Recenzja: Sulek Red

Co to za kabel?

      Odnosząc się do tytułu rozdziału – to kabel Sulek Audio z najnowszej serii Red, która nawiązuje do pierwszej Edia poprzez to, że stosuje miedź cynowaną. Późniejsze 6×9 i 9×9 to też była miedź przemysłowa o parametrach szczytowych, ale niecynowana. Pozwalało to wzmagać szczegółowość i czucie realizmu, ale coś odbierało melodyce. Bardzo niewiele, jednak nacisk w niecynowanych szedł nie na nią, tylko ustawiał ją na równi z czystością, otwartością, wyraźnością i personifikacją. To z jednej strony zadowalało, dawało więcej atrybutów, ale ta już niepierwszoplanowość melodyki mimo to była dokuczliwa. Tak jak ziarenko grochu schowane pod stosami poduch wciąż uwierało prawdziwą księżniczkę, tak odrobina ujmy melodycznej uwierała maestro Sulka. Owe bogate dary, w postaci innych zalet, nie mogły tego w pełni przyćmić, tak samo jak poduszki nie gubiły twardości ziarenka. Ziarno prawdy muzycznej kiełkowało z tego upomnieniami wciąż na nowo, trwały poszukiwania takiej miedzi, która ją odbuduje. Ta okazała się pochodzić z austriackiej dystrybucji i znów być przemysłową, o parametrach ekstremalnych na rzecz specjalnych zadań. Ale, co najważniejsze dla lubiących wiedzieć, znów była cynowana. Która to miedź dokładnie i pochodząca od kogo, tego producent nie zdradza, widomym jest natomiast, że została wrzucona w tryby technologiczne opracowane przy konstrukcji okablowania 9×9, więc tak jak tamten interkonekt, tak samo Sulek Red, to warkocz trzech przewodów, z których każdy ma dziewięć włókien przewodzących. Każde włókno to około 1 mm² przekroju, sumarycznie więc splot posiada znaczny przekrój i niemałą pojemność. Sumarycznie też sporo waży i wygląda ciekawie, a niewątpliwą zaletą jest stosunkowo duża giętkość. Zgodnie z tradycją firmy na zbiegach po każdej stronie ręcznie kute miedziane wtyki bez żadnych przejść metal-inny metal. To ogromna zaleta, której prawie nikt nie ma – konkurencyjne firmy kablarskie korzystają z gotowych wtyków, które każdorazowo okazują się być mieszaniną różnych metali na poszczególnych składnikach; i oczywiście żaden nie jest tożsamy surowcowo z przewodem, który ma finalizować.

      To „migotanie metali”, że tak skrótowo to ujmę, nie jest dobre dla dźwięku, z pewnością degraduje sygnał. A tutaj tego nie ma, jednak to też nie starcza, inaczej cała produkcja Sulek Audio ograniczyłaby się do pierwotnej serii Edia. Cynowanie, ilość przewodów w splocie i rodzaj tego splotu, a przede wszystkim gatunek miedzi i sposób jej użycia, też późniejszego traktowania, plus rodzaj izolacji decydują o efekcie finalnym, a to trzeba Sulkowi oddać, że ma uszy nie od parady, potrafi rzecz oceniać i najlepsze wybierać. A przede wszystkim, tak samo jak piszący, w muzyce szuka muzyki, a nie efektów specjalnych. Sztuczne chłody i utwardzenia, dodatki odbiciowe, przerosty sopranowe bądź basowe, wszelkiego typu przesunięcia tonalne – ogólnie biorąc odchodzenie od naturalizmu na rzecz wszelkiego typu stymulujących podniet – to nie jest nasze brzmienie, takie coś odtrącamy. Oczywista nie ma przewodu, który by czegoś z dźwiękiem nie robił, ale jeżeli sam tor w porządku, to niech robi jak najmniej. Z czego  ponura nauka, że do robienia jak najmniej trzeba najwięcej pieniędzy, ale to już do Pana Boga z pretensjami, ja tego świata nie robiłem.

      Z cynowanej miedzi w najwyższym gatunku zrobiony i mający trzy wiązki po dziewięć przewodników w każdej, interkonekt Red Sulek Audio może być typu RCA bądź XLR. Za każdą wersję metrową, niezależnie od typu wtyków, żądają, bagatela, tych czterdziestu tysięcy złotych. Przewody dostajemy, według dziś obowiązującej mody (z której jeszcze niedawno kpiono) w poddającym się stuprocentowemu recyklingowi pudle z surowej tektury, w którego wnętrzu, przysposobiony już wedle mód dawniejszych, spoczywa purpurowy worek z grubego aksamitu ściągany purpurowym sznurem, dopiero w nim nasz Red. Prawy przewód od lewego odróżnia kropka z L lub R na wtykach, a również na nich umieszczone napisy firmowe SULEK kierunkiem odczytu liter wyznaczają kierunkowość podpięcia. Podpiąwszy, nic innego nie pozostaje jak wypróbować brzmienie, którego ostateczne smakowanie powinien poprzedzić proces wygrzewania. Zadbać także należy, by dosyć ciężkie przewody nie zwisały zupełnie luźno, co oznaczało będzie zgięcie pod kątem prawie prostym za wtykami, a to dla dźwięku dobre nie jest. (Ta uwaga pochodzi ode mnie, biorę za nią odpowiedzialność.)

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

6 komentarzy w “Recenzja: Sulek Red

  1. miroslaw frackowiak pisze:

    Moze w zoltym kolorze bylby 50% tanszy a w zieolnym ekologicznym natepne 30% tanszy i tak dalej, taka zabawa cenowa, aby zrobic wrazenie na kim? zenada…

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Kogo nie stać, ten nie ma. To dotyczy wszystkiego i wszystkich. Takie życie. A żółte są. Teraz kable Edia są żółte.

    2. Sławek pisze:

      No parszywy kapitalista, żąda kupy pieniędzy za jakiś drucik!
      Ja to z takimi robię tak – nie kupuję, i niech splajtuje.
      Nie plajtuje? Ludzie kupili? Może dali się nabrać? A może byli po prostu bogaci i uznali, że jednak warto? Przecież nikt do kupna kałaszem nie zmuszał.

  2. Andrzej pisze:

    Może nie kapitalista, a po prostu ktoś kto w sposób rzemieślniczy wytwarza okablowanie audio dla konkretnej grupy, raczej bardzo zamożnych klientów. Z racji tej majętności mogą się oni czuć kapitalistami – Co stwarza potrzebę podkreślenia swojego statusu społecznego poprzez posiadanie rzeczy o wysokim prestiżu, raczej niedostępnych dla mniej majętnych grup społecznych. Oznacza to że ma być drogo, raczej bardzo drogo. Towar ma nie być zrobiony z byle czego, najlepiej aby miał wyszukaną formę lub kształt.
    Taki jest właśnie Sulek Red. Czerwony aby łatwo go było zauważyć, tzw. otwarta wielo -żyłowość podkreśla jego wyjątkowość i wysoką cenę, kute z czystej miedzi wtyki zaawansowanie techniczne i również cenę.
    Dla tych którym spodobała się powyższa recenzja interkonektu Sulek Red a nie chcą lub nie mogą wchodzić w tzw. „cenowy prestiż” mamy w naszym kraju rodzimych wytwórców kabli audio „wysokich lotów”. Nie będzie wtedy prestiżu wynikającego wysokiej ceny, ani z tego że jego producentem jest jakaś znana i ceniona na rynku audio światowa firma. Zamiast otwartej wielo-żyłowości jest ona zamknięta co wizualnie nie jest takie atrakcyjne.
    Polecany przeze mnie kabel można określić kilkoma słowami:

    NEUTRALNY AŻ DO BÓLU
    Co oznacza iż nie jest on filtrem. Krótko w punktach można byłoby go opisać jako:

    – nieograniczona przestrzenność przyrastająca we wszystkich kierunkach, czyli dźwięk przybliża się do linii bazy stając większy bardziej intymny i wyrazisty, jednocześnie oddala się na głębokość, coś co słychać na krańcach sceny jest jeszcze dalej, dodatkowo nie są one tylko tłem jakby fakturą, ale są żywe słychać wszystko co generują złożoną barwę jej głębię i zróżnicowanie, pogłosy, echa etc. , przestrzeń powiększa się też w relacji góra – dół, a na boki potrafi w zależności od odtwarzanego nagrania zrobić nawet otchłań, to tak jakby relacje przód – tył dodać także po bokach

    – przenoszenie pełnego pasma od najniższego basu do bardzo wysokich tonów

    – nieograniczona rozpiętość dynamiczna od samego dołu do najwyższej góry

    – jeżeli dźwięk dłużej wybrzmiewa, jest dźwięczny nie jest on skracany, czyli nie skraca nam wybrzmień

    – jakikolwiek brak problemów w odtwarzaniu basu – jego złożoności, zróżnicowania, można byłoby go określić iż nie odtwarza basu a jego zakres czyli całe pasmo, powiedzieć że schodzi on do szybów zamkniętych kopalń na Śląsku to za mało

    – pełna rozpiętość barwowa, ale nie więcej niż sprzęt i nagranie mu nie poda

    – wzorowe pozycjonowanie dźwięku, słychać nie tylko dźwięki ale nawet „martwe” przestrzenie pomiędzy nimi

    – nie ogranicza szczegółów wypłaszcza pofalowane pasmo jednodrożnych przetworników słuchawkowych

    – techniczne zaawansowanie co najmniej takie same jak nie lepsze od Sulka, tu inżynieria obejmuje już więcej materiałów ich złożoność, kształt przewodów, czy proporcje tzw. „hybrydy”

    – zamiast kutych wtyków z miedzi zaawansowane wtyki KLE

    – może się zdarzyć iż jego włączenie w tor potrafi odkłamać audiofilską marketingową rzeczywistość, jeżeli ktoś nam wmawia że mamy tor takiej firmy o pewnej wartości i pewnych rzeczy już nie osiągniemy to po włączeniu tego kabla okaże się że baja jak szecherezada

    Wad za tą cenę nie stwierdzam.

    – Jak każda hybryda długo się wygrzewa, w początkowym okresie wygrzewania bas wariuje, wtyki KLE potrzebują 200 godzin wygrzewania
    – więcej dźwięku wymaga karmienia większym prądem, pokrętło głośności trzeba będzie rozkręcić bardziej
    – kabel kierunkowy podpinać od strony źródła tak jak się czyta

    Neutralność ma jednak swoje prawa, powoduje że poznajemy prawdę o sprzęcie jaki posiadamy, ze szczególnym naciskiem na poprzednika,czyli kabel który będzie przez omawiany przeze mnie podmieniany. Najczęściej jest on filtrem czyli tamuje w pewnym zakresie dobre jak i złe rzeczy, mogą one mieć różne proporcje.
    Wpięcie w tor neutralnego interkonektu powoduje tak jakby odetkanie tego sitka i jeżeli nasz tor nie jest w miarę poprawny możemy mieć odsłuch fatygujący delikatnie to określając. Raczej średnio się nadaje na zamiennik kabla który miał zniwelować pewne niedostatki toru.

    Jak każdy interkonekt wysokich lotów omawiany przeze mnie interkonekt posiada tzw. „dodatnią neutralność”. Z nie najlepszych nagrań potrafi wyciągnąć więcej dobrego aniżeli złych rzeczy spowodowanych niską jakością nagrania. Rzecz bardzo przydatna w przypadku streamingu.
    Z zalet mogę jeszcze dodać iż potrafi „otworzyć” niektóre typy przetworników które do tej pory były „nieotwieralne”.

    Nieco się rozpisałem, a powyżej nie podałem co to za kabel. Otóż jest to dla odmiany kabel spod południowej granicy Polski z firmy MB Audio Cable konkretnie jest to model HYBRID dostępny jest on również z innymi niż cinche wtykami.

  3. Piotr pisze:

    Panie Andrzeju, to wszystko prawda, tylko jednego pan nie napisał, żeby osiągnąć takie efekty, trzeba mieć naprawdę dobrze ogarnięte akustycznie pomieszczenie, a tak to zwykły bełkot, niedoświadczeni audiofile to łykają jak pelikany, wydają duże pieniądze,słyszą to co przeczytają w recenzjach, naprawiają marną akustykę wymianą kabli sic.
    Żeby nie było, słyszę wpływ kabli na odtwarzany dźwięk 🙂
    Ale już dość dawno doszedłem do wniosku, bez dobrej akustyki niema dobrego grania, niech to wreszcie dotrze do audiofili, bo wyrzucają swoje ciężko zarobione pieniądze w błoto!
    Pozdrawiam

  4. Andrzej pisze:

    Panie Piotrze funkcjonuje Pan już w branży audio sporo czasu, jest już Pan człowiekiem w odpowiednim wieku i nazywa Pan dzielenie się solidną ujawniającą prawdę wiedzę towaroznawczą bełkotem. Lekkie pióro i barwne opisy nie zastąpią może i sucho beznamiętnie podanej wiedzy towaroznawczej, która zawiera więcej składowych opisowych – Moje wpisy to raczej anty-bełkot.

    Sam dawno dawno temu w czasach swojej młodości korzystałem z systemu kolumnowego, osiągając spektakularne efekty. Pierwsze co zrobiłem to zabrałem się za dostosowywanie akustyki pomieszczenia, ale w taki sposób aby nie ingerować w jego normalny wygląd. W moim systemie nie było kabli z czystej miedzi.
    Każda kolumna charakteryzuje się odpowiednim poziomem głośności przy którym brzmi najwierniej. Zależne jest to od jej mocy znamionowej i skuteczności. Musi to być skorelowane z wielkością pomieszczenia – Jest to czynność którą należy stawiać na pierwszym miejscu. Później dopiero mamy akustykę. Cóż nam z akustyki jeżeli będziemy musieli obniżyć drastycznie jakość odtwarzanego przez kolumnę dźwięku poprzez jej zciszenie. Wydzielone oddzielne pomieszczenie w postaci domku gospodarczego na cele audio-wizualne jest najlepszym rozwiązaniem.
    Obecny kształt i forma większości kolumn oferowanych na rynku jest antagonistą wysokiej wierności odtwarzanego dźwięku. Recenzenci nie przeprowadzają nawet testu na drgania obudowy.

    Co do wiedzy audiofili jest ona w większości taka jaką emanuje podażowa strona rynku. W porównaniu z latami 90 -tymi obróciła się ona o 180 stopni. Teraz klient czyli audiofil ma ciągle gonić króliczka. Ma być leczony a nie wyleczony. Najważniejszym kryterium według rynku podażowego jest cena przy jednoczesnym braku podziału na przedziały kosztowe.
    Wrzucanie do jednego garnka recenzji interkonetku za 40 000 zł zrobionego na zasadzie jeden stoi na stole, a czterech kręci stołem i wkręcamy żarówkę powoduje irytacje co po niektórych czytelników. Gdyby istniało jeszcze na polskim rynku czasopismo HIGH-END, przypuszczam że panowie z redakcji tego pisma mieliby poważne obiekcje czy przyjąć obiekt Pana ostatniej recenzji do testów ze względu może nie na cenę, ale na zastosowanie downgradingu przy jego budowie.

    Odpowiednim miejscem na takie recenzje jest dział HIGH- END Stand of the Art czyli coś dźwiękowo najwyższych lotów ale jednocześnie dzieło sztuki co właśnie uzasadnia wysoką cenę.

    Branża sprzętu audio to nie dział poezji śpiewanej. Nie da się w kilku pięknych słowach opisać złożoności jej działania. Panie Piotrze jeżeli moje obszerne rozpisywanie się jest traktowane przez Pana jako bełkot to jest to nic innego jak stosowanie cenzury przez stronę podażową naszego rynku audio. Najlepiej może pozamykać wszystkie fora w tym temacie. Niech audiofile nie wymieniają się poglądami. Będą wtedy kupować wtedy wszystko jak leci bez zastanowienia.

    Również Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy