Recenzja: Questyle CMA Fifteen

Brzmienie

Z tyłu cyfrowa i analogowa tradycja.

   Urządzenie zostało nakarmione porządnym torem: Sygnał z komputera szedł do konwertera M2Tech Hiface Evo Two zasilanego zewnętrznym zasilaczem GFmod, z niego do Questyle przez profesjonalne łącze S/PDIF kablem koaksjalnym Tellurium Q Black Diamond. Sprawdziłem też podatność testowanego urządzenia na wpływy lepszego kabla zasilania oraz antywibracji – i okazały się nieznaczne; nowy flagowiec Questyle spisywał się bardzo dobrze także stojąc na własnych nogach i posiłkując tanim kablem Isoteka. Lecz by nie było żadnych „ale”, dałem mu kosztownego Harmoniksa i postawiłem na Avatar Audio Receptor №1.

   Uwaga odnośnie wygrzewania (nie da się ukryć, że dziwaczna). Urządzenie zostało porządnie wygrzane (kilkaset godzin), tym lepiej, że samo się znacznie rozgrzewa. Po tym procesie grało dobrze, zwłaszcza że słuchawki podpinałem najlepsze, ale kiedy pierwszy raz skorzystałem z plików TIDAL, coś jakby w nim przeskoczyło. Zupełnie jakby aktywowany został włącznik nieaktywnego dotąd procesora przestrzennego (formalnie tu nieobecnego), a kiedy już się aktywował, działał przez cały czas; płaskawe wcześniej pliki z YouTube też się uprzestrzenniły. Dziwna historia.  

   Jeszcze odnośnie regulatora biasu. Ustawienie go w pozycji HIGH oznacza wzrost wyraźności dźwięków poprzez mocniejsze wydobywanie wiodących z tła i wyraźniejsze kontury. Co byłoby korzystne, i takie też jest w sumie, lecz jednocześnie dźwięk się utwardza a wybrzmienia skracają. Ogólnie staje się trochę głośniej i więcej niż trochę dosadnie, a sam wybierałem biasowanie STANDARD, bardziej podobne do takiego z wyrafinowanych wzmacniaczy tranzystorowych, też i trochę do lampowego.  

Duży pilot uniwersalny.

    To jednak nie koniec uwag odnośnie kwestii użytkowych, mnożą je słuchawkowe gniazda. I znów w skomplikowany sposób, nic nie jest tu tak po prostu. Po prostu byłoby tak, że to niesymetryczne daje mniej mocy niż każde z symetrycznych – i kropka. Tymczasem te już między sobą brzmieniowo się odróżniają, jeszcze bardziej od niesymetrycznego. Różnica pomiędzy symetrycznymi zachodzi mianowicie taka, że 4,4 mm Pentacon gra trochę tak, jakby jemu przy biasowaniu na STANDARD robiło się biasowanie HIGH. Dźwięk daje efektownie wyraźny i kontrastowy, ale najtwardszy i poprzez to też cokolwiek zbrylony. Inaczej mówiąc wyrazistość największą, a muzykalność najsłabszą. I to mi się nie spodobało, chociaż słuchawkom z dźwiękiem zamazanym najpewniej to się przydaje. Bardziej podobał mi się dźwięk z 4-pinu, gdzie używanie biasu STANDARD oznaczało wzrost melodyjności poprzez bliższą naturalności miękkość, dłuższe wybrzmienia oraz silniejsze związki między dźwiękami. A jeszcze bardziej podobało mi się gniazdo niesymetryczne, z którego Sennheiser HD 800 dawały dźwięk na pewno bardziej zbliżony do muzyki par excellence. Wydawać więc by się mogło, że należy po prostu używać niesymetrycznego, i po całym kłopocie. Dobrze by było, gdyby nie to, że Dan Clark Audio STEALTH grały efektowniej przestrzennie i bardzo dobrze muzycznie z 4-pinu, z tym że wolały własny kabel VIVO od Tonalium, dającego względem VIVO dźwięk twardszy i bardziej kontrastowy, czego przy Questyle CMA Fifteen należy jak ognia unikać. Przy moim wzmacniaczu lampowym i przetworniku w Cairnie CD (kość podstawowa Crystal 4392, upsampler Analog Devices 1896) Tonalium bezdyskusyjnie wygrywa, ale teraz, wiedziony przeczuciem, wyciągnąłem schowane VIVO i okazało się korzystniejsze. Znakomite także z gniazda niesymetrycznego, ale z 4-pinu efektowniejsze, czyli sytuacja odwrotna niż z HD 800 i jego Tonalium-Metrum Lab (mimo iż to flagowe dynamiczne Sennheisery same z siebie są bardziej miękkie od planarnych STEALTH). Sytuacja zatem niejednoznaczna, zagmatwana – podpowiadane przez intuicję rozwiązania czasem się okazują najlepsze, ale czasami nie. To jednak problem przyszłego użytkownika oraz jego słuchawek, który na pewno sam rozwiąże i rozwiązanie go będzie cieszyć. Cieszyć, ponieważ Questyle CMA Fifteen to urządzenie bardzo udane. Co prawda tylko jedno z wielu takich, ale udane naprawdę, brzmieniowo mega angażujące.

Moc zainstalowana pozwala napędzać w praktyce nawet bardzo trudne słuchawki.

   Postawmy teraz pytanie: Co, rzecz ujmując całościowo, w brzmieniu rocznicowego Questyle wybija się najbardziej gdy idzie o korzyści? Moim zdaniem są to dwie rzeczy: energia i przestrzenność.

   Obie te cechy niecodzienne – nie jako „po prostu dobre”. Energia tak się kumuluje, że dla najbardziej energetycznych samych z siebie Ultrasone Tribute 7 (z kablem Tonalium-Metrum Lab zamiast własnym sznureczkiem) bywała skondensowana aż nadto, ciśnienia wręcz aż przytłaczały. Ale jak to pomagało innym słuchawkom! Energetycznie, zdarza się że słabowite i mdlące Sennheiser HD 800 nabierały wigoru i popisywały się basem, a podobnie Dan Clark Audio STEALTH zbliżały się siłą ciśnień i mocą basu do Ultrasone, co doskonale im robiło. Z kolei popisowo energetyczne per se T+A Solitaire P trafiały z mocą idealnie – nie były jak Ultrasone aż za mocne, a jednocześnie potężniejsze od STEALTH. Chcące zaś ekstremalnie dużo mocy od wzmacniacza HiFiMAN Susvara, jak to się mawia „dawały radę”, ale nie tak tylko, tylko bardzo udanie. Co oczywiście było dalekie od szczytów ich możliwości, ale płynność, otwartość i zjawiskowa ich muzykalności miały wystarczające energetyczne zaplecze, by móc oczarowywać dźwiękiem najbardziej poetyckim. (Mawia się czasem: „Poezja” – o rzeczy i spokojnej, i zjawiskowo pięknej.)

    Uogólniając mogę napisać, że Questyle CMA Fifteen wtłacza swym current-mode amplification w sygnał muzyczny zdecydowanie więcej energii od przeciętnego słuchawkowego wzmacniacza z przetwornikiem, czyniąc ten sygnał energetycznym na miarę gramofonowego, a przecież zauważałem na tych łamach wielokrotnie, iż cechą wiodącą gramofonów jest przydawanie dźwiękom dużo większej energii niż ma to miejsce w domenie cyfrowej. 

Sam dźwięk jest wyjątkowo przestrzenny.

    Drugim atutem przestrzenność. Trójwymiarowość muzycznego obrazu to walor nie do przecenienia, a taki właśnie obraz z Questyle CMA Fifteen wypływa. W zależności od podpiętych słuchawek będzie on sceną mniejszą albo większą (popisy Susvar, DCA STELTH i Sennheiser HD 800, w których aranżacjach widoki imponująco rozległe) ale każde słuchawki, nawet te stricte kameralne, uderzą trójwymiarowym modelowaniem. A różnica pomiędzy spłaszczonym a przestrzennym jest bardzo zasadnicza, tu zaś to czynienie przestrzennym było do tego stopnia posunięte, że aż zatrącało użyciem procesora akustycznego. Nie wnikając w źródłowość mogę zatem napisać, że Questyle CMA Fifteen należy do tych przetworników ze słuchawkowymi wzmacniaczami,  których przestrzenność jest atutem, i to takim z tych mocnych. 

    Odnosząc sprawę do przymiotu muzykalności trzeba koniecznie zauważyć, że nie weźmie się sama z siebie. Urządzenie jest tranzystorowe i z takich dość wymagających, czyli to nie wzmacniacz słuchawkowy Sugdena, który grał będzie jak lampowy Single Ended. Doborem słuchawkowego gniazda i słuchawkowego kabla możemy jednak wiele zdziałać, gubiąc skłonności urządzenia do utwardzania dźwięku, tracenia przez te dźwięki wzajemnych więzi oraz skracania wybrzmień. Questyle CMA Fifteen nie będzie nigdy popisowy jak chodzi o ukazywanie cech indywidualnych wokalistów, wiązania muzyki w upajający szum ani romantyczności wybrzmień. Ale i pod tymi względami może być bardzo dobry – na tyle dobry, że nie poczujesz żadnych tego ubytków. Wokale mogą mieć miąższość i nawet dozę łaszenia, muzyka może się wiązać w całościową siłę, a wybrzmienia mogą trwać dostatecznie długo, by uczuciowość doznała spełnienia. Popisowe będą natomiast wyraźność, szczegółowość i dynamika oraz wiążąca je wszystkie energia, a kolejną cechą wiodącą znakomita trójwymiarowość. Kiedy dodać do tego, że nigdy nie ma chłodu, nigdy nie pojawia się obcość i nie ma żadnych udziwnień ani braków, możemy poczuć pełne zadowolenie nawet w ramach wymagań dla niemałego przecież budżetu. Dobre operowanie pogłosami, temperatura zawsze w okolicach dwudziestu stopni i poryw zawsze zdolny porywać dopełniają obrazu, który godny jest swego miana uczczenia jubileuszu. Piętnaście lat to wprawdzie nie jakiś wielki jubileusz, ale w przypadku firmy audio to jednak spora rzecz, one nieraz szybko znikają.

Słuchawki o wysokiej skuteczności także się znakomicie sprawdzą, bo moc jest wstępnie regulowana.

    Na koniec uwaga odnośnie pracy samego przetwornika. Współpraca ze wzmacniaczem słuchawkowym Phasemation pokazała, że sam przetwornik nie ma problemu z utwardzeniem ani zbytnim separowaniem w sensie kooperacji dźwięków, nie posiada jednak zarazem waloru popisowej trójwymiarowości dawanej z automatu. Jest zatem bardzo dobry i bezproblemowy użytkowo, ale nie tak osobliwy w dobrym znaczeniu, jak wbudowany słuchawkowy wzmacniacz.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Questyle CMA Fifteen

  1. Sławek pisze:

    Kiedyś od tej firmy były takie monobloki słuchawkowe w cenie bodaj 33 tys. PLN
    Ciekawe czy jeszcze są osiągalne i jak się mają do przedmiotu recenzji…

    1. Piotr+Ryka pisze:

      To były dwa wcześniejsze takie wzmacniacze sprzęgane razem. Słyszałem na AVS, grały podobnie.

  2. Piotr pisze:

    Czy wyżej stawiałby Pan Questyle’a Fifteen czy wzmacniacz Sennheisera HDV 820 w rozbicu jeśli chodzi ogólnie o wszystkie słuchawki, jak i konkretnie o HD800S do którego HDV jest dedykowany, oraz jak te 2 wzmacniacza mają się do Songolo ? Pozdrawiam

  3. Jan pisze:

    Witam, czy dalej podtrzymuje Pan zdanie że Questyle to czołówka urzadzen tego typu (DAC/AMP) w ramach budżetu ? A jeśli chciało by się doznać jeszcze lepszego brzmienia to co by Pan polecał ?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      PhaSt, Audio-GD, RME, Ferrum Audio czy Mytek to realne alternatywy. Nie odgadnę, które urządzenie będzie się komuś najbardziej podobało, bo wszystkie są bardzo dobre.

  4. Jan pisze:

    Na ile mniej więcej ocenił by Pan samego Daca w urządzeniu ? Tzn. Ile by trzeba wydać na samego czystego daca żeby był lepszy niż ten w Fifteen ?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      PrimaLuna EVO 100 jest lepsza, dlatego jej używam. Ale to nie potania sprawy. Można rozważyć SMSL VMV D2.

  5. Karol pisze:

    Witam, czy można korzystać w urzadzeniu tylko z samego wzmacniacza + inny dac w połączeniu zbalansowanym ?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie wydaje mi się. Musiałby mieć analogowe wejście XLR, a nie ma.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy