Recenzja: Questyle CMA Fifteen

       Questyle to firma chińska, jedna z tych, co to jak Auralic czy Calyx pojawiają się znikąd i od razu chcą świat zawojować. Wiemy o niej, że od momentu zaistnienia na rynkach światowych (2011) operowała podobnym typem rozwiązań technicznych co japońsko-koreański Bakoon i że właścicielem jest Alden Zhao, absolwent Uniwersytetu Pekińskiego na wydziale lotnictwa.

     W wywiadzie udzielonym portalowi 6moons określił on stosowną przez Questyle technologię wzmocnienia jako podobną, ale zarazem różną od wdrażanej przez Bakoon Products, który odwołuje się do „current-mode transmission”, podczas gdy Questyle do „current-mode amplification”. To drugie wg. Aldena Zhao jest korzystniejsze dzięki większej prostocie obwodu, na czego dowód lepsze niż u Bakoona parametry THD+N, tzn. jeszcze więcej zer po przecinku. (Czego wprawdzie nikt nie usłyszy, ale jak na papierze wygląda!) Od siebie mogę wtrącić, że mimo to wzmacniacz Bakoon HPA-21 przewyższał pod względem brzmienia popisowego Questyle CMA800R, z tym że chiński wzmacniacz prądowy miał możliwość łączenia się w pary (po jednym dla kanału), dopiero wówczas osiągając brzmieniowe maksimum, a w tej postaci go nie słyszałem.  

   Tamten flagowy Questyle to rok 2014, a po następnych ośmiu stoi koło mnie bardzo podobny powierzchownością Questyle CMA Fifteen, z nadzieniem elektronicznym przez te osiem lat udoskonalonym, a nazwą na pamiątkę. Te bowiem jego „Fifteen” to lata zbiegłe od powstania technologii „current-mode amplification”, z czego należałoby wnosić, że firma Questyle jest jeszcze starsza i jej początki sięgają czasów przed 2007.

    Przez wszystkie te piętnaście lat od 2007 roku jedno z pewnością nie uległo zmianie: nie zmienił się, a najwyżej nasilił, trend parcia na słuchawki, wraz z czym na przykomputerowe przetworniki i słuchawkowe wzmacniacze. Zmieniła za to cena najlepszego takiego urządzenia od Questyle, wzrastając z 1500 EURO do 11 990 PLN. Z tym, że to dosyć względne, ponieważ w odniesieniu do najwyższej jakości Questyle CMA Fifteen jest całkowicie samodzielny, nie potrzebując, a nawet nie posiadając opcji łączenia w pary. Nie od rzeczy będzie więc twierdzić, że tak naprawdę jest tańszy. Tańszy, ale nietani, i wraz z tymi swoimi nastoma tysiącami otoczony liczną konkurencją przetworników ze słuchawkowymi wzmacniaczami w jednym pudełku lub dwóch. Narażony więc na konkurowanie z iFi PRO, Matrix Audio, S.M.S.L, Mytekiem, RME, PhaSt, Sennheiserem i całą plejadą innych. A że każdy z przeze mnie wymienionych prezentował poziom wzorcowy pod względem budowy i ujmujący brzmieniowo, zadanie nie jest łatwe. Ale Questyle się broni świetnym zasobem technicznym i tym swoim „current-mode amplification”, ani trochę się konkurencji nie boi. 

Budowa

„Naleśnik” to u Questyle norma.

    Jako podobny do poprzednika sprzed ośmiu lat ma Questyle CMA Fifteen postać metalowego naleśnika na czterech jamniczych łapkach. Podobieństwo pokroju nie oznacza wsszakże identyczności – rozmiar nowego flagowca jest większy (300 x 200 x 55 mm), a wykończenie czarne i gładkie w miejsce chropawo-srebrnego. Gładkość zawdzięczana jest tu użyciu aluminium lotniczego o symbolu 6063, oznaczającego jakość szczytową – z takiego robi się samoloty, których poszycie jest tak cienkie, że lepiej aby pasażerowie o tej cienkości nie wiedzieli. (Na grzbiecie to zaledwie 1,2 mm.) W przeciwieństwie do samolotów nowy flagowy Questyle ma aluminiowe blachy wzdłuż obwodu aż na centymetr grube – w końcu to sprzęt high-end, a nie jakiś samolot.

    Odnośnie rzeczy widocznych z zewnątrz producent szczyci się też frezowaniem CNC całej konstrukcji nośnej i takim samym nóżek, oraz laserowo frezowanym pokrętłem i laserowym grawerunkiem napisów.

    Na wąskim panelu przednim mamy trzy chromowane skobelki: pierwszy z lewej włączenia, drugi dorzucający lub odrzucający funkcję słuchawkowego wzmacniacza, trzeci do ustawienia biasu (prądu podkładu) – zwykły albo wysoki. Prócz tego pięć pionowych rzędów bursztynowych światełek (po trzy w każdym oprócz pierwszego), odniesionych do wybieranego małym przyciskiem obok źródła: USB, optyczne, S/PDIF, analogowe i Bluetooth. A przy każdym po tyle, ponieważ poza samym wyborem podświetlają się tryby konwersji PCM i DSD.

   Wszystkie te artefakty są na lewej połowie, w centrum okienko pilota, a wędrując ku prawej kolejno gniazda słuchawkowe 4,4 mm, 6,35 mm i 4-pin (dwa zatem symetryczne), na finał to frezowane laserem pokrętło potencjometru o dobrze wyważonym oporze.

A ten ma więcej lampek.

    Z tyłu cztery rodzaje wejść cyfrowych (w tym to profesjonale S/PDIF poprzez łącze Coaxial), a wejścia USB są dwa z priorytetem dla typu C, z tym że priorytet można zmieniać na poziomie pilota. Bliżej środka pojedyncze wejście analogowe przez złącza RCA i dwa wyjścia analogowe – przez RCA i XLR. Do których odniesiono dwa zerojedynkowe suwaki: jeden fiksujący albo nie poziom wyjściowego sygnału, drugi ustawiający je na +14 lub +20 dB (poziom studyjny). Poza tym gniazdo kabla zasilania z szufladką bezpiecznika i suwak napięciowy do ustawienia 200-230 lub 100-120 V.

     Lecz to jeszcze nie koniec: na spodzie cztery suwakowe regulatory dla gniazd słuchawkowych (symetrycznych i niesymetrycznych oddzielnie i po oddzielnym na kanał), ustawiające standardowy lub obniżony dla słuchawek o wysokiej czułości wstępny poziom wzmocnienia.

    Ogólnie zatem wszystko jak trzeba, a nawet jeszcze więcej.

    Nie mniejszą satysfakcję daje poznanie zawartości wnętrza, które może być całkiem dosłowne, bowiem za sto kilkadziesiąt złotych możemy wyposażyć naszego Questyle CMA Fifteen w przeźroczystą pokrywę wierzchnią z pleksiglasu. Nic zatem do ukrycia, całe wnętrze na pokaz.

   W tym wnętrzu najważniejszą rzeczą konstrukcja przetwornika, jako że żaden wzmacniacz, choćby nawet prądowy, nie dość dobremu nie pomoże. Skonstruowanie przetwornika tu zastosowanego zajęło podobno aż trzy lata, w trakcie których przede wszystkim dokonano wyboru samej kości. Ten padł (ale nie przypadkowo czy z oszczędności, tylko metodą odsłuchów) na układ ESS Technology ESS9038PRO, który okazał się najlepszy (i wg firmy Questyle jest najlepszy w ogóle). A nie tylko brzmieniowo, także z uwagi na to, że wspiera wszystkie formaty plików oraz obsługę ich gęstości do PCM 32-bit/768 kHz i DSD512 włącznie. Wspiera też w pełni format MQA, co z dumą komunikuje emblemat u góry frontowego panelu.

I trzy słuchawkowe gniazda, w tym dwa symetryczne.

    Widoczność wnętrza widocznością, a w temacie zawartości wnętrza producent się nie wywnętrza. Co jest o tyle przykre, że przecież mało kto fundnie sobie pleksiglas, a nawet jeśli już, to czemu sam ma rozczytywać? Pewnikiem postać prądowa wzmocnienia i rodzaj kości DAC, ale już nic poza tym. Jak należało w tej sytuacji podejrzewać, kość DAC okazuje się pojedyncza, podobnie jak też pojedynczy jest toroidalny zasilacz. Na szczęście nie mały a spory, szkoda tyklo że nie odseparowany przegrodą. Reszta już bez zarzutu: po trzy średnie kondensatory zabezpieczenia prądowego w kanale, gniazda słuchawek dobrej jakości i zabezpieczające słuchawki odcięciem w razie awarii ogólnej, a potencjometr niewyszukany, ale w praktyce dobrze się sprawdzający i możliwy do regulacji z pilota. Rozbudowany montaż powierzchniowy na bazie mnogich elementów dyskretnych cieszy oko poziomem wzorcowej płyty głównej.

    Pilot duży, uniwersalny, cały z lekkiego tworzywa. Na rzecz Questyle CMA Fifteen wykorzystujący wyłącznie przyciski wyboru wejścia, ściszenia i regulacji głośności.

     Urządzenie obsługuje łączność bezprzewodową, wspierając standardy Bluetooth i Apple Lossless dla maksymalnej gęstości plików 24-bit/96 kHz.

    Ważna uwaga techniczna: wyjścia słuchawkowe są trzy, lecz mogą obsługiwać tylko jedne słuchawki naraz. Podpięcie dwóch może spowodować awarię! W zamian mocy z pewnością nie braknie, da się  bezproblemowo napędzać nawet szczytowo trudne HiFiMAN Susvara. (Moc nominalna gniazd symetrycznych to 2,0 W/32 Ω, ale opatentowany wzmacniacz prądowy okazuje się sprawniejszy niż wynikałoby z liczb.)

Brzmienie

Z tyłu cyfrowa i analogowa tradycja.

   Urządzenie zostało nakarmione porządnym torem: Sygnał z komputera szedł do konwertera M2Tech Hiface Evo Two zasilanego zewnętrznym zasilaczem GFmod, z niego do Questyle przez profesjonalne łącze S/PDIF kablem koaksjalnym Tellurium Q Black Diamond. Sprawdziłem też podatność testowanego urządzenia na wpływy lepszego kabla zasilania oraz antywibracji – i okazały się nieznaczne; nowy flagowiec Questyle spisywał się bardzo dobrze także stojąc na własnych nogach i posiłkując tanim kablem Isoteka. Lecz by nie było żadnych „ale”, dałem mu kosztownego Harmoniksa i postawiłem na Avatar Audio Receptor №1.

   Uwaga odnośnie wygrzewania (nie da się ukryć, że dziwaczna). Urządzenie zostało porządnie wygrzane (kilkaset godzin), tym lepiej, że samo się znacznie rozgrzewa. Po tym procesie grało dobrze, zwłaszcza że słuchawki podpinałem najlepsze, ale kiedy pierwszy raz skorzystałem z plików TIDAL, coś jakby w nim przeskoczyło. Zupełnie jakby aktywowany został włącznik nieaktywnego dotąd procesora przestrzennego (formalnie tu nieobecnego), a kiedy już się aktywował, działał przez cały czas; płaskawe wcześniej pliki z YouTube też się uprzestrzenniły. Dziwna historia.  

   Jeszcze odnośnie regulatora biasu. Ustawienie go w pozycji HIGH oznacza wzrost wyraźności dźwięków poprzez mocniejsze wydobywanie wiodących z tła i wyraźniejsze kontury. Co byłoby korzystne, i takie też jest w sumie, lecz jednocześnie dźwięk się utwardza a wybrzmienia skracają. Ogólnie staje się trochę głośniej i więcej niż trochę dosadnie, a sam wybierałem biasowanie STANDARD, bardziej podobne do takiego z wyrafinowanych wzmacniaczy tranzystorowych, też i trochę do lampowego.  

Duży pilot uniwersalny.

    To jednak nie koniec uwag odnośnie kwestii użytkowych, mnożą je słuchawkowe gniazda. I znów w skomplikowany sposób, nic nie jest tu tak po prostu. Po prostu byłoby tak, że to niesymetryczne daje mniej mocy niż każde z symetrycznych – i kropka. Tymczasem te już między sobą brzmieniowo się odróżniają, jeszcze bardziej od niesymetrycznego. Różnica pomiędzy symetrycznymi zachodzi mianowicie taka, że 4,4 mm Pentacon gra trochę tak, jakby jemu przy biasowaniu na STANDARD robiło się biasowanie HIGH. Dźwięk daje efektownie wyraźny i kontrastowy, ale najtwardszy i poprzez to też cokolwiek zbrylony. Inaczej mówiąc wyrazistość największą, a muzykalność najsłabszą. I to mi się nie spodobało, chociaż słuchawkom z dźwiękiem zamazanym najpewniej to się przydaje. Bardziej podobał mi się dźwięk z 4-pinu, gdzie używanie biasu STANDARD oznaczało wzrost melodyjności poprzez bliższą naturalności miękkość, dłuższe wybrzmienia oraz silniejsze związki między dźwiękami. A jeszcze bardziej podobało mi się gniazdo niesymetryczne, z którego Sennheiser HD 800 dawały dźwięk na pewno bardziej zbliżony do muzyki par excellence. Wydawać więc by się mogło, że należy po prostu używać niesymetrycznego, i po całym kłopocie. Dobrze by było, gdyby nie to, że Dan Clark Audio STEALTH grały efektowniej przestrzennie i bardzo dobrze muzycznie z 4-pinu, z tym że wolały własny kabel VIVO od Tonalium, dającego względem VIVO dźwięk twardszy i bardziej kontrastowy, czego przy Questyle CMA Fifteen należy jak ognia unikać. Przy moim wzmacniaczu lampowym i przetworniku w Cairnie CD (kość podstawowa Crystal 4392, upsampler Analog Devices 1896) Tonalium bezdyskusyjnie wygrywa, ale teraz, wiedziony przeczuciem, wyciągnąłem schowane VIVO i okazało się korzystniejsze. Znakomite także z gniazda niesymetrycznego, ale z 4-pinu efektowniejsze, czyli sytuacja odwrotna niż z HD 800 i jego Tonalium-Metrum Lab (mimo iż to flagowe dynamiczne Sennheisery same z siebie są bardziej miękkie od planarnych STEALTH). Sytuacja zatem niejednoznaczna, zagmatwana – podpowiadane przez intuicję rozwiązania czasem się okazują najlepsze, ale czasami nie. To jednak problem przyszłego użytkownika oraz jego słuchawek, który na pewno sam rozwiąże i rozwiązanie go będzie cieszyć. Cieszyć, ponieważ Questyle CMA Fifteen to urządzenie bardzo udane. Co prawda tylko jedno z wielu takich, ale udane naprawdę, brzmieniowo mega angażujące.

Moc zainstalowana pozwala napędzać w praktyce nawet bardzo trudne słuchawki.

   Postawmy teraz pytanie: Co, rzecz ujmując całościowo, w brzmieniu rocznicowego Questyle wybija się najbardziej gdy idzie o korzyści? Moim zdaniem są to dwie rzeczy: energia i przestrzenność.

   Obie te cechy niecodzienne – nie jako „po prostu dobre”. Energia tak się kumuluje, że dla najbardziej energetycznych samych z siebie Ultrasone Tribute 7 (z kablem Tonalium-Metrum Lab zamiast własnym sznureczkiem) bywała skondensowana aż nadto, ciśnienia wręcz aż przytłaczały. Ale jak to pomagało innym słuchawkom! Energetycznie, zdarza się że słabowite i mdlące Sennheiser HD 800 nabierały wigoru i popisywały się basem, a podobnie Dan Clark Audio STEALTH zbliżały się siłą ciśnień i mocą basu do Ultrasone, co doskonale im robiło. Z kolei popisowo energetyczne per se T+A Solitaire P trafiały z mocą idealnie – nie były jak Ultrasone aż za mocne, a jednocześnie potężniejsze od STEALTH. Chcące zaś ekstremalnie dużo mocy od wzmacniacza HiFiMAN Susvara, jak to się mawia „dawały radę”, ale nie tak tylko, tylko bardzo udanie. Co oczywiście było dalekie od szczytów ich możliwości, ale płynność, otwartość i zjawiskowa ich muzykalności miały wystarczające energetyczne zaplecze, by móc oczarowywać dźwiękiem najbardziej poetyckim. (Mawia się czasem: „Poezja” – o rzeczy i spokojnej, i zjawiskowo pięknej.)

    Uogólniając mogę napisać, że Questyle CMA Fifteen wtłacza swym current-mode amplification w sygnał muzyczny zdecydowanie więcej energii od przeciętnego słuchawkowego wzmacniacza z przetwornikiem, czyniąc ten sygnał energetycznym na miarę gramofonowego, a przecież zauważałem na tych łamach wielokrotnie, iż cechą wiodącą gramofonów jest przydawanie dźwiękom dużo większej energii niż ma to miejsce w domenie cyfrowej. 

Sam dźwięk jest wyjątkowo przestrzenny.

    Drugim atutem przestrzenność. Trójwymiarowość muzycznego obrazu to walor nie do przecenienia, a taki właśnie obraz z Questyle CMA Fifteen wypływa. W zależności od podpiętych słuchawek będzie on sceną mniejszą albo większą (popisy Susvar, DCA STELTH i Sennheiser HD 800, w których aranżacjach widoki imponująco rozległe) ale każde słuchawki, nawet te stricte kameralne, uderzą trójwymiarowym modelowaniem. A różnica pomiędzy spłaszczonym a przestrzennym jest bardzo zasadnicza, tu zaś to czynienie przestrzennym było do tego stopnia posunięte, że aż zatrącało użyciem procesora akustycznego. Nie wnikając w źródłowość mogę zatem napisać, że Questyle CMA Fifteen należy do tych przetworników ze słuchawkowymi wzmacniaczami,  których przestrzenność jest atutem, i to takim z tych mocnych. 

    Odnosząc sprawę do przymiotu muzykalności trzeba koniecznie zauważyć, że nie weźmie się sama z siebie. Urządzenie jest tranzystorowe i z takich dość wymagających, czyli to nie wzmacniacz słuchawkowy Sugdena, który grał będzie jak lampowy Single Ended. Doborem słuchawkowego gniazda i słuchawkowego kabla możemy jednak wiele zdziałać, gubiąc skłonności urządzenia do utwardzania dźwięku, tracenia przez te dźwięki wzajemnych więzi oraz skracania wybrzmień. Questyle CMA Fifteen nie będzie nigdy popisowy jak chodzi o ukazywanie cech indywidualnych wokalistów, wiązania muzyki w upajający szum ani romantyczności wybrzmień. Ale i pod tymi względami może być bardzo dobry – na tyle dobry, że nie poczujesz żadnych tego ubytków. Wokale mogą mieć miąższość i nawet dozę łaszenia, muzyka może się wiązać w całościową siłę, a wybrzmienia mogą trwać dostatecznie długo, by uczuciowość doznała spełnienia. Popisowe będą natomiast wyraźność, szczegółowość i dynamika oraz wiążąca je wszystkie energia, a kolejną cechą wiodącą znakomita trójwymiarowość. Kiedy dodać do tego, że nigdy nie ma chłodu, nigdy nie pojawia się obcość i nie ma żadnych udziwnień ani braków, możemy poczuć pełne zadowolenie nawet w ramach wymagań dla niemałego przecież budżetu. Dobre operowanie pogłosami, temperatura zawsze w okolicach dwudziestu stopni i poryw zawsze zdolny porywać dopełniają obrazu, który godny jest swego miana uczczenia jubileuszu. Piętnaście lat to wprawdzie nie jakiś wielki jubileusz, ale w przypadku firmy audio to jednak spora rzecz, one nieraz szybko znikają.

Słuchawki o wysokiej skuteczności także się znakomicie sprawdzą, bo moc jest wstępnie regulowana.

    Na koniec uwaga odnośnie pracy samego przetwornika. Współpraca ze wzmacniaczem słuchawkowym Phasemation pokazała, że sam przetwornik nie ma problemu z utwardzeniem ani zbytnim separowaniem w sensie kooperacji dźwięków, nie posiada jednak zarazem waloru popisowej trójwymiarowości dawanej z automatu. Jest zatem bardzo dobry i bezproblemowy użytkowo, ale nie tak osobliwy w dobrym znaczeniu, jak wbudowany słuchawkowy wzmacniacz.

Podsumowanie

    Jeszcze jeden, kolejny dobry – można podsumowując napisać. Samo też wystarczalny, a zatem radykalnie obniżający koszty dzięki szczupłości okablowania. Dysponujący unikalną technologią wzmacniania sygnału, dzięki której posiada atut mocy w praktycznym działaniu większej niż wynikałoby z papierowych danych; mocy pozwalającej mu co najmniej dobrze napędzać HiFiMAN Susvara i znakomicie Dan Clark Audio STEALTRH, nie wspominając o łatwiejszych. Ktoś zauważy, że to słuchawki nie pasujące jakościowo; że kiedy kogoś na nie stać, to stać go na Chorda DAVE czy dCS Bartoka. – Ale nie, wcale nie – tzn. pewnie stać go, lecz to flagowego Questyle bynajmniej nie wyklucza. Jego energetyczność, trójwymiarowe modelowanie, super szczegółowość i kreatywność sceniczna są analogicznego poziomu. Chord i Bartok dają, co prawda, ten specyficzny smaczek wyjątkowej czujności – muzyczne medium w ich wydaniu ożywa trochę bardziej – ale w zamian Questyle syci dźwięki większą energią, mniej się domagając zewnętrznego wzmacniacza do napędzania arcytrudnych. Ustępuje także nieznacznie w mierze muzykalności, ale to już bardziej względem urządzeń lampowych, które z reguły są podzielone na sekcje wzmacniacza i przetwornika, zatem nie uszczuplają ceny kabli. Niemniej kosztujący za samą elektronikę bardzo podobnie duet PhaSta to już mocny przeciwnik, nakierowany na tych, co wyżej cenią długość wybrzmień, nasycony koloryt i przede wszystkim jak najwyższą specyfikę każdego dźwięku oraz możliwie jak najbardziej zhumanizowany wokal. Wszystko to jednak będą różnice nie z takich zasadniczych, jako że także pod względami melodyjności i cech humanistycznych Questyle prezentuje wysoki poziom. Nie jest w zawodach na to mistrzem, ale trzyma się bardzo dobrze, żadnego utykania. Generalnie świetnie się słucha – jego energia i przestrzenność, jak to się mawia, dają czadu. Wygląd do tego ma nielichy i nowomodny design, a to, że jest wyrobem chińskim, niczego złego już nie znaczy. Kiedyś pogardzano Chinami, a teraz ich się boją – i są po temu powody, pośród nich poziom techniczny.

 

W punktach

Zalety

  • Czołówka urządzeń tego typu.
  • A już zawłaszcza w ramach takiego budżetu.
  • Ale bez względu na budżet, w konkurencji otwartej wagowo, znakomite nasycanie energią dźwięku.
  • I zdolność napędzania trudnych słuchawek.
  • Też popisowa trójwymiarowość brzmień.
  • I efektownie ukazane sceny.
  • Tempo, żywioł, emocje.
  • Świetne panowanie nad akustyką.
  • Całkiem udana muzykalność, chociaż nie na poziomie mistrzowskim.
  • Prawidłowa temperatura przekazu.
  • Żadnych obcości – naturalność.
  • Rewelacyjna szczegółowość.
  • Zdolność tworzenia muzycznych klimatów o wciągającym charakterze.
  • Żadnych rozjaśnień ani sztucznego mroku.
  • Trzy wyjścia słuchawkowe, w tym dwa symetryczne (wyższa moc).
  • Unikalna technologia prądowego wzmacniania.
  • Skutkująca nie tylko podwyższoną wydajnością energetyczną, ale też obniżoną wrażliwością na jakość kabla zasilania. (Zatem kolejna oszczędność.)
  • Wstępnie regulowana moc umożliwia podłączanie słuchawek o wszelkiej skuteczności.
  • Pełne spektrum obsługiwanych plików.
  • Analogowe wyjścia, więc funkcja przedwzmacniacza.
  • Praca bezprzewodowa.
  • Obfitość wejść cyfrowych.
  • Także wejście analogowe.
  • Dobra praca potencjometru.
  • Przyduży ale sprawny pilot.
  • Ładny wygląd w oparciu o nowoczesny design i aluminium lotnicze.
  • Relatywnie korzystny stosunek jakości do ceny.
  • Cieszący się dobrą marką producent.
  • Renomowana dystrybucja.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Analogowość nie aż miary wzorcowej.
  • Brak przenoszenia cech domeny lampowej na teren tranzystorów.
  • A gdyby były dwie kości przetwornika, to kto wie?
  • Wyjścia słuchawkowe są trzy, lecz nie ma możliwości pracy więcej niż jednych słuchawek naraz.
  • Dość mocno się rozgrzewa.
  • Płaskość zabiera sporo miejsca, a nie przewidziano pracy w pionie.
  • Ogromna konkurencja.

 

Dane techniczne: 

Typ urządzenia: przetwornik D/A z wbudowanym słuchawkowym wzmacniaczem.

Przetwornik

  • Kość przetwornika: ESS Technology ESS9038PRO (pojedyncza).
  • Zakres plikowy: PCM 32-bit/768 kHz i DSD512 z obsługą MQA.
  • Wejścia cyfrowe: 2 x USB, 1 x wejście optyczne (PCM: 44.1kHz -192kHz/24bity), 1 x wejście koaksjalne w formacie S/PDIF (PCM: 44.1kHz – 192kHz/24bity), wejście Bluetooth ze wsparciem dla kodeków SBC, AAC, LDAC (maksymalnie 24bity/96kHz, 990 kbps/909 kbps).
  • Wejście analogowe: 1 x RCA.
  • Funkcja przedwzmacniacza z sygnałem regulowanym lub stałym poprzez 1 x RCA i 1 x XLR.

Wzmacniacz słuchawkowy

  • Typ wzmocnienia: current-mode amplification
  • Moc:
  • Przez gniazdo niezbalansowane 6,35mm –  188 mW/300 Ω; 1,5 W/32 Ω
  • Przez gniazda zbalansowane 4.4mm i XLR 4-PIN – 765 mW/300 Ω; 2 W/32 Ω
  • S/N: 6,35 mm: >117dB; 4.4 mm i XLR 4-pin  >120dB

 

Cena: 11 990 PLN

 

System:

  • Źródła: dysk PC (gęste pliki), Internet (YouTube, TIDAL).
  • Przetworniki: iFi Signature PRO, PrimaLuna EVO 100, Questyle CMA Fifteen.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: iFi iCAN PRO, Phasemation EPA-007, Questyle CMA Fifteen.
  • Kable USB: iFi Gemini, Fidata HFU2 Series USB.
  • Kabel koaksjalny: Tellurium Q Black Diamond.
  • Konwerter: M2Tech EVO TWO z zewnętrznym zasilaczem GFmod.
  • Słuchawki: Dan Clark Audio STEALTH (kable Tonalium i oryginalny), Grado GH2, HiFiMAN Susvara (kabel Tonalium), Sennheiser HD 560, Sennheiser HD 800 (kabel Tonalium – Metrum Lab), Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium – Metrum Lab).
  • Interkonekty: Sulek Edia RCA, Tellurium Q Black Diamond XLR.
  • Listwa: Sulek Edia.
  • Kable zasilające: Harmonix X-DC350M2R, IsoTek EVO.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

9 komentarzy w “Recenzja: Questyle CMA Fifteen

  1. Sławek pisze:

    Kiedyś od tej firmy były takie monobloki słuchawkowe w cenie bodaj 33 tys. PLN
    Ciekawe czy jeszcze są osiągalne i jak się mają do przedmiotu recenzji…

    1. Piotr+Ryka pisze:

      To były dwa wcześniejsze takie wzmacniacze sprzęgane razem. Słyszałem na AVS, grały podobnie.

  2. Piotr pisze:

    Czy wyżej stawiałby Pan Questyle’a Fifteen czy wzmacniacz Sennheisera HDV 820 w rozbicu jeśli chodzi ogólnie o wszystkie słuchawki, jak i konkretnie o HD800S do którego HDV jest dedykowany, oraz jak te 2 wzmacniacza mają się do Songolo ? Pozdrawiam

  3. Jan pisze:

    Witam, czy dalej podtrzymuje Pan zdanie że Questyle to czołówka urzadzen tego typu (DAC/AMP) w ramach budżetu ? A jeśli chciało by się doznać jeszcze lepszego brzmienia to co by Pan polecał ?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      PhaSt, Audio-GD, RME, Ferrum Audio czy Mytek to realne alternatywy. Nie odgadnę, które urządzenie będzie się komuś najbardziej podobało, bo wszystkie są bardzo dobre.

  4. Jan pisze:

    Na ile mniej więcej ocenił by Pan samego Daca w urządzeniu ? Tzn. Ile by trzeba wydać na samego czystego daca żeby był lepszy niż ten w Fifteen ?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      PrimaLuna EVO 100 jest lepsza, dlatego jej używam. Ale to nie potania sprawy. Można rozważyć SMSL VMV D2.

  5. Karol pisze:

    Witam, czy można korzystać w urzadzeniu tylko z samego wzmacniacza + inny dac w połączeniu zbalansowanym ?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nie wydaje mi się. Musiałby mieć analogowe wejście XLR, a nie ma.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy