Recenzja: HiFiMAN HE-R10P

    HiFiMAN to marka oferująca najwięcej modeli słuchawek, w tym też najwięcej luksusowych. Nie ma drugiej proponującej w przedziale „tysiąc i więcej dolarów” aż siedemnastu modeli. (Siedemnastu!)

– Elektrostatycznych i planarnych, wokółusznych i dokanałowych. Poczynając od elektrostatycznego zestawu Shangri-La za $55 000, a na planarnych Ananda-BT za równy tysiąc kończąc.

W szerokim wachlarzu drogich są trzy modele referencje w sensie najbardziej ścisłym: wspomniane Shangri-La, otwarte planarne Susvara i planarne zamknięte HE-R10P. Recenzowany model to zatem podium HiFiMAN-a, jedne z trójki najlepszych.

Szlachectwo zobowiązuje, mawiano w czasach szlacheckich. W tym wypadku szlachectwo zapisane zostało w nazwie. Przyznam, że głupio mi pisać po raz nie wiem już który o zaszytym w nazwie zamkniętych HiFiMAN-ów kodzie nazwowym najstarszych słuchawek o poziomie brzmieniowym i wyglądowym najwyszukańszego luksusu. Mowa rzecz jasna o przeszłych do legendy Sony MDR-R10 z 1987.

Trzydzieści cztery lata mijają odkąd szef najpotężniejszego wówczas koncernu audialno-wizualnego zabawiał technicznymi nowinkami mistrza dyrygentury Herberta von Karajana. (Panowie kolegowali się i regularnie spotykali.) Jedną z takich nowości były arcy-słuchawki, których melodyjności i walorów scenicznych żadnym późniejszym, choćby i najdroższym, nie udało się przebić. Może dziś, Anno Domini 2021, fakt ten już tak nie szokuje jak jeszcze parę lat temu, skoro w planach Unii Europejskiej znalazło się wykluczanie mięsa, nabiału i motoryzacji oraz energetyki innej niż napędzanej wiatrem i promyczkami Słońca. (Toteż kiedy wybuchnie większy wulkan, dla pozbawionych prądu ocalałych nie tylko dobre słuchawki pozostaną wspomnieniem.)[1] Dalece odmienną wizję przyszłości prezentują Chińczycy, gwałtownie odreagowujący nędzę posuniętą do takich granic, że głód próbowano zwalczać wyłapywaniem wróbli i szczurów. Tak wyglądały Chiny jeszcze pięćdziesiąt lat temu, co na tle dzisiejszego Szanghaju zdaje się czymś nie do wyobrażenia. Z Chin właśnie, a nie popadającej w regres energetyczny i mentalny Europy, pochodzą słuchawki usiłujące jeśli nie przebić, to przynajmniej przybliżyć słuchaczom poziom legendarnych Sony. O całej sprawie z pochodzeniem pisałem niedawno przy okazji recenzowania naśladownictwa dynamicznego – słuchawek HiFiMAN HE-R10D, czyli z przyrostkiem D a nie P. Przypomnijmy:

Wyposażone w unikalnej konstrukcji, przez nikogo później nie powtórzone przetworniki dynamiczne z biologicznego pochodzenia membranami, kosztowały Sony MDR-R10 na terenie Niemiec, stanowiących część niemającej jeszcze wspólnej waluty Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, równe 7000 DM; kwotę na tamte czasy zawrotną, równą cenie małego ale przyzwoitego auta. Dzisiejsze ceny na rynku wtórnym dobrze zachowanego egzemplarza lokują się grubo powyżej $10 000, przy czym trzeba brać pod uwagę, że decydujemy się na słuchawki nienaprawialne i pozbawione gwarancji, że oryginalnych przetworników nie zastąpiono w nich zdecydowanie niższej jakości pochodzącymi z modelu Sony MDR-CD3000, które rozmiarowo pasują. Myśl o nabyciu oryginalnych Sony R10 należy zatem do sensownych jedynie w głowach mogących bez większego uszczerbku dla psychiki i ekonomii przeboleć ewentualną stratę kilkunastu tysięcy dolarów, wraz z czym oraz przypisywanym brzmieniowym artyzmem stały się te R10 legendą.

Cechowanie legendarnością oznacza nieśmiertelność. W legendzie więc wciąż żyją i poprzez nią oddziałują; najbardziej, jak się okazuje, na dr Fang Bian, założyciela i głównego konstruktora znanego wszystkim amatorom słuchawek HiFiMAN-a.

Dr Fang zaczynał karierę słuchawkowego twórcy od naśladownictwa cudzych słuchawek, ale nie tych, tylko Sennheisera Orfeusza. Potem przerzucił się na naśladowanie planarnych, i takie jako pierwsze zaproponował własne. Obecnie jego należąca do ścisłej czołówki światowej firma ma w dorobku swojego autorstwa słuchawki wzorcowe – elektrostatyczne Shangri-la i planarne Susvary. To jednak okazało się nie wystarczać, legenda Sony R10 wciąż działała. Z dużą dozą pewności możemy przyjąć, że Fang posiada na własny użytek legendy o muszlach z Aizu Zelkova[2], co pewnie głównie bodźcowało. Efektem wystrzał rynkowy z tych nieoczekiwanych – firma HiFiMAN w roku zeszłym rzuciła na rynek aż dwa naśladownictwa R10. Model jak oryginał dynamiczny, ale nie o takich jakościowych zapędach, o czym zaświadcza cena; oraz pięć razy od  niego droższy model niehamowany już ambicjonalnie, w najczęściej u HiFiMAN-a spotykanej technologii planarnej.

Tańszy zrecenzowany, bierzmy się teraz za droższy i zobaczmy, co wskórał.

[2] Aizu to region obejmujący zachodnią część prefektury Fukushima, a Zelkova serrata to  brzostownica japońska – najczęściej wielopniowe, osiągające do 30 m wysokości drzewo z rodziny wiązów, zakresem występowania obejmujące podgatunkami obszar od Kaukazu przez Chiny i Koreę po Japonię. Zdolne żyć ponad tysiąc lat, ozdobne, symboliczne (herby) i pomnikowe, stosowane zarówno do nasadzeń parkowych, jak i na drzewka bonsai. W Japonii traktowane jako święte i używane do budowy świątyń, w Korei uważane za opiekuńcze dla swojej okolicy. Kolor twardzieli ma specyficzny, w katalogu odcieni brązu najbliższy miodowej ochrze; rysunek słojów przeważnie zaznaczony słabo, z daleka przypominający jednolitą powierzchnię. Roczne przyrosty są niewielkie, a ich efektem miąższość spoista, lecz jednocześnie lekka i reaktywna akustycznie.

Co się udało, co nie?

Ten kształt słuchawkowych muszli wywołuje u znawców słuchawek dreszcze.

   Muszli z Aizu Zelkova nie ma – świętego drzewa Japończyków chińskiej manufakturze zdobyć się nie udało. Nic nie wiadomo o tym, by chociaż próbowała, a jak wynika z przypisu, inne odmiany Zelkova rosną w Chinach, lecz z nich nie skorzystano. Planarny naśladowca ma muszle z drzewa wiśni, jest zatem podobieństwo do innych słuchawek japońskich. Żadne oprócz prawdziwych Sony R10 nie miały muszli z brzostownicy Aizu, ale najbardziej popisowym, w limitowanych seriach z okazji kolejnych jubileuszy powstającym modelom Audio-Techniki pokrywy wykonywano z unikalnie rzadkich, rosnących tylko w rezerwacie na Hokkaido dzikich wiśni Asada. Jakiego podgatunku użyto na muszle HiFiMAN HE-R10P, tego firma nie zdradza. W witrynie internetowej poświęconej słuchawkom brak jakiejkolwiek wzmianki o gatunku i pochodzeniu drzewa; dopiero indagowany przez zaciekawionych przedstawiciel producenta odpowiedział, że to drewno wiśniowe. Informacyjna powściągliwość nie musi jednak oznaczać braku szacunku dla surowca – być może to tylko przezorność, pozwalająca w przyszłości sięgnąć po inne drewno? Może inne gatunki sprawdzą się lepiej? To czysty domysł, ale tak może być. A może dr Fang uważa, że drewno nie jest takie ważne? Byłoby to dość dziwne, lecz w słuchawkowych muszlach sięgano po rozmaitą drewninę – po czarny dąb, mahoń, zebrano, palisander, wiąz, sykomorę, wiśnię, heban, klon, sosnę, cocobolo…  Komory rezonansowe skrzypiec są z drzewa jaworowego i świerkowego; gitar min. topolowego i brzozowego. Drewno licznych gatunków znalazło zastosowanie w muzycznych instrumentach, najwyraźniej nie ma powodu, by trzymać się jednego.

Brak identyczności gatunku drzewa, lecz jest naśladownictwo kształtu. Powtórzę może, chociaż to niesprawdzone, że kształt taki opracowano z czysto badawczych pobudek na którymś z japońskich uniwersytetów; firma Sony badania te odkupiła (a może gratis dostała?) – i wykorzystała do stworzenia najdoskonalszych słuchawek. A już z pewnością najdoskonalszych o konstrukcji zamkniętej. Ten z daleka rozpoznawalny kształt HiFiMAN HE-R10P precyzyjnie dziedziczą – inaczej mowa o naśladownictwie byłaby czczym bajaniem. Kiedy w 1988 wdrażano oryginał, wyfrezowanie tak skomplikowanego kształtu było nie lada osiągnięciem; dzisiaj frezarki CNC są już chlebem powszednim.

Konstrukcja zawieszenia jest jednak inna.

Obszerne komory muszli, o których HiFiMAN powiada, iż mimo zamkniętości dają słuchawki jak otwarte, łączą się z pozostałymi elementami poprzez aluminiowy profil z lotniczego aluminium (odporniejszego na zniekształcenia i lepiej tłumiącego drgania). Lotniczość lotniczością, a aluminium zastępuje tu oryginalny magnez – surowiec  droższy i doskonalszy, znany z wyjątkowości gdy chodzi o redukcję drgań.

Nie ma magnezu w muszlach, nie ma też go w pałąku, który wykonano ze stali w otoczce pianki z pamięcią kształtu i obszyciu z prawdziwej skóry.

Jeszcze ważniejszej rzeczy nie ma w odniesieniu do membran. Oryginalnie powstających w zawiesinie bakterii kwasu octowego (Acetobacter aceti), znanych z umiejętności wytwarzania biofilmu – błonki z włókien celulozowych grubości zaledwie dwustu angstremów, z których przez dehydratację i prasowanie uzyskiwano arkusze o unikalnej cienkości i wrażliwości akustycznej.

Żadne poza R10 słuchawki nie miały muszli z Aizu Zelkova, żadnym innym nie dano też takich membran. Tytułowe tych rzeczy też nie mają, pomimo powszechnego mniemania, że to naśladownictwo.

Owe braki to zła wiadomość, zwłaszcza że tamte membrany mocno dawały znać o sobie – szmerowość miały niezrównaną. Dzisiejsza technologia usiłuje je zastępować polimerowym erzacem, w przypadku HiFiMAN HE-R10P identycznym jak w HiFiMAN Susvara. Producent chwali się polimerową błonką cienkości 10−6 m, z wtopionymi złotymi elektrodami średnicy pięciu mikronów (5 x 10−6 m). Biopolimery, takie jak celuloza, są jednak inne strukturalnie od syntetycznych[3], siłą rzeczy też inne akustycznie; mało prawdopodobne, żeby na błonach syntetycznych dźwięk powstał charakterem bardzo zbliżony.

A kabel wchodzi do jednej muszli.

Podsumowując: Z innego drzewa muszle, z czego innego membrany, i przede wszystkim przetworniki nie dynamiczne a planarne. Na różnicowy dodatek elementy łączące w pałąku i przetwornikach z matali innych niż magnez, a kabel z posrebrzanej monokrystalicznej miedzi doprowadzony tylko do lewej muszli, gdy w oryginale był do obu i z beztlenowej miedzi długokrystalicznej klasy 6N w oplocie naturalnego jedwabiu nad silikonowym izolatorem. Łączówką u oryginalnych duży jack, cały ze złoconego rodu, kabel zamocowany na stałe. U naśladowcy na wymiennych kablach typowe wtyki symetryczne i niesymetryczne – wszystkie jakości przeciętnej.[4]

Wypada zatem stwierdzić, że całe domniemane naśladownictwo „legendy 10R” sprowadza się do kształtu muszli i wyprofilowania padów, które nie są co prawda identyczne, ale mają podobną głębokość. Jednak nie całe skórzane, a mikrofibrą pokryty obszar przylegania do głowy jest płaski, oryginalnie był wypukły.

Tak naprawdę nie jest to zatem próba powtórzenia z ewentualnymi poprawkami oryginalnych Sony MDR-R10, a jedynie próba sprawdzenia, jak w komorach z innego drewna, ale o identycznym kształcie, sprawdzą się przetworniki planarne z membranami od HiFiMAN Susvara.

Bądźmy jednakże sprawiedliwi – nigdzie nie napisano, że to naśladownictwo ścisłe, ani nawet nieścisłe. Mamy do czynienia jedynie z niewerbalną i werbalną sugestią, poprzez użycie symbolu „10R” i analogię kształtu muszli. Poza tymi dwoma nawiązaniami reszta okazuje się inna – największe podobieństwo kolejne, to też wysoka cena.

Kontakt z głową poprzez sam pałąk, a nie podwieszoną opaskę.

Która wynosi $5500, co na krajowym rynku przekłada się na 25 500 PLN. Tak więc to trzecie najdroższe słuchawki planarne z obecnie oferowanych, po Abyss 1266 i HiFiMAN Susvara. Najdroższe natomiast pośród planarnych zamkniętych – przed Dan Clark Audio STEALTH za równe dwadzieścia tysięcy.

Te $5500 po uwzględnieniu inflacji to i tak dużo mniej niż liczono za oryginalne R10 w 1988, ale luksusu i wyrafinowania też mniej mamy – w sumie dosyć proporcjonalnie. Opakowanie to już nie wyściełana purpurowym zamszem skórzana walizka z oprawioną w granatowe płótno dużego formatu książką, tylko przeciętnej wielkości pudełko pokryte prawdziwą, lecz nieszczególnie gatunkową skórą. Wewnątrz słuchawki na profilu osłoniętym sztucznym atłasem z towarzyszeniem ładnie wydanej, lecz nie tak luksusowo książki.

Porównajmy parametry techniczne. W oryginale było to pasmo 20 Hz – 20 kHz[5], impedancja 40 Ω, skuteczność 100 dB i waga 400 g; planarny naśladowca ma odpowiednio 10 Hz – 60 kHz, 30 Ω, 100 dB i 460 g. Te dane wiele nie mówią. Recenzowane nawiązanie w technologii planarnej okazuje się trochę cięższe – i to właściwie tyle. Pasmo przenoszenia możemy pominąć, z uwagi na fakt wzmiankowany w przypisie, a trochę niższa impedancja przy identycznej skuteczności jest prawie bez znaczenia. Współczesne wzmacniacze słuchawkowe, dobrze przystosowane do niskiej z uwagi na jej powszechność, nie będą miały z nią problemów. Dynamiczny pierwowzór był trochę wygodniejszy, wygląd miał elegantszy, opakowanie bardziej szykowne. Był jednak droższy, nie oferował opcjonalnej łączności bezprzewodowej i basu specjalnie dużo też nie miał, podczas gdy konstrukcje planarne z reguły dysponują mocnym basem. Jak będzie w tym wypadku i czy ta bezprzewodowość, w postaci dokupowanego modułu, coś jest warta, o tym się pora przekonać. Dorzucę tylko, że mimo wyższego ciężaru i prostszej konstrukcji pałąka planarne HiFiMAN HE-R10P okazują się bardzo wygodne, tym się nie musimy przejmować.

Magnezu nie użyto.

Ładne są także – drewniane muszle i u nich budzą zaciekawienie; kształt jest zupełnie identyczny, obrobiono je równie starannie, a wygląd drewna szlachetny. Pady u naśladowczych planarów są nawet wygodniejsze – ich wypłaszczony wierzchni profil lepiej przylega do głowy, a mikrofibra obszycia jest nadzwyczajnej jakości.

[3] Min. nie mają pierścieni węglowodorowych.

[4] Wtyk do muszli jest nietypowy – to symetryczny jack 3,5 mm.

[5] Panował zwyczaj podawania pasma okrojonego do zakresu odtwarzaczy CD; po wprowadzeniu SACD wrócono do podawania zmierzonych.

Odsłuch

Ani w pałąku, ani w muszlach.

   Oto trzecie z rzędu słuchawki najwyższej klasy jedne po drugich poddawane ocenie. Najdroższe, ale czy najlepsze? Niełatwo będzie sprostać kryteriom jakościowym narzuconym przez Meze ELITE i Dan Clark Audio STEALTH.

Z odtwarzaczem przenośnym

Zacznijmy zwyczajowo od gry z przenośnym odtwarzaczem. W tej lokalizacji zwłaszcza, ale także w ogóle, wiele słuchawek ma trudności z aspektem melodycznym. HiFiMAN HE-R10P do takich nie należą. Gładkość i elegancję muzycznej formy mają szczytowego poziomu, co jeszcze podkreślają efektownymi, a nie dającymi poczucia obcości, pogłosami, oswajanymi ciepłotą. Tonacja okazuje się ciepła – wyzbyta zimnych srebrzeń i jaskrawizny bieli. Owszem, są sopranowe srebrzenia, lecz w ciepłej odmianie srebra, takiej lekko złoconej. Zakres pasma bardzo rozległy: soprany bez wysiłku osiągają maksima, bas ma charakter potęgowy. Wszystko spowite ciepłem, rozkołysaną melodyką i o postaci trójwymiarowej. Jednak ta melodyka nie osiąga miary oryginalnej, aczkolwiek trzeba brać pod uwagę, że tamta była rekordowa; żadne słuchawki prócz Sennheisera Orpheusa i Staksa SR-Ω nie przejawiały takiej. Tak była doskonała, że aż deklasująca – słuchane zaraz po Sony MDR-R10, inne uchodzące za melodyjne zdawały się melodyki nie mieć. W planarnym naśladownictwie nie jest tak oszałamiająca, tym niemniej jest wybitna. Aspekt melodyczny HiFiMAN HE-R10P nie może budzić zastrzeżeń nawet na tle pierwowzoru.

Odtwarzacz przenośny to jednak nie okazja do czynienia rozstrzygających porównań, tym bardziej, że służących za pamięciowy punkt odniesienia Sony R10 z żadnym przenośnym nie słuchałem. Okazja natomiast do stwierdzenia, że melodyka i potęga basu były przy nim dla planarnych R10 dominantami brzmienia, trzecim objętość sceny. Właśnie objętość, a nie obszar, bo w odróżnieniu od na przykład Dan Clark Audio STEALTH, te słuchawki nie niosą dźwięku w dal otwartą, bezkresną; przenosząc go zamiast tego do ogromnej i bardzo wysokiej sali. To nie dźwięk plenerowy, tylko filharmoniczny albo katedralny; chociaż w szczególnych warunkach muzyki elektronicznej taką otwartość zyskuje.

Kable są jednak niezłe i są wśród nich symetryczne.

W odróżnieniu od proponowanego przez bezpośredniego konkurenta, wspomnianych Dan Clark Audio STEALTH, nie jest to dźwięk badawczo drążony i analizowany aż po najdrobniejsze niuanse. Dominuje wrażenie wielkości, potęgi, nośności i melodycznego czaru, a nie widzenia dźwięków jak przez lupę i odsłaniania harmonik. Tendencja zmierza ku uspójnianiu i nadawaniu jednolitego wyrazu, jest zatem analogiczna z tą od też konkurencyjnych, ale otwartych, Meze ELITE. Te grały jednak bliższym pierwszym planem, stawiając oprócz ujednolicania i melodyjności na bliski kontakt ze słuchaczem. HiFiMAN HE-R10P dystansu dużego nie dają, ale większy, i dużo przy tym silniejszy nacisk kładą na uwidacznianie wielkich obszarów. Najczęściej wielkich, ale ograniczanych barierami powrotu echa, niemniej poczucie rozległości i objętościowości scenerii jest równie silne jak potęgowość brzmienia i melodyjność. Innym ważnym czynnikiem, całościowe poczucie spokoju. Dźwięk nie wżera się w uszy, tylko majestatycznie płynie. Ciepły, melodyjny, szlachetny i imponująco potężny, ale tak stonowany, że soprany zdają się powściągnięte. Dopiero przy uważnym oglądzie odkrywamy, że powściągane nie są, a tylko głębiej się moszczą w przekazie, nie dokładając sopranowej panierki reszcie brzmień. To ów czynnik spokoju i elegancji płynięcia, działający też na rzecz większej brzmieniowej głębi. Esencjalność dominuje nad analizą, masywność nad koronkowością, melodyka nad zalewem szczegółów. Wtopione w przekaz soprany nie narzucają się, ustępując pierwszeństwa nasyceniu i melodyjności. Wypadkowa tego wszystkiego dalece inna niż u Dan Clark Audio STEALTH, jako ewidentna alternatywa. Alternatywa tym bardziej względem Ultrasone T7, których dobitna szczegółowość wzmacniana była pogłosowością nieocieplaną i innego koloru światłem – oświetleniem operującym kontrastami srebrzonej bieli z atramentową czernią, a nie bieli lekko kremowej na tłach czerni nie tak aż głębokiej.

Przy komputerze

Przetwornik PrimaLuny i wzmacniacz Phasemation pozwoliły dokonać bardziej miarodajnych ustaleń; uwidoczniły styl samych HiFiMAN HE-R10P i pokazały, na czym może polegać alternatywa. Bowiem powiedzmy od razu: dwa najdroższe modele zamkniętych słuchawek planarnych i tu grały dalece różnie. Zarazem każdy miał coś z oryginalnych Sony MDR-R10, czego nie miał ten drugi, czyniąc sprawę jeszcze ciekawszą. I jednocześnie posiadał atrybut u Sony nieobecny, co w cząstkowej przynajmniej mierze możemy uważać za postęp. Atrybut u obu identyczny – przetworniki planarne jednych i drugich częstowały mocniejszym basem. A zarazem te basy względem siebie były odmienne.

Mikrofibra na obszarze kontaktu ze skórą jest godna wielkiej pochwały.

Zacznijmy od recenzowanych. Bas HiFiMAN HE-R10P był z trzech[6] najpotężniejszy, ustępując jedynie temu Ultrasone T7. Który nie tylko był potężniejszy, ale też bardziej szczegółowy. Efektem precyzyjniejsza forma i lepsza wizualizacja, a jednocześnie odchodzenie od basu jako miłego masażu. Bas Ultrasone był w cudzysłowie „zabójczy” i jednocześnie wymagał większej staranności od nagrań. W przypadku byle jakich mógł stać się przesadnie wszechobecny i na dodatek zniekształcony. Co dotyczyło też HiFiMAN HE-R10P, ale na innej zasadzie. W mniejszym stopniu na przedobrzeniu, w większym na bezpostaciowości. Ich basowa bezpostaciowość tyczyła niestety także nagrań dobrej jakości; bas HiFiMAN HE-R10P zawsze zjawiał się jako masywny, ale z przybieraniem wyraźnej formy miał duże – za duże – kłopoty. To było dobrze widoczne już na tle Ultrasone T7, jeszcze lepiej na tle Dan Clark Audio STEALTH. Które w sensie ilościowym i ciężarowym bas od T7 i R10P przejawiły skromniejszy, ale pod względem złożoności informacyjnej i w następstwie tego siły obrazotwórczej okazały się absolutnie mistrzowskie.

Odnośnie tego trzeba uzupełnić, że najczęściej podczas słuchania HiFiMAN HE-R10P ich stosunkowo niska rozdzielczość basu nie będzie stanowiła problemu. Obfitość i niskość zejścia plus masywność gwarantują miłe doznania; a sam bas, jako przeważnie stanowiący tło bądź akompaniament, nie jest zwykle przedmiotem dokładnej obserwacji. Ale gdy solo perkusyjne, basowa partia wiolonczeli lub kontrabasu, kiedy niski akord fortepianowy – wówczas basowa reprodukcja HiFiMAN HE-R10P nie będzie w pełni zadowalać. Rozdzielczość pozostawi coś, albo więcej, do życzenia; tak w każdym razie działo się przy komputerze jako źródle – jednak sytuowanym w torze za bez słuchawek ponad osiemdziesiąt tysięcy. Te same partie basowe u porównywanej konkurencji planarnej i dynamicznej wypadły pod względem rozdzielczości i siły obrazowej lepiej.

[6] Tzn. Sony R10, DCA Stealth i HiFiMAN R10P.

Odsłuch cd.

Dynamiczne naśladownictwo ma pokrywy sosnowe, planarne z drewna wiśni.

   Poprzez ten bas dochodzimy do generalnej różnicy między HiFiMAN HE-R10P a Dan Clark Audio STEALTH. Pierwsze dziedziczą po oryginalnych R10 najwyższej próby melodykę, drugie nadzwyczajną szmerowość. Przez tę ostatnią rozumiem nie samą szczegółowość i umiejętność przenikania w podpowierzchniową strukturę nagrań, tylko całościowe poczucie nadzwyczajności, gdy chodzi o wrażliwość na draśnięcie sygnałem. U oryginalnych Sony R10 była najlepsza w historii; u w żaden sposób nie nawiązujących do nich (poza próbą bycia nadzwyczajnymi) Dan Clark Audio STEALTH jest tylko minimalnie słabsza.

Podobnej wrażliwości (sugerujące u siebie nawiązanie do Sony R10) HiFiMAN HE-R10P nie przejawiają. Są zjawiskowo (choć nie na miarę oryginału) melodyjne, ale nie tak wrażliwe i tak trafne tonalnie.

Tę trafność mają często słuchawki AKG, słuchając najlepszych z nich – K1000 – natychmiast czujesz właściwy ton. Tego nie mają żadne z trzech tutaj; to miały Denon D7000, AKG K1000 i, jako pierwsze, oryginalne R10.

Z czego wynika, że Sony MDR-R10 byłyby ideałem, gdyby nie niedostatek basu. Ale cóż – niedostatek miały, tego nie udawało się zamaskować, poprawić. Pod tym z kolei względem każde z tu stosowanych posiadały przewagę – Ultrasone T7 nawet miażdżącą. Ale i HiFiMAN HE-R10P bas potężniejszy mają, tylko ta wyrazistość marna …   – Takie mają śpiewne wokalne, tak kulturalnie posługują się sopranami, taką budują przestrzeń, a bas im się nie kształtuje w wyraźną wizualnie formę. Pod względem basowej precyzji korzystające z tego samego surowca na membrany HiFiMAN Susvara radziły sobie lepiej. Nie pozostaje więc nic innego jak napisać, że przetworniki HiFiMAN HE-R10P zostały niedopracowane. Pod względem akustycznych efektów (a o nie przecież zwłaszcza chodzi) biją je zarówno osadzane w identycznych muszlach dynamiczne przetworniki oryginalnych R10, jak i mające z tego samego surowca membrany przetworniki planarne Susvar. Do czego można dołączyć uwagę, że o tym kształcie drewniane komory najwyraźniej stwarzają trudności dla reprodukcji basu – bądź ilościowe, bądź postaciowe.

Jedne i drugie świetnie się prezentują, chociaż faktura nie jest tak osobliwa, jak ta z Aizu Zelkova.

W kolejnych dniach po wiele godzin w różnych lokalizacjach słuchałem raz HiFiMAN HE-R10P, raz Dan Clark Audio STEALTH. Wniosek ogólny nasuwał się jeden: pierwsze są bardziej relaksujące, drugie bardziej intrygujące.

Przenieśmy się na koniec pod odtwarzacz, tam ostateczna konkluzja.

Z odtwarzaczami CD i SACD

Sesje przy odtwarzaczach i gramofonie przyniosły ważne rozstrzygnięcie finalne.

Cały czas mocowałem się w klinczu Dan Clark Audio STEALTH z HiFiMAN HE-R10P; każdy słuchany utwór w reprodukcji ich obu i od czasu do czasu trzecich Ultrasone. (STEALTH i Ultrasone z kablami Tonalium, a R10P z własnym, o którym trudno orzec, na ile dobry, lecz zły na pewno nie. Nie stanowił przeszkody w konkurowaniu jak równy z równymi, nieraz wysuwać się na prowadzenie. Pytaniem pozostaje, co dałoby przejście na inny.)

Przejdźmy do rozstrzygającej konkluzji. W torze z odtwarzaczami CD i SACD oraz szczytowej klasy wzmacniaczem wyszło na to, że słabsze jakościowo nagrania – takie od całkiem złych po średnie – najkorzystniej wypadają z HiFiMAN HE-R10P, natomiast wyższe jakościowo, aż po najlepsze włącznie, z Dan Clark Audio STEALTH, ewentualnie z Ultrasone.

Planarna ekstraklasa, lecz bez niektórych przedstawicieli.

Zacznijmy od różnicy pomiędzy tymi ostatnimi. Nic nowego nie powiem: Ultrasone generowały najwyższe ciśnienia akustyczne i najmocniejsze kontrasty, zarówno te brzmieniowe (bas-sopran), jak i świetlne (czerń-srebro). Bardzo mocno eksponowały przy tym szczegóły i najmocniej ze wszystkich (lecz nie aż jak Sony R10) ożywiały przestrzeń. Same dźwięki miały natomiast najtwardsze, najsztywniejsze, najmocniej naprężone. Ogólnie biorąc z ich przekazu bił największy dramatyzm i tym dramatycznym produkcjom towarzyszyły największe popisy. (Najczęściej udane.) Toteż niejeden utwór właśnie z nimi najbardziej intrygował, w wydaniu pozostałych brzmiąc za spokojnie lub mdło.

Jednak dobre nagrania w przeważającej ilości najlepiej wypadały z Dan Clark Audio STEALTH. Ich fantastyczna umiejętność przenikania w głębię muzycznej formy dawała mimo analitycznego podejścia spokojniejszy niż przy Ultrasone obraz. Nie tak podkręcony i kontrastowy, ale ładniej i często z większym wyrafinowaniem ukazujący paletę brzmień. Zarówno partie instrumentalne, jak wokalne, cechowała największa wielowarstwowość, narzucająca słuchaczowi przekonanie o kontakcie z nadzwyczajnością. Nie było dodatkowego natleniania, ale wyrafinowanie, subtelność, drobiazgowość opisu i ilość warstw tworzących – wszystko to razem wchodziło w uszy jako niecodzienna przyjemność obcowania z tak wielką złożonością. Przy dobrych jakościowo nagraniach nie było w tym żadnej przesady ani żadnej sztuczności. Niestety, przy nagraniach słabszych aspekt melodyczny usychał, stawało się za technicznie.

U recenzowanych HiFiMAN HE-R10P działo się natomiast odwrotnie. Nagrania najwyższej jakości prezentowały się świetnie, ale z przewagą powierzchniowej melodyjności nad złożonością dźwięku. Większa wprawdzie niż w torze komputerowym towarzyszyła temu dokładność, w następstwie czego lepsza też wizualizacja osób i instrumentów, ale słabsze niż u Dan Clark Audio STEALTH i Ultrasone analityczne przenikanie dawało słabszy posmak nadzwyczajności.

Pałąk jest całkiem inny.

Za to ich warstwa doskonalsza – czynniki gładkości, giętkości, wypełnienia, rozfalowania, ciepła i melodyjności – wszystkie były na szczytowym poziomie, udanie, choć nie aż w całej rozciągłości, nawiązując do oryginalnych R10. Konfrontowane nieustannie Dan Clark Audio STEALTH przy nagraniach o jakości wysokiej, tych z dobą melodykę własną, nie cierpiały na deficyty melodyjności, eksponując swoje zalety bez żadnych towarzyszących wad. Ale niech tylko samo nagranie nie dość głaskało melodyką, od razu HiFiMAN HE-R10P wysuwały się przed nie, słuchało się ich przyjemniej.

Podsumowując

   Recenzja mocno weszła w porównania, ale są przecież najcenniejsze. Wypływające z nich wnioski nie należą niestety do całkiem satysfakcjonujących. Zwłaszcza że wyszło na to, iż po trzech i pół bez mała dekadach, nawet za duży budżet, nie posiądziesz słuchawek dorównujących dawnym R10. Owszem, udało się poprawić bas; to się prawie wszystkim udaje, nawet słuchawkom niedrogim. Ale co z tego? Co z tego? Za tysiąc złotych kupisz takie z większym bębnem, ale nawet za trzydzieści tysięcy nie z takimi skrzypcami, fortepianem, fletem, wokalem – czymkolwiek co gra powyżej 80 Hz. Jeżeli pragniesz takich słuchawek spośród dzisiaj produkowanych, to będziesz musiał udać się wprost od Sennheisera (dystrybutorom ich nie daje), by kupić elektrostatyczny zestaw HE-1 za sześćdziesiąt tysięcy euro. Przy takiej cenie blaknie nawet ta oryginalnych R10, to sprzęt dla miliarderów. A nam wciąż chodzi o słuchawki przede wszystkim dla pasjonatów, którzy mniejszym czy większym wysiłkiem finansowym chcą po trzydziestu przeszło latach mieć arcy-muzyczne, arcy-czułe i nadzwyczajne przestrzennie słuchawki, aby móc czuć wibrację drobin muzycznego kurzu, muzyczne piękno samych brzmień i piękno ich scenerii. Po tylu latach, z ramienia postępu, doprawione bardziej treściwym basem i pozbawione piętna rzeczy jedynie dla wybrańców. Ta wizja się tu nie ziściła – ani w HiFiMAN HA-R10P, ani w Dan Clark Audio STEALTH. Jedne i drugie są nawiązaniem i nie są pozbawione własnych zalet, zwłaszcza w rewirze basowym. Muzykalność R10P i ich objętość sceniczna są prawie jak u pierwowzoru. I niemal jak u pierwowzoru jest wrażliwość brzmieniowa oraz otwartość STEALTH. Obydwie cechy jednak „niemal”, a słuchać jednocześnie obu mogą jedynie dwugłowcy. Na komplikujący dodatek bas u jednych jest większy, ale trochę bezpostaciowy; u drugich mistrzowsko rozdzielczy, ale o mniejszej mocy.

Zarzućmy porównania – i teraźniejsze, i przeszłe. Podsumowując powiem, że HiFiMAN HE-R10P są efektowne wizualnie, bardzo przyjemne w słuchaniu i na dodatek bardzo wygodne. Są również bardzo drogie oraz bardzo na czasie, ponieważ podrzucono im moduł łączności bezprzewodowej. Basu mają co najmniej tyle, by całkowicie nadrobić jego braki u prawdziwych R10, ale nawet z jego udziałem tamtym nie dorównują. Mimo to mamy do czynienia ze słuchawkami udanymi, których żaden parametr nie schodzi poniżej oczekiwań odnośnie ekskluzywnych. A parametry melodyjności, szczegółowości, nasycenia i niezwykłości scenerii są na rewelacyjnych poziomach. Jest też wybitny czynnik przyjemnościowy, minimalnym kosztem wierności tonalnej oraz przenikliwości. Do przejrzystości i czucia swobody (zwłaszcza u słuchawek zamkniętych) też mieć nie można zastrzeżeń. To wielkie słuchawkowe granie, wystawiam najwyższą notę. A że pierwowzór był ucieleśnioną wizją szalonych membran produkowanych przez bakterie? Cóż, przyjdzie jeszcze poczekać, nim zaawansowana technologia stworzy równie wrażliwe i jednocześnie brzmieniowo trafne na bazie tworzyw sztucznych. Dan Clark Audio STEALTH i Meze ELITE pokazują, że jest do tego blisko, a pewnie dr Fang, gdyby się bardziej postarał, byłby tak blisko jak w Susvarach. Co więcej – Sennheiser Orpheus, zarówno dawny jak nowy, a także AKG K1000, pokazały, że na podłożu tworzyw sztucznych takie brzmienie już jest możliwe. Ale u obu Sennheiserów w domenie elektrostatycznej, u AKG otwartych głośników nagłownych o unikalnie skomplikowanych membranach. Dowiodły też tego słuchawki RAAL na bazie technologii wstęgowej. Natomiast dynamiczne i planarne jeszcze tego nie osiągnęły, ale są już bliziutko.

W punktach

Zalety

  • Wspaniała melodyjność.
  • Najwyższej miary szczegółowość.
  • W pełni rozwinięte o najwyższej kulturze soprany.
  • Bardzo realistyczne ludzkie głosy.
  • Ułatwiająca słuchanie ocieplenie, krągłość brzmień i lekkie obniżenie tonacji.
  • Potężny bas.
  • Dobre związanie pasma.
  • Zupełna transparentność medium.
  • Ożywianie przestrzeni.
  • Pełne poczucie otwartości, mimo konstrukcji zamkniętej.
  • Wielkie obszary sceniczne.
  • Wyjątkowo objętościowe.
  • Bardzo dobre operowanie pogłosem.
  • Szczególna, wręcz unikalna umiejętność czynienia brzmienia obszernym, mimo jego pozostawania w sferze powrotu echa.
  • Całościowe wrażenie potęgi.
  • Nie ma żadnych zniekształceń.
  • Umiejętne łączenie nadzwyczajności technicznej z poczuciem pełnej naturalności.
  • Doskonałe do słabych jakościowo nagrań.
  • Popisowe przy tych najlepszych.
  • Dynamika, szybkość, podtrzymanie – wszystko na najwyższym poziomie.
  • Bardzo ładne.
  • Bardzo wygodne.
  • Muszle jak w prawdziwych R10.
  • Membrany jak w Susvarach.
  • Łatwe do napędzenia nawet dla sprzętu przenośnego.
  • Dobrze izolują od otoczenia.
  • Trzy kable w komplecie.
  • W tym kabel symetryczny.
  • Przyzwoite opakowanie.
  • Pięknie wydana książka z materiałami technicznymi.
  • Opcjonalny moduł bezprzewodowy.
  • Znany i uznany producent.
  • Podobały się recenzentom, i mnie się podobały.
  • Polska dystrybucja.
  • Ryka approved.

Wady i zastrzeżenia

  • Kabel do jednej muszli? To u słuchawek tego poziomu nienajlepszy pomysł.
  • Rewir basowy mógłby formatować się lepiej.
  • Za te pieniądze opakowanie mogłoby być elegantsze.
  • Z uwagi na nietypowość podpięcia, trudne do oszacowania znaczenie zastosowania lepszych kabli.
  • Dlaczego aż tak drogie?
  • Poziomu pierwowzoru w kluczowych aspektach nie osiągnęły.
  • Silna, a często tańsza, konkurencja planarna i dynamiczna.

Dane techniczne HiFiMAN HE-R10P:

  • Słuchawki planarne, zamknięte.
  • Membrany: błona polimerowa grubości 10−6 m, z wtopionymi złotymi elektrodami średnicy pięciu mikronów (5 x 10−6 m).
  • Pokrywy muszli: drzewo wiśniowe.
  • Pałąk: stalowy, obszyty naturalną skórą.
  • Pady: skóra i mikrofibra.
  • Pasmo przenoszenia : 10 Hz – 60 kHz
  • Impedancja : 30 Ω
  • Skuteczność : 100 dB
  • Waga : 460 g
  • Przyłącze kabla: jednostronne – jack 3,5 mm zbalansowany
  • Cena: 25 500 PLN

System:

  • Źródła: PC, Astell & Kern A&futura SE180, Cairn Soft Fog V2, Metronome AQWO SACD/CD, Avid Ingenium.
  • Przetwornik: PrimaLuna EVO 100.
  • Kable USB: iFi Gemini, Fidata HFU2 Series USB.
  • Kabel koaksjalny: Tellurium Q Black Diamond.
  • Konwerter: M2Tech EVO TWO z zewnętrznym zasilaczem.
  • Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Niimbus Ultimate HPA US 5, Phasemation EPA-007.
  • Słuchawki: Dan Clark Audio STEALTH (kable VIVO Cables i Tonalium), Final D8000 PRO, HiFiMAN HE-R10P, Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium – Metrum Lab).
  • Interkonekty: Sulek Edia, Sulek 6×9, Tara Labs Air 1.
  • Listwa: Sulek Edia.
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Kondycjoner masy: QAR-S15.
  • Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H, Rogoz Audio 3T1/BBS.
  • Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Divine Acoustics KEPLER, Solid Tech „Disc of Silence”.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

38 komentarzy w “Recenzja: HiFiMAN HE-R10P

  1. Sławek pisze:

    Bardzo ciekawa recenzja. Z opisu wynika, że to jest „mój” styl grania. Ale cena jest powalająca (tak, wiem są też o wiele droższe). Kabel przy tej cenie tylko do jednej muszli (to wynik opcjonalnego modułu Bloototh), ale jednak „Ryka approved” – szokujące! Taka sama membrana jak w Susvarach, ale skuteczność nie 83, a 100 dB, więc magnesy muszą być inne. Rozumiem, że testowane były tylko z oryginalnym kablem fabrycznym?
    Czy może Pan oszacować jak się mają jakościowo do HE-1000v2 lub HE-6?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Ocena tych słuchawek jest rzeczywiście trudna. Min. przez ten jednostronny kabel z podpięciem symetrycznym jack 3,5 mm. Trudno było prosić któregoś producenta, by uprzejmościowo wykonał tak unikalny przewód na rzecz jednej recenzji. Nawet nie próbowałem, bo pewnie bym to wymógł, ale co potem z takim kablem? Nie chciałem narażać na koszty. Tym bardziej byłem zaskoczony, jak te R10P doskonale sobie radzą z okablowaniem firmowym, i to w dodatku jednostronnym. Zwłaszcza z uwagi na wiele wcześniejszych krytycznych uwag pod adresem kabli od HiFIMAN-a.
      Czy są lepsze od HE-6 i HE1000 V2? Sam bym je od tamtych wolał, tyle mogę powiedzieć. Na sam koniec zrobiły psikusa – już po napisaniu recenzji zaczęły grać przy komputerze bardziej analitycznie. Ale to już taki urok branżowy – można się starać o wygrzanie, a i tak wejście na minę. Trudno jednak pisać recenzje wyłącznie na podstawie egzemplarzy używanych wcześniej przez rok.

  2. miroslaw frackowiak pisze:

    Prosze porownaj HiFiMAN HE-R10P z HiFiMAN HE-R10D te pierwsze sa 5-razy drozsze i teraz powiedz, czy tak wielka jest roznica miedzy nimi? bo ja wychodze z zalozenia ze jak cos w sluchawkach kosztuje 100% wiecej to przeklada sie na 10% lepszego grania,czyli tu 500% to powinne pierwsze grac o 50% lepiej, czy tak jest? czy przypadkiem nie lepiej nabyc te tansze, bo nie jest az taka duza roznica w jakosci grania?

    1. Piotr Ryka pisze:

      A gdyby zaproponować alpinistom chcącym zdobyć K2, żeby nie pchali się na sam szczyt, tylko zawracali kilometr niżej, „bo to też jest bardzo wysoko, a ryzyko o wiele niższe”, to co by każdy odpowiedział?

      Jest cała masa świetnych słuchawek za mniej czy bardziej przystępny budżet, takich „K2 kilometr niżej”. Także wysoko, też wieczne śniegi, także sportowy dreszczyk. Ale satysfakcja jednakże mniejsza i całej linii horyzontu spojrzeniem nie ogarniesz. Za ten ostatni kilometr płaci się dużo więcej, takie są reguły wspinaczki.

      1. QNA pisze:

        Panie Piotrze bardzo trafna przenośnia. W punkt. Lepszego porównania bym nie znalazł. Świetnie oddaje sedno sprawy

  3. Sławek pisze:

    Z tego wnioskuję, że np. HE-6 to nie kilometr niżej tylko dajmy na to Kilimandżaro. Najlepiej w „swojej” klasie.
    To oczywista prawda, że jak ktoś chce „naj” to już pieniądze nie mają znaczenia. Oczywiście dla tych co mają ich nadmiar… Pozostali muszą się jednak godzić na kompromisy.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Odnośnie HE-6 mogę przytoczyć sytuację słuchania ich z przedwzmacniaczem Twin-Head i Lebenem CS300 jako końcówką mocy. Tak grało, że nie nazwałbym tego kompromisem. Może nie było to aż 8848 metrów n.p.m., ale niewiele niżej i cały horyzont widoczny.

      1. Sławek pisze:

        I bardzo mnie to cieszy, czyli z wymianą słuchawek ostrożnie. Tak jak już wspominałem przy innej okazji – HE-6 mają u mnie dożywocie (takoż plazma Panasonica).

        1. Piotr Ryka pisze:

          Tak, z wymianami ostrożnie, chociaż na przykład wymiana HE-6 na Sennheisera Orpheusa nie niesie żadnych zagrożeń 🙂

          Odnośnie zawirowań z wymianami, to kupiłem OLED Panasonica (HZ2000E) i przechodzę prawdziwe piekło komplikacyjne ustaawień. Do zakończenia i ostatecznych konkluzji względem Panasonica plazmowego bardzo daleko.

          1. Sławek pisze:

            Tak, z pewnością, ale jako lubiący HiFiMany miałbym z tyłu głowy jeszcze Shangri La. W Eurojackpota trzeba by zagrać…
            Co zaś do telewizora to ciekaw jestem Pana konkluzji po jakimś czasie użytkowania, także w kwestii wypaleń OLEDa.

          2. Marek S. pisze:

            Proszę uważać z wypalaniem u OLED-a, mi po 2 latach wypalił się pasek tvn24 oraz godziny i nazwy programów w rogach. Ot taka fajna technologia ;). Oczywiście reklamacji nie uznali. LG B7.

          3. Piotr Ryka pisze:

            Ten OLED (HZ2000) nie jest miarodajną próbką odnośnie wypaleń, ponieważ posiada masywny metalowy radiator antywypaleniowy za ekranem. Dzięki niemu luminację ma wyższą o 30% od konkurencji i jest właśnie odporny na wypalenia. Kupiłem go dlatego, że następca (JZ2000), na którego czekałem, radiator też ma, ale o wiele cieńszy, czego wyrazem waga całościowa bez podstawy 18,5 kg, gdy u poprzednika HZ to 26,6 kg. Prócz tego uaktywniłem funkcję tzw. ruchomego piksela, czyli nieznacznego co jakiś czas przesuwania obrazu oraz funkcję samokonserwacji, która działa niewidocznie (nie licząc pomarańczowego świecenia diody) po każdym wyłączeniu. Inny powód zakupu, to usunięty u następcy multiplikator odcieni, który gryzł się z HDMI 2.1. Dlatego HZ ma tylko HDMI 2.0b, ale nie używam konsol do gier, toteż zmienne 120 Hz nie jest mi potrzebne.

            Czy z czasem wypalenia się pokazują, to się dopiero wyjaśni, na razie obserwuję różnice obrazu między OLED a plazmą. Parę tygodni jeszcze potrwa, nim będę miał wyrobione zdanie.

          4. Marcin pisze:

            Wypalenie w OLEDach był łatwy do osiągnięciach w pierwszych generacjach tych paneli. Niestety ta opinią ciągnie się przez to za OLEDami cały czas, i to bardzo niesłusznie. Co ciekawe, najwięksi internetowi krzykacze albo OLEDa nigdy nie mieli, albo źle się z nimi obchodzili, albo właśnie mają ich pierwsze generacje.

            O OLED trzeba dbać, mieć załączone wszystkie systemy ochronne (jak właśnie np. przesuw piksela lub zmiana iluminacji logo stacji). Jeśli na okrągło leci kanał z paskiem info na dole, to wypalenie na własne życzenie powstanie. Dlatego właśnie trzeba o OLEDa dbać, czyli nie dopuszczać do takich sytuacji.

            Jakość obrazu jest fenomenalna (u mnie LG 65CX), przewyższa plazmę Panasonika 50GT50, która dostała przepięciem sieci przez piorun.

            Zauważyłem że OLED można ustawić tak, żeby przypominał plastyczny obraz plazmowy z dodatkowymi bonusami w postaci czerni absolutnej, jaśniejszej iluminacji niż plazma oraz rozdzielczości 4K, do której plazmy nigdy nie dobiły. Można też ustawić OLED tak, żeby świecił jak żarówka, podobnie do LEDów. Co kto lubi 🙂

          5. Piotr Ryka pisze:

            Mam już dużo spostrzeżeń i w sporym stopniu wyrobione zdanie, ale nie chcę się wyrywać z opisem, żeby nie musieć potem uzupełniać, odszczekiwać. Na pewno jest to ciekawe poznawczo, to całe OLED vs plazma.

  4. Miltoniusz pisze:

    Nie wiem jak jest u Panasonica ale w LG 65B7V nietypowość ustawień jest taka, że kontrast należy ustawić na 100 a jasność regulować za pomocą parametru „Oświetlenie oled”. Jeżeli i to jest za jasno to wtedy dopiero jedziemy z kontrastem w dół. Tylko że wtedy ulega zaburzeniu krzywa gamma i obszary blisko czerni są niedoświetlone no i wogóle zmienia się przez to nieco „kalibracja”. Zapewne Pan o tym wie ale może komu innemu się przyda. Jestem bardzo ciekawy nie tylko wniosków końcowych ale i porywów emocji towarzyszących tej drodze.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie zgadzam się z ustawieniami optymalnymi podanymi w tej recenzji, sam mam kontrast chwilowo na 70, ale to propozycja profesjonalistów, czyli jakoś miarodajna.
      https://www.flatpanelshd.com/review.php?subaction=showfull&id=1602485328

  5. Miltoniusz pisze:

    Widać w Panasonicu jest inaczej. Głównie chodziło mi zresztą o to, że w LG odbywa się to inaczej niż w większości TV gdzie suwak „kontrast” reguluje jasność obrazu a suwak „jasność” reguluje jakby jasność czerni czy coś w tym stylu. Zresztą miałem wymieniany panel na nowszej generacji i jego charakterystyka była znacząco inna niż starego. Nie ma reguł.

  6. Marek S. pisze:

    Mi kalibrowali z hdtvpolska, więc tak zostawiłem. Technologia idzie do przodu i walczą w coraz to lepszy sposób z wypaleniem. W oleda już nie pójdę i lg też ze względu na podejście do klienta. Interesuje mnie microled, który z czasem zastąpi oleda.

  7. Miltoniusz pisze:

    Moje doświadczenia z podejściem LG są zaskakująco pozytywne. Natomiast to co wyprawia Sony to przechodzi wszelkie pojęcie. Zarówno jeżeli chodzi o produkty jak i „serwis”. Kiedyś to była moja ulubiona firma. Żal patrzeć, strach kupować.

  8. Fon pisze:

    Kiedy można się spodziewać opisu Bayerdynamic T1V3

    1. Piotr Ryka pisze:

      Właśnie się pisze. Prawdopodobnie za jakiś tydzień, bo trwa niewidoczny z zewnątrz remont serwisu i nie można do jego zakończenia wrzucać nowych artykułów.

  9. Alucard pisze:

    Jest szansa na recenzję Pass Labs HPA1?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Teoretycznie jest, ale wyciąganie sprzętu od Top hifi to mordęga. Jakaś niespotykana biurokracja, piętrzenie trudności, braki egzemplarzy testowych.

  10. miroslaw frackowiak pisze:

    A czy recenzja nowych Grado SR1x i SR2x jest mozliwa?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Nie wiem. Od chyba roku staram się o recenzję GS3000, i za cholerę. Nie ma, nie ma, nie ma… tylko taka odpowiedź.

      1. Alucard pisze:

        Dystrybutor powiedzial ze nie sprowadza i tyle. Jak wychodzily to juz wtedy byla ta gadka. Szkoda pradu na nich, tez pisalem do nich ale w sprawie flagowca. Dziwnie wygladala ta rozmowa.

  11. Alucard pisze:

    Czytam tak o tych HE6 tutaj a jest nowa wersja teraz. Pisze na stronie HiFiMana ze mozna je zasilac wzmavniaczem 2 W lub mocniejszym. Chetnie bym ich w koncu posluchal.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      HEED już nie tego?

      1. Alucard pisze:

        Bardzo dobre sluchawki ale maja jeden mankament. Sa na mnie za male. Nie starcza tego rozsuniecia palaka po bokach. Troche mozna posluchac ale meczy mnie to na dluzsza mete. Dzwiek oczywiscie pierwsza klasa, sopran szczegolnie ale tez wyciagniecie detalu z glebszych warstw srednicy i taka spojnosc muzyczna, naturalnosc wokali, ogolnie wokale lepsze niz paru drozszych jakich sluchalem. Ale ktos tam zapomnial o ludziach co maja glowy jak 10 litrowe wiadra, trudno 😉 tak ledwo ledwo starcza na razie, nie denerwuje sie bo mialem juz problemy z tym przy paru sluchawkach. Nie wzialem pod uwage ze moze tak w ogole byc, wydawaly sie gigantyczne a tu taki klops.
        Z telefonu pisze, wiec brak polskich znakow 😉 slownik automatyczny mnie nerwuje 😉

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Z uwagi na ogromny wybór, bardzo trudno zdecydować się na słuchawki ostateczne. Tym bardziej wiedząc, co wiem z doświadczenia, że w wyjątkowo do którychś pasujących torach jedne nad drugimi zyskują przewagę, i to wyraźną, by kiedy indziej ją tracić, i to z kretesem. Tak więc nie ma raczej mowy o wyrokowaniu w stylu: „te jedne są najlepsze w sensie absolutnym”. Odsyłając w przeszłość już nieprodukowane, spośród współczesnych sam skupiałbym się na wyborze pomiędzy T+A i STEALTH. Ale jedne i drugie potrzebują równie dużo mocy co HEED, poza tym nie jestem całkiem miarodajny, bo wielu najnowszych jeszcze nie słyszałem. Na dodatek, nawiązując do początkowych słów, byłem przy komputerze świadkiem sytuacji, gdy raz Grado PS2000e, a kiedy indziej Focal Utopie, zyskiwały nad wszystkimi przewagę. Z koli przy gramofonie Final D8000 PRO, a w torze z potężnymi monoblokami fenomenalnie potrafiły grać Staksy 009, fenomenalnie Suasvary. Najprościej byłoby każdemu słuchawkowemu maniakowi dać po Sennheiserze Orfeuszu, ponieważ od niego, i to w kategoriach obiektywnych, żadne słuchawki nie są lepsze. Ale to się raczej nie stanie.

          1. Geralt pisze:

            „Najprościej byłoby każdemu słuchawkowemu maniakowi dać po Sennheiserze Orfeuszu, ponieważ od niego, i to w kategoriach obiektywnych, żadne słuchawki nie są lepsze. Ale to się raczej nie stanie.”

            Mógłby Pan wskazać te obiektywne kategorie?

          2. Piotr+Ryka pisze:

            „Obiektywne kategorie” oznaczają w tym wypadku niezależność od gustu i wyobraźni słuchacza. Od tego czy bardziej lubi brzmienia basowe, czy sopranowe; od preferowanej formy scenicznej, stopni nacisku na muzykalność i szczegółowość, największego u niego apetytu na realizm, czy na upiększanie, czy może na dziwność. Wszystko to Orfeusz zrobi dla niego genialnie, każdy muzyczny styl, każdą płytę zaprezentuje najlepiej. Znajomy audiofil regularnie bywa w filharmonii i ma nieograniczone możliwości finansowe odnośnie sprzętu. Wg niego nie ma bliższego realności, doskonalszego niż w Orfeuszu grania na słuchawkach, i ja się z nim zgadzam.

  12. Tomasz pisze:

    Obecnie jestem posiadaczem zestawu słuchawkowego: Final Sonorous VI pandora, wzmacniacza słuchawkowego Ifi ican se, Naim cd5si. Wg Pana np wymiana słuchawek Final Sonorous VI na słuchawki HIFIMAN HE-R10, przy po zostawieniu pozostałe o toru to wymiana kosmetyczna, czy raczej krok do przodu, bo wymiana słuchawek wnosi najwięcej do brzmienia? Pytam, ponieważ ma Pan doświadczenie i setki przesluchanych słuchawek. Wg Pana recenzji kupiłem Final Sonorous VI i to był strzał w 10

    1. Piotr+Ryka pisze:

      To będzie raczej krok do tyłu. Jak już wymieniać, to na T+A Solitaire P.

      1. Tomasz pisze:

        A inne słuchawki ale zamknięte do 20kilku tysięcy spowodują krok do przodu w porównaniu do Final Sonorous VI???

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Bardzo trudne pytanie, bo każde takie zamknięte są specyficzne. W grę wchodzą, Final D8000 i D8000 PRO (jedne i drugie półzamknięte), Dan Clark Audio STEALTH, ZMF Verite, także te niby R10, bo każdy ich egzemplarz gra inaczej. Trzeba chyba pojechać na AVS i próbować ich wszystkich posłuchać. Wskazania jednych się nie podejmuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy