Recenzja: Questyle CMA Fifteen

Budowa

„Naleśnik” to u Questyle norma.

    Jako podobny do poprzednika sprzed ośmiu lat ma Questyle CMA Fifteen postać metalowego naleśnika na czterech jamniczych łapkach. Podobieństwo pokroju nie oznacza wsszakże identyczności – rozmiar nowego flagowca jest większy (300 x 200 x 55 mm), a wykończenie czarne i gładkie w miejsce chropawo-srebrnego. Gładkość zawdzięczana jest tu użyciu aluminium lotniczego o symbolu 6063, oznaczającego jakość szczytową – z takiego robi się samoloty, których poszycie jest tak cienkie, że lepiej aby pasażerowie o tej cienkości nie wiedzieli. (Na grzbiecie to zaledwie 1,2 mm.) W przeciwieństwie do samolotów nowy flagowy Questyle ma aluminiowe blachy wzdłuż obwodu aż na centymetr grube – w końcu to sprzęt high-end, a nie jakiś samolot.

    Odnośnie rzeczy widocznych z zewnątrz producent szczyci się też frezowaniem CNC całej konstrukcji nośnej i takim samym nóżek, oraz laserowo frezowanym pokrętłem i laserowym grawerunkiem napisów.

    Na wąskim panelu przednim mamy trzy chromowane skobelki: pierwszy z lewej włączenia, drugi dorzucający lub odrzucający funkcję słuchawkowego wzmacniacza, trzeci do ustawienia biasu (prądu podkładu) – zwykły albo wysoki. Prócz tego pięć pionowych rzędów bursztynowych światełek (po trzy w każdym oprócz pierwszego), odniesionych do wybieranego małym przyciskiem obok źródła: USB, optyczne, S/PDIF, analogowe i Bluetooth. A przy każdym po tyle, ponieważ poza samym wyborem podświetlają się tryby konwersji PCM i DSD.

   Wszystkie te artefakty są na lewej połowie, w centrum okienko pilota, a wędrując ku prawej kolejno gniazda słuchawkowe 4,4 mm, 6,35 mm i 4-pin (dwa zatem symetryczne), na finał to frezowane laserem pokrętło potencjometru o dobrze wyważonym oporze.

A ten ma więcej lampek.

    Z tyłu cztery rodzaje wejść cyfrowych (w tym to profesjonale S/PDIF poprzez łącze Coaxial), a wejścia USB są dwa z priorytetem dla typu C, z tym że priorytet można zmieniać na poziomie pilota. Bliżej środka pojedyncze wejście analogowe przez złącza RCA i dwa wyjścia analogowe – przez RCA i XLR. Do których odniesiono dwa zerojedynkowe suwaki: jeden fiksujący albo nie poziom wyjściowego sygnału, drugi ustawiający je na +14 lub +20 dB (poziom studyjny). Poza tym gniazdo kabla zasilania z szufladką bezpiecznika i suwak napięciowy do ustawienia 200-230 lub 100-120 V.

     Lecz to jeszcze nie koniec: na spodzie cztery suwakowe regulatory dla gniazd słuchawkowych (symetrycznych i niesymetrycznych oddzielnie i po oddzielnym na kanał), ustawiające standardowy lub obniżony dla słuchawek o wysokiej czułości wstępny poziom wzmocnienia.

    Ogólnie zatem wszystko jak trzeba, a nawet jeszcze więcej.

    Nie mniejszą satysfakcję daje poznanie zawartości wnętrza, które może być całkiem dosłowne, bowiem za sto kilkadziesiąt złotych możemy wyposażyć naszego Questyle CMA Fifteen w przeźroczystą pokrywę wierzchnią z pleksiglasu. Nic zatem do ukrycia, całe wnętrze na pokaz.

   W tym wnętrzu najważniejszą rzeczą konstrukcja przetwornika, jako że żaden wzmacniacz, choćby nawet prądowy, nie dość dobremu nie pomoże. Skonstruowanie przetwornika tu zastosowanego zajęło podobno aż trzy lata, w trakcie których przede wszystkim dokonano wyboru samej kości. Ten padł (ale nie przypadkowo czy z oszczędności, tylko metodą odsłuchów) na układ ESS Technology ESS9038PRO, który okazał się najlepszy (i wg firmy Questyle jest najlepszy w ogóle). A nie tylko brzmieniowo, także z uwagi na to, że wspiera wszystkie formaty plików oraz obsługę ich gęstości do PCM 32-bit/768 kHz i DSD512 włącznie. Wspiera też w pełni format MQA, co z dumą komunikuje emblemat u góry frontowego panelu.

I trzy słuchawkowe gniazda, w tym dwa symetryczne.

    Widoczność wnętrza widocznością, a w temacie zawartości wnętrza producent się nie wywnętrza. Co jest o tyle przykre, że przecież mało kto fundnie sobie pleksiglas, a nawet jeśli już, to czemu sam ma rozczytywać? Pewnikiem postać prądowa wzmocnienia i rodzaj kości DAC, ale już nic poza tym. Jak należało w tej sytuacji podejrzewać, kość DAC okazuje się pojedyncza, podobnie jak też pojedynczy jest toroidalny zasilacz. Na szczęście nie mały a spory, szkoda tyklo że nie odseparowany przegrodą. Reszta już bez zarzutu: po trzy średnie kondensatory zabezpieczenia prądowego w kanale, gniazda słuchawek dobrej jakości i zabezpieczające słuchawki odcięciem w razie awarii ogólnej, a potencjometr niewyszukany, ale w praktyce dobrze się sprawdzający i możliwy do regulacji z pilota. Rozbudowany montaż powierzchniowy na bazie mnogich elementów dyskretnych cieszy oko poziomem wzorcowej płyty głównej.

    Pilot duży, uniwersalny, cały z lekkiego tworzywa. Na rzecz Questyle CMA Fifteen wykorzystujący wyłącznie przyciski wyboru wejścia, ściszenia i regulacji głośności.

     Urządzenie obsługuje łączność bezprzewodową, wspierając standardy Bluetooth i Apple Lossless dla maksymalnej gęstości plików 24-bit/96 kHz.

    Ważna uwaga techniczna: wyjścia słuchawkowe są trzy, lecz mogą obsługiwać tylko jedne słuchawki naraz. Podpięcie dwóch może spowodować awarię! W zamian mocy z pewnością nie braknie, da się  bezproblemowo napędzać nawet szczytowo trudne HiFiMAN Susvara. (Moc nominalna gniazd symetrycznych to 2,0 W/32 Ω, ale opatentowany wzmacniacz prądowy okazuje się sprawniejszy niż wynikałoby z liczb.)

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

9 komentarzy w “Recenzja: Questyle CMA Fifteen

  1. Sławek pisze:

    Kiedyś od tej firmy były takie monobloki słuchawkowe w cenie bodaj 33 tys. PLN
    Ciekawe czy jeszcze są osiągalne i jak się mają do przedmiotu recenzji…

    1. Piotr+Ryka pisze:

      To były dwa wcześniejsze takie wzmacniacze sprzęgane razem. Słyszałem na AVS, grały podobnie.

  2. Piotr pisze:

    Czy wyżej stawiałby Pan Questyle’a Fifteen czy wzmacniacz Sennheisera HDV 820 w rozbicu jeśli chodzi ogólnie o wszystkie słuchawki, jak i konkretnie o HD800S do którego HDV jest dedykowany, oraz jak te 2 wzmacniacza mają się do Songolo ? Pozdrawiam

  3. Jan pisze:

    Witam, czy dalej podtrzymuje Pan zdanie że Questyle to czołówka urzadzen tego typu (DAC/AMP) w ramach budżetu ? A jeśli chciało by się doznać jeszcze lepszego brzmienia to co by Pan polecał ?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      PhaSt, Audio-GD, RME, Ferrum Audio czy Mytek to realne alternatywy. Nie odgadnę, które urządzenie będzie się komuś najbardziej podobało, bo wszystkie są bardzo dobre.

  4. Jan pisze:

    Na ile mniej więcej ocenił by Pan samego Daca w urządzeniu ? Tzn. Ile by trzeba wydać na samego czystego daca żeby był lepszy niż ten w Fifteen ?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      PrimaLuna EVO 100 jest lepsza, dlatego jej używam. Ale to nie potania sprawy. Można rozważyć SMSL VMV D2.

  5. Karol pisze:

    Witam, czy można korzystać w urzadzeniu tylko z samego wzmacniacza + inny dac w połączeniu zbalansowanym ?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie wydaje mi się. Musiałby mieć analogowe wejście XLR, a nie ma.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy