Recenzja: Grandinote SHINAI

Odsłuch: Z cyfrowym źródłem

    Przejdźmy w domenę cyfrową. Koniecznie musiałem złączyć odtwarzacz z testowanym wzmacniaczem okablowaniem symetrycznym, co oznaczało inny interkonekt niż do wzmacniacza odniesienia. Ten bowiem tylko RCA, gdy SHINAI cały symetryczny; trzy małe bolce w miejsce jednego grubszego mogą mu brzmienie poprawić, mogą przynajmniej teoretycznie. Topowy Tellurium Q Black Diamond ma akurat trzy bolce, zostawało je wcisnąć i posłuchać.

    Dźwięk z kolumnami Audioforma, których teraz użyłem, pojawił się nadprzeciętnie czysty, klarowny i efektowny. A przy tym wiele nie odbiegający od gramofonowego, melodyjnością ustępujący nieznacznie, jako mniej gęsty, nie tak zintensyfikowany wewnętrznie i mniej też angażujący medium. Ale klarowność dobrze to przysłaniała, bardzo skupiając na sobie uwagę. Poza tym sama płynność nie była na tyle mniejsza, by się o cokolwiek jej czepiać; troszeczkę tylko było chłodniej i troszkę mniej zgęszczona atmosfera, ale gdyby ktoś miał z marszu zgadywać czy źródłem jest gramofon, czy odtwarzacz, to wcale nie byłoby to oczywiste. Odnośnie gramofonów najwyższej klasy tak, raczej, ale nie tylko takie przecież są. Także nie tylko czysto analogowe nagrania na winylach – które obecnie prawie nie powstają, stanowiąc bardzo znikomy procent. De facto kupujemy więc gramofon głównie żeby odtwarzać muzykę z lat 70-tych i starszą; odnośnie późniejszej to już wątpliwe, właściwie szkoda zawracania głowy. Choć oczywiście dobrze sprawujący się gramofon w roli odtwórcy wszelkich nagrań będzie dobrym pomysłem, bo wyjdzie od zbliżonego klasą CD/SACD o wiele taniej, byleby komuś jego wymagająca większej czujności i cierpliwości obsługa nie stała ością w gardle. Słuchany właśnie odtwarzacz dowodził, że jakości nie tracimy zbyt wiele, o ile nie odnosić jej do 180-gramowych nowo wydanych płyt na 45’ obrotów, lub świetnie zachowanych starych. Jedyne czego mogłem się czepić tak bardziej zasadniczo, to lekko podniesionej tonacji, a poprzez nią nieco lżejszego brzmienia i trochę za wysokich głosów. Lecz melodyjność pierwszorzędna, klarowność wręcz zachwycająca, zaangażowanie w muzykę pełne. Przy czym ciśnienia także spore, oddziałujące na skórę, a bas, mimo przewagi sopranów w paśmie, starannie artykułowany i robiący wrażenie. Wyjątkowo wyraźnie ukazujący strukturę i jak cała reszta klarowny, z niemałą też mocą uderzenia.

Symetria nie jest tu czymś na pokaz.

   Śladu natomiast tego czegoś, co bywa łączone z lampowym brzmieniem – skupiania się wokół tonów średnich. Grandinote SHINAI w roli napędu Audioform 304 atakował bardziej sopranami niż środkiem pasma, mimo iż jego misją naśladowanie brzmienia lampowego w domenie tranzystorów. Co jednak wcale nie stawało misji owej okoniem, albowiem mój lampowy wzmacniacz, tak samo jak wiele innych takich, też w całej rozciągłości intensyfikuje soprany, nie składa ich w ofierze lubieżności średnicy.

   Lecz wzmacniacz Grandinote ma sobie dedykowane kolumny i je należało przede wszystkim sprawdzić, wszak pod nie był strojony.  

    On pod nie, one pod niego, od razu to było słychać. Jest takie powiedzonko: „Wszystko układa się jak w pudełeczku”. I właśnie teraz się ułożyło – usiadłem, zacząłem słuchać, to określenie mi się przypomniało. Przypomniało odnośnie sceny i samej postaci dźwięku, którego kaliber w sam raz wpisywał się w to, by ta scena, zwyczajem Grandinote, była głównie za kolumnami i żeby stała się ogromna. To czysty domysł, ale pomyślałem, że Massimiliano zestrajał te kolumny ze wzmacniaczem z użyciem cyfrowego źródła, ono bowiem lepiej od gramofonu ukazywało perspektywę, samą wielkością i pozycjonowaniem dźwięków dając satysfakcję oglądu. Nie była to kompozycja filigranowa ani też ogromniasta, tylko normalnych rozmiarów spektakl w ramach nieprzeciętnie rozległej scenerii. A tak dokładniej, to bez ram, bo dźwięk wędrował dowolnie daleko na głębię, dając to zawsze takiemu widzeniu dźwiękowego pola towarzyszące poczucie niesamowitości.

   Same zaś dźwięki miały postaciowy sznyt, o który przy cyfrowych źródłach się bijemy, to znaczy realizowały czynnik analogowości tak dobrze, że silne poczucie naturalności i żadnych obcościowych wtrętów. Pogłosy okazały się słabiej obecne niż przy Audioformach, nie aż tak efektownie zdobiące, ale przecież bez porównania nikt tego by nie wychwycił, a naturalizm był pełny. Naturalizm głosów i ich otoczenia w tej nieograniczonej perspektywie i z mocno wyczuwalną płaszczyzną podłoża o prawidłowej, pod stopami lokalizacji. Niejako w kontrze do tej minimalizacji pogłosu pozostawało bogactwo dźwiękowe, co doskonale było słychać zarówno w realizowanych na żywo koncertach i operach, jak i w też świetnie nadających się do oceniania tego produkcjach solowych fortepianu.

Grandinote SHINAI to waga ciężka.

   Ponownie zaskakiwało przy tym rozciągnięcie pasma, o którym ktoś mógłby myśleć, że skoro to tranzystory naśladujące lampy, to nacisk na tony średnie. Ani trochę niczego takiego dzięki zjawiskowej ekstensji sopranów – wyważenie średnica-sopran na popisowym poziomie. Też dodawanie do tego basu nie budzące zastrzeżeń, choć oczywiście rozmiar głośników w kolumnach MACH 2 wykluczał najniższe zejścia basowe. Subwooferowego pomruku nie było, lecz każdy inny bas owszem; i to również na popisowym poziomie, jako że rzadko którym kolumnom udaje się partie basowe uczynić tak trójwymiarowymi, wyraźnymi i rytmicznymi.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: Grandinote SHINAI

  1. Stanislas pisze:

    Witam,
    Jestem posiadaczem Speca v10, nigdy nie slyszalem Grandinotte Shinai, jakie widzi pan podobienstwa I roznice w grze tych dwoch wzmacniaczy, ktorych dzwiek jest okreslany jako lampowy I Spec to klasa D w przeciwienstwie do Shinai Grandinotte
    Pozdrawiam
    Stanislas

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Japoński Spec to marka odnośnie której wszedłem w kontrowersję z krakowskim Nautilusem, który ją kiedyś reprezentował. Ich zdaniem to nie grało wystarczająco dobrze jak na żądane ceny, zainteresowanie było słabe. Odnośnie zainteresowania, to nie wiem – nie prowadziłem sprzedaży; natomiast słuchany u nich zestaw (niestety nie pamiętam kolumn) moim zdaniem grał rewelacyjnie, tym bardziej od tej strony pokazał się tej marki dzielony pre gramofonowy, wyceniony faktycznie wysoko, ale ta jakość! Porównania do SHINAI nie przeprowadzę, od posłuchania Spec minęły lata. Zapewne SHINAI gra pełniejszym dźwiękiem i dalej idzie w stronę lamp, z którymi całkiem się utożsamia, niekiedy nawet je przegania pod względem lamowości. Ale to tylko moje gdybanie, wzmacniacze należałoby postawić obok siebie.

  2. Stanislas pisze:

    w sumie nic pan nie wie….

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Nic kompletnie.

    2. Piotr+Ryka pisze:

      Dystrybutor (Audioatelier Wrocław) prosił mnie o przekazanie, że w każdej chwili zaprasza na porównawczy odsłuch.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy