Recenzja: Fostex HP-V1

Odsłuch cd.

Niestraszne nam planary.

   Na koniec porównawczo o słuchawkach.

Zacząłem od wspomnianych Fostex T60RP i było pierwszorzędnie. Z nieznaczną chrypką tekstur, którą tak sobie cenię, zarazem bardzo wyraziście i jednocześnie z ciałem. Stylem dość bliskim temu od wzmacniacza samego Astella, ale z mniejszą ostrością konturów a większym wypełnieniem. Zarazem rytm, dobra prędkość, solidnie naprężone struny i bas taki trochę osobny – mocno z przekazu się wybijający i jednocześnie stanowiący tło. Koloryt lekko przyciemniony, tak żeby klimatyczniej było, a medium czyste, z odciśnięciem, ale takim nieznacznym.

AudioQuest NightHawk (z kablem Tonalium), którym ostatnimi czasy zdarzyło się parę razy wypaść od tych Fosteksów delikatnie mówiąc nie lepiej, tym razem były górą. Zagrały nie tylko gęściej i z większą dozą informacji, ale też ogólnie ciekawiej. A o to wcale nie było łatwo, bo także gładziej i z mniej wyraźnym konturem, a takie coś potrafi wpychać w nudę, o ile tylko jakości chociaż troszeczkę brakuje. Ale właśnie nie brakowało, bo szczegóły mimo gęstości się lepiej eksponowały, dźwięk był głębszy, ciemniejszy i bardziej trójwymiarowy. To z nimi się pojawiła impresja o ciepłym morzu, którego dotyk, bogactwo kolorytu i wzbogacane przejściem przez wodę światło na wyobraźnię bardziej działały. Fosteksy niewątpliwe robiły spektakl, ale AudioQuest większy. Bardziej lampowy, bardziej przestrzenny i bardziej się odciskający. Bas przy tym miały wpisany w resztę, ani trochę osobny, ale tym sposobem bardziej prawdziwy, nie taki sztuczny, kinowy.

Przejście na Beyerdynamic T1 V2 zaowocowało syntezą. Z jednej strony medium i sam dźwięk uległy rozgęszczeniu, z drugiej naprężenie i kontur pozostały bardziej niż z T60 miękkie. Na pewno nie grało to tak dobrze, jak ze szczególnie pasującym do tych T1 wzmacniaczem Feliks-Audio Euforia, niemniej dobrze i wciągająco. Szybko, rytmicznie, muzykalnie, spoiście, niemniej spośród słuchanych dotąd najmniej mi się podobało. Albowiem z najsłabszym rysem indywidualnym, takim bez własnej soli. Ale całkiem w porządku, żadnego się czepiania.

Trudne HD 800 nie okazały się za trudne. Przeciwnie – z nimi grało najlepiej.

Spośród słuchawek o wysokiej impedancji zdecydowanie lepiej wypadły Sennheiser HD 800. Powiedziałbym nawet, że kto wie, czy nie ze wszystkich najlepiej. Grały mniej gęsto od NightHawk, ale najbardziej trójwymiarowo i także najbardziej żywo, jak również z najbardziej bezpośrednim dotykiem. Przywołanie wykonawców było w nich oczywiste, a wokale najbardziej złożone. Ciut więcej wypełnienia pewnie by nie zaszkodziło, ale i tak grały najnaturalniej – najgłębszą esencją prawdy. Żadnego dystansu do muzyki, żadnego zubożenia. Wyjątkowo szybko i dynamicznie, a zarazem przejrzyście, misternie. Z dobrym wyodrębnianiem dźwięków z medium i przechodzeniem tego w holografię. Jedynie czynniki treściwości i ciśnienia NightHawk oferowały lepszy.

Nie gorzej jednak wypadły Fostex TH900 Mk2. W podobnie przejrzystym medium oferowały podobną bezpośredniość na bazie większej bliskości i bardzie wyodrębnionego basu. To było nieco efekciarskie, może i mniej prawdziwe, ale podobnie silnie działające. Mocny kontrast pomiędzy dość jasnym dźwiękiem a czernią za nim tła, mocniejsze akcentowanie skrajów pasma, a muzykalność bez zarzutu. Znów także można napisać, że gęstość u NightHawk była większa, ale jak ktoś lubi efekty oraz lekką echowość, to Fosteksy flagowe akurat.

Na koniec sięgnąłem znów po planary, spinając ich klamrą porównania – MrSpeakers Ether Flow z kablem Tonalium. Te pokazały to, co zwykle pokazują, to znaczy przede wszystkim gładką muzykalność, a za nią dynamikę. Dlatego dla osób lubiących większe ekscytacje powinny być ustawione głośno, tak by dynamika się przebijała. Natomiast dla lubiących gładkie, ciepłe, muzyczne brzmienia są po prostu najlepsze. Muzyka wchodzi za ich sprawą bezproblemowo, bez najmniejszego nawet zadziorka. Gładka, płynna i ciepła, pozbawiona, jakiejkolwiek szorstkości i pozbawiona echa. Przechodząca przez medium mniej gęste niż u NightHawk, ale bardziej zgęszczone niż u HD 800 i T1. Na niskich poziomach głośności mnie to trochę nudziło, ale na wysokich stawało się żywe i jakościowe. Wolę wprawdzie bardziej zróżnicowane i stawiające większy opór tekstury – trochę choć chropawości – ale są zwolennicy gładzi i dla nich te Ether Flow.

Pokusa się okazała silniejsza i mimo narastającego zmęczenia sięgnąłem po Crosszone CZ-1. O nich mogę napisać, że grały w stylu podobnym do MrSpeakers, ale mniej ciepło i jednak bardziej chropawo. Gładź oleista stlała się minimalnie szorstką, jakby jedwab zastąpić bawełną, temperatura spadła w pobliże neutralnej, a stereofonia, zgodnie z konstrukcyjnymi założeniami, weszła na wyższą orbitę.

Ale i z NightHawk rewelacyjnie, tak więc impedancja nie robi różnicy.

Lecz mimo większej ilości składowych obrazu, ślącego teraz w każde ucho informację z obu kanałów, obraz pozostał koherentny. W każdym punkcie przestrzeni zjawiało się więcej dźwięku, a scena się wzbogaciła o dodatkowe relacje i lepiej domknęła przed słuchaczem. Jednocześnie nie pojawiło się to coś, co w tych słuchawkach częste: gdy źródło lub wzmacniacz mniej pasują, obraz zaczyna się zlewać. Nic absolutnie z takich rzeczy, wszystko przejrzyste i czytelne, a gęstość medium niższa niż u MrSpeakers, mniej więcej na poziomie HD 800. I także podobny naturalizm, ale przy dźwięku mniej ciemnym, cokolwiek mniej tajemniczym i nieco bardziej gładkim. Ciekawa rzecz, mimo wszystko to obraz kreowany przez te ostatnie wydawał mi się ciekawszy. Bardziej złożony w odniesieniu do dźwięków i bardziej koronkowy. Większą tajemniczością, chropawością, mocniejszym wydobywaniem wszystkiego z tła (to wielki atut Sennheiserów) i wraz z tym lepszą figuratywnością bardziej fascynujący.  

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Fostex HP-V1

  1. Szkudi pisze:

    Ah w końcu ktoś go w Polsce opisał rzeczowo i dogłębnie. Posiadam obydwa wymienione przenośne lampowce. Owego Fostexa używałem jako wzmacniacza delegacyjnego i bardzo satysfakcjonujący to sprzęt, dopóki nie spróbuje się ALO V3, który mi osobiście udało się ustrzelić w stanie mint za kwotę mniejszą niż Fostex warty.
    W Pańskiej dawnej recenzji ALO jednak dało się wyczuć zdecydowanie większy entuzjazm i zadecydowanie go podzielam. To wzmacniacz dużo lepszy wg. mnie w każdym aspekcie, szczególnie właśnie jeśli chodzi o misterność dźwięków, szczegółowość i swoiste rozwibrowanie budujące emocje. To taki wzmacniacz, że w niektórych kwestiach tęsknię za nim słuchając stacjonarnie. Ale i rzeczony Fostex jest bardzo wartościowym urządzeniem, szczególnie jeśli ktoś zaczyna przygodę z portable to bardzo wartościowym …
    Niecierpliwie czekam na zapowoadaną recenzję ALO V5.

    Pozdrawiam i dziękuję za interesującą lekturę.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Tak, ALO grał bardziej urzekająco, ale już go nie ma, no i był droższy.

    2. Piotr Ryka pisze:

      A tak w ogóle, to dziękuję za bezpośrednie porównanie, bo sam nie miałem okazji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy