Recenzja: Sulek Red

     Kiedy zaczynałem audiofilską przygodę w latach 70-tych, temat interkonektów nie istniał. W ogóle na porządku dziennym nie stała kwestia okablowania, którego komplet dostarczano z nabywanym urządzeniem, jako na stałe zamocowany przewód zasilania i luzem cienkie kable połączeniowe, plus ewentualnie do magnetofonu mikrofon, a do radia antena. Dziś magnetofonów w salonach już nie ma, najwyżej dawne wystawione jako memento i ozdoba; nie ma także drugiego filaru dawnego audiofilizmu (który się wtedy tak nie nazywał), nie ma amplitunerów. Są przetworniki i streamery, a z dawniejszych składników gramofony, wzmacniacze, kolumny i słuchawki. Wszystkich etapów ewolucji nie myślę przywoływać, coś się kurczyło, inne rosło, a najbardziej urosły kable. Teraz stanową udzielne księstwo o wielkiej zamożności oraz liczbie mieszkańców, przedstawiciela arystokracji tego księstwa uwidocznionego mamy w tytule. Red się nazywa, co ongiś by znaczyło ni mniej, ni więcej tylko jego majestat króla jegomości we własnej dystyngowanej osobie, ponieważ purpurowy płaszcz mógł przywdziewać wyłącznie monarcha. Stanowił taki płaszcz signum nie samej władzy, ale też wielkiej zamożności, ponieważ czerwony barwnik był w tamtych czasach drogi jak dziś niektóre kable. Purpurę na królewskie szaty pozyskiwano od ślimaków zwanych szkarłatnikami; i strasznie dużo tych jadowitych na dodatek szkarłatników trzeba było na gram barwnika. Nie lepiej wyglądała sprawa ze zwyczajną czerwienią, której barwnik (cynober) pozyskiwano ze sproszkowanych toksycznych skał do ziemskiego piekła wiodącej czeluści kopalni w hiszpańskim Almadén, jedynej działającej w średniowieczu kopalni rtęci. Dziś czerwona może być każda tandeta, na przykład postkomuna; odcieni tej czerwieni mamy w dodatku niezliczoną ilość. Jedną z tych niezliczonych spotykamy na tytułowym kablu, który jest splotem wielu w czerwień izolacyjną przyobleczonych miedzianych przewodów, po obu stronach na zbiegu zakończonych miedzianymi wtykami, także otulonymi izolacyjną czerwienią.

      Sulek Audio to firma znana już od dziesięciu lat, po przeciągających się trochę wstępnych perypetiach w marcu 2015 pisałem recenzję jej debiutanckiego interkonektu. Czarny był i spleciony z trzech tylko, za to grubszych przewodów, ale tak samo miedzianych, tak samo zakończonych kutymi z czystej miedzi wtykami. Dwie pary tych pierwszych łączówek Sulka do dziś pozostają u mnie w użyciu, a poprzez te wszystkie lata jeszcze się nie zdarzyło, żeby kiedyś zawiodły. Jedyne, do czego się nie nadają, to do obsługi gramofonów, na rzecz podłączania których Sulek Audio wykonuje specjalne interkonekty z mocniejszym ekranowaniem.

      Zaletą wszystkich sulkowych przewodów jest pełne wykorzystanie atrybutów miedzi, jako przewodnika modelującego dźwięk bardziej melodyjny i cieplejszy, na bazie masywniejszych, nie tak przenikliwych jak te przez srebro przepuszczanych sopranów.

     Krótko o firmie Sulek Audio, tytułem przypomnienia. Zaczynała jako kable na własny użytek inżyniera Wiesława Sulka, które to kable okazały się nie gorsze od najlepszych, najczęściej nawet lepsze. Czego dowodem prośby coraz szerszego audiofilskiego otoczenia o wykonanie takich „dla mnie”, przy czym trzeba nadmienić, że od początku to nie były kable tanie, nie któreś z tych, co chcą zawojować świat okazyjną ceną. Wysoka cena nie przeszkodziła im w zdobywaniu popularności; poszerzający się krąg użytkowników skłonił na koniec autora do zaatakowania rynku. Sam w tym uczestniczyłem jako pierwszy recenzent, a jak to dokładnie wyglądało, można przeczytać w tej pierwszej recenzji. Atak okazał się sukcesem, dziś wiele audiofilskich torów korzysta z kabli Sulka; sam mam oprócz różnych interkonektów zasilające i głośnikowe. Ale nie tylko tamte z pierwszej serii, bo czas motorem działań; Sulek Audio nie poprzestało na tych pamiętających debiut, poszło drogą rozwoju. Tę inauguracyjną serię nazwano Sulek Edia, i z niej metrowy interkonekt kosztował sześć tysięcy. Potem przyszła pora na serię Sulek 6×9, niedługo potem na przez lata flagowe Sulek 9×9. Te ostatnie cenami nawiązywały już bezpośrednio do najdroższych szczytowych, metrowy interkonekt Sulek 9×9 to koszt równych trzydziestu tysięcy. Ale świat interkonektów brnął dalej w ekstrawagancje cenowe i poniósł też ze sobą Sulka, w efekcie tytułowy Sulek Red to już czterdzieści tysięcy.

     Skomentować to jeszcze raz opowiastką o niedotykalskiej księżniczce ze zbioru „Baśni” Andersena? A może sięgnąć po starą prawdę, że „Niektórzy nie mają co począć z pieniędzmi?” Lub może jeszcze lepiej pasowałaby do sytuacji historyjka o tym, że kiedy coś przeradza się w pasję, puszczają zdroworozsądkowe hamulce i na wędki, jachty, podróże, narciarstwo, obiektywy fotograficzne, konie, motolotnie czy kolekcjonowanie czegoś tam zaczyna się wydawać „wszystko”, a nawet jeszcze więcej. Są nabywcy, jest rynek, są wobec tego takie kable. W przestrzeni ekstatycznego słuchania, zamieszkałej przez melomanów i audiofili, znajduje się odnoga kablowego szaleństwa, które o tyle nie jest szalone w sensie ścisłym, że nie opiera się na szamaństwie czy wierze w astrologię, tylko lepszość tych kabli daje się naprawdę usłyszeć, a czy warto w nią inwestować takie kwoty, to już odrębna kwestia. Przypomnę tylko na marginesie, że fortepian koncertowy Steinway & Sons nie ma co prawda oficjalnej ceny, ale to rząd miliona dolarów, czyli świat wyrafinowanego dźwięku bywa niestety nietani.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

6 komentarzy w “Recenzja: Sulek Red

  1. miroslaw frackowiak pisze:

    Moze w zoltym kolorze bylby 50% tanszy a w zieolnym ekologicznym natepne 30% tanszy i tak dalej, taka zabawa cenowa, aby zrobic wrazenie na kim? zenada…

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Kogo nie stać, ten nie ma. To dotyczy wszystkiego i wszystkich. Takie życie. A żółte są. Teraz kable Edia są żółte.

    2. Sławek pisze:

      No parszywy kapitalista, żąda kupy pieniędzy za jakiś drucik!
      Ja to z takimi robię tak – nie kupuję, i niech splajtuje.
      Nie plajtuje? Ludzie kupili? Może dali się nabrać? A może byli po prostu bogaci i uznali, że jednak warto? Przecież nikt do kupna kałaszem nie zmuszał.

  2. Andrzej pisze:

    Może nie kapitalista, a po prostu ktoś kto w sposób rzemieślniczy wytwarza okablowanie audio dla konkretnej grupy, raczej bardzo zamożnych klientów. Z racji tej majętności mogą się oni czuć kapitalistami – Co stwarza potrzebę podkreślenia swojego statusu społecznego poprzez posiadanie rzeczy o wysokim prestiżu, raczej niedostępnych dla mniej majętnych grup społecznych. Oznacza to że ma być drogo, raczej bardzo drogo. Towar ma nie być zrobiony z byle czego, najlepiej aby miał wyszukaną formę lub kształt.
    Taki jest właśnie Sulek Red. Czerwony aby łatwo go było zauważyć, tzw. otwarta wielo -żyłowość podkreśla jego wyjątkowość i wysoką cenę, kute z czystej miedzi wtyki zaawansowanie techniczne i również cenę.
    Dla tych którym spodobała się powyższa recenzja interkonektu Sulek Red a nie chcą lub nie mogą wchodzić w tzw. „cenowy prestiż” mamy w naszym kraju rodzimych wytwórców kabli audio „wysokich lotów”. Nie będzie wtedy prestiżu wynikającego wysokiej ceny, ani z tego że jego producentem jest jakaś znana i ceniona na rynku audio światowa firma. Zamiast otwartej wielo-żyłowości jest ona zamknięta co wizualnie nie jest takie atrakcyjne.
    Polecany przeze mnie kabel można określić kilkoma słowami:

    NEUTRALNY AŻ DO BÓLU
    Co oznacza iż nie jest on filtrem. Krótko w punktach można byłoby go opisać jako:

    – nieograniczona przestrzenność przyrastająca we wszystkich kierunkach, czyli dźwięk przybliża się do linii bazy stając większy bardziej intymny i wyrazisty, jednocześnie oddala się na głębokość, coś co słychać na krańcach sceny jest jeszcze dalej, dodatkowo nie są one tylko tłem jakby fakturą, ale są żywe słychać wszystko co generują złożoną barwę jej głębię i zróżnicowanie, pogłosy, echa etc. , przestrzeń powiększa się też w relacji góra – dół, a na boki potrafi w zależności od odtwarzanego nagrania zrobić nawet otchłań, to tak jakby relacje przód – tył dodać także po bokach

    – przenoszenie pełnego pasma od najniższego basu do bardzo wysokich tonów

    – nieograniczona rozpiętość dynamiczna od samego dołu do najwyższej góry

    – jeżeli dźwięk dłużej wybrzmiewa, jest dźwięczny nie jest on skracany, czyli nie skraca nam wybrzmień

    – jakikolwiek brak problemów w odtwarzaniu basu – jego złożoności, zróżnicowania, można byłoby go określić iż nie odtwarza basu a jego zakres czyli całe pasmo, powiedzieć że schodzi on do szybów zamkniętych kopalń na Śląsku to za mało

    – pełna rozpiętość barwowa, ale nie więcej niż sprzęt i nagranie mu nie poda

    – wzorowe pozycjonowanie dźwięku, słychać nie tylko dźwięki ale nawet „martwe” przestrzenie pomiędzy nimi

    – nie ogranicza szczegółów wypłaszcza pofalowane pasmo jednodrożnych przetworników słuchawkowych

    – techniczne zaawansowanie co najmniej takie same jak nie lepsze od Sulka, tu inżynieria obejmuje już więcej materiałów ich złożoność, kształt przewodów, czy proporcje tzw. „hybrydy”

    – zamiast kutych wtyków z miedzi zaawansowane wtyki KLE

    – może się zdarzyć iż jego włączenie w tor potrafi odkłamać audiofilską marketingową rzeczywistość, jeżeli ktoś nam wmawia że mamy tor takiej firmy o pewnej wartości i pewnych rzeczy już nie osiągniemy to po włączeniu tego kabla okaże się że baja jak szecherezada

    Wad za tą cenę nie stwierdzam.

    – Jak każda hybryda długo się wygrzewa, w początkowym okresie wygrzewania bas wariuje, wtyki KLE potrzebują 200 godzin wygrzewania
    – więcej dźwięku wymaga karmienia większym prądem, pokrętło głośności trzeba będzie rozkręcić bardziej
    – kabel kierunkowy podpinać od strony źródła tak jak się czyta

    Neutralność ma jednak swoje prawa, powoduje że poznajemy prawdę o sprzęcie jaki posiadamy, ze szczególnym naciskiem na poprzednika,czyli kabel który będzie przez omawiany przeze mnie podmieniany. Najczęściej jest on filtrem czyli tamuje w pewnym zakresie dobre jak i złe rzeczy, mogą one mieć różne proporcje.
    Wpięcie w tor neutralnego interkonektu powoduje tak jakby odetkanie tego sitka i jeżeli nasz tor nie jest w miarę poprawny możemy mieć odsłuch fatygujący delikatnie to określając. Raczej średnio się nadaje na zamiennik kabla który miał zniwelować pewne niedostatki toru.

    Jak każdy interkonekt wysokich lotów omawiany przeze mnie interkonekt posiada tzw. „dodatnią neutralność”. Z nie najlepszych nagrań potrafi wyciągnąć więcej dobrego aniżeli złych rzeczy spowodowanych niską jakością nagrania. Rzecz bardzo przydatna w przypadku streamingu.
    Z zalet mogę jeszcze dodać iż potrafi „otworzyć” niektóre typy przetworników które do tej pory były „nieotwieralne”.

    Nieco się rozpisałem, a powyżej nie podałem co to za kabel. Otóż jest to dla odmiany kabel spod południowej granicy Polski z firmy MB Audio Cable konkretnie jest to model HYBRID dostępny jest on również z innymi niż cinche wtykami.

  3. Piotr pisze:

    Panie Andrzeju, to wszystko prawda, tylko jednego pan nie napisał, żeby osiągnąć takie efekty, trzeba mieć naprawdę dobrze ogarnięte akustycznie pomieszczenie, a tak to zwykły bełkot, niedoświadczeni audiofile to łykają jak pelikany, wydają duże pieniądze,słyszą to co przeczytają w recenzjach, naprawiają marną akustykę wymianą kabli sic.
    Żeby nie było, słyszę wpływ kabli na odtwarzany dźwięk 🙂
    Ale już dość dawno doszedłem do wniosku, bez dobrej akustyki niema dobrego grania, niech to wreszcie dotrze do audiofili, bo wyrzucają swoje ciężko zarobione pieniądze w błoto!
    Pozdrawiam

  4. Andrzej pisze:

    Panie Piotrze funkcjonuje Pan już w branży audio sporo czasu, jest już Pan człowiekiem w odpowiednim wieku i nazywa Pan dzielenie się solidną ujawniającą prawdę wiedzę towaroznawczą bełkotem. Lekkie pióro i barwne opisy nie zastąpią może i sucho beznamiętnie podanej wiedzy towaroznawczej, która zawiera więcej składowych opisowych – Moje wpisy to raczej anty-bełkot.

    Sam dawno dawno temu w czasach swojej młodości korzystałem z systemu kolumnowego, osiągając spektakularne efekty. Pierwsze co zrobiłem to zabrałem się za dostosowywanie akustyki pomieszczenia, ale w taki sposób aby nie ingerować w jego normalny wygląd. W moim systemie nie było kabli z czystej miedzi.
    Każda kolumna charakteryzuje się odpowiednim poziomem głośności przy którym brzmi najwierniej. Zależne jest to od jej mocy znamionowej i skuteczności. Musi to być skorelowane z wielkością pomieszczenia – Jest to czynność którą należy stawiać na pierwszym miejscu. Później dopiero mamy akustykę. Cóż nam z akustyki jeżeli będziemy musieli obniżyć drastycznie jakość odtwarzanego przez kolumnę dźwięku poprzez jej zciszenie. Wydzielone oddzielne pomieszczenie w postaci domku gospodarczego na cele audio-wizualne jest najlepszym rozwiązaniem.
    Obecny kształt i forma większości kolumn oferowanych na rynku jest antagonistą wysokiej wierności odtwarzanego dźwięku. Recenzenci nie przeprowadzają nawet testu na drgania obudowy.

    Co do wiedzy audiofili jest ona w większości taka jaką emanuje podażowa strona rynku. W porównaniu z latami 90 -tymi obróciła się ona o 180 stopni. Teraz klient czyli audiofil ma ciągle gonić króliczka. Ma być leczony a nie wyleczony. Najważniejszym kryterium według rynku podażowego jest cena przy jednoczesnym braku podziału na przedziały kosztowe.
    Wrzucanie do jednego garnka recenzji interkonetku za 40 000 zł zrobionego na zasadzie jeden stoi na stole, a czterech kręci stołem i wkręcamy żarówkę powoduje irytacje co po niektórych czytelników. Gdyby istniało jeszcze na polskim rynku czasopismo HIGH-END, przypuszczam że panowie z redakcji tego pisma mieliby poważne obiekcje czy przyjąć obiekt Pana ostatniej recenzji do testów ze względu może nie na cenę, ale na zastosowanie downgradingu przy jego budowie.

    Odpowiednim miejscem na takie recenzje jest dział HIGH- END Stand of the Art czyli coś dźwiękowo najwyższych lotów ale jednocześnie dzieło sztuki co właśnie uzasadnia wysoką cenę.

    Branża sprzętu audio to nie dział poezji śpiewanej. Nie da się w kilku pięknych słowach opisać złożoności jej działania. Panie Piotrze jeżeli moje obszerne rozpisywanie się jest traktowane przez Pana jako bełkot to jest to nic innego jak stosowanie cenzury przez stronę podażową naszego rynku audio. Najlepiej może pozamykać wszystkie fora w tym temacie. Niech audiofile nie wymieniają się poglądami. Będą wtedy kupować wtedy wszystko jak leci bez zastanowienia.

    Również Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy