Recenzja: iFi Audio iDSD Diablo

Technika i powierzchowność

   iFi Diablo to wydłużone pudełko z owalami na ściankach bocznych. Klasyczny zatem wzór piersiówek, ale bez łukowego wygięcia oraz węższy i jednocześnie dłuższy. Efekt użytkowy ten sam – przyjemnie brać do ręki. Piersiówki z reguły jednak nie czerwone, by nie rzucały się w oczy, gdy u Diablo pijaństwo muzyczne, lepiej widziane przez ogół. Nie trzeba zatem się ukrywać, można się nawet obnosić.

Z tym obnoszeniem kłopot taki, że rzecz się niemało rozgrzewa. Nie aż do czerwoności, bo i na zimno czerwona, ale solidnie na koniec grzeje, chociaż temperaturę ssie pomału. Jeśli już zatem myśl zaświta o zabieraniu i słuchaniu w drodze, dobrze byłoby mieć pokrowiec z zawieszką na ramieniu. Takiego pokrowca brak, co stanowiłoby sugestię, że cztery elastomerowe nóżki są jedynym sposobem konfiguracji użytkowej.

Sugestia wprost nie pada – wg oficjalnego komunikatu wzmacniacz/przetwornik iFi Diablo to urządzenie „przenośne i przewoźne”, bez uszczegóławiania, czy do włączania też w podróży. Pada natomiast oświadczenie wybrzmiewające gromko:

„iDSD Diablo jest naszym najlepszym przenośnym wzmacniaczem, stworzonym aby zapewnić dźwięk na poziomie referencyjnym.”

To coś, koło czego trudno przejść obojętnie; iFi zbyt wiele razy udowadniało, że potrafi przenośne. Na razie to jednak deklaracja, i dopiero się przekonamy, czym tak naprawdę pokryta.

Czerwień czerwieńsza być nie może.

Rozmiary owego „najlepszego” to 166 x 72 x 25 mm przy wadze 330 g. Typowe zatem gabaryty większych urządzeń przenośnych, w wymiarze wagowym lekcizna. Mój smartfon z dodatkową baterią w etui waży niewiele mniej. Do wagi i rozmiarów nie można się więc przyczepić; dzisiejsza technika nie umożliwia mniejszych równie mocnych wzmacniaczy. Ten zaś naprawdę jest mocny: na wyjściu zbalansowanym może oddawać aż 12,6 V/4980 mW przy 32 omach!

– Istna zatem rakieta!

Dynamikę i odstęp S/N szacują na 120 dB, zniekształcenia ogólne (THD) na 0,001%, pasmo przenoszenia ma rozmiar 10 Hz – 80 kHz.

W środku dwie kości przetworników Burr-Brown (czyli architektura dual mono), sprzęgnięte z szesnastordzeniowym procesorem programowalnym XMOS, odpowiedzialnym za finalne przetworzenie sygnału dla gniazd słuchawkowych, USB i Coaxial. Wcześniej za odczyt PCM 768, DSD 512 i 2xDXD oraz natywny MQA. Też za to, że urządzenie jest gotowe do współpracy z TIDAL, Roon i Audirvana – czyli sumarycznie „full-wypas” na dzisiejsze standardy.

Zasilanie z baterii zapewnia czysty prąd, który dozowany jest w trzech zakresach – Eco, Standard i Turbo. Pierwszym dla słuchawek dousznych, drugim dla najbardziej normalnych, trzecim planarnych i każdych innych nadprzeciętnie wymagających. Sam zasilacz jest impulsowy, dokładnie oczyszczony z szumów własnych.

O większy kontrast, niż z bielą, też nikt się nie pokusi.

W stopniu wzmocnienia pracuje dziesięć (po pięć w kanale) kondensatorów Panasonic OS-CON, filtrowanie ma postać pasywną, a transfer USB nadzoruje własnego autorstwa iFi poprawiające go oprzyrządowanie cyfrowe z naciskiem na redukcję szumu.

Na zewnątrz cała obsługa odbywa się na froncie i zapleczu – żadnych regulatorów ani przyłączy na tułowiu, gdzie sama czerwień i nóżki. Na froncie duże gniazda, zapewniające lepszy transfer: dla niesymetrycznego klasyczny duży jack (6,35 mm); dla symetrycznego coraz popularniejszy Pentaconn (jack 4,4 mm). Pomiędzy nimi a potencjometrem przełącznik realizacji trybów wzmocnienia (jako suwaczek w pionie), sam potencjometr o postaci dla iFi klasycznej – niewielki, wystający, chodzący z należytym oporem, będący także włącznikiem. Tuż obok duża dioda potwierdzająca aktywność, która jaskrawą zieleń swego oczka łącząc z czerwienią obudowy i niebieskością kabla dopełnia kolorystycznej wizji, której orgiastycznej śmiałości nie powstydziłaby się papuga ani Wasilij Kandinski[1].

We wnętrzu tych kolorów zegar pracuje z prędkością 2000 MIPS, kondensatory Panasonic OS-CON uzupełniają TDK C0G i muRata, kości układów scalonych pochodzą od Teksas Instruments (właściciela Burr-Brown), użyte wzmacniacze operacyjne to niestandardowe OV.

Układ, wg. zapewnień producenta, posługuje się wieloma synergistycznie połączonymi obwodami o ujemnym (czyli samoregulującym) sprzężeniu zwrotnym oraz analogowym wyjściem PureVave autorstwa samego iFi.
– Ma być jedyny w swoim rodzaju, i oczywiście najlepszy.

Ale kontrastów to nie koniec.

Czerwony Diabeł przychodzi do nas w białym kitlu pudła z grubej, matową bielą pociągniętej tektury. Nie tylko siedzi w środku –  uwidacznia się też na wierzchu dużym portretem w ujęciu z góry i pod kątem. W pudle poza nim samym zasilacz niskoszumny iPower 5V AC/DC, duża przejściówka-interkonekt z Pentaconn 4,4 mm na 2 x XLR do łączenia z głośnikowym wzmacniaczem, wspomniany niebieski kabel zasadniczy do łączenia ze źródłem dźwięku (USB-A to USB-A) oraz nietypowa, a słuszna, przejściówka z jack 3,5 mm na jack 6,35 mm (skoro takim niesymetrycznym ten Diablo się posługuje). Zabrakło natomiast przejściówek symetrycznych: z 4-pin XLR i jack 2,5 mm na Pentaconn, czyli to samo co u Cayina, analogiczny duży błąd. Nie zabrakło natomiast konektora dla gniazd optycznych cyfrowych, ale to mniej istotne.

Czynnik kluczowy, cena – to wzmiankowane 4490 PLN, zatem trzeźwo, umiarkowanie. I jeśli to tryskające czerwienią Diablo zagra tak dobrze, jak obiecują, to dobry, poczciwy zeń Diabeł. 

[1] Wasilij Wasilijewicz Kandinski (1866 – 1944), syn kupca herbacianego, potomek mongolskich książąt, był nie tylko jednym z prekursorów abstrakcjonizmu i badaczem łączenia kolorów, optował też za łączeniem malarstwa z muzyką i filozofią – jako dróg różnych, ale jednako prowadzących do transcendencji.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

13 komentarzy w “Recenzja: iFi Audio iDSD Diablo

  1. Andrzej pisze:

    Czy była by możliwość przetestowania ifi idsd Micro Signature? Jest około 1500 zł tańszy.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zapewne by była. Muszę zapytać dystrybutora.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Zapytałem – jedyny egzemplarz testowy jest u innej redakcji. Będzie zatem jakaś recenzja.

  2. Andrzej pisze:

    Jeżeli doszła by do skutku to dobrze by było. Przy podobnej do diablo specyfikacji, jest to kolejne na polskim rynku combo o przyzwoitej mocy. W pełni dekoduje MQA i może działać samodzielnie lub być komponentem wieży Ifi micro. Wieża to zaś połączenie dobrych cech brzmienia tranzystorowego, gramofonu, i brzmienia lampowego.
    Gdyby recenzja Ifi jednak nie doszła do skutku to kolejnym urządzeniem wartym zrecenzowania jest najnowszy produkt Xduoo – Xduoo XA-10. Desktopowy kombajn o przyzwoitej, mocy, dekoduje w pełni MQA, ładnie wygląda i brzmieniowo skręca bardziej w stronę analogu, a cena jest jeszcze lepsza niż ifi idsd micro signature.

  3. Alucard pisze:

    Miałem nosa jakiś czas temu, wspominając tutaj o diabełku. Wygląda na to że kolegom z Anglii się udało 🙂

  4. Alucard pisze:

    Piotr, będzie może recenzja Singxera SA1?

    1. Piotr Ryka pisze:

      A skąd go wziąć?

  5. Alucard pisze:

    Kupno uzywanego z Niemiec w tym momencie wydaje sie jedyna najtansza opcja niestety. Inaczwj najblizej to chyba ze sklepu z Holandii. Dystrybucja chyba w Polsce nue istnieje.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Kupowanie sprzętu, ażeby go przetestować, to byłaby krótka ścieżka istnienia.

  6. Marcin pisze:

    Witam,

    Przejrzałem bardzo dużo opini porównawczych iDSD Diablo do iDSD Signature i w zasadzie wszystkie, lub zdecydowana ich część brzmiała tak, że Signature jest urządzeniem lepszym, a za Diablo przemawia tylko nieco większa od Signature moc, zdolna napędzić najtrudniejsze słuchawki jak np HE1000 (w co trochę wątpię, przytaczam tylko co wyczytałem).
    Signature ma mieć identyczny do Diablo dźwięk (wg niektórych nieco więcej detali słychać od Diablo), a dodatkowo świetnie zaimplementowane 3D oraz XBass, które Diablo nie ma. No a do tego cena Signature jest znacznie niższa od Diablo. Ponadto Signature dźwięk ma bardziej dopracowany od iDSD BL.
    Zdecydowałem się kupić iDSD Signature i jestem w pełni zadowolony, dźwięk jest znacznie lepszy od pierwszej, srebrnej wersji iDSD (z pamięci).

    Panie Piotrze, jeśli szansa by była i chęć ku recenzji, szczerze polecam – w tych pieniądzach chyba lepiej się nie da wejść do słuchawkowego świata.

    Pozdrowienia!

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Stoi teraz koło mnie iDSD Signature, ale jego cena nie jest konkurencyjna, bo wynosi 14 890 PLN. A wszystko przez trzy małe literki PRO…

      Ale poza tym gratuluję udanego zakupu, być może tego tańszego też uda się zrecenzować.

  7. Qwertz pisze:

    Panie Piotrze, czy jest szansa na recenzję iFi Audio xDSD Gryphon? Albo czy miał Pan możliwość go słyszeć i może napisać dwa słowa o relacji do Diablo lub iDSD Signature?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Słyszeć na razie nie słyszałem, ale zapytam dystrybutora, powinno się udać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy