Recenzja: HiFiMAN HE-R10P

Co się udało, co nie?

Ten kształt słuchawkowych muszli wywołuje u znawców słuchawek dreszcze.

   Muszli z Aizu Zelkova nie ma – świętego drzewa Japończyków chińskiej manufakturze zdobyć się nie udało. Nic nie wiadomo o tym, by chociaż próbowała, a jak wynika z przypisu, inne odmiany Zelkova rosną w Chinach, lecz z nich nie skorzystano. Planarny naśladowca ma muszle z drzewa wiśni, jest zatem podobieństwo do innych słuchawek japońskich. Żadne oprócz prawdziwych Sony R10 nie miały muszli z brzostownicy Aizu, ale najbardziej popisowym, w limitowanych seriach z okazji kolejnych jubileuszy powstającym modelom Audio-Techniki pokrywy wykonywano z unikalnie rzadkich, rosnących tylko w rezerwacie na Hokkaido dzikich wiśni Asada. Jakiego podgatunku użyto na muszle HiFiMAN HE-R10P, tego firma nie zdradza. W witrynie internetowej poświęconej słuchawkom brak jakiejkolwiek wzmianki o gatunku i pochodzeniu drzewa; dopiero indagowany przez zaciekawionych przedstawiciel producenta odpowiedział, że to drewno wiśniowe. Informacyjna powściągliwość nie musi jednak oznaczać braku szacunku dla surowca – być może to tylko przezorność, pozwalająca w przyszłości sięgnąć po inne drewno? Może inne gatunki sprawdzą się lepiej? To czysty domysł, ale tak może być. A może dr Fang uważa, że drewno nie jest takie ważne? Byłoby to dość dziwne, lecz w słuchawkowych muszlach sięgano po rozmaitą drewninę – po czarny dąb, mahoń, zebrano, palisander, wiąz, sykomorę, wiśnię, heban, klon, sosnę, cocobolo…  Komory rezonansowe skrzypiec są z drzewa jaworowego i świerkowego; gitar min. topolowego i brzozowego. Drewno licznych gatunków znalazło zastosowanie w muzycznych instrumentach, najwyraźniej nie ma powodu, by trzymać się jednego.

Brak identyczności gatunku drzewa, lecz jest naśladownictwo kształtu. Powtórzę może, chociaż to niesprawdzone, że kształt taki opracowano z czysto badawczych pobudek na którymś z japońskich uniwersytetów; firma Sony badania te odkupiła (a może gratis dostała?) – i wykorzystała do stworzenia najdoskonalszych słuchawek. A już z pewnością najdoskonalszych o konstrukcji zamkniętej. Ten z daleka rozpoznawalny kształt HiFiMAN HE-R10P precyzyjnie dziedziczą – inaczej mowa o naśladownictwie byłaby czczym bajaniem. Kiedy w 1988 wdrażano oryginał, wyfrezowanie tak skomplikowanego kształtu było nie lada osiągnięciem; dzisiaj frezarki CNC są już chlebem powszednim.

Konstrukcja zawieszenia jest jednak inna.

Obszerne komory muszli, o których HiFiMAN powiada, iż mimo zamkniętości dają słuchawki jak otwarte, łączą się z pozostałymi elementami poprzez aluminiowy profil z lotniczego aluminium (odporniejszego na zniekształcenia i lepiej tłumiącego drgania). Lotniczość lotniczością, a aluminium zastępuje tu oryginalny magnez – surowiec  droższy i doskonalszy, znany z wyjątkowości gdy chodzi o redukcję drgań.

Nie ma magnezu w muszlach, nie ma też go w pałąku, który wykonano ze stali w otoczce pianki z pamięcią kształtu i obszyciu z prawdziwej skóry.

Jeszcze ważniejszej rzeczy nie ma w odniesieniu do membran. Oryginalnie powstających w zawiesinie bakterii kwasu octowego (Acetobacter aceti), znanych z umiejętności wytwarzania biofilmu – błonki z włókien celulozowych grubości zaledwie dwustu angstremów, z których przez dehydratację i prasowanie uzyskiwano arkusze o unikalnej cienkości i wrażliwości akustycznej.

Żadne poza R10 słuchawki nie miały muszli z Aizu Zelkova, żadnym innym nie dano też takich membran. Tytułowe tych rzeczy też nie mają, pomimo powszechnego mniemania, że to naśladownictwo.

Owe braki to zła wiadomość, zwłaszcza że tamte membrany mocno dawały znać o sobie – szmerowość miały niezrównaną. Dzisiejsza technologia usiłuje je zastępować polimerowym erzacem, w przypadku HiFiMAN HE-R10P identycznym jak w HiFiMAN Susvara. Producent chwali się polimerową błonką cienkości 10−6 m, z wtopionymi złotymi elektrodami średnicy pięciu mikronów (5 x 10−6 m). Biopolimery, takie jak celuloza, są jednak inne strukturalnie od syntetycznych[3], siłą rzeczy też inne akustycznie; mało prawdopodobne, żeby na błonach syntetycznych dźwięk powstał charakterem bardzo zbliżony.

A kabel wchodzi do jednej muszli.

Podsumowując: Z innego drzewa muszle, z czego innego membrany, i przede wszystkim przetworniki nie dynamiczne a planarne. Na różnicowy dodatek elementy łączące w pałąku i przetwornikach z matali innych niż magnez, a kabel z posrebrzanej monokrystalicznej miedzi doprowadzony tylko do lewej muszli, gdy w oryginale był do obu i z beztlenowej miedzi długokrystalicznej klasy 6N w oplocie naturalnego jedwabiu nad silikonowym izolatorem. Łączówką u oryginalnych duży jack, cały ze złoconego rodu, kabel zamocowany na stałe. U naśladowcy na wymiennych kablach typowe wtyki symetryczne i niesymetryczne – wszystkie jakości przeciętnej.[4]

Wypada zatem stwierdzić, że całe domniemane naśladownictwo „legendy 10R” sprowadza się do kształtu muszli i wyprofilowania padów, które nie są co prawda identyczne, ale mają podobną głębokość. Jednak nie całe skórzane, a mikrofibrą pokryty obszar przylegania do głowy jest płaski, oryginalnie był wypukły.

Tak naprawdę nie jest to zatem próba powtórzenia z ewentualnymi poprawkami oryginalnych Sony MDR-R10, a jedynie próba sprawdzenia, jak w komorach z innego drewna, ale o identycznym kształcie, sprawdzą się przetworniki planarne z membranami od HiFiMAN Susvara.

Bądźmy jednakże sprawiedliwi – nigdzie nie napisano, że to naśladownictwo ścisłe, ani nawet nieścisłe. Mamy do czynienia jedynie z niewerbalną i werbalną sugestią, poprzez użycie symbolu „10R” i analogię kształtu muszli. Poza tymi dwoma nawiązaniami reszta okazuje się inna – największe podobieństwo kolejne, to też wysoka cena.

Kontakt z głową poprzez sam pałąk, a nie podwieszoną opaskę.

Która wynosi $5500, co na krajowym rynku przekłada się na 25 500 PLN. Tak więc to trzecie najdroższe słuchawki planarne z obecnie oferowanych, po Abyss 1266 i HiFiMAN Susvara. Najdroższe natomiast pośród planarnych zamkniętych – przed Dan Clark Audio STEALTH za równe dwadzieścia tysięcy.

Te $5500 po uwzględnieniu inflacji to i tak dużo mniej niż liczono za oryginalne R10 w 1988, ale luksusu i wyrafinowania też mniej mamy – w sumie dosyć proporcjonalnie. Opakowanie to już nie wyściełana purpurowym zamszem skórzana walizka z oprawioną w granatowe płótno dużego formatu książką, tylko przeciętnej wielkości pudełko pokryte prawdziwą, lecz nieszczególnie gatunkową skórą. Wewnątrz słuchawki na profilu osłoniętym sztucznym atłasem z towarzyszeniem ładnie wydanej, lecz nie tak luksusowo książki.

Porównajmy parametry techniczne. W oryginale było to pasmo 20 Hz – 20 kHz[5], impedancja 40 Ω, skuteczność 100 dB i waga 400 g; planarny naśladowca ma odpowiednio 10 Hz – 60 kHz, 30 Ω, 100 dB i 460 g. Te dane wiele nie mówią. Recenzowane nawiązanie w technologii planarnej okazuje się trochę cięższe – i to właściwie tyle. Pasmo przenoszenia możemy pominąć, z uwagi na fakt wzmiankowany w przypisie, a trochę niższa impedancja przy identycznej skuteczności jest prawie bez znaczenia. Współczesne wzmacniacze słuchawkowe, dobrze przystosowane do niskiej z uwagi na jej powszechność, nie będą miały z nią problemów. Dynamiczny pierwowzór był trochę wygodniejszy, wygląd miał elegantszy, opakowanie bardziej szykowne. Był jednak droższy, nie oferował opcjonalnej łączności bezprzewodowej i basu specjalnie dużo też nie miał, podczas gdy konstrukcje planarne z reguły dysponują mocnym basem. Jak będzie w tym wypadku i czy ta bezprzewodowość, w postaci dokupowanego modułu, coś jest warta, o tym się pora przekonać. Dorzucę tylko, że mimo wyższego ciężaru i prostszej konstrukcji pałąka planarne HiFiMAN HE-R10P okazują się bardzo wygodne, tym się nie musimy przejmować.

Magnezu nie użyto.

Ładne są także – drewniane muszle i u nich budzą zaciekawienie; kształt jest zupełnie identyczny, obrobiono je równie starannie, a wygląd drewna szlachetny. Pady u naśladowczych planarów są nawet wygodniejsze – ich wypłaszczony wierzchni profil lepiej przylega do głowy, a mikrofibra obszycia jest nadzwyczajnej jakości.

[3] Min. nie mają pierścieni węglowodorowych.

[4] Wtyk do muszli jest nietypowy – to symetryczny jack 3,5 mm.

[5] Panował zwyczaj podawania pasma okrojonego do zakresu odtwarzaczy CD; po wprowadzeniu SACD wrócono do podawania zmierzonych.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

38 komentarzy w “Recenzja: HiFiMAN HE-R10P

  1. Sławek pisze:

    Bardzo ciekawa recenzja. Z opisu wynika, że to jest „mój” styl grania. Ale cena jest powalająca (tak, wiem są też o wiele droższe). Kabel przy tej cenie tylko do jednej muszli (to wynik opcjonalnego modułu Bloototh), ale jednak „Ryka approved” – szokujące! Taka sama membrana jak w Susvarach, ale skuteczność nie 83, a 100 dB, więc magnesy muszą być inne. Rozumiem, że testowane były tylko z oryginalnym kablem fabrycznym?
    Czy może Pan oszacować jak się mają jakościowo do HE-1000v2 lub HE-6?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ocena tych słuchawek jest rzeczywiście trudna. Min. przez ten jednostronny kabel z podpięciem symetrycznym jack 3,5 mm. Trudno było prosić któregoś producenta, by uprzejmościowo wykonał tak unikalny przewód na rzecz jednej recenzji. Nawet nie próbowałem, bo pewnie bym to wymógł, ale co potem z takim kablem? Nie chciałem narażać na koszty. Tym bardziej byłem zaskoczony, jak te R10P doskonale sobie radzą z okablowaniem firmowym, i to w dodatku jednostronnym. Zwłaszcza z uwagi na wiele wcześniejszych krytycznych uwag pod adresem kabli od HiFIMAN-a.
      Czy są lepsze od HE-6 i HE1000 V2? Sam bym je od tamtych wolał, tyle mogę powiedzieć. Na sam koniec zrobiły psikusa – już po napisaniu recenzji zaczęły grać przy komputerze bardziej analitycznie. Ale to już taki urok branżowy – można się starać o wygrzanie, a i tak wejście na minę. Trudno jednak pisać recenzje wyłącznie na podstawie egzemplarzy używanych wcześniej przez rok.

  2. miroslaw frackowiak pisze:

    Prosze porownaj HiFiMAN HE-R10P z HiFiMAN HE-R10D te pierwsze sa 5-razy drozsze i teraz powiedz, czy tak wielka jest roznica miedzy nimi? bo ja wychodze z zalozenia ze jak cos w sluchawkach kosztuje 100% wiecej to przeklada sie na 10% lepszego grania,czyli tu 500% to powinne pierwsze grac o 50% lepiej, czy tak jest? czy przypadkiem nie lepiej nabyc te tansze, bo nie jest az taka duza roznica w jakosci grania?

    1. Piotr Ryka pisze:

      A gdyby zaproponować alpinistom chcącym zdobyć K2, żeby nie pchali się na sam szczyt, tylko zawracali kilometr niżej, „bo to też jest bardzo wysoko, a ryzyko o wiele niższe”, to co by każdy odpowiedział?

      Jest cała masa świetnych słuchawek za mniej czy bardziej przystępny budżet, takich „K2 kilometr niżej”. Także wysoko, też wieczne śniegi, także sportowy dreszczyk. Ale satysfakcja jednakże mniejsza i całej linii horyzontu spojrzeniem nie ogarniesz. Za ten ostatni kilometr płaci się dużo więcej, takie są reguły wspinaczki.

      1. QNA pisze:

        Panie Piotrze bardzo trafna przenośnia. W punkt. Lepszego porównania bym nie znalazł. Świetnie oddaje sedno sprawy

  3. Sławek pisze:

    Z tego wnioskuję, że np. HE-6 to nie kilometr niżej tylko dajmy na to Kilimandżaro. Najlepiej w „swojej” klasie.
    To oczywista prawda, że jak ktoś chce „naj” to już pieniądze nie mają znaczenia. Oczywiście dla tych co mają ich nadmiar… Pozostali muszą się jednak godzić na kompromisy.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Odnośnie HE-6 mogę przytoczyć sytuację słuchania ich z przedwzmacniaczem Twin-Head i Lebenem CS300 jako końcówką mocy. Tak grało, że nie nazwałbym tego kompromisem. Może nie było to aż 8848 metrów n.p.m., ale niewiele niżej i cały horyzont widoczny.

      1. Sławek pisze:

        I bardzo mnie to cieszy, czyli z wymianą słuchawek ostrożnie. Tak jak już wspominałem przy innej okazji – HE-6 mają u mnie dożywocie (takoż plazma Panasonica).

        1. Piotr Ryka pisze:

          Tak, z wymianami ostrożnie, chociaż na przykład wymiana HE-6 na Sennheisera Orpheusa nie niesie żadnych zagrożeń 🙂

          Odnośnie zawirowań z wymianami, to kupiłem OLED Panasonica (HZ2000E) i przechodzę prawdziwe piekło komplikacyjne ustaawień. Do zakończenia i ostatecznych konkluzji względem Panasonica plazmowego bardzo daleko.

          1. Sławek pisze:

            Tak, z pewnością, ale jako lubiący HiFiMany miałbym z tyłu głowy jeszcze Shangri La. W Eurojackpota trzeba by zagrać…
            Co zaś do telewizora to ciekaw jestem Pana konkluzji po jakimś czasie użytkowania, także w kwestii wypaleń OLEDa.

          2. Marek S. pisze:

            Proszę uważać z wypalaniem u OLED-a, mi po 2 latach wypalił się pasek tvn24 oraz godziny i nazwy programów w rogach. Ot taka fajna technologia ;). Oczywiście reklamacji nie uznali. LG B7.

          3. Piotr Ryka pisze:

            Ten OLED (HZ2000) nie jest miarodajną próbką odnośnie wypaleń, ponieważ posiada masywny metalowy radiator antywypaleniowy za ekranem. Dzięki niemu luminację ma wyższą o 30% od konkurencji i jest właśnie odporny na wypalenia. Kupiłem go dlatego, że następca (JZ2000), na którego czekałem, radiator też ma, ale o wiele cieńszy, czego wyrazem waga całościowa bez podstawy 18,5 kg, gdy u poprzednika HZ to 26,6 kg. Prócz tego uaktywniłem funkcję tzw. ruchomego piksela, czyli nieznacznego co jakiś czas przesuwania obrazu oraz funkcję samokonserwacji, która działa niewidocznie (nie licząc pomarańczowego świecenia diody) po każdym wyłączeniu. Inny powód zakupu, to usunięty u następcy multiplikator odcieni, który gryzł się z HDMI 2.1. Dlatego HZ ma tylko HDMI 2.0b, ale nie używam konsol do gier, toteż zmienne 120 Hz nie jest mi potrzebne.

            Czy z czasem wypalenia się pokazują, to się dopiero wyjaśni, na razie obserwuję różnice obrazu między OLED a plazmą. Parę tygodni jeszcze potrwa, nim będę miał wyrobione zdanie.

          4. Marcin pisze:

            Wypalenie w OLEDach był łatwy do osiągnięciach w pierwszych generacjach tych paneli. Niestety ta opinią ciągnie się przez to za OLEDami cały czas, i to bardzo niesłusznie. Co ciekawe, najwięksi internetowi krzykacze albo OLEDa nigdy nie mieli, albo źle się z nimi obchodzili, albo właśnie mają ich pierwsze generacje.

            O OLED trzeba dbać, mieć załączone wszystkie systemy ochronne (jak właśnie np. przesuw piksela lub zmiana iluminacji logo stacji). Jeśli na okrągło leci kanał z paskiem info na dole, to wypalenie na własne życzenie powstanie. Dlatego właśnie trzeba o OLEDa dbać, czyli nie dopuszczać do takich sytuacji.

            Jakość obrazu jest fenomenalna (u mnie LG 65CX), przewyższa plazmę Panasonika 50GT50, która dostała przepięciem sieci przez piorun.

            Zauważyłem że OLED można ustawić tak, żeby przypominał plastyczny obraz plazmowy z dodatkowymi bonusami w postaci czerni absolutnej, jaśniejszej iluminacji niż plazma oraz rozdzielczości 4K, do której plazmy nigdy nie dobiły. Można też ustawić OLED tak, żeby świecił jak żarówka, podobnie do LEDów. Co kto lubi 🙂

          5. Piotr Ryka pisze:

            Mam już dużo spostrzeżeń i w sporym stopniu wyrobione zdanie, ale nie chcę się wyrywać z opisem, żeby nie musieć potem uzupełniać, odszczekiwać. Na pewno jest to ciekawe poznawczo, to całe OLED vs plazma.

  4. Miltoniusz pisze:

    Nie wiem jak jest u Panasonica ale w LG 65B7V nietypowość ustawień jest taka, że kontrast należy ustawić na 100 a jasność regulować za pomocą parametru „Oświetlenie oled”. Jeżeli i to jest za jasno to wtedy dopiero jedziemy z kontrastem w dół. Tylko że wtedy ulega zaburzeniu krzywa gamma i obszary blisko czerni są niedoświetlone no i wogóle zmienia się przez to nieco „kalibracja”. Zapewne Pan o tym wie ale może komu innemu się przyda. Jestem bardzo ciekawy nie tylko wniosków końcowych ale i porywów emocji towarzyszących tej drodze.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie zgadzam się z ustawieniami optymalnymi podanymi w tej recenzji, sam mam kontrast chwilowo na 70, ale to propozycja profesjonalistów, czyli jakoś miarodajna.
      https://www.flatpanelshd.com/review.php?subaction=showfull&id=1602485328

  5. Miltoniusz pisze:

    Widać w Panasonicu jest inaczej. Głównie chodziło mi zresztą o to, że w LG odbywa się to inaczej niż w większości TV gdzie suwak „kontrast” reguluje jasność obrazu a suwak „jasność” reguluje jakby jasność czerni czy coś w tym stylu. Zresztą miałem wymieniany panel na nowszej generacji i jego charakterystyka była znacząco inna niż starego. Nie ma reguł.

  6. Marek S. pisze:

    Mi kalibrowali z hdtvpolska, więc tak zostawiłem. Technologia idzie do przodu i walczą w coraz to lepszy sposób z wypaleniem. W oleda już nie pójdę i lg też ze względu na podejście do klienta. Interesuje mnie microled, który z czasem zastąpi oleda.

  7. Miltoniusz pisze:

    Moje doświadczenia z podejściem LG są zaskakująco pozytywne. Natomiast to co wyprawia Sony to przechodzi wszelkie pojęcie. Zarówno jeżeli chodzi o produkty jak i „serwis”. Kiedyś to była moja ulubiona firma. Żal patrzeć, strach kupować.

  8. Fon pisze:

    Kiedy można się spodziewać opisu Bayerdynamic T1V3

    1. Piotr Ryka pisze:

      Właśnie się pisze. Prawdopodobnie za jakiś tydzień, bo trwa niewidoczny z zewnątrz remont serwisu i nie można do jego zakończenia wrzucać nowych artykułów.

  9. Alucard pisze:

    Jest szansa na recenzję Pass Labs HPA1?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Teoretycznie jest, ale wyciąganie sprzętu od Top hifi to mordęga. Jakaś niespotykana biurokracja, piętrzenie trudności, braki egzemplarzy testowych.

  10. miroslaw frackowiak pisze:

    A czy recenzja nowych Grado SR1x i SR2x jest mozliwa?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie wiem. Od chyba roku staram się o recenzję GS3000, i za cholerę. Nie ma, nie ma, nie ma… tylko taka odpowiedź.

      1. Alucard pisze:

        Dystrybutor powiedzial ze nie sprowadza i tyle. Jak wychodzily to juz wtedy byla ta gadka. Szkoda pradu na nich, tez pisalem do nich ale w sprawie flagowca. Dziwnie wygladala ta rozmowa.

  11. Alucard pisze:

    Czytam tak o tych HE6 tutaj a jest nowa wersja teraz. Pisze na stronie HiFiMana ze mozna je zasilac wzmavniaczem 2 W lub mocniejszym. Chetnie bym ich w koncu posluchal.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      HEED już nie tego?

      1. Alucard pisze:

        Bardzo dobre sluchawki ale maja jeden mankament. Sa na mnie za male. Nie starcza tego rozsuniecia palaka po bokach. Troche mozna posluchac ale meczy mnie to na dluzsza mete. Dzwiek oczywiscie pierwsza klasa, sopran szczegolnie ale tez wyciagniecie detalu z glebszych warstw srednicy i taka spojnosc muzyczna, naturalnosc wokali, ogolnie wokale lepsze niz paru drozszych jakich sluchalem. Ale ktos tam zapomnial o ludziach co maja glowy jak 10 litrowe wiadra, trudno 😉 tak ledwo ledwo starcza na razie, nie denerwuje sie bo mialem juz problemy z tym przy paru sluchawkach. Nie wzialem pod uwage ze moze tak w ogole byc, wydawaly sie gigantyczne a tu taki klops.
        Z telefonu pisze, wiec brak polskich znakow 😉 slownik automatyczny mnie nerwuje 😉

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Z uwagi na ogromny wybór, bardzo trudno zdecydować się na słuchawki ostateczne. Tym bardziej wiedząc, co wiem z doświadczenia, że w wyjątkowo do którychś pasujących torach jedne nad drugimi zyskują przewagę, i to wyraźną, by kiedy indziej ją tracić, i to z kretesem. Tak więc nie ma raczej mowy o wyrokowaniu w stylu: „te jedne są najlepsze w sensie absolutnym”. Odsyłając w przeszłość już nieprodukowane, spośród współczesnych sam skupiałbym się na wyborze pomiędzy T+A i STEALTH. Ale jedne i drugie potrzebują równie dużo mocy co HEED, poza tym nie jestem całkiem miarodajny, bo wielu najnowszych jeszcze nie słyszałem. Na dodatek, nawiązując do początkowych słów, byłem przy komputerze świadkiem sytuacji, gdy raz Grado PS2000e, a kiedy indziej Focal Utopie, zyskiwały nad wszystkimi przewagę. Z koli przy gramofonie Final D8000 PRO, a w torze z potężnymi monoblokami fenomenalnie potrafiły grać Staksy 009, fenomenalnie Suasvary. Najprościej byłoby każdemu słuchawkowemu maniakowi dać po Sennheiserze Orfeuszu, ponieważ od niego, i to w kategoriach obiektywnych, żadne słuchawki nie są lepsze. Ale to się raczej nie stanie.

          1. Geralt pisze:

            „Najprościej byłoby każdemu słuchawkowemu maniakowi dać po Sennheiserze Orfeuszu, ponieważ od niego, i to w kategoriach obiektywnych, żadne słuchawki nie są lepsze. Ale to się raczej nie stanie.”

            Mógłby Pan wskazać te obiektywne kategorie?

          2. Piotr+Ryka pisze:

            „Obiektywne kategorie” oznaczają w tym wypadku niezależność od gustu i wyobraźni słuchacza. Od tego czy bardziej lubi brzmienia basowe, czy sopranowe; od preferowanej formy scenicznej, stopni nacisku na muzykalność i szczegółowość, największego u niego apetytu na realizm, czy na upiększanie, czy może na dziwność. Wszystko to Orfeusz zrobi dla niego genialnie, każdy muzyczny styl, każdą płytę zaprezentuje najlepiej. Znajomy audiofil regularnie bywa w filharmonii i ma nieograniczone możliwości finansowe odnośnie sprzętu. Wg niego nie ma bliższego realności, doskonalszego niż w Orfeuszu grania na słuchawkach, i ja się z nim zgadzam.

  12. Tomasz pisze:

    Obecnie jestem posiadaczem zestawu słuchawkowego: Final Sonorous VI pandora, wzmacniacza słuchawkowego Ifi ican se, Naim cd5si. Wg Pana np wymiana słuchawek Final Sonorous VI na słuchawki HIFIMAN HE-R10, przy po zostawieniu pozostałe o toru to wymiana kosmetyczna, czy raczej krok do przodu, bo wymiana słuchawek wnosi najwięcej do brzmienia? Pytam, ponieważ ma Pan doświadczenie i setki przesluchanych słuchawek. Wg Pana recenzji kupiłem Final Sonorous VI i to był strzał w 10

    1. Piotr+Ryka pisze:

      To będzie raczej krok do tyłu. Jak już wymieniać, to na T+A Solitaire P.

      1. Tomasz pisze:

        A inne słuchawki ale zamknięte do 20kilku tysięcy spowodują krok do przodu w porównaniu do Final Sonorous VI???

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Bardzo trudne pytanie, bo każde takie zamknięte są specyficzne. W grę wchodzą, Final D8000 i D8000 PRO (jedne i drugie półzamknięte), Dan Clark Audio STEALTH, ZMF Verite, także te niby R10, bo każdy ich egzemplarz gra inaczej. Trzeba chyba pojechać na AVS i próbować ich wszystkich posłuchać. Wskazania jednych się nie podejmuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy