Recenzja: music hall ha25.3

Odsłuch cd.

Sennheiser HD 800

Niewielkie jest całe urządzenie.

   O Grado można dorzucić, że nie pojawiły się kłopoty z napędzaniem, co przy wysokiej ich skuteczności nie było żadną nowiną. Nie było to już takie pewne w przypadku dumy Sennheisera sprzed półtorej dekady; nie tylko z uwagi na wysoką, rzadko dziś spotykaną impedancję, ale też nadprzeciętnie duże przetworniki o nie trzymającej przy sobie dźwięku konstrukcji otwartej. Jedno i drugie nie okazało się przeszkodą, pomimo stosowania długiego, wysokopojemnościowego kabla (Tonalium). Tuż za połową skali potencjometru stawało się tak głośno, że większej głośności nie przyjmuję. Zarazem względem Grado inaczej. Może nie całkiem, jako że pewne ślady przewagi techniczności nad biologiczną stroną dźwięku i tutaj pozostały, ale to były już jedynie ślady, ani trochę nurt główny. W tym głównym nurcie dominantą odczuwanie przestrzeni i sopranowa wyraźność kreski na obrysach wyjątkowo przestrzennych dźwięków. Propagacja trójwymiarowego dźwięku na wszechobecną kubaturami pomieszczeń trójwymiarową przestrzeń oraz rozmiary tego teatru, były czymś narzucanym od pierwszych sekund. Podziwiając rozmach inscenizacji, i tu ornamentowanej wyraźnością szczegółów, pytałem samego siebie: dlaczego te słuchawki cały czas wiszą na stojaku i tylko w recenzjach ich używam? Tor leżał im znakomicie, a mały wzmacniacz jawnie szydził z większych, jakby rzucając zapytanie – po co one?

Ultrasone Tribute 7

   Im dłużej tych słuchawek używam, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że są wyjątkowe. Mają wady, to prawda, ale zarazem ich zalety nie pozwalają na rozstanie. Już kilka razy w trakcie fascynowania się innymi nachodziła mnie chętka na pozbycie, by zaraz potem dojść do wniosku, iż byłby to głupi pomysł. Jedynie bowiem T+A Solitaire P są podobne w mierze tłoczonej do dźwięku energii, ale też nie do końca. Ekstremalne gęstości i złowrogie pomruki, poczynając od orkiestr, przez uderzenia perkusji i wibracje gitar basowych, aż po zdumiewającą intensywność rezonansów wiolonczel i skrzypiec, są tylko tym słuchawkom dane w wymiarze zdolnym straszyć. Raz po raz łapię się na tym, że ta sama muzyka w wydaniu innych nie dostarcza takiej potęgi i tym samym mniej satysfakcji. A ponieważ lubię robić na złość napuszonym osobom, za przykład tego przywołam nie któreś wykonanie rozrywkowo-popowej boginki czy jazzowego bożka, a stepowe wycie kozaków: „Ойся ты, ойся”. Słuchanie tego utworu przez inne niż T7 słuchawki okrada z przyjemności jakiej dostarcza moc pieśni. Ale nas bardziej w tym momencie obchodzi, czy wzmacniacz music hall ha25.3 też by to umiał zainscenizować przy swoich skromnych gabarytach. Łatwość napędzania oraz zamkniętość klasycznych Ultrasone kazały mi przypuszczać, że owszem.

Ale też stosunkowo mocne.

    I „owszem” zaistniało, tą właśnie mroczną potęgą i ekstremalną gęstością – zaistniało od stepowego i estradowego rocka, po skrzypce i saksofon solo. A jednocześnie ta wyraźność, spokrewniona też z separacją, o której sporo już wzmiankowałem, pozwalała na piękną czystość kontrabasu, którego struny przecież tak chętnie w innych produkcjach lubią się zlewać. Nie było przy tym już ani trochę ubytków biologicznych – głosy wokalistów i instrumentów dawały pełną zmysłowość i pełną materializację. Ciemna materia muzyczna, charakterystyczna dla organizowania klimatu przez wiele gatunków i utworów, obrazowała się ciśnieniami i gęstościami nawet nie w pełni, a ekstremalnie. Przy ślepym teście kupowałbym to brzmienie za sam wzmacniacz dając kilkanaście tysięcy bez mrugnięcia okiem.

Dan Clark Audio STEALTH

    Separacja jest tą słabością, która dotyka czasem Ultrasone, aczkolwiek nie z ich winy. Ich niespotykana gęstość czasem nie chce się zgodzić z niedostatkami separacji w samym nagraniu bądź w torze. Pod tym względem recenzowany wzmacniacz okazał się dla nich idealny, a teraz przyszła pora na obnażenie tego, jak będzie wyglądała współpraca ze słuchawkami nie przydającymi już dźwiękom takiej energii, za to separację mającymi na szczytowym poziomie. Tym bardziej z oryginalnym kablem, który energii daje mniejszy transfer, a za to wzmaga separację.

    Kto woli czytać muzykę niż być przez nią omroczonym, z pewnością winien wybrać STEALTH. Łączenie analityczności z nadania ekstremalnej separacji i dokładności dykcyjnej z wystarczającą dla zaistnienia analogowości dozą cech melodycznych, to ich największy atut. Wróciła także z nimi przemożna u HD 800 teatralizacja wizyjna – muzyka z bliskiej i mrocznej w Ultrasone znowu przeniosła się do dużych, narzucających swą obecność kubatur. Zatem ponownie „czytanie” i „wielkosceniczny teatr”, a nie bezpośrednie zetknięcie z ciemną energią i materią. Wróciła sopranową wyraźnością rysunku i stwórczymi dla przestrzeni echami, jednocześnie uszczuplając muzyce potężne z Ultrasone wypełnienie i atmosferę nasyconego energią mroku. Zaraz po Ultrasone mniej mi się to podobało, wymagało przyzwyczajenia, lecz niewątpliwie i to była prezentacja udana, godna wysokich ocen.

Można się wpiąć przez duży jack, ale można także przez mały i 4-pin.

    Inna rzecz ważna odnośnie tego, to zapytanie o wydolność wzmacniacza. Jako że  STEALTH to słuchawki bardzo potrzebujące mocy – z przylegających do głowy najbardziej zaraz po Susvarach. I ten egzamin mały music hall zaliczył, choć prawie stając na paluszkach. Nagraniami o wysokim lub przeciętnym poziomie głośności (czyli praktycznie wszystkimi oprócz niektórych muzyki poważnej), pozwalał ryczeć dowolnie głośno, aż żeby głowa pękła. Natomiast te nieliczne z obrębu muzyki klasycznej, którym poziom głośności ustawiono na bardzo niski, kazały jechać z potencjometrem do końca, dopiero wówczas rykliwie było. Nie towarzyszył temu jednak zniekształcenia – w każdym razie nie te przeszkadzające.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: music hall ha25.3

  1. Marcin pisze:

    Witam,

    Cieszę się za każdym razem, gdy pojawią się tu recenzja czegoś dobrego, a i taniego. Chociaż dźwięk absolutnie high-endowy cieszy najbardziej, tak słysząc ceny poszczególnych komponentów takiego systemu można dostać palpitacji serca.

    Panie Piotrze, nie wiem jakiego sprzętu recenzje mają największą liczbę odwiedzin na Pańskiej stronie, ale jeśli najbardziej lubiane są sprzęty budżetowe, to polecam wziąć na warsztat iFi iDSD micro Signature. W tych pieniądzach wyśmienity all-in-one, sporo lepszy od często przez Pana zachwalanego iDSD BL.

    Pozdrowienia

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Dziękuję za podpowiedź, ale iFi właśnie zmieniło dystrybutora z łatwego do współpracy na trudnego, co raczej dobrze nie wróży.

  2. MirekM pisze:

    Bardziej wszystko mający, to np. Shanling EM5. Bogaty zestaw wyjść słuchawkowych, konfigurowalnych. Wielość możliwości odtwarzania plików i podania sygnału cyfrowego. Taki mały kombajn audio.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      No tak, ale dwa razy droższy.

  3. Bafia pisze:

    Kiedy bedzie recenzja Utopii 2022?
    Pozdrawiam.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Jest już opisana i sfotografowana. Pewnie w poniedziałek.

  4. Piotr pisze:

    Witam
    Czy ten wzmacniacz bedzie miał fajną synergie HD800S ? Bo z jednej strony pisze że analityczne słuchawki raczej mu nie przypasują a z drugiej że Hd800 mu odpowiadają. Pozdrawiam

    1. Piotr+Ryka pisze:

      HD800 są bardziej analityczne od HD800S, czyli z tymi ostatnimi powinno być przynajmniej tak samo dobrze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy