Recenzja: Final Audio D7000

Dźwięk

    Dźwięk wg zapowiedzi producenta miał mieć owo wypośrodkowanie tonalne za sprawą dyfuzora, i jednocześnie była mowa, że będzie bliższy słuchacza, ale te dwie zapowiadane różnice zupełnie nie oddały jego odmienności faktycznej. Owszem, wykonawcy czasem stawali bliżej i jak się uprzeć, to ktoś dysponujący muzycznym słuchem znalazłby momentalnie inne utrafienie tonalne, też może czerpał z niego satysfakcję, ale muszę powiedzieć, że dla mnie to nie miało jakiegoś szczególnego znaczenia. W ostateczności, faktycznie, i tu mamy do czynienia ze złagodzeniem sopranów, nawet zdecydowanie większym niż u wersji profesjonalnej, przez co słucha się łatwiej, ale tak naprawdę dużo łatwiej się słucha z odmiennego powodu, a złagodzenie sopranów to skutek a nie przyczyna. Poza tym, według mnie, nie ma tu żadnego wypośrodkowania sopranowego wstrzelonego pomiędzy D8000 a D8000 PRO – słuchawki Final D7000 grają dźwiękiem niższym od obu.

      Zdawkowo zrelacjonuję na wstępie przebieg zdarzeń. Nowe flagowe przyjechały bez opakowania, toteż o neseserze nic nie powiem, ale chyba ma być taki sam jak dla wersji limitowanej, a już na pewno ma być na kluczyk, nad czym producent się rozwodzi. Przyjechały, przyłożyłem do uszu – i mi się nie spodobały. Co było drugim już niepodobaniem, bo wcześniej dystrybutor też nie był zachwycony. Ale dostałem podpowiedź, że grały bardzo mało, zaledwie parę godzin, więc tego i owego – no, może będzie lepiej? Dość prędko lepiej się zrobiło, a potem jeszcze lepiej, słuchając kolejnego dnia, tak po paru tygodniach, złapałem za telefon i uzyskawszy połączenie zacząłem się domagać przysłania którychś D8000, nie widząc możliwości postawienia rzetelnej diagnozy bez bezpośrednich porównań. Bez żadnych „ale” przyniósł kurier D8000 PRO w wersji srebrnej-zwyczajnej (tzn. nie Limited); przyniósł również najlepszy kabel firmowy z końcówką 4-pin. (W tym miejscu adnotacja, iż ewentualne zastępowanie oryginalnych kabli Final będzie musiało się odbywać kosztem wypruwania z nich złączy przy muszlach; te są nie do zdobycia, przynajmniej do niedawna były.)

      Drobię i nabieram rozpędu przed opisaniem tego, na czym rzeczywiście polega odmienność brzmieniowa Final D7000, ponieważ to zjawisko może nie aż unikalne, ale jednak nieczęste, którego analogii można się dopatrywać w różnicach brzmienia pomiędzy klasyczną szkołą elektrostatów (Stax, Audio-Technica, Sennheiser), a świeższej daty propozycjami słuchawek tego typu od Warwick Acoustics, Audeze i Dana Clarka. Cała grupa z oznakowaniem D8000 to trochę niczym klasyczne elektrostaty w domenie słuchawek planarnych, a D7000 to nawiązanie do szkoły dźwięku Warwick Acoustic i jej naśladowców. Ten sam utwór słuchany poprzez D8000 PRO będzie głównym wątkiem muzycznym w oprawie ech, cykania, szelestu, chmar drobin wirujących w powietrzu i zalewu szczegółów. To będzie magia niezwykłości, bo z tego typu dźwiękowym spektrum nie mamy do czynienia w zwykłym życiu. Trzeba dopiero wejść do kościoła, najlepiej do katedry gotyckiej, żeby każdy krok, każde westchnienie i każda upuszczona moneta, zwielokrotniane echami błądzącymi w ogromie, stały się czymś nieziemskim. W takiej gotyckiej przestrzeni będzie to miało także klimat zapachu drewna starych ław i pozostałości kadzideł w oprawie światła świec i rzucanego przez witraże, a posiadaczom słuchawek dających tego typu dźwięk muszą wystarczyć same echa i spotęgowanie rzeczy drobnych. Szelesty, poszum, udźwięcznianie i całościowe poczucie wyobcowania, skutkiem wytrącenia słuchacza z teatru codzienności, to spécialité de la maison tak grających słuchawek. I dodajmy od razu: tak – mniej lub bardziej – grają prawie każde słuchawki z poczytywanych za najlepsze. Tak grają więc też wszystkie przypadki z rodziny D8000, gdy źródło daje dźwięk cyfrowy, albowiem taka atmosfera dziwności branej jakby nie z tego świata to nie tylko brzmieniowy sznyt takich słuchawek, ale też dźwięku cyfrowego. Zamiana dźwięków w ciągi zerojedynkowych bitów, z całym tej zmiany obciążeniem niepoprawności takiego zabiegu (o czym pisałem szeroko w artykule o kablach cyfrowych: https://hifiphilosophy.com/kable-cyfrowe-jedyny-fragment-wszechswiata-przekraczajacy-entropie/ ) – skutkuje zawsze śladem domieszkowego wyobcowania, z którego na całe szczęście można też czerpać satysfakcję, zwłaszcza że nie ma w tej domieszce żadnego zagrożenia – zostaje nagi, atawistyczny lęk przed obcym, w tym wypadku zupełnie niegroźnym.
      – Tak jak wchodzeniu do katedry towarzyszy duchowe „Ach!”, w następstwie jej Boga szukającej inności i ogromu, tak samo „Ach!” może się zjawiać gdy zaczynamy słuchać słuchawek, nazwijmy je ezoterycznymi. Najbardziej ezoteryczne z mi znanych były Stax SR-009, które naprawdę trudno było zmusić do połączenia tej ezoteryczności z brzmieniem bardziej zwyczajnym. Brzmieniowe duchy – baśniowo piękne, tajemnicze formy bytujące jakby poza materią – bardzo niechętnie brały w siebie treściwą materię życia, mógł je do tego zmusić dopiero potężny wzmacniacz. Ale kiedy już brały, stawało się jeszcze piękniej; wtedy magia splatała się z realnością w taniec jeszcze bardziej złożonych form. Jest jednak druga strona tego medalu, tyle że podczas słuchania muzyki zwykle jesteśmy na pierwszej. Ta druga, kiedy słuchamy zwykłej mowy w bardziej zwyczajnym otoczeniu – co czasem uwiecznione zostaje w nagraniu jako zapowiedź czy przerywnik – natychmiastowo informuje, że porzuciliśmy realizm, że bytujemy w świecie złudy.

      I teraz najprościej będzie napisać, że słuchawki Final D7000 nie potrzebują takich realistycznych urywków, by stając do konfrontacji z innymi pokazać ich udziwnianie. Dowolny muzyczny fragment posłuży im za świadectwo; i mało tego – one dowiodą ezoterycznych nalotów także w słuchawkach uważanych za właśnie realistyczne, jak chociażby NightHawk. Za takie stricte realistyczne uchodziły kiedyś bardzo przez niektórych za to cenione AKG K701, które mnie z kolei nudziły, miałem je za aż nadto przaśne. Uchodziły i dalej uchodzą za takie także Fostex z serii TR, których najdoskonalsze wcielenie, Fostex T60RP, uważam z kolei za świetne. Te natomiast Final D7000 wchodzą w realizm jeszcze głębiej, a że mogą go wspierać dodatkowymi atutami, stają się właśnie podobne do nowego typu elektrostatów z brzmieniowej szkoły realistycznej. Nie od rzeczy więc będzie przypomnieć, że tego typu realistyczno-elektrostatyczne Dan Clark Audio CORINA całkiem niedawno wychwalałem jako brzmieniowo doskonalsze od flagowych dla tej wytwórni w dziale planarnych Dan Clark Audio STEALTH. Czy wobec tego Final D7000, wykazujące cechy analogiczne do Corin, też trzeba będzie uznać za lepsze od każdych z bardziej ezoterycznych D8000? Nie, do tak dalekiego wniosku aż bym się nie posunął, ale… Ale to ich inne brzmienie, oparte na dyfuzji i niższym przełożeniu tonalnym, bazuje na innych walorach, dając słuchającemu otrzeźwiającą lekcję. Porównałem je zresztą nie tylko do D8000 PRO, także do Dan Clark Audio STEALTH i HiFiMAN Susvara; i wszystkie te porównania pokazywały to samo z lekkimi przesunięciami. Do mojego toru komputerowego (sumarycznie, bez samego PC, za 120 tys. PLN), jak już się nieraz okazywało, najlepiej pasowały STEALTH, których podwyższona względem D7000 tonalność, i wraz z tym wzrost ezoteryczności, uzupełniane były najlepszą organizacją sceny i najgłębszym wglądem w harmonię. Na ich tle Susvary i D8000 PRO grały z reguły bardziej nerwowo, co jednak w sporej mierze zależało od samych nagrań, jako że sporo było takich, w których Susvary albo D8000 brzmieniowo liderowały. Przytoczę dwa przykłady: Klasyczna piosenka Serge Gainsbourga „Le Chanson de Prévert” najlepiej brzmiała w adaptacji STEALTH, ale już „Berlin 1913” do słów Tuwima w wykonaniu Leszka Długosza najlepiej poprzez D8000 PRO. I to nie były różnice takie ot, że prawie wszystko jedno, tylko zdecydowanie lepiej słuchało mi się tej z tymi a tamtej z tamtymi. Lecz niezależnie te czy te albo w innych razach Susvary, były to wszystko kreacje ezoteryczne, z głosami wokalistów zbliżonymi do brzmienia skrzypiec, a nie jakbyś sam sobie śpiewał lub był na kameralnym koncercie. Można przy tym powiedzieć, że profesjonaliści z tych recenzowanych teraz Final D7000 powinni być dużo bardziej zadowoleni niż ze specjalnie kierowanych do nich D8000 PRO, ponieważ mniejsza ilość i dzięki dyfuzorowi łagodniejsza postać serwowanych przez nie sopranów składają się na dużo mniejszą męczliwość. Pod tym względem jest radykalnie lepiej – słuchanie D7000 to w porównaniu z D8000 PRO odsłuchowa łatwizna. Dawka szmerów, poświstów, cykania, pików sopranowych i wszelkiej podszyciowej ostrości w głosach spada w nich radykalnie, przyrasta natomiast wypełnienie, liniowy kształt obrysów, spójność fraz i brzmieniowy spokój. To jest zupełnie inne brzmienie, całkiem inna muzyka. Nacisk nie idzie na akcentowanie szczegółów i mnogość towarzystwa drobin, zanika także w zupełności sopranowa histeria. Nie wiem jak to by brzmiało w czyichś torach, ale u mnie ten Gainsbourg śpiewający przez STEALTH i Długosz przez D8000 PRO to były takie zalewy szczegółów, aury szumowej i drobiazgowej analizy głosów, że nie upchnąłbyś tego w wielkim worze. Wszystko aż migotało i było tym niesamowite, niesamowicie też przyjemne – można się było tym napawać i chełpić się, że aż tak niesamowite brzmienie dobywa się z aparatury. Ale przez cały dzień takiego czegoś słuchać bym nie miał ochoty, poza tym to z pewnością nie nasz świat rzeczywistych słuchowych doznań. A dodatkowym kwasem w przyswajaniu tego konfrontacja z D7000. Może nie tyle kwasem, za mocno powiedziałem, ale ambiwalencją.

      Trzeba to było przebadać starannie, niczego nie pozostawić domysłom. Odrzucając narracyjne komplikowanie i łagodzące retusze, kolejnego dnia przeprowadziłem długą sesję konfrontacyjną pomiędzy D7000 a D8000 PRO, złożoną w głównej mierze z porównań urywek do urywka, rzadziej utworu do utworu, najrzadziej pakietami po kilka nagrań. Efektem zbiór wychwyconych różnic, o których na wstępie zaznaczę, iż z reguły były pokaźne, a nie małe czy średnie.

Final D7000 na tle D8000 PRO to:
• Dalszy dźwięk. (A zatem przeciwieństwo producenckiej sugestii.)
• Ciemniejszy.
• Dostojniejszy.
• Pełniejszy.
• Mniej nośny, a za to bardziej ciśnieniowy. (Przy czym różnica odnośnie nośności większa niż odnośnie ciśnienia.)
• Bardziej ujednolicony.
• Bardziej jako całościowe widzenie muzyki.
• Operujący mniej narzucającą się górną częścią pasma.
• Dającą stonowane, mniej srebrzyste i słabiej skrzące się soprany, które u D8000 PRO w skrajnych przypadkach przekraczały granice przesteru, gdy u D7000 zupełnie nic z takich rzeczy.
• Zarazem jednak te soprany u D8000 PRO niekiedy pojawiały się (i słusznie) tam, gdzie u D7000 ich nie było.
• Podobnie mocny u D7000, ciut nawet mocniejszy bas, ale rzecz jasna mniej skontrastowany z sopranami.
• Słabsze natomiast u nich odróżnianie i wyróżnianie składników brzmienia.
• Bardziej też stonowane, niżej brzmiące i nie tak przenikliwe ludzkie głosy w manierze codzienności, a nie specjalnego aranżu i wychwycenia każdego dźwiękowego okruszka przez mikrofon.
• Minimalnie wcześniej gasnące wybrzmienia.
• Muzyka bardziej jako jednolita ściana, a nie konglomerat osobnych dźwięków.
• Trochę za bardzo skutkiem tego oraz tej sopranowej redukcji stonowana, przez co mniej bezpośrednia.
• Czasami te stonowane soprany zbyt matowiły u D7000 przekaz, gasiły iskrę życia.
• Mniej także u D7000 otwartości, powietrza i uderzania jakością.
• W zamian za to filtracja zniekształceń i łagodzenie przekazu.
• A przede wszystkim łatwiej się słucha i jest normalniej w takim zwykłym, normalnożyciowym sensie.
• Ale zarazem mniej spektakularnie i mniej wyczynowo. (Choć, jak się przekonamy, nie będzie tak w ekstremalnym jakościowo torze.)

      Trudno odnośnie tego wszystkiego powiedzieć, na ile ten dyfuzor jest w różny sposób odbierany przez poszczególne osoby. Zważywszy, że wiele czasu zajęło przydanie mu waloru interpersonalnej użyteczności, można wyrażać obawy, czy to się całkowicie udało, i podejrzewać, że nie. Ludzkie uszy zewnętrzne różnią się przecież radykalnie kształtem małżowin i średnicą kanałów wlotowych. Od wielkich odstających po małe przylegające, z płatkami przyrośniętymi całkiem, trochę lub wcale, a samo fałdowanie też bywa bardzo różne. Nie ma więc mowy o tym, żeby się zawsze to sprowadzało do jednakowej wypadkowej, zwłaszcza na tak króciutkim dystansie między dyfuzorem a uchem i przy tak małej objętości słuchawkowej komory. Do czego dochodzą indywidualne preferencje na poziomie ośrodka słuchu i na dalszym etapie szlaku czerpania satysfakcji (limbiczny szlak dopaminowy); różne nie tylko osobniczo, ale też w odniesieniu do ludzkich ras. Tym samym moja relacja okazuje się jeszcze bardziej moją, kto inny te różnice może odbierać inaczej. Niezależnie jednak od tego można śmiało zakładać, że słuchawki określone przeze mnie jako „ezoteryczne” zawsze zaoferują dużo większe kwantum sopranów oraz dźwięk bardziej migotliwy, podekscytowany, też bardziej ofensywny, w oparciu o większą dozę danych i większą przenikliwość, plus całościowo wyższą tonację, bo przecież nie jest tajemnicą, że ktoś podekscytowany zaczyna mówić wyższym głosem.

     Na takim tle Final D7000 jawią się jako łagodność i normalność. Ale na szczęście nie nuda. Nie ma jej zwłaszcza z dwóch powodów – rzadziej niż tamte, ale gdy trzeba, także D7000 potrafią się wybijać na dźwięczne, migotliwe soprany, toteż skrzypce albo fortepian nie będą miały obciętego spektrum, a tylko mniej się będą popisywać wyższym strojem. Drugim powodem obraz przestrzeni. Ta nie tylko jest duża (AKG K701 też miały taką), ale także inspirująca, poniekąd także tajemnicza. Z zakamarkami, odbiciami, dźwiękami ginącym w nieprzeniknionej dali, mrocznymi po kątach cieniami i całościowo z gęstej czerni tłem. Wszystko to razem buduje nastrój w niemałej mierze stanowiący przeciwieństwo powszedniej naturalności i normalności głównych dźwięków, ich otoczenie już powszednie nie jest. Sumą dźwięk w przeciętnym przykomputerowym torze nie aż tak może znakomity, jak u tych z na max napędzanych nowej szkoły elektrostatów, ale czerpiący z takiej samej inspiracji oraz cenowo przystępniejszy. Kategorycznie rugujący zniekształcenia i oprawiający normalność głosów szeroką ramą nastrojowości scenerii.

     Napisane powyżej zdanie odnoszące do elektrostatów, pchnęło mnie do kolejnej fazy badań. Wychodząc z założenia, że słuchawki nie należą do ekstremalnie drogich, a zdecydowana większość użytkowników posiłkuje się teraz torami mającymi za źródło tego czy innego plikowca, sam ograniczyłem się do takiego sprzętu, zakładając, że to wystarczy. Co, jak prawie każde lenistwo, okazało się błędem. Porównanie przy odtwarzaczu, gdzie oba flagowe Final podpinane były poprzez przejściówkę do wyjść głośnikowych Crofta (a więc końcówki mocy 2 x 25 W), wygenerowało bowiem dwa nowe bardzo istotne spostrzeżenia. Pierwsze, że przy najwyższej jakości torze zupełnie zanikają wymienione w punktacji słabsze wyodrębnianie składników dźwięku i prędzej wygaszane brzmienia, a przede wszystkim nie ma już mniejszej bezpośredniości i otwartości, nie ma też odczuwania jakiejkolwiek zniżki jakości. Zostaje natomiast elegancja, lepsze wypełnienie i większa moc za sprawą ciśnień oraz niższej tonacji; z całą pewnością w torze przy odtwarzaczu D7000 nie odstawały od D8000 PRO jakością, były równoważną alternatywą. Przy okazji także sprawdziłem, i okazały się wysoce podobne brzmieniowo do HiFiMAN Susvara, na analogicznym jakościowo poziomie kreując brzmienie bardziej względem D8000 PRO naznaczone wytwornym spokojem, nasycone i wyoblone. Nie tak rozmigotane i nerwowe, ze słabszym szumem moskitowym i mniejszą przenikliwością sopranów, ale przy ludzkich głosach nie postarzonych, tylko utrafianych, w sam raz. W tej sytuacji już nie wiedziałem, które dla siebie bym wybrał.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

6 komentarzy w “Recenzja: Final Audio D7000

  1. Alucard pisze:

    Opiszesz tak po krotce Piotrze jakie sa roznice w brzmieniu miedzy oryginalnymi D8000 a tymi D7000? D8000 Pro znam ale sluchalem ich bardzo krotke, ostatnio chwile we Wroclawiu.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      To są w zasadzie te same różnice, bo te długo już używane, pokazowe D8000 PRO grały bardzo podobnie do pierwotnych D8000, może jedynie trochę mniej wysubtelnioną górą i mocniejszym ciut basem. Tak więc ostrzegam – D7000 mają zupełnie inne brzmienie, które może się równie dobrze podobać co nie podobać. Zależy czego się od muzyki oczekuje, jaki rodzaj przekazu się woli.

      1. Alucard pisze:

        Do muzyki elektronicznej i ciezkiego lojenia beda lepsze D7000?

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Do elektronicznej nie, a do łojenia raczej tak.

  2. Marcin pisze:

    Danny McKinney z RAAL zaprezentował na ostatnim CANJAM NYC 2024 dwa modele nowych słuchawek: The first is the dual ribbon MAGNA, clad in etched 3-phase stainless steel and coming in at $6,300. The 2nd is the gold, triple ribbon IMANNIS ($9,300). Flagowiec po doliczeniu podatków wyjdzie ok. 50.000,00 zł (jak nie więcej), więc ceny lekko szalone; trzeba wziąć także pod uwagę enigmatyczne „coming in”.
    źródło wraz ze zdjęciami: https://headphone.guru/canjam-nyc-2024-part-4/

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Jeżeli to ma być odpowiedź na to, że poprawiona wersja pierwotnych RAAL jest gorsza od poprawianej, to ja tego nie kupuję. Ale może faktycznie to nowa jakość i może da się jej posłuchać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy