😉
    4) Poprawa następuje w kontroli basu, jego jakości. Natomiast nie ma już tej potęgi brzmienia i rozciągnięcia pasma w dół, jak w przypadku Verictum X Fuse.
    5) Synergistic Research BLUE wydają się bardziej realistyczne, jeśli chodzi o wielkość obrazowania. W przypadku Verictum X Fuse dźwięki są jakby powiększane (poprzez bardziej obecną, „cielesną” średnicę pasma). Jest to wprawdzie bardzo przyjemny efekt, ale z naturalności nie ma zbyt wiele wspólnego.
    6) W przypadku Verictum X Fuse lepiej (bardziej naturalnie) w stosunku do Synergistic Research BLUE wypadają wszelkie blachy. BLUE nieraz jednak trochę niepotrzebnie eksponują pewien zakres wysokich tonów, nadając mu trochę jednolity charakter (to w zasadzie chyba jedyny aspekt, który mi w BLUE przeszkadza), ale z drugiej strony, Synergistic Research BLUE lepiej różnicują płyty, niż Verictum X Fuse, bo więcej jest detali (planktonu dźwiękowego) i lepsze jest „czytanie” wszelkich dźwięków (łącznie z ich pogłosami).

    Moja konkluzja – obydwa bezpieczniki są świetne i tylko od aplikacji (konkretnego systemu) zależy, który wybór będzie ten „jedynie słuszny”.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dzięki za wyczerpujący opis.

  7. PlanarFun pisze:

    Czytając porównanie Verictum X Fuse i Synergistic Research BLUE wygląda na to, że się bardzo dobrze uzupełniają. Czy dobrym rozwiązaniem będzie użycie SR Blue np do wzmacniacza a X Fuse do DAC, lub odwrotnie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy