Recenzja: HiFiMAN HE-R10D

    Powróćmy do słuchawek. Miesiąc nie byliśmy przy nich, niektórzy pewnie zdążyli się stęsknić. Jak dobrze pójdzie, to słuchawkowych  recenzji w nadchodzącym kwartale będziemy mieli zatrzęsienie, a jak źle, to i tak cztery przynajmniej. Tytułowych najpierw; ich pięć razy droższych bliźniaczych z przetwornikami planarnymi zaraz potem; i też niedługo Beyerdynamic T1 V3, które nareszcie raczyły zawitać. A na okrasę Grado GH2 – limitowana ilościowo wariacja na temat sławnych RS1. Jakich ewentualnie jeszcze, tego nie będę wyliczał, ponieważ nie chcę zapeszyć; ale i ta, już zgromadzona czwórka, to same smakowite kąski.

Lata długie pisząc recenzje słuchawek napotykałem od czasu do czasu konieczność wzmiankowania elitarnych Sony MDR-R10 z 1987 roku – sprzed trzydziestu więc czterech lat[1]. Wraz z jeszcze starszymi planarnymi Yamaha YH-1000 (1978) oraz elektrostatycznymi Stax SR-Sigma (1977) i SR-Lambda (1979) stanowią one bramę do przyjmowanej poprzez słuchawki muzyki wysokich lotów; ale ściślej rzecz biorąc, dopiero wraz z Sennheiser HE 90 Orpheus (1991) i Stax SR-Ω (1993) takiej lotów najwyższych.

Wyposażone w unikalnej konstrukcji, przez nikogo później nie powtórzone przetworniki dynamiczne z biologicznego pochodzenia membranami, kosztowały te R10 w nie mającej jeszcze wspólnej waluty Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej[2] równe 7000 DM; kwotę na tamte czasy zawrotną, równą cenie małego ale przyzwoitego auta. Dzisiejsze ceny na rynku wtórnym dobrze zachowanego egzemplarza lokują się grubo powyżej $10 000, przy czym trzeba brać pod uwagę, że decydujemy się na słuchawki nienaprawialne i pozbawione gwarancji, że oryginalnych przetworników nie zastąpiono w nich zdecydowanie niższej jakości pochodzącymi z modelu Sony MDR-CD3000, które rozmiarowo pasują. Myśl o nabyciu oryginalnych Sony R10 należy zatem do sensownych jedynie w głowach mogących bez większego uszczerbku dla psychiki i ekonomii przeboleć ewentualną stratę kilkunastu tysięcy dolarów, wraz z czym oraz przypisywanym brzmieniowym artyzmem stały się te R10 legendą.

Cechowanie legendarnością oznacza nieśmiertelność. W legendzie więc wciąż żyją i poprzez nią oddziałują; najbardziej, jak się okazuje, na dr Fang Bian, założyciela i głównego konstruktora znanego wszystkim amatorom słuchawek HiFiMAN-a.

Dr Fang zaczynał karierę słuchawkowego twórcy od naśladownictwa cudzych słuchawek, ale nie tych, tylko Sennheisera Orfeusza. Potem przerzucił się na naśladowanie planarnych, i takie jako pierwsze zaproponował własne. Obecnie jego należąca do ścisłej czołówki światowej firma ma w dorobku własne słuchawki wzorcowe – elektrostatyczne Shangri-la i planarne Susvary. To jednak okazało się nie wystarczać, legenda Sony R10 wciąż działała. Z dużą dozą pewności możemy przyjąć, że Fang posiada na własny użytek legendy o muszlach z Aizu zelkova[3], co pewnie głównie bodźcowało. Efektem wystrzał rynkowy z tych nieoczekiwanych – firma HiFiMAN w roku zeszłym rzuciła na rynek aż dwa naśladownictwa R10. Model jak oryginał dynamiczny, ale nie o takich jakościowych zapędach, o czym zaświadcza cena; oraz pięć razy od  niego droższy model niehamowany już ambicjonalnie, w najczęściej u HiFiMAN-a spotykanej technologii planarnej.

Jak jeden ma się do drugiego, o tym w recenzji droższego. Teraz o stosunkowo niedrogich HiFiMAN HE-R10D, dla których lustrem porównań staną się w tej recenzji używane przeze mnie na co dzień Ultrasone Tribute 7 z zamontowanym na stałe kablem symetrycznym Tonalium. One jedne, gdyż to jedyne słuchawki o konstrukcji zamkniętej, jakimi w tej chwili rozporządzam. Poza tym też mające pochodzenie nie byle jakie, w postaci dawnych elitarnych Ultrasone Edition 7 (2004), których są wierną kopią. Na uwierzytelniający dodatek zaakceptowane przez to piszącego w takim stopniu, by stać się jego własnością, co przy cenie jedenastu tysięcy z kiepskim oryginalnym kablem nie było posunięciem hop-siup. Siłą rzeczy rodzi się więc pytanie, czy ewentualna przesiadka na recenzowane nie byłaby zdrowym pomysłem, może nawet czymś pożądanym? I powtórzy się ono przy recenzji tych pięciokrotnie droższych, jako samo się nasuwające.

Zauważmy na zakończenie wstępu, że wybitnych słuchawek zamkniętych mamy teraz wybór niemały, by rzucić dla przykładu nazwami Sony MDR-Z1R, McIntosh MHP1000, Denon AH-D9200, Fostex TH-900 czy Final Sonorous X. Należy też koniecznie wspomnieć o jeszcze w zeszłym roku dostępnych, limitowanych i rocznicowych Audio-Technica ATH-L5000, jako nadzwyczaj udanych. Jednakże żadne, powtarzam – żadne z tych i minionych o konstrukcji zamkniętej – nie osiągnęły klasy muzycznej oryginalnych Sony MDR-R10. Posiadam wprawdzie słuchawki takiej klasy – też przeszłe już do legendy AKG K1000; nie mam ich jednak pod ręką, wybyły do Szwecji zmieniać kabel. Jednakże one, podobnie jak wszystkie inne z jakże nielicznych dorównujących klasą Sony MDR-R10, mają konstrukcję otwartą. Zamkniętych tak wybitnych nikt przedtem ani potem nie zrobił, aczkolwiek Final Sonorous X i Audio-Technica ATH-L5000 to jakościowe pobliże.

[1] 1987 – rok powstania, 1988-2002 – lata produkcji, 2004 – zniknięcie z rynku pierwotnego.

[2] Pierwszego listopada 1993 przekształconej w Unię Europejską. (Co za idiotycznie wybrana data.)

[3] Aizu to region obejmujący zachodnią część prefektury Fukushima, a Zelkova serrata to  brzostownica japońska – najczęściej wielopniowe, osiągające do 30 m wysokości drzewo z rodziny wiązów, zakresem występowania obejmujące podgatunkami obszar od Kaukazu przez Chiny i Koreę po Japonię. Zdolne żyć ponad tysiąc lat, ozdobne, symboliczne (herby) i pomnikowe, stosowane zarówno do nasadzeń parkowych, jak i na drzewka bonsai. W Japonii traktowane jako święte i używane do budowy świątyń, w Korei uważane za opiekuńcze dla swojej okolicy. Kolor twardzieli ma specyficzny, w katalogu odcieni brązu najbliższy miodowej ochrze; rysunek słojów przeważnie zaznaczony słabo, z daleka przypominający jednolitą powierzchnię. Roczne przyrosty są niewielkie, efektem miąższość spoista, a jednocześnie dość lekka i reaktywna akustycznie.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

8 komentarzy w “Recenzja: HiFiMAN HE-R10D

  1. miroslaw frackowiak pisze:

    Jak sie maja do modelu tanszeo, ktory opisywales,jesli nie sa podobne brzmieniowo do SonyR10 to moze ta tansza wersja jest lepsza do kupna?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Przecież to jest ta tańsza wersja. Drogą dopiero opiszę. Jest zdecydowanie wyższej jakości.

  2. miroslaw frackowiak pisze:

    pomylilem sie,czytalem recenzje juz wczesniej,ale gdzie indziej w takim razie czekam, jak wypadnie ta droga wersja u Ciebie…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Dobrze wypadnie. Ale szczegóły w recenzji. Tak za jakieś dziesięć dni.

  3. Marek S. pisze:

    Wreszcie coś się ruszyło w materii słuchawek, bo w ostatnim czasie niewiele się działo.

    Sporo nowych modeli się ukazało, a w nich Audeze LCD5, Meze Empyrean Lite, czekam na recenzję Hifiman R10P, ponadto mamy dystrybutora ZMF w Polsce.

    Aktualnie mam dość otwartych słuchawek, przez ostatnie lata tylko takowe posiadałem, ze względu na brak odpowiednio jakościowych słuchawek zamkniętych na rynku. No oprócz L5000, ale nie dość, że bardzo drogie to jeszcze niedostępne.
    Empyreany po dwóch latach osłuchały mi się, LCD4z jednak mi nie podeszły do końca, a Heddphone po godzinie urwanie głowy, takie wygodne 😉
    Pokusiłem się o ZMF Verite Closed. Brzmieniowo nie ustępują Meze, grają jak otwarte, jakby nie posiadały komory. Dla mnie strzał w dziesiątkę. I to na razie niewygrzane.
    Mam nadzieję, że uda się Panu przetestować coś ze stajni ZMF.
    I czekam z niecierpliwością na test R10P, szkoda tylko, że również bardzo drogie.

    Pozdrawiam
    Marek

    1. Piotr Ryka pisze:

      Miała być zaraz recenzja R10P, ale najpierw będzie Meze ELITE, bo dziś przyjechały i pobędą tylko prez tydzień. Na razie tyle o nich, że względem Empyrean to przyrost nie tylko cenowy. Odnośnie ZMF – pytałem o nie i nie ma w Polsce pokazowej sztuki, można tylko zamówić.

      1. Marek S. pisze:

        Na headfi piszą, że ta nowa wersja Meze gra lżej, bardziej rozdzielczo.
        Odnośnie ZMF, mógłby się dystrybutor postarać o słuchawki do testu, bo uważam że naprawdę warto je rozważyć szczególnie, gdy komuś zależy na zamkniętych.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Lżej – nie, bardziej rozdzielczo – tak. Odnośnie egzemplarzy testowych, trzeba brać pod uwagę, że nie są tanie. Mieć z każdych drogich pokazówkę, to się robią naprawdę duże pieniądze. Kiedy dystrybutorowi na jakiejś marce zależy, to oczywiście promuje, ale jak to jest marka „przy okazji”, to już niekoniecznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy