Recenzja: Sennheiser HDV 820

   Akurat równe pięć lat mija, odkąd pisałem recenzję poprzednika, wzmacniacza słuchawkowego i cyfrowo-analogowego konwertera Sennheiser HDVD 800. Wtedy to była sensacja – powrót po ponad dwudziestoletniej przerwie przez sławną firmę do produkcji takich wzmacniaczy, a teraz to już bardziej rutyna, kontynuacja tamtego nawrotu. Tym niemniej rzecz ciekawa i pachnąca pokoleniową zmianą, jako że współtworząca wraz z dedykowanymi słuchawkami Sennheiser HD 820 nowy szczytowy zaciąg konstrukcji dynamicznych, które u Sennheisera przodują. Bowiem elektrostatyczny zestaw HE-1 powstał tak bardziej dla popisu i może też w sporym stopniu dla świętego spokoju; iżby nikt nie mógł mękolić słuchawkowego otoczenia narzekaniem, że kiedyś to był Orpheus, a teraz, panie, nędza. Do tego stopnia kosztowny jest ten elektrostatyczny, że nawet lokalne dystrybucje się nim nie parają, zamawiać trzeba poprzez kwaterę główną. Podczas gdy zestaw HD820/HDV820 jest zdecydowanie bardziej ludzki, w kwocie łącznej dwudziestu tysięcy i coś tam. A ściślej oba jego składniki kosztują tyle samo, po 10 399 PLN; i żebyśmy mieli jasność poprzez dokładny punkt odniesienia, ów elektrostatyczny kosztuje według dzisiejszych notowań euro 262 tys. złotych, czyli dwanaście razy drożej. Co w zamykający usta sposób kończy porównawcze przymiarki, bo nie ma nawet co porównywać.

Odnośnie jeszcze nowych słuchawek HD 820, wchodzących w skład kompletu, to ich recenzja już powstała, i jest w niej też nieco o nowym dedykowanym wzmacniaczu, niemniej trzeba zapoznać go bliżej. 

Budowa

Czarne ciało świeci biało.

   W sensie powierzchowności niewiele po pięciu latach się zmieniło; na pierwszy rzut oka poza kolorami obudowy i podświetlenia nic prawie. Gabaryty i rozplanowanie obu  paneli funkcyjnych zostało niemal identyczne, a z rzeczy większych, ale niespecjalnie istotnych, zniknęło szklane okno z pokrywy wierzchniej. I można w tej sytuacji powiedzie, że ilość szkła pozostała constans, a tylko z osłony wzmacniacza skoczyło ono na muszle dedykowanych słuchawek. Nie zmieniło się także to, że obudowa jest z aluminium, tyle że teraz w czarnym a nie srebrnym wydaniu. I przy okazji podświetlenie z niebieskiego stało się białe, ażeby lepiej pasowało. Uważniejszy ogląd ujawnia kolejne, mniej widoczne różnice. Na przodzie gniazdo duży jack jest teraz tylko jedno, jako combo od Neutrika, do którego można też wpinać wtyczkę 3-pin, co daje zbytek łaski w sytuacji, gdy brak drugiego takiego nie pozwala na symetryzację. Zamiast drugiego na 3-piny jest obok pojedynczy, samowystarczalnie już symetryczny 4-pin; także zredukowany do jednej sztuki, jako że w HDVD 800 były dwa. Za to dalej, w miejsce dwóch zwykłych dużych jacków ulokowanych tam poprzednio, wyglądające na pozór identycznie dwa gniazda symetryczne 4 mm Pentaconn, dla których świeżo powstałe flagowe słuchawki dynamiczne Sennheiser HD 820 mają kabel  z odpowiednią końcówką, nadający się też dla HD 800 i HD 800S. I jak już napisałem w recenzji słuchawkowej składowej kompletu, to złącze okazało się lepsze od 4-pinu, oferując zarazem inne nieco walory brzmieniowe od złącza niesymetrycznego.

Odnośnie tych czterech wtyków należy zauważyć, że w odróżnieniu od niemalże każdego wzmacniacza słuchawkowego na rynku, można je wszystkie obciążać jednocześnie bez uszczerbku dla dźwięku. Ani moc się nie redukuje, ani nie spadnie jakość, a wszystko w następstwie tego, że wzmacniacz pracuje w klasie D. Takie wzmacniacze to ciągle rzadkość, ale już się zdążyłem przekonać, że jakość mieć mogą ekstremalną, dowodem na co monobloki polskiego TR-Studio, nie ustępujące jakością wiodącym konstrukcjom z klasy A.

Wraz z czterema wciąż gniazdami słuchawkowymi na przodzie po staremu. Po lewej podświetlany teraz białą otoką kolisty włącznik, a na prawo od wtyków pięciopozycyjny wybieracz wejść, i już całkiem po prawej duży potencjometr, którego gałka poprzez długi drążek prowadzi do klasycznego Alpsa 27. Chodzi ta gałka twardo i bez luzu, a regulacja ma duży zakres, tak więc jest precyzyjna. Wejść na regulatorze wyboru jest pięć, ale pierwsza pozycja – oznakowana jako „DSD” – okazuje się martwa. Pozostają więc tylko USB (2.0), optyczne, koaksjalne i analogowe, bo AES/EBU, obecne w HDVD 800, zniknęło. Szkoda trochę, bo zdaniem na przykład konstruktorów Hegla jedynie ono z cyfrowych godne jest polecenia, lecz faktem też, że za często nie ma okazji go użyć, ponieważ tylko drogie odtwarzacze czasami złącze to mają; a skoro są drogie, to i z dobrymi własnymi przetwornikami.

I bardzo ładnie wygląda.

Na tylnym panelu, poza wspomnianym zniknięciem, też wszystko po staremu – analogowe wejścia XLR i RCA oraz trzy pozostałe cyfrowe, a także wyjście analogowe XLR, bo RCA nie było w poprzedniku i tutaj wciąż go nie ma. Ostał się za to skokowy regulator poziomu prądowego dla wejść analogowych, umożliwiający dopasowanie ich głośności do wejść cyfrowych. I jest oczywiście gniazdo zasilania 230V, brak natomiast możliwości przejścia na zasilanie niskonapięciowe lub w tryb bateryjny, co przy wzmacniaczu w klasie D dla uzyskania dobrego brzmienia na pewno nie jest konieczne. Niemniej posiłkujący się także zasilaczami impulsowymi Mytek stanowczo utrzymuje, że taki sposób zasilania podnosi jakość przetwornika, czego nie miałem okazji sprawdzić, ale w co chętnie wierzę.

Ponieważ wnętrze urządzenia nie uległo prawie przemianom, należy podejrzewać, że wciąż jest aktualne twierdzenie producenta, iż sygnał niesymetryczny poddawany jest tam symetryzacji, i pewnie z tego względu wyjście analogowe jest tylko symetryczne. (Nie licząc słuchawkowego.) Nie uległa też zmianie moc, albo najwyżej wzrosła jeszcze wraz z nieco większym jej poborem (12 a nie 9 W), której to mocy wartości wprawdzie dokładnej nie podano, ale starczyła bez problemu by wysterować trudne słuchawki planarne Abyss AB-1266. Wzmacniacz jest zatem mocny – taki mocny naprawdę. Zdolny nawet niezgorzej pogonić super już trudne HiFiMAN HE-6, co udowodnił poprzednik.

Jedyne większe zmiany dotyczą sekcji przetwornika, a konkretnie starsza kość Burr-Brown PCM 1792A (tutaj znak zapytania, jako że nazwy konkretnej nigdy nie wymieniono), zastąpiona została najnowszą ESS SABRE32, pozwalającą odczytywać gęstsze pliki wraz z dźwignięciem poziom próbkowania z 24-bit/192 do 32-bit/384 kHz. Nie zostało przy tym wyraźnie powiedziane, ile tych kości jest, ale prawdopodobnie jest pojedyncza, choć lekki wzrost głośności w obwodzie symetrycznym może nasuwać podwojenie. To jednak raczej następstwo innej pracy wzmacniacza niż sumowania się kości w kanałach przetwornika, lecz jednocześnie producent twierdzi, że obwód w pełni jest symetryczny, co tylko zaciemnia obraz. Urządzenie można oczywiście rozebrać, by sprawę rozstrzygnąć naocznie, lecz w środku mamy do czynienia z montażem wielopiętrowym, przez który nie chciałem brnąć samemu, a znajomy inżynier elektronik akurat pojechał na wywczasy. Poza tym na prucie wnętrza nikt nie wyrażał zgody, ale w tej sytuacji i tak bym je zlecił.

Z niezbadanego wnętrza wróćmy na obudowę. W sensie powierzchowności urządzenie jest średnie i płaskie. Nieco większe od dopiero co zrecenzowanego Myteka; płaskością umożliwiające wczołganie się z jednej strony pod komputerowy monitor. W przypadku małej ilości miejsca może to mieć znaczenie i pewnie tym głównie owa płaskość została podyktowana. Pracuje jednak zarazem na efektowność wyglądu, bowiem urządzenie niewątpliwie jest efektowne. Obróbce aluminium niczego zarzucić nie sposób, podświetlenie pasuje kolorem i ma dobrze dobraną siłę, a pokrętła chodzą wzorcowo i zostały rozplanowane czytelne. Porządniejsze niż u Myteka są nóżki w formie spłaszczonych walców z podścieleniem gumowym, ale jak już pisałem w recenzji słuchawek, postawienie HDV 820 na podstawkach Avatar Audio Receptor No1 wyraźnie poprawiło brzmienie – rozdzielczość, głębię i kulturę. Wydatek to niezbyt duży – 870 złotych za komplet, a trzy przeszło razy droższe karbonowe Franc Audio jeszcze by pewnie pchnęły sprawę brzmienia do przodu.

Znajomy przedni panel.

Nowy wzmacniacz-przetwornik od Sennheisera kosztuje, jak wspomniałem, 10 399 PLN, i nie chce mi się już wracać do dywagacji o tym, jak bardzo ceny w całym audio poszybowały jedne za drugimi i wszystko podrożało. Zwalają to często na Chińczyków, którzy otwarli wielki rynek i kupują markowy sprzęt zagraniczny bez psioczenia że drogo, co ci z zagranicy zaraz zwąchali i hajda na tym żerować. Powodów wzrostu można zresztą przytaczać więcej i snuć domysły bez końca, a faktem pozostaje, że Mytek Brooklyn kosztuje dwa razy więcej od poprzednika, a wzmacniacz Sennheisera tylko o jedną trzecią. Nie jest to wprawdzie duża pociecha, ale lepsza taka niż żadna. Lampowy komplet PhaSta przy maksymalnej jakości lamp także kosztował będzie dziesięć, podobnie jak Brooklyn z poprawiającym jego jakość zewnętrznym zasilaczem. Podobnie też Chord Hugo 2 i co lepsze kąski z oferty Audio-gd, a nieco więcej nowy przetwornik iFi PRO, Moon albo T+A. Dla kogo to za dużo, może nabyć rekomendowany przeze mnie wzmacniacz-przetwornik Apogee Groove za tysiąc trzysta złotych (sic!), który ze słuchawkami Sennhesera gra, że paluszki lizać.

Odsłuch

Lecz z innym kompletem gniazd.

   Byłoby pewnie praktyczniej, gdybym napisał wspólną recenzję obu nowości od Sennheisera, jednak ich nowe słuchawki to zawsze wydarzenie godne osobnego upamiętnienia. W tej sytuacji lekki kociokwik, bo trzeba się powtarzać. Rzecz jasna nowy wzmacniacz w recenzji nowych słuchawek został już uwzględniony, jako brzmieniowy przyczynek, więc teraz tylko repetycja z nowymi wariantami. Najsamprzód jednak o tym, jak spisał się w konfrontacji z konkurentami i jak przy innych słuchawkach.

Sennheiser HDV 820 vs Mytek Brooklyn i inni

Będący jeszcze u mnie Mytek Brooklyn to naturalny konkurent. Niemal dokładnie te same funkcje i bardzo zbliżona cena; w przypadku zewnętrznego zasilacza niemalże identyczna. Też wyjścia symetryczne i niesymetryczne, też funkcja przedwzmacniacza, analogiczne gniazda wejść cyfrowych. Więcej natomiast możliwości regulacyjnych plus pre gramofonowe, a mniej wyjść słuchawkowych. W tym symetryczne mniej praktyczne, wyłącznie poprzez dwa duże jacki. Ale na szczęście byłem przygotowany i mogłem porównywać, jak się spisują na tych symetrycznych u obu wysokiej klasy słuchawki. Rzecz potraktuję zbiorczo, gdyż da się tak potraktować. Dla różnych nauszników różnice były te same; ten sam w zależności od urządzenia nieco odmienny styl.

Sennheiser HD 820 gra od Myteka bardziej pogłosowo brzmieniem ciemniejszym oraz głębszym, a także z większym naciskiem na wyraźność poprzez podkreślanie konturów. Oba urządzenia są przy tym w sensie odbieranego dźwięku wysoce analogowe, jednak analogowe inaczej. Mytek brzmi bardziej swojsko i niczego nie usiłuje podkreślać. Dźwięk ma podobnie lekko przyciemniony, ale mniej się to widzi, rzecz się tak słuchaczowi nie narzuca. Podobnie jest z pogłosami. Te oczywiście być muszą i być oczywiście są, lecz u Brooklyna stosunkowo słabsze, a więc też mniej uczestniczące. Oprawiają dźwięk podstawowy nieznaczną obwolutą, podczas gdy u wzmacniacza Sennheisera tworzą te oprawy wyraźne, wręcz dodatkowy wymiar. Poprzez nie dźwięk się pogłębia i ciemnieje, a także ma mocniejszy kontur z pogłębiającą otoką.

I trochę innym z tyłu.

Tak jakby był odciskany głęboko w glinie, a nie pisany na powierzchni. Co daje inny wizerunek – mniej zwyczajny, efektowniejszy. Czy efekciarski, to już kwestia indywidualnego odbioru, a od siebie napomknę, że tak czy tak mózg się akomoduje i z czasem jeden i drugi wyda się odbiorcy tak samo normalny-naturalny. Niemniej zostanie wartość podprogowa i ten z Myteka będzie zawsze do przyswojenie łatwiejszy, a ten sennheiserowski bardziej niezwykły i na długą metę bardziej siły angażujący. A zatem co się woli – z pewną addycją niezwykłości, czy tak bardziej niczym jak w życiu?

Tu chciałbym być dobrze zrozumiany: oba urządzenia grają angażująco i na bardzo dobrym poziomie, dźwięk jednak traktując inaczej. Co ciekawe, na bazie tej samej kości Sabre i zasilaczy impulsowych w obwodach symetrycznych, a mimo to różnica. Myteka dźwięk wchodzi gładziej, nie budząc żadnego zdziwienia, podczas gdy sennheiserowski powoduje wyraźne odczucie: – Oooo! (Szczególnie w natychmiastowym porównaniu.)

Inaczej nieco sprawa wyglądała w przypadku konfrontacji z drogim kompletem Ayona – wzmacniaczem HA-3 i przetwornikiem Sigma. W recenzji słuchawek już to charakteryzowałem, więc teraz tylko przypomnę i trochę uzupełnię. System Ayona także grał w stylu „Oooo!”, to znaczy z efektownym, pogłębiającym trzeci wymiar pogłosem i podkreślonym konturem; jak również wyczuwalnie ciemno i też z podsycaniem nastroju. Nie jak Mytek, że dźwięk cały zwrócony w stronę słuchacza i dany jak na dłoni (żywy, analogowy, świetny), tylko z cofnięciem w pogłosową aureolę i dzięki temu z mocniejszym rzutowaniem na trzeci wymiar i wyczuwalną niezwykłością. Zarazem pieniądz jest pieniądz i zwykle robi różnicę. Duże triody 45ʼ we wzmacniaczu, wspierane galerią lamp przetwornika, znacznie mocniej akcentowały soprany, dawały dźwiękowi większą pienistość i może najbardziej z tego wszystkiego te soprany czyniły bardziej różnorodnymi brzmieniową i przestrzenną formą.

Piszę to z tego względu, że można znaleźć w recenzjach, iż dźwięk od Sennheisera czy Myteka jest już skrajnie rozdzielczy i do cna różnorodny – i to jest uczta dla ducha nie znająca lepszych przykładów. Faktycznie, bez porównań i obycia z droższą aparaturą można odnieść takie wrażenie, ale de facto rozdzielczość i figuratywność da się posunąć jeszcze dalej i system Ayona właśnie to udowadniał. Harmoniczne rozpostarcie na wielowarstwowość, a już szczególnie w obszarze wysokich tonów, oferował wyraźnie lepsze. Tak więc wiadomo za co się płaci, przynajmniej w jego przypadku.

Z pozostawionym regulatorem analogowych wejść.

Z kolei jeszcze znacznie droższy Twin-Head, sparowany z flagowym odtwarzaczem Ayona, miał dodatkowo więcej do powiezienia na obszarze rozfalowania melodyki, ogólnej indywidualizacji brzmieniowej, doboru oświetlenia, wielowarstwowości odnoszonej także do scenicznych planów i przede wszystkim całościowego odczucia piękna. Ale to tak na marginesie i tytułem refleksji obrazującej sytuację na całym obszarze audio, bo cóż tu będziemy porównywać systemy różniące się cenowo o kilkadziesiąt razy. Dla nich za konkurencję Sennheiser ma system HE-1 i nikt mu nie jest straszny. Najwyżej vice versa. 

Odsłuch cd.: Z różnymi słuchawkami

Nowy komplet w komplecie.

   Teraz o różnych słuchawkach, jak też one z tą „osiemset dwudziestką” współgrają?. Tu na początek uwaga o tym, że wzmacniacz okazał się uniwersalny. W żadnym wypadku nie taki, że ze słuchawkami własnej firmy przede wszystkim, a z resztą najwyżej w tle. Zupełnie nic z tych rzeczy; wszystkie na równych prawach. I zaraz pierwsze NightHawk z kablem Tonalium zagrały takim dźwiękiem, że mnie za serce chwyciły. Z gęstością i analogowością pierwszego sortu, a jednocześnie przejrzyście i rozdzielczo. Jak zawsze, gdy im pasuje wzmacniacz, z nadzwyczajną także umiejętnością oddania barwy głosu i z wtórem potęgi brzmienia, bo bas przepotężny, jak niemal z żadnych (Ultrasoen E9 mogą najwyżej konkurować) i z dociążeniem, gęstością. Sparowane z Mytekiem też grały pierwszorzędnie, a mimo różnic stylistycznych dzielących oba wzmacniacze z Sennheiser HDV 820 ani trochę nie gorzej. I to pomimo tego, że combo Sennheisera operuje większym pogłosem, a NightHawk same spory mają. Nie nastąpiło jednak wzmocnienie, żadna pod względem pogłosowości przesada. Grało głęboko, treściwie i realistycznie, a przywołanie wokalistów okazało się wyjątkowo mocne.

Odwrotnych potrzeb od wzmacniacza domagają się Fostex TH900. Nie przebijania się przez gęstość, tylko właśnie zgęszczania. I co niemało osobliwe, jako słuchawki także dysponujące mocnym basem. Ale bas basem, a średnicę mogłyby mieć bardziej masywną. Więc zdawać by się mogło, że HDV 820 tej gęstości im nie zapewni, skoro NightHawk zostały z tym wzmacniaczem rozgęszczone do stanu optymalnego. Nic jednak podobnego. Fosteksy zagrały jak trzeba; bez odchudzonego środka i zbyt strzelistej góry. W stylu rzecz jasna dla siebie charakterystycznym – dźwiękiem ciemnym, konturowym, bardzo wyraźnym pośród pięknej przejrzystości medium, ale z nasyceniem i dociążeniem pozwalającymi uznać, że wszystko jest jak trzeba.  Zwłaszcza że to medium nie tylko przejrzyste, ale też ożywione, czuje, każdy pyłek obrazujące.

Troszeczkę mniej udanie wypadły Beyerdynamic T1. Też w stylu dla siebie charakterystycznym przy dobrze pasujących wzmacniaczach, to znaczy dźwiękiem pełnym, spokojnym, szczególnie melodyjnym i eleganckim, ale tego spokoju miały nieco za wiele, przynajmniej jak na moje potrzeby emocjonalne. Może za krótko ich słuchałem, nie zostawiając czasu na akomodację, ale słuchane zaraz po nich Sennheiser HD 800 (także wyposażone w kabel Tonalium) lepiej okazały się wykorzystywać pogłosowo-wyrazisty aspekt wzmacniacza, wlewając w brzmienie większy wigor i bardziej zmuszając do słuchania. Grały ciemno i gęsto (chociaż nie tak gęsto jak NightHawk), a przy tym z dodatkowym aspektem przestrzennym – wykorzystywaniem pogłosu do budowania form bardziej trójwymiarowych i lepiej obrazujących cały muzyczny obszar.

I jeszcze o dwóch innych. Ze złącza niesymetrycznego skorzystały Grado GS2000e, które przyjechały niedawno jako punkt odniesienia do recenzji Grado PS2000e. Musiały skorzystać z tego, z uwagi na niewymienialny niesymetryczny kabel, co im jednak w niczym nie przeszkodziło. Bo kable teraz samo Grado daje swoim słuchawkom porządne, a następca pamiętnych Grado GS1000 zaoferował własne, niepoślednie walory. W tym przede wszystkim nadzwyczajną przejrzystość i mocny akcent sopranowy, przekuwany w urodę i bogactwo, a nie żadne kłopoty.

Ale można go rozbić, jako że do wzmacniacza każde słuchawki dobrze lub nawet rewelacyjnie pasują.

Brzmienie jaśniejsze, delikatniejsze i bardziej transparentne od poprzednich niosło się poprzez wielką scenę i ujmowało klasą. Mniej dociążone a lotniejsze i z lepszym widzeniem muzycznych warstw oraz lepszym rozpisaniem harmonii. Niesamowitą przy tym szczegółowością; nie dziwną, bo przy takich sopranach będącą w swoim żywiole. Brzmiało to sumarycznie inaczej niż wszyscy poprzednicy, i bardzo mi się podobało. Rzecz nie dla lubiących dźwigać brzmienia ciężkie i tłuste, tylko dla zwolenników przenikliwości i swobody ogromu. A przede wszystkim i bezdyskusyjnie te słuchawki zagrały w sposób najbardziej otwarty – najbliższy muzyki prawdziwej, przez nic nie krępowanej.

I na koniec zdecydowanie najdroższe, wspierane kablem symetrycznym Tonalium Abyss AB-1266. Te przypisały dźwiękom ciężar pośredni pomiędzy Grado a NightHawk, to znaczy taki dla słuchawkowych produkcji przeciętny, ale w tym dobrym sensie. Brzmieniowo były ciemne, ale ze zdecydowanie lepszym niż u pozostałych, bardziej rozświetlającym i zróżnicowanym światłem. A wraz z tym bardziej różnorodne kolorystycznie i mocniej kontrastowe, lecz nie w znaczeniu jaskrawości czy nadmiernej ostrości, tylko plastyki światła. Migotliwej, ale zarazem ani trochę nie ostrej; i niewiele też, lub nic zgoła, nie zostawiającej w domyśle cienia. Jedne rzeczy nabłyszczającej i uwypuklającej ich kształty, a inne zostawiającej w aksamitnym, mniej obrobionym przestrzennie tle. I przy tym wszystkim sprawa najważniejsza – zdecydowanie najlepsze operowanie plastyką samego dźwięku. Dźwięcznością, złożonością tekstur, gracją, giętkością linii melodycznych, urodą każdej nuty. Wszystko wypowiadane najdokładniej i najlepiej modelowane. Operowanie wypukłą formą brzmieniową, a nie płaską czy wklęsłą, i każdy tryl lepiej wyrażony, piękniejszy. Więcej melodii w melodii i więcej światła w świetle. Co doskonale czytelne pod klawiszami fortepianu, w trąbkach, w głosach solistów i całych chórach oper. Żadnej szarości, nic przymglenia, żadnego wypłaszczenia. Żadnych też chwytów pozamuzycznych czy podpierania się pogłosem, Muzyka par excellence w swoim naturalnym przepychu. Do pełni szczęścia zabrakło jedynie nieco lepszego wypełnienia (to z NightHawk było lepsze) ale poza tym same plusy, choć nieco też mniej otwartości niż u Grado.

 

I jeszcze o sporządzonym przy recenzji dedykowanych słuchawek porównaniu gniazd słuchawkowych. To niesymetryczne posiadało bezdyskusyjny walor swobody i elegancji, udowodniony przez Grado i potwierdzony przez wszystkie słuchawki Sennheisera z serii 800 słuchane przez kabel niesymetryczny. Lekki dystans do muzycznego przedmiotu, także w sensie dalszego pierwszego planu, ale w zamian za dużą kulturę i poetycką muzykalność. Więcej liryzmu, mniej ataku i szersza perspektywa. Żadnych zatem problemów w przypadku słuchawek bez symetryzacji, doskonale można się będzie bez niej obywać. Złącze symetryczny 4-pin oferuje natomiast atak, bliskość i żywiołowość niemalże aż brutalną. Osacza, przywiera do słuchacza, zanurza go w muzyce. Nie daje tak szerokiego pola, a za to żywość, dynamikę i mocniejsze kontrasty. Większą bezpośredniość kontaktu z wykonawcami i ich mocniejsze „bycie tu”.

Kupujemy, włączamy, podpinamy i sobie gramy.

Także większy indywidualizm głosów, ale mniej poetycki, nie tak wystylizowany. Brzmienie jest poprzez nie głośniejsze, więc żeby uczciwie móc porównać, trzeba zadbać o wyrównanie poziomów. W moim odczuciu nie jest tak, że jedno od drugiego jest lepsze, choć gdy ktoś stawia na bliski realizm, to symetryczne wybierze.

Ale jest trzecia możliwość – symetryczny Pentaconn. Słuchawek o kablach z taką końcówką na razie jest malutko, ale szybko przybywa. A złącze jest ciekawe, łączące kulturę niesymetrycznego z żywością 4-pinu. Można więc sobie dozować uciechy, wybierać różne style. O co niewątpliwie najłatwiej będzie posiadaczom dedykowanych słuchawek Sennheiser HD 820, mających w zestawie trzy do wyboru kable. 

Podsumowując

   Powtórne wydanie sennheiserowskiego wzmacniacza-przetwornika ma kilka mocnych punktów, a w sensie całościowej oferty trafia w sam środek tarczy. Bo cena dziesięciu tysięcy to swoista rynkowa „dziesiątka” – sam środek tarczy ofertowej. Podobnie kosztuje wiele innych wzmacniaczy-przetworników, obiecujących przyszłym użytkownikom otarcie się o brzmieniowy luksus. Nie taki jeszcze maksymalny – taki wielokrotnie jest droższy – ale zalatujący już wyrafinowaniem i jednocześnie daleki od wszelkich prób ugrania czegoś za niewielkie pieniądze. Co mieć musi, rzecz jasna, jednoznaczne odbicie w wyglądzie, walorach użytkowych i przede wszystkim w brzmieniu. Stosownie do tego Sennheiser HDV 820 prezencję ma nienaganną, walory użytkowe bezdyskusyjne, a brzmienie pasujące do ceny. I wszystko to dodatkowo wspierane pozycją producenta, który popularnością i renomą nikomu nie ustępuje.

Wszystko to jednak brzmi trochę mdło, bo niczym nie wyróżnia. Producent – jasna sprawa; cena – podobna do innych; walory – takie jak trzeba. Czy są więc jakieś mocniejsze atuty, pozwalające zbierać lewy? Wydaje się, że takim mocnym punktem są nowe gniazda Pentaconn, faktycznie lepsze od starszych. Lecz jeszcze chyba ważniejsze to, że wzmacniacz ma niepośledni zapas mocy i moc tę dystrybuuje bez ilościowych ograniczeń. Pozwala prawidłowo napędzać nawet trudne słuchawki planarne i słuchać czterech normalnych naraz. To nie jest bagatelka, bo z taką mocą wzmacniaczy jest już na rynku garstka, a takich pozwalających bez żadnego uszczerbku podpinać więcej niż jedne, to nie ma bodaj wcale. Więc na śmiech i na mydlenie oczu są te mające po dwa identyczne gniazda, w sytuacji gdy ich równoczesne użycie oznacza deklasację. Ktoś powie: – Po co dwa? – słuchawek się słucha samemu. Ale jeżeli nawet, co nie jest do końca prawdą, to taka gniazdkowa równość oznacza łatwiejszą ocenę, z którego złącza gra najlepiej i jakie są między nimi różnice. Więc i łatwiejsze wyszukiwanie najlepiej pasujących słuchawek, bo poprzez porównania natychmiastowe. A to już się przydaje i niekoniecznie tylko recenzentom. Więc można kończąc powiedzieć, że nowe dziecko Sennheisera oferuje wszechstronną satysfakcję. Z wyglądu, który jest pierwszorzędny; z marki, która jest legendarna, z użyteczności, która jest nadprzeciętna; zapasu mocy, który na wszystko starcza; i z brzmienia, które jest adekwatne. A że drogo? No, drogo. Masło też bardzo podrożało i też podobno przez Chiny. Świat się zmienia nieustająco i nie ma na to rady.

W punktach:

Zalety

  • Pożądana aktualizacja oferty.
  • Nie rewolucyjna, ale dostosowawcza.
  • W jej ramach kompatybilność z nowego typu plikami hi-res.
  • Jako następstwo implementacji najnowszej kości od Sabre.
  • I jako druga nowość, dwa nowego typu złącza symetryczne Pentaconn.
  • Nie tylko nowe, ale także poprawiające brzmienie.
  • A także zmiana kolorystyki ze srebrno-niebieskiej na modniejszą czarno-białą.
  • Odnośnie zalet brzmieniowych, to ciągle ten sam styl.
  • Ale z większym naciskiem na niezwykłość, poczucie przez słuchacza, że wchodzi w inny świat.
  • Bo dźwięk wyrafinowany.
  • Podrasowany pogłosowo.
  • Niezwykle czujny na sygnał.
  • Dbający o rzeczy delikatne i niuanse.
  • Ponadprzeciętnie rozdzielczy, transparentny.
  • Stwarzający też klimat przez lekkie przyciemnienie.
  • I wstawianie na wielką scenę.
  • W zależności od typu złącza dający pewien dystans do zdarzeń. (Złącze niesymetryczne.)
  • Albo dosłownie w nie wtłaczający i osaczający słuchacza. (Symetryczne, zwłaszcza 4-pin.)
  • Wysoka całościowa kultura.
  • Żadnych problemów z sopranami.
  • Dobre rzutowanie na trzeci wymiar, szczególnie z dedykowanymi słuchawkami po złączach symetrycznych.
  • Wyrazisty, przestrzenny bas.
  • Zwracający się wprost do słuchacza wykonawcy – zwłaszcza przy złączach symetrycznych.
  • Wszechstronna uniwersalność.
  • Bo pasuje do każdych słuchawek bez względu na markę i impedancję.
  • I dobrze napędza też prądożerne.
  • Nie tracąc też niczego przy wielu naraz podpiętych. (Ewenement.)
  • Luksusowy wygląd i wykończenie.
  • Świetna praca potencjometru.
  • Żadnych problemów ze sterownikami.
  • Funkcja przedwzmacniacza.
  • Wewnętrzna symetryzacja.
  • Klasa D ujawnia swoje zalety. (Niski pobór, nie grzeje, odporność na spadek mocy.)
  • Sławny, renomowany producent.
  • Szeroka polska dystrybucja.

Wady i zastrzeżenia

  • Wyraźnie droższy od poprzednika.
  • Brak wyjścia RCA.
  • Brak pilota.
  • I moje zalecenie – stawiać na lepszych podstawkach.

Sprzęt do testu dostarczyła firma: Aplauz

Dane techniczne Sennheisee HDV 820:

  • Przetwornik: ESS SABRE32
  • Rozdzielczość: 32 bity, częstotliwość próbkowania 384 kHz
  • Wzmacniacz słuchawkowy: klasa D
  • Zasilacz: impulsowy
  • Potencjometr: Alps 27
  • Wejścia cyfrowe: 1 x coaxial, 1 x optyczne, 1 x USB
  • Wejścia analogowe: 1 x RCA; 1 x XLR
  • Wyjścia analogowe: 1 x XLR
  • Gniazda słuchawkowe: 1 x XLR3/jack 6,3 mm (Neutrik combo); 1 x XLR 4-pin; 2 x Pentaconn 4,4 mm.
  • Czułość wejściowa regulowana: 14/22/30/38/46 dB (wejście symetryczne); 16 dB (wejście niesymetryczne).
  • Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 100 kHz
  • THD: < 0,001 %
  • S/N: > 115 dB
  • Napięcie wyjściowe: 480 mW (1 kHz, obciążenie 600 Ω) na wyjściu XLR-4
  • Kolor:  czarny
  • Zasilanie: 100-240 V/50-60 Hz
  • Pobór mocy: 12 W
  • Temperatura pracy: 5-45 °C
  • Wymiary: 224 x 44 x 306 mm
  • Waga: 2,25 kg.
  • Cena: 10 399 PLN

System:

  • Źródło: PC.
  • Przetworniki: Ayon Sigma: Sennheiser HDV 820.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Ayon HA-3, Sennheiser HDV 820.
  • Słuchawki: Abyss AB-1266, AudioQuest NightHawk, Fostex TH900 Mk2, Grado GS2000e, MrSpeakers Ether Flow C, Sennheiser HD 800, HD 800S i HD 820.
  • Interkonekty: Sulek Audio, Sulek 6 x 9 RCA.
  • iFi iOne z kablem iUSB3.0 oraz koaksjalnym Acoustic Zen Silver Bytes.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, Sulek Power.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Stopki antywibracyjne: Acoustic Revive RIQ-5010, Avatar Audio Nr1, Solid Tech Discs of Silence.
  • Listwy: Power Base High End, Sulek Audio.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

15 komentarzy w “Recenzja: Sennheiser HDV 820

  1. Mariusz pisze:

    Witam posiadam Bakoon hpa 21 do tego hd 800 z kablem Entreq Atlantis myślałem o zakupie drugiego wzmacniacza lampowego klasy Bakoona.Czy np Ayon ha3 zagra z hd 800 i Audeze lcd 3 może coś innego np Woo,Feliks.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Aby powalczyć z Bakoonem, potrzebny będzie Woo Audio WA5-LE, koniecznie z lepszymi od oryginalnych lampami 300B. (Emission Labs, Takatsuki, Sophia Royal Princess.) Ayon HA-3 to raczej ten sam poziom.

  2. slawsim pisze:

    Panie Piotrze, nie wspomniał Pan nic o brzmieniu tego wzmacniacza z HD-600, o co prosiłem w komentarzach do newsa o HD820. Cóż, pewnie zabrakło czasu, jednak trochę jeszcze Pan „pomęczę”. Biorąc pod uwagę właśnie HD600 oraz HD800S, lepiej wybrać ten wzmak czy Brystona BHA-1?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Trudno przywołać sobie dokładne brzmienie Brystona po latach, tym bardziej, że u mnie grał dobrze, a na przedostatnim bodaj AVS tor z nim mi się nie podobał. Urządzenie Sennheosera jest na pewno nowocześniejsze i wydaje mi się, że dla firmowych słuchawek pewniejsze. Ale gdyby tak postawić oba przy sobie, to diabli wiedzą, co by się dało tak naprawdę usłyszeć. Przepraszam za te HD 600, jakoś z pamięci uciekło.

  3. Piotr pisze:

    Witam, który wzmacniacz by Pan wybrał jako całościowo lepszy: ten Sennheiser Ifi Pro Ican(Signature) a może Questyle Fifteen ?
    Pozdrawaim

      1. Piotr pisze:

        Dziekuje, ale jest już nie do kupienia. Czy może jeszcze coś godnego uwagi z tego co wymieniłem wczesniej lub innych produktów, mogą być także same wzmacniacze.

        1. Piotr+Ryka pisze:

          To podobno jest wciąż do kupienia i sobie bym to kupił (mogę dopytać czy oferta jest aktualna i jakie są teraz ceny: https://hifiphilosophy.com/recenzja-phast-dac-se-i-headphone-se/?caly-artykul=1

          Bardzo też chwalą to, ale jeszcze nie słuchałem: https://mp3store.pl/wzmacniacze-dac/wzmacniacze-z-dac/ferrum/2022330253245221832//ferrum-erco-dac-amp-pre

          Combo Sennheisera też jest w porządku – daje czyste, leciuteńko odrealniające brzmienie, takie po trosze stylistyczne przeciwieństwo lampowego PhaSta.

          iFi i Questyle też są w porządku, kupowanie ich nie jest błędem, ale pamiętam ich brzmienia z lepszych konfiguracji (nowy Questyle już takiej nie daje), dlatego solo mnie nie do końca przekonują. (Z dwojga tych raczej Questyle.)

          Warto też sprawdzić aktualną ofertę Myteka – jeżeli by się coś od nich cenowo łapało, to można brać, tyle że Ferrum i Mytek to ta sama wytwórnia.

          1. Piotr pisze:

            Bardzo dziekuje za obszerną odpowiedź, ponieważ dzisiaj miałem okazje posłuchać Songolo i podobał mi sie,czy on przewyższa te wszystkie propozycje ?

          2. Piotr+Ryka pisze:

            Przewyższa, i to wyraźnie.

  4. Piotr pisze:

    Super, dziękuje za konkret, słyszałem jeszcze opinie że wzmacniacz Sennheisera w połączeniu z HD800S uzyskuje wyjątkową holografie, obrazowanie przestrzenne oraz wybitną scene – te cechy nieosiągalne dla innych wzmacniaczy prócz naprawde drogich torów, czy miał Pan podobne odczucia ? Pozdrawiam

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Tak, wrażenia przestrzenne kreowane przez tą parę nie są wprawdzie najlepsze na świecie, ale niewątpliwie ponadprzeciętne.

      1. Piotr pisze:

        Wczoraj miały premiere Sennheiser HD660 S2 – jak będzie Pan miał możliwość prosze o test – pamiętam jak czytałem Pana recenzje oryginałów z wypiekami na twarzy, w podsumowanie napisał Pan że słuchawki są skomponowane i „dokończone” jako ewolucja serii 600, zakupiłem wtedy 660-tki – od czego zaczęła się przygoda ze słuchawkami za co wielkie dzięki. Miło byłoby poczytać jakie są Pana odczucie względem oryginału.

  5. Tomek pisze:

    Dzień dobry Panie Piotrze, chcę zapytać o względnie najlepszy dobór toru słuchawkowego do hd 800s spośród:
    tu recenzowanego hdv820 vs system dzielony np. Fedelice by Rupert Neve + Chord Qutest
    Wg Pana opinii który byłby lepszy do słuchania jazz, blues, wokale męskie i damskie, małe składy ?
    Chodzi mi po głowie Aurora HeadA ale cenowo i funkcjonalnie jak na razie nic nie przebija sennheisera 🙂
    Jednym słowem przemawia za nim opłacalność zakupu. Dodam tylko że zamierzam wymienić kable stockowe w hd 800s na coś lepszego np. Luna Cables Gris.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Własny przetwornik Sennheisera ze wzmacniaczem dobrze pasuje do ich słuchawek, zwłaszcza gdy lubi się przestrzenne, niekoniecznie do pełna nalane brzmienie. Alternatywą w sensie przeciwieństwa na przykład zestaw PhaSta. Ogólnie biorąc przetworniki i słuchawkowe wzmacniacze prezentują teraz wysoki poziom, o ile nie jest się bardzo wybrednym, trudno o popełnienie przy wyborze błędu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy