Podsumowanie
Gdy mamy w uszach te Lime Ears X, przestajemy się dziwić, że takie słuchawki święcą teraz tryumfy. Sam wprawdzie nigdy bym nie wpadł na pomysł, by sobie sprawić z muzyki nieustające tło zdarzeń, jako że mi przeszkadza w myśleniu i aż tak jej bardzo nie łaknę; ale – jak w wielu miejscach pisałem – muzyka to narkotyk i wielu ludziom jest najwyraźniej potrzebna tak często, jak tylko to możliwe. A słuchawki douszne są do tego najlepsze, ponieważ najbardziej dyskretne i jednocześnie bez porównania od innych mniej zawadzające. Na dodatek zyskuje się z nimi zupełne odcięcie od głosów otoczenia, więc nawet cicho puszczona muzyka jest ze słuchaczem sam na sam.
Cudem współczesnej techniki – mówię to bez sarkazmu – jest umiejętność konstruowania takich słuchawek jednocześnie wygodnych i na swój sposób ładnych, a przy tym nie narażających na redukcję jakości brzmienia. Mało tego – dobre dokanałówki potrafią dać wielokrotnie w tej recenzji akcentowane wrażenie zrośnięcia muzyki ze słuchaczem – umiejętności budowania scen jak prawdziwe i na nich realistycznego dźwięku przy wyeliminowaniu zauważalnej obecności sprawczego czynnika zewnętrznego. To oczywiście złudzenie, lecz w ramach niego jakby to sama nasza głowa umiała muzykę sprawić; jakby technika niepotrzebna; coś jak wyjątkowo realistyczny sen albo marzenie. To niewątpliwie samoistna wartość i taki typ prezentacji można woleć.
Odnośnie samych Lime Ears X, to nie dziwię się ani producentowi, uważającemu je za jedne z dwóch flagowych, ani też fanom firmy, którzy wyroby jej preferują. Dzięki wspomnianej jedności słuchacza i muzyki słuchawkom dokanałowym łatwiej przywołać referencyjną jakości pozbawioną wszelakich „ale”: sekunda – i już wiadomo; minuta – i wiesz na pewno, że to właśnie jest to. Tak bardzo często się dzieje w przypadku słuchawek dokanałowych z najwyższego poziomu, a te tutaj recenzowane do takich niewątpliwie należą, będąc przy tym cenowym prymusem. Naturalizm, realizm, tonacyjna trafność, wyeksportowana na zewnątrz głowy scena i całościowy rozmach muszą budzić szacunek i pożądliwość zarazem. Do tego jeszcze całkowite skupienie na muzyce, a nie na przekazywaniu zbioru detali, pogłosów, czy nadrealnych wizji – jak to zazwyczaj ma miejsce w przypadku mniej udanych.
Można by to sumarycznie określić mianem „referencji ¾”, bo jeszcze nie takiej miary, jak ta od prymusów w cyzelowaniu form, ale od ich referencyjnych form nawiązującej; wprost pochodnej od brzmień wzorcowych. To jest po prostu realizm, tyle że nie mający (jak Sennheiser Orpheus, czy Stax SR-009S) rozdzielczości 16K (taką ma ludzkie oko), tylko cokolwiek mniejszą. Taką właśnie trzy czwarte. To w zupełności wystarcza do przebywania „tam” i obcowania „z nią”. Tak, przede wszystkim do kontaktu z NIĄ – z jaśnie panią Muzyką.
W punktach:
Zalety
- Naturalizm.
- I w ślad za nim realizm.
- Stuprocentowa trafność tonacyjna. (Przy odpowiednim kablu, ale własny jest odpowiedni.)
- Zaskakująca potęga brzmienia.
- W normalny (niebadawczym) słuchaniu granie na zewnątrz głowy.
- To „na zewnątrz” może być wielką sceną.
- Nie tylko dużą, ale także wysoką.
- Szeroko rozwarte pasmo – przy lepszym kablu jeszcze szerzej.
- Już w stanie zakupowym dające wrażenie pełnej otwartości trójwymiarowe soprany.
- Średni zakres wyjątkowo muzyczny, zasobny w żywe postaci i całościową magię brzmienia.
- Bas mocny, wypełniony, trójwymiarowy, dokładnie obrazujący instrumenty i gotowy zaspokoić nawet najbardziej go łaknących.
- Bardzo dobre całościowo wypełnienie w obrysie naturalnych, pozbawionych sztucznej ostrości konturów.
- Styl w ramach tej naturalności dbający o neutralność: żadnego sztucznego ocieplania, przyciemniania, słodzenia, koloryzowania.
- Dobrze oświetlające dzienne światło bez śladu jaskrawości. (Chyba, że głupi kabel.)
- Ale towarzysząca mu cienistość dla budowania klimatu.
- Żywość, szybkość i rytm.
- Bardzo ważne – ta muzyka może być naprawdę potężna, i to bez żadnej umowności.
- Może zahuczeć tak, że aż ci w pięty pójdzie.
- I nie mniej ważne – w każdym wypadku jest spójna, organiczna, pozbawiona luk i podziałów.
- Co nie przeszkadza jej być detaliczną, holograficzną i z odpowiedniej miary pogłosami.
- Od razu je polubisz.
- Cztery osobne przetworniki (dwa basowe) spięte regulowaną (dwa tryby pracy) zwrotnicą.
- VariBore ™ – technika różnej wielkości kanałów wylotowych dźwięku.
- PAR (Passive Acoustic Resonator) – technologia strojenia akustycznego tych wylotowych kanałów.
- Wygodne.
- Eleganckie.
- Duży wybór wykończeń.
- Odpinany kabel.
- Ten sprzedażowy jest dobry.
- Spory zestaw dousznych koreczków.
- Oferowana wersja custom.
- Efektowne, pancerne opakowanie.
- A w nim woreczek ochronny i limonkowy aromat.
- Znany producent.
- Światowa już renoma.
- Made in Poland.
- Można posłuchać przed nabyciem.
- Bardzo dobry stosunek jakości do ceny.
Wady i zastrzeżenia
- Trzeba uważać przy ewentualnym wyborze lepszego kabla, bo można się naciąć.
- Dlatego lepiej skonsultować sprawę z producentem słuchawek.
- Wiadomo – konkurencja nie śpi, a jest jej bardzo dużo.
Cena: 3850 PLN (890 euro)
System:
- Słuchawki: Lime Ears X.
- Kable słuchawkowe: własny Lime, Effect Audio Ares, Whiplash V2.
- DAP: Astell & Kern AK380.
Ostatnia cena według cennika sklepu MP3store na dokanałówki Astell&Kern Layla II (jak ten produkt jeszcze w nim figurował) to 14.500 zł, a nie jedenaście – jak Pan napisał.
Tak, ale podałem cenę z Audiomagic.
Ciekawe co by pokazaly z cary 300b
Cokolwiek to monotonne, nie wydaje Ci się?