Recenzja: iFi Audio iDSD Diablo

Odsłuch cd.

TIDAL

Jest jeszcze etui – najspokojniejsze, popielate.

Serwis przy pierwszym włączeniu natychmiast wykrył iDSD Diablo jako czytnik plikowy z odczytem MQA, proponując go jako urządzenie domyślne. Gdy tak się stało, mogłem zasmakować różnic pomiędzy tymi samymi utworami z YouTube i TIDAL-a. Różnica? Coś niczym bardziej gęsty las. Głębszy mech, bogatsza ściółka i gęstsze, szumniejsze drzewa. Porównanie, jak każde z tych przeciętnych, niespecjalnie zadawalające, ale sens właśnie taki. Słychać więcej, obficiej, i przyjemniejszy dotyk. Grubszy brzmieniowy kobierzec, jaskrawsze barwy i z każdej strony więcej informacji.
I nie wiadomo, co lepsze – ta obfitość, czy dotyk? Bo oczywiście świetnie móc lepiej widzieć przestrzeń i to, co się w niej skrywa, lecz kontakt dotykowy też ważny. Nie w sensie zwykłej pieszczoty od gładkości, tylko głębszej faktury materii szlachetniejszej. Brzmieniowa sierść z grubszego i gęstszego włosa – przyjemniej się ocierać.

Na tej uszlachetnionej bazie jakościowej Ultrasone T7 zagrały w sposób wykluczający krytykę. Naturalność zupełna, obecność całkowita, dynamika pełna, szczegółowość tak samo. Zero problemów z muzykalnością włożoną właśnie w naturalizm; przyjemne, lekko przygaszone oświetlenie; głębokie tekstury o szlachetnym dotyku; a gdy grzmot – to wiadomo – lepiej od T7 żadne nie grzmocą. Przestrzeń dająca poczucie głębi, ilość bitów w calu kubicznym ogromna – i ponad tym wszystkim przyjemność słuchania taka, że bardzo drogi tor, z wielu elementów złożony, niewiele lepszą daje. Coś tam dorzuca – w każdym aspekcie kilka procent – ale żeby się o to bić aż setkami tysięcy? – to niekoniecznie, niekoniecznie …
A zatem znowu sytuacja miła, kiedy mogę napisać, że w umiarkowanym budżecie da się żyć życiem audiofila spełnionym. Bo Ultrasone wprawdzie nietanie, wraz z polepszonym kablem kilkanaście tysięcy, ale są przecież na rynku wtórnym NightHawk, są fantastyczne Beyerdynamic T1, są AKG K812 … – i wiele innych takich.

Ale nie z tych, co podtrzymują po włączeniu.

Final D8000 Pro zagrały po swojemu – dodając trochę sopranów, powietrza i obszaru między źródłami. Zagrały na pewno nie gorzej. (A wszak po łączu niesymetrycznym.) Większy nacisk – nieznacznie, ale wyczuwalnie – kładły na szczegółowość, ciut mniejszy na melodyczną płynność. Dość natomiast wyraźnie podkręcały przekaz bardziej oderwanymi sopranami. Więcej wibracji i grasejacji, a przywołanie obecności to samo. Przekaz ich bardziej naelektryzowany, bardziej mrowiący się i tętniący – ale nie bardziej nerwowy. Bardziej jedynie odnośnie brzmieniowej materii i tekstur zadziorny. Pełna przy tym otwartość prezentacji oraz otwartość samych dźwięków, jako ich umiejętności szczególne, wraz z nimi pełna satysfakcja.
Przy słabszym materiale z YouTube wolałem Ultrasone, teraz przyjemności się wyrównały. Sprawa do rozszyfrowania nietrudna: poprawiła się jakość sopranów. Z TIDAL-a lepiej obrobionych, też bardziej trójwymiarowych. To wystarczyło. Zwłaszcza (co ma ogromną wagę!), że nie zaznaczyła się z iDSD Diablo różnica ciśnieniowa:
– Final też produkowały wysokie ciśnienia, i to bez podbijania mocy!

Sennheiser HD 800 odjęły coś z elektryzacji, ale, co mnie zaskoczyło, niewiele. Ich przekaz był spokojniejszy, lecz też naelektryzowany. Względem tego z YouTube przybyło wyraźnie sopranów – nie aż na poziom podkręcania, ale do samej granicy.
Długo, romantycznie ciągnęły brzmienia, lokując je, jak zawsze, na dużym, dającym swobodę obszarze. Towarzyszyła temu świetna – wyraźnie lepsza teraz dynamika, poparta basowością i mocnym akcentem na to wszystko, co zwykle marginalne. Pod tym względem były najlepsze: słabsze wyrazowo i bardziej drugoplanowe brzmienia najbardziej zapraszające do tańca. Znakomicie też realizowały aspekt czysto muzyczny – te długie, romantyczne wybrzmienia płynęły zdumiewająco piękne, aż po wzbudzanie ekstatycznych wzruszeń.
Do słuchania z YouTube niespecjalnie bym je polecał, ale z TIDAL zagrały równie znakomicie jak jedne i drugie poprzednie – o włos nawet nie słabiej. Słuchałem i nie wierzyłem własnym uszom …
– Aż tak? – No tak, aż tak …
Ponownie tym jeszcze  bardziej, że i u nich wysokie ciśnienia, i też bez podbijania mocy. A bas – jaki bas! To był high-end na całą gębę. Pełna rekomendacja.

 

 

 

 

HEDDphone podkręciły zaś przekaz tak mocno, że musiałem się u nich przerzucić na najmelodyjniejszy kabel Sulka. I z nim trochę przeginały, ale bardziej akceptowalnie. Przegięcie nie polegało zaś na elektryce, tylko na akustyce – akcentowanej za mocno. Jak zawsze były przy tym najbardziej trójwymiarowe, ale przyjemnościowo teraz najsłabsze, za mało naturalne. Co interpretować można dwojako: bądź jako regres własny, bądź innych obnażenie. A audiofilska lekcja taka, że bardzo różnie bywa – dla YouTube najlepsze, dla TIDAL-a najsłabsze – i bądź tu teraz mądry! Zamieniły się rolami z HD 800, jakby razem chcąc zagrać na nosie panu recenzentowi i jego wymądrzaniu.
Ich prawo, co poradzę?

Pliki hi-res

Najlepszy jakościowo materiał z dysku (kupowane pliki hi-res) momentalnie wykopał do kąta to chwilę temu słyszane przeginanie HEDDphone z TIDAL. Zagrało z nerwem, pierwszorzędnie, prosto do brania i słuchania. (Kabla Sulka profilaktycznie nie zmieniałem.) Przekaz skrzył szczegółami, połyskiwał, dawał wyższe ciśnienia, zwiększoną żywość i dynamikę. Aż w mózg się wgryzał jakościowym naporem i aż nie chciało się wierzyć, że za przetwornik i wzmacniacz robi to małe, płaskawe „coś”. Czerwone, z niebieskim kablem, zielonym oczkiem, do tego kabel Sulka też czerwonym – istne eldorado kolorów. Najbardziej zaskakujące w tym wszystkim, że tak dobitnie owo „coś” potrafiło wykazać przewagę nie streamowanych plików. Nawet droga aparatura często tego nie robi. A ono – cenowy średniaczek – bez najmniejszego problemu.

Odwróciłem kolejność, to teraz HD 800. Te też zabrzmiały żywiej, ciut bardziej też pogłosowo. Jeszcze zwiększyły ilość informacji i przyspieszyły jazdę, nie ciągnąc już tak romantycznie wybrzmień. Koloryt im pojaśniał, melodyka się nieco cofnęła, przykryta wystrzałową dynamiką. Te same słuchawki, ten sam przetwornik i wzmacniacz – inny styl. Dla lubiących żywość na bazie dynamiki – lepszy, dla wolących piękne wybrzmienia – gorszy. Ale ogólnie popisowo, znów nie do wiary, że ten czerwony malec dał tym trudnym słuchawkom taką jakość.

Kolory kolorami, ale rzecz najważniejsza, że gra to też ogniście.

Final D8000 Pro okazały się dużo odporniejsze na zmiany. Także zagrały żywiej, ale znacznie podobniej do stanu z TIDAL i YouTube. Od HD 800 i HEDDphone oferowały lepszą melodyjność i mniej wyeksponowaną akustykę. Nie usiłowały brzmieć wystrzałowo, trzeźwiej trzymając spokój. Zaskakująco spokojniejsze od tamtych sopranowo, spokojnie sączyły melodykę. Brzmiały pełniej, łagodniej, mniej wyrywnie. Klasa, siła spokoju.

Ultrasone T7 dały z kolei za dużo pogłosu, fokusując podwójnie. Ale największy mimo to wciąż z nimi naturalizm, i generalnie też spokojny.
Z plikami dyskowymi uformowały się dwie pary o zaskakującym składzie: – Ultrasone i Final spokojne, melodyjniejsze; HEDDphone i Sennheiser pełne podniety, elektryczne. Dwa style do wyboru, w każdym dwie pary słuchawek. Przekrojowo zaś we wszystkich trzech kategoriach źródłowych para Ultrasone i Final zachowująca jednolity styl, a Sennheisery i HEDDphone jak pijane – od ściany do ściany. Pierwsze aż za spokojne z YouTube, najlepsze z wszystkich z TIDAL-a i wyjątkowo podekscytowane w materiale dyskowym, lecz z zachowaniem naturalizmu. HEDDphone najlepsze z YouTube, z TIDAL sopranowo za agresywne, też podekscytowane materiałem dyskowym, ale też w ramach naturalizmu. Z uwagi na czynnik cenowy najlepsze w sumie Sennheisery, choć trzeba brać pod uwagę, że tutaj nie jak zakupowe, a z kablem za cztery tysiące. Ale i tak najtańsze.

DAP i smartfon

Smartfon to nie moja bajka, sam ze smartfonu nie słucham. Ale kupiłem przejściówkę i pożyczyłem telefon. Nie zadziałało. Może niesprawna ta przejściówka, może inna przyczyna? Ale Motorola Karola (nowiutka) rozpoznaje słuchawki Sennheiser Momentum jako zewnętrzny DAC – czyli raczej przejściówka lub brak kompatybilności. Z kolei Astell & Kern AK380 nie ma odpowiedniego wyjścia, nie było jak próbować. 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

13 komentarzy w “Recenzja: iFi Audio iDSD Diablo

  1. Andrzej pisze:

    Czy była by możliwość przetestowania ifi idsd Micro Signature? Jest około 1500 zł tańszy.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zapewne by była. Muszę zapytać dystrybutora.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Zapytałem – jedyny egzemplarz testowy jest u innej redakcji. Będzie zatem jakaś recenzja.

  2. Andrzej pisze:

    Jeżeli doszła by do skutku to dobrze by było. Przy podobnej do diablo specyfikacji, jest to kolejne na polskim rynku combo o przyzwoitej mocy. W pełni dekoduje MQA i może działać samodzielnie lub być komponentem wieży Ifi micro. Wieża to zaś połączenie dobrych cech brzmienia tranzystorowego, gramofonu, i brzmienia lampowego.
    Gdyby recenzja Ifi jednak nie doszła do skutku to kolejnym urządzeniem wartym zrecenzowania jest najnowszy produkt Xduoo – Xduoo XA-10. Desktopowy kombajn o przyzwoitej, mocy, dekoduje w pełni MQA, ładnie wygląda i brzmieniowo skręca bardziej w stronę analogu, a cena jest jeszcze lepsza niż ifi idsd micro signature.

  3. Alucard pisze:

    Miałem nosa jakiś czas temu, wspominając tutaj o diabełku. Wygląda na to że kolegom z Anglii się udało 🙂

  4. Alucard pisze:

    Piotr, będzie może recenzja Singxera SA1?

    1. Piotr Ryka pisze:

      A skąd go wziąć?

  5. Alucard pisze:

    Kupno uzywanego z Niemiec w tym momencie wydaje sie jedyna najtansza opcja niestety. Inaczwj najblizej to chyba ze sklepu z Holandii. Dystrybucja chyba w Polsce nue istnieje.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Kupowanie sprzętu, ażeby go przetestować, to byłaby krótka ścieżka istnienia.

  6. Marcin pisze:

    Witam,

    Przejrzałem bardzo dużo opini porównawczych iDSD Diablo do iDSD Signature i w zasadzie wszystkie, lub zdecydowana ich część brzmiała tak, że Signature jest urządzeniem lepszym, a za Diablo przemawia tylko nieco większa od Signature moc, zdolna napędzić najtrudniejsze słuchawki jak np HE1000 (w co trochę wątpię, przytaczam tylko co wyczytałem).
    Signature ma mieć identyczny do Diablo dźwięk (wg niektórych nieco więcej detali słychać od Diablo), a dodatkowo świetnie zaimplementowane 3D oraz XBass, które Diablo nie ma. No a do tego cena Signature jest znacznie niższa od Diablo. Ponadto Signature dźwięk ma bardziej dopracowany od iDSD BL.
    Zdecydowałem się kupić iDSD Signature i jestem w pełni zadowolony, dźwięk jest znacznie lepszy od pierwszej, srebrnej wersji iDSD (z pamięci).

    Panie Piotrze, jeśli szansa by była i chęć ku recenzji, szczerze polecam – w tych pieniądzach chyba lepiej się nie da wejść do słuchawkowego świata.

    Pozdrowienia!

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Stoi teraz koło mnie iDSD Signature, ale jego cena nie jest konkurencyjna, bo wynosi 14 890 PLN. A wszystko przez trzy małe literki PRO…

      Ale poza tym gratuluję udanego zakupu, być może tego tańszego też uda się zrecenzować.

  7. Qwertz pisze:

    Panie Piotrze, czy jest szansa na recenzję iFi Audio xDSD Gryphon? Albo czy miał Pan możliwość go słyszeć i może napisać dwa słowa o relacji do Diablo lub iDSD Signature?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Słyszeć na razie nie słyszałem, ale zapytam dystrybutora, powinno się udać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy