Recenzja: Lime Ears X Universal

Budowa

Pancerne puzderko.

   Za ile, już powiedziałem, a teraz powiem – co.

W kontraście i swego rodzaju przekorze, ale też i zapobiegliwości, do malutkich, leciutkich samych słuchawek, dostajemy je w pancernym pojemniku z grubego aluminium. Ale nie srebrnym, tylko matowo-czarno anodyzowanym, z symbolem X przemienionym dwiema kreskami w klepsydrę na wieczku. Wieczko odkręca się statecznie z charakterystycznym poszumem metalu trącego o metal, a w środku spoczywa woreczek. Woreczek też jest czarny i zaciągnięty czarnym sznureczkiem, a na nim duży napis „limeears” z logiem limonki w jaskrawej zieleni. W woreczku oczywiście słuchawki, mogące być bardzo różnie wykończone na indywidualną prośbę, która zostanie wysłuchana i ewentualnie skwitowana dodatkową opłatą. (Dotyczy wersji custom.) Na stronie producenta jest wielozakładkowy wybornik, gdzie sobie wybieramy kolory i ozdobniki graficzne, a do mnie trafił egzemplarz pozbawiony cech indywidualnych, bo testowy. W standardowe jasne centeczki na czarnym tle pod grubą warstwą przeźroczystego akrylu i z logiem firmy na jednaj, a klepsydrą-znakiem modelu na drugiej wkładce. Bardzo w sumie ładny i miły dotykowo, że od samego patrzenia i dotykania robi się człowiekowi milej. Poza tym pod tym akrylem z prawdziwego karbonu, a nie jakiejś jego imitacji.

Lime Ears oferuje oczywiście dla wszystkich modeli wersje custom – bez czego na rynku droższych słuchawek dokanałowych nie istniejesz – czyli te powstające na bazie indywidualnych odlewów (ściśle biorąc „wycisków” ze specjalnej masy plastycznej); ale równolegle i takie jak ten testowy egzemplarze uniwersalne, we wszelkie ucho pasujące. Gdyż nie każdemu chce się ruszać z domu, by zrobić taki odlew, mimo iż wędrować daleko nie trzeba, bo robi się go u audiologa, a w samym Krakowie znalazłem dwudziestu.

Aby tak stać się mogło, żeby pasowały też bez odlewu (a z nim jeszcze bardziej), muszą być nasze LimeEars ultra gładkie i perfekcyjnie obłe – więc takie faktycznie są, niczego im pod tym względem zarzucić się nie da. W komplecie obok nich kłębi się duża garść dousznych końcówek z podziałem na trzy kategorie w zależności od użytych surowców, a każde nakłada się na wylotowe ryjki z trzema różnymi otworami. Dwoma mniejszymi (po φ 1 mm) i jednym większym (φ 2 mm). Ten większy jest wspólnym wylotem dla wysokich i średnich częstotliwości, z których każda ma po jednym dla siebie przetworniku, a jeden z dwóch mniejszych jest wspólny dla dwóch przetworników niskotonowych, jako że niskie tony mają dwa, czyli sumarycznie są cztery. I jest jeszcze ten trzeci otwór – jak się okazuje wyłącznie rezonansowy, w którym wszystkie częstotliwości się zbiegają, aby osobną drogą dołączyć do podawanych rozłącznie, tak żeby suma była lepsza.

W puzderku cacuszka w uszka.

Odnotujmy w tym miejscu, że otwory o różnych średnicach to efekt zastosowania technologii VariBore ™ (tą różność właśnie oznaczającej), jako następstwo lepszego dzięki takiemu podejściu dźwięku, co kiedyś – dość już dawno – zauważono. Prócz tego zastosowano też technologię PAR, czyli pasywnego rezonatora akustyki, jako specjalne wszystkich tych wylotowych kanałów dostrojenie pod kątem długości, średnicy oraz kształtu, tak aby fala akustyczna jak najładniejsza przez nie wychodziła. I jeszcze są tam na obudowach malutkie przełączniki, przyjemnie lekko chodzące (umieszczone u dołu na powierzchniach zewnętrznych), którymi możemy zmieniać dozę niskich częstotliwości i całościową bezpośredniość brzmienia poprzez zmianę ustawień zwrotnicy.

Słuchawki są leciutkie (nie to, co metalowe Final) i ma się też rozumieć dobrze przylegające do wnętrza ucha, co wraz z wpadającą do tego ucha dobrą muzyką powinno przynieść użytkownikowi radość, nie stając się wcale podwójną wpadką. Być nią, ale pozytywną, a nie ponurym dołem.

Dobrze – dość tych wpadek i dołowania; co innego jest tu ważniejsze niż językowe wygłupy. Ważne na przykład to, że posiadają te Lime Ears odpinany kabel, tak więc można sięgać po lepsze, co sam dostawca zapewnił. Kabel oryginalny to czarny, lśniący splocik dwóch cieniuteńkich żyłek z kątowym wtykiem niesymetrycznym mini jack, a oprócz niego przyjechała znacznie grubsza miedziana plecionka trzyżyłowa z końcówką symetryczną, będąca produktem Effect Audio (model Ares) o cenie przeszło dwustu dolarów. I jeszcze jedna plecionka przybyła – popielata, jeszcze grubsza i też trzyżyłowa; z przewodami z czystego srebra, będąca produktem nieistniejącego już jako oddzielna firma Whiplash (fuzja z Brimar), a konkretnie model V2. I tu już żartów nie było, bo taki Whiplash V2 był wyceniany (obecny model to V3) na ponad $500, czyli słono. Co nie oznacza, że droższych tego rodzaju kabli nie ma, bo dokanałówki to teraz szczyt mody i ceny kabli do nich poszalały. Po dziesięć razy tyle i więcej chcą, ale o tym, to może kiedy indziej.

Każde ma ryjek na trzy gwizdki.

Odnośnie jeszcze danych technicznych, to forma ich nie ujawnia. W pudełku z całością prócz pancernego puzdra ze słuchawkami jest instrukcja obsługi i oczywiście karta gwarancyjna, ale ani w tej instrukcji, o z czarnej tekturki stroniczkach, ani na internetowej stronie producenta, danych technicznych nie ma. Jest tylko dołączona do kompletu ściereczka do czyszczenia i szczegółowe w instrukcji wyjaśnienia, jak się obchodzić ze słuchawkami. Sam mogłem je tylko zważyć i okazało się, że z założonymi wkładkami ważą dwa malce łącznie dziesięć gramów, a razem z kablem dziewiętnaście.

Po odkręceniu pancernego wieczka zapachniało limonką, a po założeniu słuchawek i puszczeniu muzyki…

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

4 komentarzy w “Recenzja: Lime Ears X Universal

  1. Marcin pisze:

    Ostatnia cena według cennika sklepu MP3store na dokanałówki Astell&Kern Layla II (jak ten produkt jeszcze w nim figurował) to 14.500 zł, a nie jedenaście – jak Pan napisał.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, ale podałem cenę z Audiomagic.

  2. Mirek pisze:

    Ciekawe co by pokazaly z cary 300b

    1. Piotr Ryka pisze:

      Cokolwiek to monotonne, nie wydaje Ci się?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy