Recenzja: iFi Audio iDSD Diablo

Odsłuch

Kabel przyłączający jest niebieski, oczko aktywności zielone.

   Z czego słuchać, o tym informuje rysunkowy schemat panelu tylnego na stronie producenta. Wejście koaksjalne przeznaczono dla DAP-a z wyjściem liniowym, a USB dla smartfona, PC, laptopa i tabletu. Realizowane niebieskim kablem z kompletu jest nietypowe, jako wspomniane żeńskie A po stronie Diablo i męskie dla przyłączanego. Tak można wpiąć się bez problemu do PC-ta, ale dla mniejszych źródeł przydałaby się przejściówka z męskiego A na C. Nie ma jej (i tej także !?), toteż trzeba kombinować samemu, kupując któryś HUB od polskiego 4Apple albo niemieckiej Hamy. (Uwaga! – mogą wymagać sprawdzenia kompatybilności z laptopem i smartfonem.) Najprościej zaś wyposażyć się w zwykłą przejściówkę USB A/C za kilkanaście złotych.

Zacznijmy od PC, jako potencjalnie najbardziej gatunkowego źródła; de facto wachlarza źródeł, mogącego zaoferować dźwięk z YouTube, serwisów streamingowych i dysku.

YouTube

Na początek YouTube i cztery pary słuchawek, które będą nam towarzyszyć. Od najoszczędniejszych prądowo Ultrasone T7, przez średnio wymagające Final D8000 Pro, po prądożerne, z uwagi na wysoką impedancję, Sennheiser HD 800 i jeszcze bardziej łapczywe HEDDphone z przetwornikami AMT.

Do tego czarny potencjometr i coś tam napisano tak samo czarną czcionką.

Przeszedłem przez plejadę znanych sobie i lubianych utworów, starając się nie popsuć humoru recenzenta  nielubianą muzyką, a jednocześnie posiąść wgląd w możliwości odtwórcze.

Ultrasone z YouTube (przez kabel symetryczny z wyjścia Pentaconn) dały typowy dla siebie popis głębi, basowości i nasycenia. Głos leciwego, kończącego karierę Johnny Casha w klasycznej balladzie Knockin’ On Heavens Door przeszywał głęboką wibracją. Cienista aura, atmosfera zadumy i rezygnacji towarzyszących smutkowi odejścia, rzadko spotykany wymiar potęgi przy tak oszczędnej realizacji – sam wokal i elektryczna gitara. Tak, z drogą aparaturą stacjonarną da się zaszumieć jeszcze bardziej, cośkolwiek mocniej zaszeleścić brzmieniową ściółką utworu. Ale wymiar ogólny bez najmniejszego zarzutu – szlachetne i gęste brzmienia, chwytające za serce.
W bardzo trudnym gitarowym trio Gaspara Sanza nasz iDSD Diablo też nie pogubił się ani trochę, wiernie oddając wielość i przestrzenną złożoność brzmienia. Ponownie głębia, lekkie przyciemnienie, żadnych problemów z w pełni otwartymi sopranami i otwartym dźwiękiem w ogóle. Poryw i całościowe szaleństwo szybkich partii aż skłaniające do aplauzu i powstania.
Fortepian Gézy Andy z orkiestrą Salzburger Mozarteum kaskadą pięknych nutek przemknął przenikająco przez Allego 22 Koncertu Fortepianowego Mozarta, nic też a nic się nie wykładając w wolniejszej partii środkowej.
A z całkiem innej bajki emocjonalnej Iron Maiden – Live In Dortmund 1983 – pozwolił w pełni zaszaleć i się dźwiękowo nie zlewał.

Grające z dużego jacka Final D8000 Pro z tego samego materiału potrafiły wycisnąć więcej akustyki i jawnie rozprężyły przestrzeń. Odsunęły od siebie źródła, trochą podniosły tonację, dopompowały powietrza i posrebrzyły całość sopranami. Głębiej zajrzały w gardła wokalistom, same ich głos czynią trochę mniej głębokimi i gęstymi. Ale gęstymi nadal i wciąż głębokimi uczuciowo. Więcej nośności, mniej zgęszczenia, więcej sopranów, mniej basu. Ale ciągle ta sama kategoria – muzyka wybitna i przejmująca. Obszerniej opowiadająca o scenerii, kosztem nieznacznym nasycenia. Szumiąca mocniej sopranami, przeważnie w dobry sposób, choć czasem jakość źródłowa stawała się problematyczniejsza. Do nich pasowałby lepiej dźwięk jeszcze bardziej zgęszczony, Ultrasone nie miały tego problemu.

Koloryt dopełniają złote obwódki wtyków.

Nawrót do symetryczności – Sennheiser HD 800 znowu z gniazda Pentaconn. Momentalnie ubyło sopranów, a rozprężenie pozostało. Dźwięk lekko z tym odjęciem zmatowiał, stając się miło i wytwornie pastelowy. Akustyka wciąż obecna, ale temperowana, spokojniejsza. Mniej sopranowej agresji, więcej aksamitnego dotyku. Jednak zarazem żywo, szybko, dynamicznie i z muzycznym zapamiętaniem. Mniejszy akcent na smutek, a większy na życiową trzeźwość, bez forsowania ostrymi brzmieniami. Brak świadomości ujęcia sopranów, o ile się na tym nie skupiać; można powiedzieć, że ogólnie „normalność na high-endowym poziomie”. Nie takim high-endowym na maksymalną skalę, ale żebym coś śmiał krytykować, to absolutnie nie. Nie tak gęsto, basowo i temperamentnie, jak z Ultrasone, ale bardzo porządnie zrobiona muzyka z uczuciowego i stylistycznego środka. Bardziej suchawa niż wilgotna, ale taką też lubię. Akcent na akustykę i dużą przestrzeń, mniejszy na same głosy. Ale ogólnie w porządku – jak na najsłabszy materiał z komputera, bezproblemowo pod każdym względem. Tak, Ultrasone pasowały bardziej, ale to słuchawki dwa razy droższe i specjalne. Poza tym impedancyjnie znacznie lepiej dostosowane. (Tak sobie wtedy myślałem.)

Na koniec części pierwszej HEDDphone z Luna Cables symetrycznym zagrały nie gorzej od Ultrasone, pod wieloma względami wręcz lepiej. Zagrały jak na ten układ sprzętowy i źródłowy genialnie. Uwypuklając raz jeszcze szczególne swe predyspozycje do czynienia dźwięku trójwymiarowym, w trójwymiarowość sceniczną wpisanym. Idealnie, jak na mój gust, wyważyły gęstość, barwę i przestrzeń, równo i bardzo daleko idąc we wszystkich trzech kierunkach. Bas-sopran, powietrze-gęstość, rozpostarcie-obecność i sama składność melodyczna – to wszystko wycyzelowały, jako wypadkową zyskując prawdziwy popis elegancji i emocjonalnego stylu.

Obfite ich soprany nie skutkowały podostrzeniem; akustyka była formą czysto użytkową, a nie czymś na rachunek własny; natlenienie i wilgoć nie powodowały osłabienia ataku, zubożenia melodyki i spadku nasycenia. Bas tylko nie dorównywał temu z Ultrasone, ale jemu żaden nie dorównuje. Wyższość sceniczna i trójwymiarowości zupełnie zresztą to nadganiały. Tych słuchawek słuchało się najprzyjemniej, co mnie tym bardziej zaskoczyło, że od dość dawna z żadnym sprzętem nie zaszła taka sytuacja. Jedynie ciężki rock pozostał domenę Ultrasone. Można też dodać, że dźwięk Ultrasone był ogólnie bardziej normalny, a HEDDphone akustycznie w sposób rozsądny, lecz jednak podkręcony.

I jeszcze jedno zaskoczenie – wszystkich czterech słuchałem w środkowym zakresie mocy, co tym było korzystniejsze, że obniżony i podwyższony (łatwe do przewidzenia) ustępowały środkowemu jakością dźwięku. 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

13 komentarzy w “Recenzja: iFi Audio iDSD Diablo

  1. Andrzej pisze:

    Czy była by możliwość przetestowania ifi idsd Micro Signature? Jest około 1500 zł tańszy.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zapewne by była. Muszę zapytać dystrybutora.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Zapytałem – jedyny egzemplarz testowy jest u innej redakcji. Będzie zatem jakaś recenzja.

  2. Andrzej pisze:

    Jeżeli doszła by do skutku to dobrze by było. Przy podobnej do diablo specyfikacji, jest to kolejne na polskim rynku combo o przyzwoitej mocy. W pełni dekoduje MQA i może działać samodzielnie lub być komponentem wieży Ifi micro. Wieża to zaś połączenie dobrych cech brzmienia tranzystorowego, gramofonu, i brzmienia lampowego.
    Gdyby recenzja Ifi jednak nie doszła do skutku to kolejnym urządzeniem wartym zrecenzowania jest najnowszy produkt Xduoo – Xduoo XA-10. Desktopowy kombajn o przyzwoitej, mocy, dekoduje w pełni MQA, ładnie wygląda i brzmieniowo skręca bardziej w stronę analogu, a cena jest jeszcze lepsza niż ifi idsd micro signature.

  3. Alucard pisze:

    Miałem nosa jakiś czas temu, wspominając tutaj o diabełku. Wygląda na to że kolegom z Anglii się udało 🙂

  4. Alucard pisze:

    Piotr, będzie może recenzja Singxera SA1?

    1. Piotr Ryka pisze:

      A skąd go wziąć?

  5. Alucard pisze:

    Kupno uzywanego z Niemiec w tym momencie wydaje sie jedyna najtansza opcja niestety. Inaczwj najblizej to chyba ze sklepu z Holandii. Dystrybucja chyba w Polsce nue istnieje.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Kupowanie sprzętu, ażeby go przetestować, to byłaby krótka ścieżka istnienia.

  6. Marcin pisze:

    Witam,

    Przejrzałem bardzo dużo opini porównawczych iDSD Diablo do iDSD Signature i w zasadzie wszystkie, lub zdecydowana ich część brzmiała tak, że Signature jest urządzeniem lepszym, a za Diablo przemawia tylko nieco większa od Signature moc, zdolna napędzić najtrudniejsze słuchawki jak np HE1000 (w co trochę wątpię, przytaczam tylko co wyczytałem).
    Signature ma mieć identyczny do Diablo dźwięk (wg niektórych nieco więcej detali słychać od Diablo), a dodatkowo świetnie zaimplementowane 3D oraz XBass, które Diablo nie ma. No a do tego cena Signature jest znacznie niższa od Diablo. Ponadto Signature dźwięk ma bardziej dopracowany od iDSD BL.
    Zdecydowałem się kupić iDSD Signature i jestem w pełni zadowolony, dźwięk jest znacznie lepszy od pierwszej, srebrnej wersji iDSD (z pamięci).

    Panie Piotrze, jeśli szansa by była i chęć ku recenzji, szczerze polecam – w tych pieniądzach chyba lepiej się nie da wejść do słuchawkowego świata.

    Pozdrowienia!

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Stoi teraz koło mnie iDSD Signature, ale jego cena nie jest konkurencyjna, bo wynosi 14 890 PLN. A wszystko przez trzy małe literki PRO…

      Ale poza tym gratuluję udanego zakupu, być może tego tańszego też uda się zrecenzować.

  7. Qwertz pisze:

    Panie Piotrze, czy jest szansa na recenzję iFi Audio xDSD Gryphon? Albo czy miał Pan możliwość go słyszeć i może napisać dwa słowa o relacji do Diablo lub iDSD Signature?

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Słyszeć na razie nie słyszałem, ale zapytam dystrybutora, powinno się udać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy