Odsłuch
Spostrzeżenia powyższe spisałem na podstawie obserwacji przy komputerze, a teraz garść dodatkowych na bazie klasycznego systemu z odtwarzaczem. Ponownie skupiłem się na porównaniach do Final D8000 i Sennheiser HD 800, i jak się nietrudno domyślić, specjalnie nowe obserwacje z tego nie wyniknęły. Finale, tak samo jak poprzednio, oferowały największą potęgę brzmienia w oparciu o wyraźnie wyższe ciśnienie dźwięku, najniżej schodzący bas i największą zwartość brzmieniową. Bez przesady biły jak młotem i po dłuższej chwili słuchania dwie pozostałe pary stawały się przy nich za lekkie i nazbyt rozrzedzone. Ale po chwili ich z kolei słuchania wrażenie to mijało, inne walory się wysuwały.
Bez wątpienia Sennheisery były z całego towarzystwa najbardziej echowe, dodatkową przymieszką pogłosu powiększające wydatnie wnętrza i wraz z tym mocniej akcentujące ich obecność wraz z lepszym ich opisem. Świadomość ścian, sufitów, podłóg – bycia muzyki w jakimś otoczeniu – była u nich zdecydowanie większa, tak jak u Final największa była siła ataku i całościowa moc. Najbardziej też Sennheisery były „szumne”, najdobitniej promieniując dźwiękami i nie narzucając im granic. Najlepiej też napowietrzone i całościowo w estetyce wiatru, szumiały w dużych salach i na wielkich plenerach. Nie tracąc przy tym należytego wypełnienia i należytej swoistości, a jedynie w większym stopniu pozostając w przepływie, mocniej wyrażającej się ekstensji. Co w wymiarze emocjonalnym przekładało się na mniejszą intymność, najsłabsze poczucie „muzyka i ja”. Jako granie najbardziej oddalone od przytulności, powiązane nie tylko z psyche słuchającego, ale też ze specyfiką miejsca. Miejsca nie jako przytulnego zakątka czy kameralnej niszy, ale wyprowadzającego słuchacza na środek parkietu, że się w swe myśli i marzenia już tak łatwo już schowasz. Albo mówiąc inaczej: miejsca jako kreatywnego uczestnika, że o nim nie zapomnisz.
I na te dwa tła rzućmy tytułowe ETHER. Jedno jest poza sporem: najnowsze MrSpeakers najbardziej okazały się melodyjne i jednocześnie najcieplejsze. Tu muszę nawiązać do własnych odczuć. Lubię gramofonowe ciepło, a już szczególnie gramofonową energię zmieszaną z prawdziwym analogiem, ale jak tylko muzyka tej energii się wyzbywa i zostaje sama gładka melodia, to już za takim czymś nie przepadam, to mi się nudzi i mnie złości. Z drugiej strony bywają takie słuchawki, które ciepło i melodyjność potrafią łączyć z mocą w brzmienie niezwykle frapujące. Takimi były pierwsze Stax SR-007 (przywoływane już złoto-brązowe), takimi są Audeze LCD-3 (jak trafisz na dobry egzemplarz).
I do tej dwójki niewątpliwie doszlusowują teraz nowe ETHER 2; brzmieniowa gracja, gładkość dźwięku, nieznacznie (bez najmniejszego narzucania) zaznaczające się ciepło z towarzyszeniem znów nieprzesadnej ale wyczuwalnej słodyczy. A wszystko to zmieszane z napowietrzeniem, światłem i cieniem, transparentnością, żywością, ruchem. Najmniejszej ospałości, żadnego odchudzenia – dźwięk adekwatnie naturalny, nie dający poczucia braku. Tak, owszem – od tego z D8000 lżejszy i nie tak ciśnieniowy, a także odrobinę jaśniejszy, ale ani trochę za jasny, nie jasny nawet w ogóle. I może przede wszystkim dobrze siedzący w środku pasma, ale do niego nie ograniczony. Nie mający basowej przymieszki i nie podkręcający się sopranami; średnica – oczko w głowie audiofila – dokładnie taka jak trzeba. Bez basowej i sopranowej nuty za dźwiękiem; czystość i naturalna melodyjność brzmienia przekuwane w czar i urodę. Poza już wspomnianymi dwie jeszcze pary nauszników były niedawno na tapecie o podobnych przymiotach – kilka lat już liczące flagowe Pioneery Master1 i nowiuteńkie flagowe Meze Empyrean.
Od jednych i od drugich te nowe MrSpeakers odróżnia w obrębie melodyjnie gładkiej średnicy więcej transparencji i światła. Mniej skupienia na zewnętrznych powłokach dźwiękowych, głębsze przenikanie w strukturę i większy nacisk na transparentność. Nieco słabszy od Empyrean podają przy tym bas i nie tak dobrze relacjonują zdają relacje z odległości pomiędzy źródłami, natomiast lepiej doświetlają. Od neutralnych Pioneerów są zaś cieplejsze i pogodniejsze, choć nie tak ciepłe jak dawne flagowe Audeze i nie tak jak one masywne.
Słuchając na przemian planarnych Final, dynamicznych Sennheiser i AMT albo planarnych MrSpeakers (producent ich natury nie zdradza) wchodziłem kolejno w trzy światy: najbardziej basowy, potężny i zwarty – z poziomem zejścia bliskim prawdziwego bębna basowego; w najbardziej echowy, wielkoobszarowy i akustyczny – przenoszący słuchacza w inne miejsca niż własny fotel; i w najbardziej ciepły, melodyjny i z gracją – dający silne poczucie muzycznego piękna i czaru. Więc niewątpliwie każdy miał zalety i niewątpliwie z każdym można się było utożsamić. Tym bardziej, że swoistość brzmienia, muzykalność i bezpośredniość u wszystkich były na pułapie wyrafinowanego high-endu.
Dorzućmy jeszcze o tych MrSpeakers parę istotnych rzeczy. Po pierwsze – nie grają w głowie. Nawet w przypadku bardzo bliskiego nagraniowo pierwszego planu dźwięki lokują się poza obrysem, jako swoista aureola. Inna ważna właściwość – doskonałe jest wypełnienie środka sceny. Naprawdę niełatwo o słuchawki tak dobrze wiążące stereofoniczne kanały, bez najmniejszej pośrodku luki. Dla nowych MrSpekaers ta rzecz nie stanowi problemu, wypełnienie oferują kompletne. Z prawdziwą przyjemnością przysłuchiwałem się ich pracy odnośnie tego aspektu i gdyby każde tak umiały… Z kolei jak chodzi o długość podtrzymania, to wszystkie trzy porównywane miały dokładnie tę samą, natomiast narastanie i dynamikę najlepsze oferowały Final. I trzecia rzecz u tych recenzowanych o bardzo dużym znaczeniu – najnowsze MrSpeakers są niepodatne na zniekształcenia. Wszystkie testy odnośnie wpadania w przester, w nadwymiarowy pogłos czy nadmierną sykliwość przeszły wręcz celująco, tak samo jak niedawno Pioneery.
Co innego stanowi natomiast problem, o czym już dwakroć wspominałem. Do napędzania przez stacjonarne wzmacniacze, z charakterystyką typowego dopasowania impedancyjnego obejmującą przedział 32-600 Ω, są bardzo trudne, potrzebna będzie moc wyjściowa dobrze powyżej 1W. Inaczej będziemy mieli do czynienia z graniem jedynie na pół gwizdka i tylko ta zjawiskowa melodyjność pozostanie na straży jakości. Wracam do tego raz kolejny, bo to jest nietypowe: leciutkie słuchaweczki o konstrukcji otwartej, a tyle łakną prądu. Skąd się to bierze, nietrudno zgadnąć – stworzono je głównie z myślą o aparaturze przenośnej. Fakt, są otwarte, co niekoniecznie pasuje, ale fakt inny dużo ważniejszy – z taką aparaturą grają wręcz zjawiskowo.
To najwyraźniej nowy trend – słuchawki z bardzo niską impedancją dla aparatury przenośnej. Nowe Fostex TH909 mają 25 Ω, flagowe Final Sonorous X też zaledwie 16 Ω, ale są dużo łatwiejsze. Analogicznie 16 Ω u tych MrSpeakers i na dodatek przy konstrukcji planarnej, prawdopodobnie dodatkowo zmieszanej z jeszcze trudniejszą AMT. To daje zabójczą mieszankę w razie rozmijania się z impedancją wzmacniacza, bo nawet w razie dobrego dopasowania ETHER 2 też wcale łatwe nie są. Niemniej Astell & Kern AK380 bez podpierania się zewnętrznym wzmacniaczem na poziomie głośności własnej ustawionym na 80% dawał dźwięk bliski granicy bólu z sycącą dynamiką, energią i wypełnieniem. Bas towarzyszył temu wręcz popisowy, czego ani Ayon HA-3, ani ASL Twin-Head wykrzesać z ETHER nie zdołały. Pierwszy jest bowiem impedancyjnie przeciętny, drugi wyraźnie preferuje słuchawki z impedancją wysoką. Jeden i drugi nie oferowały więc idealnego dopasowania i o tym wchodząc w posiadanie tych nowych MrSpeakers nie warto zapominać.
Stosunkowo najlepiej pod względem mocy i dopasowania impedancji wypadł czekający na opis ALO Audio Studio Six, ale też nie byłem do końca zadowolony i raczej do pełni szczęścia przydałby się Cayin HA-300 z jego najniższym (jednym z trzech) zakresem 8 – 64 Ω. Za to posiadacze wysokiej klasy odtwarzaczy przenośnych mogą mieć zgryz z tych przyjemnych: Meze Empyrean, czy może MrSpeakers ETHER 2?
Wydaje mi się, że stosunek jakość/cena u obu jest zbliżony, to znaczy Meze potrafią nieco więcej, a jeszcze powyżej obu są Final Sonorous X. We wszystkich przypadkach jest to granie bardzo wysokiej próby, a bez bezpośrednich porównań nie podejmuję się definitywnie przesądzać o jakościowych relacjach; tych zaś, z uwagi na pośpiech przy recenzji Meze i brak wówczas pełnego wygrzania MrSpeakers, dokładnych nie przeprowadziłem. Nie sądzę jednak, bym się mylił, tak to raczej wygląda.
I jeszcze, na sam koniec, porównywanie odnośnie kabli. Oryginalny – jak już napisałem – jest znakomitej jakości; dający dużo światła i transparencji przy pełnej muzykalności. Porównany z Tonalium okazał się nieco jaśniejszy, jak również lżejszy brzmieniowo, ale nie jasny i nie lekki. Nieco słabiej wypełniający brzmienie i nieco wyższy tonalnie, ale za to bardziej świetlisty i bardziej napowietrzony. Ostatecznie wolałem Tonalium, niemniej były mała i żadnej gwałtownej potrzeby zaspokojenia podmianą.
Panie Piotrze, czy słuchał Pan Ether 2 na AVS?
I czy recenzowany egzemplarz jest jednym z tamże wystawionych?
Słuchałem, to jeden z tych – solidnie przeze mnie dogrzany i obadany z drugim obok oryginalnego kablem.
Na pewno – słuchawki wziąłem wprost z AVS.
Dziękuję.
Więc co wpłynęło na różnicę między tym, co można było usłyszeć na AVS, a tym co można przeczytać w recenzji?
W relacji z AVS napisałem: „W przelocie założyłem MrSpeakers Aeon i są całkiem w porządku. A dalej cięższy kaliber – nowy flagowiec planarny firmy, MrSpeakers Ether 2. Te także ze mną wróciły i też niedługo recenzja, tak więc tylko uwaga, że to również ostry zawodnik. Aczkolwiek słowo „ostry” pasuje tutaj nijak: słuchawki grają analogowo i śpiewnie z dużą porcją indywidualnego smaku i zarazem przenikliwością.”
Czy coś w tym opisie nie zgadza się z recenzją?
Miałem na myśli to, jak brzmiały Ethery 2 na wystawie i jak wszystkim jednogłośnie się nie podobały. W recenzji możemy wyczytać natomiast pochwały. Inny tor, wygrzanie? Stąd pytanie.
Mnie się podobały (czemu w relacji dałem wyraz) i komuś chyba jeszcze, kto prosił o szybką recenzję i wolał je od Meze. Słuchawki są pierwszorzędne, to nie ulega wątpliwości. Inne spośród najlepszych mogą się bardziej podobać, ale są pierwszorzędne. Muzykalność najwyższej próby.
Piotrze, pytanie do toru przy komputerze i odtwarzaczu, jakiego wzmacniacza użyłeś w recenzji ALO czy lampowców?
Przy komputerze używałem Ayona HA-3 i także wyjść w Myteku Brooklyn+, a z odtwarzaczami ASL Twin-Head i ALO Audio Studio Six.
O ile dobrze pamiętam na AVS obie E2 były podłączone do Questyle w sobotę, nie było to dobre połączenie, łagodnie mówiąc, coś mi się wydaje że duża wierza Questyle z dwoma 800kami była strojona pod HD800 (300 om), nie wiem jak w przypadku Twelve, ale może być podobnie, bo chyba konstrukcji wzmacniacza nie zmieniają. Z HA-3 to pewnie grało bez sygnału.
Ja muszę powiedzieć, że to połączenie mi się podobało. Przyznam jednocześnie, że nie słuchałem na innych wzmacniaczach, ale wierzę, że wieże Questyle nie były mezaliansem.
Napiszę też ponownie, że Ether 2 są spektakularne w sensie muzykalnej zwiewności. Klasa.
Tak – ETHER 2 to niewątpliwie klasa.
Prosze o sugestie odnosnie daca do Final d8000, powiedzmy w kwotach do 5 i 10 tys (moze byc uzywany)
Na AVS sam dystrybutor wystawiał je z Mytek Brooklyn+ jako przetwornikiem i jednocześnie wzmacniaczem. Pytanie – czy ten DAC też ma być równocześnie wzmacniaczem?
ten dac nie musi byc wzmacniaczem 🙂
Polecałem i wciąż polecam Audiobyte Black Dragon. Bardzo dobry DAC robił także Auralic, ale musiałby on być z drugiej ręki.
Czy jest Pan w stanie obiektywnie ocenić czy mr speaker 2 czy meze empyrean zabrał by Pan na bezludną wyspę że sobą.?
Trochę sprzeczność w tym pytaniu, bo jak zabrać ze sobą no to jak to będzie obiektywne?
Nie wnikając zbyt głęboko w filozoficzne zawiłości obiektywne/subiektywne, które tak nawiasem filozofia nauki sprowadza do dwóch głównych postulatów: obiektywne jest to, co interpersonalnie sprawdzalne i powtarzalne, powiem tak:
Na podstawie własnych obserwacji (a więc niejako subiektywnie) ośmielę się obiektywizująco stwierdzić, że Meze Empyrean to słuchawki wydające się mieć bardziej kompletną paletą zalet, i to zarówno przy sprzęcie stacjonarnym jak i przenośnym. Do bardziej definitywnego rozstrzygania ich relacji potrzebne by były jednak wcześniejsze porównania na bazie dwóch egzemplarzy całkowicie wygrzanych i z torem stacjonarnym zdolnym całkowicie zaspokoić nietypowe potrzeby ETHER 2, co w moim przypadku nie miało miejsca. – Przy obecnym stanie wiedzy na bezludną zabrałbym Meze i jednocześnie wydaje mi się, że stosunek jakości do ceny u obu jest jednakowy, to znaczy Meze za trochę więcej dają też trochę więcej. Ale mogę się mylić, na pewno mogę.
Dziękuję.
Meze na AVS mnie urzekły a miałem ze sobą swoje LCD3 z FAW i mogłem na miejscu porównać.
Pozdrawiam
Piotrze, słyszałeś o słuchawkach Erzetich ze Słowacji? Są dostępne u nas w GFMod. Mają dwie pary Phobos i Mania a do tego parę wzmacniaczy. Będzie jakaś recenzja tych słuchawek? Wyglądają jak bomba atomowa 😀
Wyglądają faktycznie nietypowo. Obie pary są u mnie, a recenzję tańszych Mania nawet zacząłem pisać. Powinna się ukazać w przyszłym tygodniu.
Może tak bez czekania na recenzję spytam. Wiadomo jaką te słuchawki mają skuteczność? I jedne i drugie. Producent podaje impedancję i ciężar ale brak skuteczności. Można by sobie wstępnie oszacować zakładane problemy z napędzeniem. Masz te dane do wglądu?
Danych nie mam, bo zdaje się nie ma ich w ogóle. Producent deklaruje niechęć do pomiarów. Natomiast do napędzenia są przeciętnie trudne, zwykły wzmacniacz spokojnie wystarczy.
Nie ze Słowacji a ze Słowenii 🙂 Różnica zasadnicza 😉
http://www.highfidelity.pl/@main-3419&lang=
Panie Piotrze, czyli jak rozumiem poprzednie flagowce Mr Speakers Ether Flow są znacznie łatwiejsze do napędzenia?
Łatwiejsze są, niewątpliwie. Impedancja 23 a nie 16 Ω i niezła efektywność: 96 dB/mW, której dla tych nowych nie podają.