Recenzja: Final Audio D7000

     Aha – myślicie sobie – sprzedaż modeli z trzyproduktowej serii D8000 spada, a nowego flagowca D9000 jeszcze wykoncypować nie zdołali, więc zamiast tego coś uprościli, czegoś odjęli i zrobili podobne słuchawki tańsze ze słabszym brzmieniem, żeby nie wyszło na to, że firma jest w zastoju i nic nowego nie proponuje.
      Z tej szybkiej analizy na podstawie nazwy zaledwie jedno jest prawdą – to rzeczywiście tańsze słuchawki. W Japonii można je już zamawiać za 398 000 jenów, plus oczywiście dla kogoś z Europy pokaźne cło i drogi transport, a cena polskiego dystrybutora nie została jeszcze ustalona, ale będzie to coś z okolic 15 tys. złotych. Cała reszta domysłów to już na szczęście manowce, ponieważ producent informuje, że to też jego słuchawki flagowe, jako przeprojektowane i przede wszystkim pod pewnymi względami udoskonalone D8000, dla których racją zaistnienia nie była żadna pozorowana aktywność, tylko uwieńczone sukcesem wdrożenie ważnego pomysłu, nie zrealizowanego wcześniej z uwagi na skomplikowanie. Ale trudności przezwyciężono, pomysł z sukcesem został wdrożony, efektem nowe, różniące się od poprzednich słuchawki flagowe, pozwalające bazować na nieco innym typie brzmienia.
      Oczywiście każdy może tak mówić i brać na siebie ryzyko zaoferowania nowego flagowca o znacznie obniżonej cenie przy jednoczesnym pozostawieniu droższych dotychczasowych, ale gdyby to miała być sama zmyłka, byłaby bez wątpienia głupia. Albo byłyby to bowiem rzeczywiście gorsze słuchawki, a w takim razie jakiż flagowiec? Albo tak samo dobre, a wówczas po co tamte? Na kiego komuś Final D8000 i D8000 PRO za 18 700, czy Final D8000 PRO Limited Edition za 21 600 PLN, skoro za piętnaście tysięcy może mieć takie same ulepszone?

      Rozwieję wątpliwości – słuchałem, to nie żadna zmyłka, ale pozostawienie tamtych także nie jest bez sensu. To są słuchawki wyglądem niemal identyczne, lecz z nieco innym typem dźwięku. Innym, ale nie gorszym, skierowanym do klienteli o trochę innych oczekiwaniach, bądź po prostu alternatywnym. Bo tak samo jak można różnie się ubrać i wciąż być eleganckim, czy jeździć luksusowym samochodem zwykłym lub uterenowionym, tak samo można różnie dobierać styl muzycznego przekazu pozostając na najwyższym poziome, czego chyba nie muszę tłumaczyć – każdy zainteresowany wie, że znakomitych słuchawek mamy na rynku multum, a jedne od drugich się różnią. W tym wypadku sprawa nie tyczy takich od różnych producentów, tylko samo Final ma teraz całą paletę flagowych, w tym jedne trochę bardziej od pozostałych inaczej brzmiące. Wszystkie je mają pogodzić odnośnie osiągania szczytów planowane na maj Final X8000, pozostające na razie w fazie prototypu i zapowiadane niestety jako zdecydowanie droższe. One jednakże debiut mają odbyć dopiero w Monachium, o ile do tego czasu uda się zwalczyć problem z trwałością przetwornika, który podobno ma niesamowite osiągi, ale nie daje rady wystarczająco długo ich podtrzymać, rychło zjawia się degradacja. Póki co to nie nasze zmartwienie, nikt tamtych słuchawek poza projektantami nie ma, a tytułowe można mieć, jest strona zakupowa. Sam mam, leżą koło mnie, dużo się ich nasłuchałem.

      Zanim odniosę się do szczegółów konstrukcyjnych i zacznę opisywać brzmienie, zgodnie z tradycją tego serwisu wspomnę o dziejach producenta. Firma Final Audio Inc. z siedzibą kiedyś w Jokohamie, obecnie w Kawasaki, została założona w 1974 przez nieżyjącego już Kanemori Takai – i jak niejedna japońska znana teraz głównie z produkcji słuchawek zaczynała od gramofonowych wkładek. Stopniowo rozszerzała ofertę na gramofony, wzmacniacze oraz kolumny głośnikowe, by pod koniec lat 70-tych zaoferować już pełne zestawy audio, lecz jeszcze nie słuchawki. Te pojawiły się dopiero w 2009 roku, po wcześniejszym wzmocnieniu kapitałowym poprzez związanie z Japan Molex LLC (producentem kabli i złączy, kooperantem Sony) i następnie wspólnym przejęciu fabryki słuchawek w Clark na Filipinach.
Skracając historię do minimum: najpierw ta przejęta fabryka produkowała słuchawki dla innych marek japońskich, następnie Final Audio stworzyło własną na terenie Japonii; to w niej powstają teraz słuchawki sprzedawane pod tą marką.

Kolejny flagowiec z serii D

     Flagowiec od Final Audio to już samo brzmi dumnie, wystarczy przypomnieć sobie Final Sonorous X ze złotymi muszlami czy dokanałowe Piano Forte. Od zawsze były to produkty innowacyjne o unikalnych cechach brzmieniowych, a mnie najbardziej utkwiły w pamięci Final Sonorous VIII, które były wiceflagowe, ale zupełnie nadzwyczajne. Jest na YouTube nagranie defiladowej wersji Beethovenowskiego „Yorckscher Marsch”: https://www.youtube.com/watch?v=TpAdoxR6Cic – z każdymi słuchawkami go słucham, żadne tak pięknie go nie odtwarzały. Ale tamte to przeszłość, zresztą drugi egzemplarz aż tak pięknie już nie grał i nie ma co do tego wracać. Przyszłość ma należeć do tych D7000 i nadchodzących X8000, ale nie bez udziału trójki D8000, której przedstawiciele pojawiali się w 2017 D8000, w 2019 D8000 PRO i w 2022 D8000 PRO Limited Edition.

      Poprzedzając opis wyglądu powinienem napisać, jak w dokładniejszym ujęciu powód zaistnienia modelu D7000 motywuje producent. Zwłaszcza, że to nie takie hop-siup, ponieważ motywacja jest podwójna, a każda z dwóch jej części nie za dobrze pasuje do drugiej.
      Motyw pierwszy, bez wnikania w szczegóły techniczne, okazuje się całkiem prosty: inaugurujący istnienie flagowych dla Final słuchawek z serii D model D8000 skierowano do audiofili słuchających przede wszystkim muzyki klasycznej i spokojniejszej rozrywkowej, czego głównym wyrazem był duży nacisk położony na oddawanie pełnego spektrum sopranów, co z jednej strony skutkowało wiernością odtwórczą, lecz z drugiej było na długą metę cokolwiek uciążliwe. Zwłaszcza dla profesjonalistów, zmuszonych spędzać całe dnie na słuchaniu, którym pod wpływem ich protestów postanowiono umilić życie poprzez obniżenie tonacji i jednoczesne wzmocnienie basu. Tak powstał model D8000 PRO, skierowany nie tylko do nich, ale też do wolących doznania basowe od sopranowych. Z kolei ten obecny, D7000, ma oferować brzmienie wypośrodkowane – to właśnie jego racja bytu.
     Gdyby na tym ogólnikowym motywie poprzestać, domyślając się w nim analogii do stroju instrumentów, byłoby to wyjaśnienie proste, tylko dlaczego w takim razie nazwa D7000, a nie, powiedzmy, D8000 Semi-PRO? Na upartego możemy tą obniżoną numerację zwalić na jeden zamiast dwóch w komplecie kabel i obniżenie wagi, skutkiem lżejszych magnesów i lżejszej obudowy, ale jest przecież motyw inny, o którym już napomknąłem, ów we wcześniejszych z serii „D” nie zrealizowany pomysł, który udało się zrealizować w tych. Co jednak także nie pasuje do obniżonej numeracji, ponieważ pomysł to niebłahy. Poza tym to niejedyna innowacja, a jeszcze na dodatek dołącza ekskluzywność. Nowe Final D7000 mają tak samo jak D8000 PRO Limited Edition pady okryte papierem washi, co zmienia dotyk i także brzmienie, przy czym zupełnie nie należy przejmować się papierowością nazwową, bo w rzeczywistym kontakcie nikomu nie przyszłoby na myśl, że materiałem kryjącym pady był taki czy inny papier. Washi to bowiem nie żaden zwykły papier, tylko najszlachetniejszy, czerpany – niezwykły wyglądowo oraz niezwykle trwały, stanowiący plecionkę celulozowych włókien pozyskiwanych z różnych japońskich roślin. Washi jest nawet wielokrotnie czerpany (technika „nagashi-zuki”), dzięki czemu niespotykanie odporny na rozrywanie i zaginanie; może być zaginany i składany bez widocznych uszkodzeń niemalże nieskończoną ilość razy.
      Z washi robi się origami, żyrandole, wypełnienia ram drzwiowych, latawce, litografie, banknoty, elementy mebli, kimona, pościel, nawet narzędzia. Final pokryło zaś washi pady swoich flagowych słuchawek, ponieważ to nie tylko surowiec miły w dotyku i niemal niezniszczalny, ale także zapewniający dobrą wentylację i przede wszystkim dobrą akustykę. Poza tym to ekskluzywność par excellence i uhonorowana japońska tradycja sięgająca czternastu wieków.

      Pady więc wyrafinowane, przejęte z wersji Limited Edition, a opakowanie tak samo – ma to być metalowy neseser, w którym słuchawki i pojedynczy kabel. Kabel miedziany w czarnym oplocie i sam będący plecionką – niesymetryczny, zakończony wtykiem 3,5 mm z przejściówką na 6,35 mm; jak zawsze u flagowych Final odpinany. Można go więc zastąpić innym, i to w teście się stanie – sprawdzimy sensowność takiego zabiegu odnośnie srebrzonego kabla symetrycznego. Wszystko to jednak uwerturą do części zasadniczej, gdyż tak naprawdę sensem istnienia wersji D7000 jest nowo opracowany dyfuzor „Pina Align Diffuser”, czyli w tłumaczeniu roboczym „małżowinowy dyfuzor wyrównujący”

     Na stronie producenta czytamy: „Już na początku prac nad modelem D8000 wpadliśmy na pomysł zastosowania dyfuzora, ale opracowanie czegoś odpowiedniego do specjalnych warunków panujących wewnątrz obudowy słuchawek zajęło dużo czasu. Ponadto, o ile pomiary przy użyciu przyrządów pomiarowych w idealnych warunkach dawały dobre wyniki, to podczas słuchania czyimiś uszami kształt ucha zewnętrznego (pina), różniący się w zależności od osoby, skutkował dużymi rozbieżnościami odnośnie jakości dźwięku. Aby rozwiązać ten problem wielokrotnie przeprowadzaliśmy symulacje i rzeczywiste eksperymenty słuchowe, starając się zaprojektować kształt dyfuzora uwzględniający różne kształty uszu, aż w końcu uzyskaliśmy optymalny dla każdego użytkownika.”

      I to jest clou, to Archimedesowy punkt podparcia niosący te słuchawki, zarazem też pewna analogia do przegród akustycznych z flagowców Ultrasone, fazora u Audeze i siatki o specjalnych oczkach u najnowszych flagowych Stax. Żadne wcześniejsze Final takiego dyfuzora nie miały, to on, a nie żadne strojenie, ma odpowiadać za formę brzmienia. Równocześnie dziedziczą D7000 po D8000 układ AFDS, poprawiający odtwarzanie basu w przetwornikach planarnych (potężny bas pomimo relatywnie mniejszych wychyleń membrany); dziedziczą także same membrany o wytrawionych, a nie naklejanych czy napylanych cewkach, co daje wzrost elastyczności, co za tym idzie dokładniejsze obrazowanie. No i dziedziczą także specjalną architekturę akustycznych komór, dającą w subiektywnym odbiorze taką swobodę propagacji, jakby tych komór wcale nie było. Na zwieńczający dodatek AFDS u D7000 został usprawniająco zmodyfikowany – a w takim razie same plusy. Dodatek dyfuzora, poprawiony AFDS, pady z ekskluzywnego washi i zachowane pozostałe atrybuty jakości oraz eleganckie opakowanie. Dlaczego wobec tego ta numeracja obniżona? Chyba jedynie po to, by móc proponować niższą cenę i żeby użytkownicy wszystkich D8000 nie czuli się dotknięci. Ale jak naprawdę czuć się powinni, o tym w dziale odsłuchów, gdzie usprawnione, a pomimo tego tańsze D7000 porównamy z przedstawicielem tamtych.

     Rzućmy teraz staranniej okiem na nowego przybysza z dalekowschodniej Japonii, uszy pozostawiając na finałowy Final.

      Poprzestając na samym wzroku, jeszcze przed wzięciem do ręki, słuchawki sprawią wrażenie niemalże identycznych względem D8000 w czarnych wersjach, ale do całkowitej identyczności potrzebne będą PRO Limited z padami i pałąkiem oprawionymi washi. One jednakże odróżnią się przy uważniejszym oglądzie złotym kolorem metalu wyzierającego z głębi przetwornika, tak więc naocznie zawsze odróżnimy D7000, nawet bez odczytywania słabo widocznej nazwy na węzłach łączących łuk nagłowny z prowadnicami muszli. Tym prędzej odróżnimy już po wzięciu do ręki – wszystkie odmiany D8000 ważą po 523 g, nowe D7000 to waga obniżona do 437 gramów. Różnicę przy dokładniejszym badaniu zdiagnozujemy też zaglądając do muszli od strony ucha: przez ażurowy materiał osłony widoczna będzie siatka podtrzymująca dyfuzor, który jest płatem o skomplikowanej linii brzegowej trochę podobnej do Antarktydy, ale z dodatkiem centralnego otworu, który też jest strzępiasty.

      Z różnic czysto technicznych, poza tą niższą wagą i dołożonym dyfuzorem, dowiadujemy się o obniżonej o dziesięć omów impedancji, tu wynoszącej 50 Ω, oraz na przekór niej mniejszej także skuteczności, która z poziomu 98 dB stoczyła się w D7000 do 89 dB. A w takim razie spadek ceny, impedancji i skuteczności, wybył z kompletu też krótszy kabel. Za to neseser i pokrycie padów uszlachetniającą powłoką washi dostało się tym D7000 w spadku po wersji Limited; o tysiąc spadła też numeracja, chyba tylko dlatego, żeby mogły być tańsze. Wzrosła natomiast ilość warstw składających się na przetwornik – dołączył do nich ten z takim trudem realizowany Pina Align Diffuser.

     Producent podkreśla dbałość o szybkość ewentualnych napraw – słuchawki są łatwo rozbieralne; akcentuje także najwyższą jakość swego parku maszynowego i poziom wykwalifikowania pracowników, szczyci się również innowacyjnością, a o dotyku pokryć washi stwierdza, że jest to dotyk wyjątkowo suchy, a więc szczególnie higieniczny, co go odróżnia od wszystkich innych, nawet od Alcantary. Nie mówi o tym, lecz zauważmy, że jest to zarazem ukłon w stronę szalejącej dziś ekologii; być może jeszcze doczekamy się karoserii samochodowych i całych domów z washi? – ekstremistki ekologiczne byłyby zachwycone, to mógłby być ostatni etap przed ostatecznym przywróceniem pieszych wędrówek i mieszkania w jaskiniach.

      Krótko od siebie o walorach użytkowych: słuchawki siedzą pewnie na głowie i nie cisną ani od góry, ani od boku, a pady obejmują uszy starannie i rzeczywiście są bardzo suche, przy tym także dość miękkie, choć wypełnione treścią mniej miękką aniżeli u D8000 i D8000 PRO. Odpinany kabel długości trzech metrów okazuje się lekki, elastyczny i wystarczająco długi, ale dźwięk poprzez najlepszy firmowy z posrebrzanej miedzi jawił się jako bardziej otwarty, żywszy, też w stopniu wyższym wyrafinowany, toteż przez taki prowadziłem odsłuchy.

Dźwięk

    Dźwięk wg zapowiedzi producenta miał mieć owo wypośrodkowanie tonalne za sprawą dyfuzora, i jednocześnie była mowa, że będzie bliższy słuchacza, ale te dwie zapowiadane różnice zupełnie nie oddały jego odmienności faktycznej. Owszem, wykonawcy czasem stawali bliżej i jak się uprzeć, to ktoś dysponujący muzycznym słuchem znalazłby momentalnie inne utrafienie tonalne, też może czerpał z niego satysfakcję, ale muszę powiedzieć, że dla mnie to nie miało jakiegoś szczególnego znaczenia. W ostateczności, faktycznie, i tu mamy do czynienia ze złagodzeniem sopranów, nawet zdecydowanie większym niż u wersji profesjonalnej, przez co słucha się łatwiej, ale tak naprawdę dużo łatwiej się słucha z odmiennego powodu, a złagodzenie sopranów to skutek a nie przyczyna. Poza tym, według mnie, nie ma tu żadnego wypośrodkowania sopranowego wstrzelonego pomiędzy D8000 a D8000 PRO – słuchawki Final D7000 grają dźwiękiem niższym od obu.

      Zdawkowo zrelacjonuję na wstępie przebieg zdarzeń. Nowe flagowe przyjechały bez opakowania, toteż o neseserze nic nie powiem, ale chyba ma być taki sam jak dla wersji limitowanej, a już na pewno ma być na kluczyk, nad czym producent się rozwodzi. Przyjechały, przyłożyłem do uszu – i mi się nie spodobały. Co było drugim już niepodobaniem, bo wcześniej dystrybutor też nie był zachwycony. Ale dostałem podpowiedź, że grały bardzo mało, zaledwie parę godzin, więc tego i owego – no, może będzie lepiej? Dość prędko lepiej się zrobiło, a potem jeszcze lepiej, słuchając kolejnego dnia, tak po paru tygodniach, złapałem za telefon i uzyskawszy połączenie zacząłem się domagać przysłania którychś D8000, nie widząc możliwości postawienia rzetelnej diagnozy bez bezpośrednich porównań. Bez żadnych „ale” przyniósł kurier D8000 PRO w wersji srebrnej-zwyczajnej (tzn. nie Limited); przyniósł również najlepszy kabel firmowy z końcówką 4-pin. (W tym miejscu adnotacja, iż ewentualne zastępowanie oryginalnych kabli Final będzie musiało się odbywać kosztem wypruwania z nich złączy przy muszlach; te są nie do zdobycia, przynajmniej do niedawna były.)

      Drobię i nabieram rozpędu przed opisaniem tego, na czym rzeczywiście polega odmienność brzmieniowa Final D7000, ponieważ to zjawisko może nie aż unikalne, ale jednak nieczęste, którego analogii można się dopatrywać w różnicach brzmienia pomiędzy klasyczną szkołą elektrostatów (Stax, Audio-Technica, Sennheiser), a świeższej daty propozycjami słuchawek tego typu od Warwick Acoustics, Audeze i Dana Clarka. Cała grupa z oznakowaniem D8000 to trochę niczym klasyczne elektrostaty w domenie słuchawek planarnych, a D7000 to nawiązanie do szkoły dźwięku Warwick Acoustic i jej naśladowców. Ten sam utwór słuchany poprzez D8000 PRO będzie głównym wątkiem muzycznym w oprawie ech, cykania, szelestu, chmar drobin wirujących w powietrzu i zalewu szczegółów. To będzie magia niezwykłości, bo z tego typu dźwiękowym spektrum nie mamy do czynienia w zwykłym życiu. Trzeba dopiero wejść do kościoła, najlepiej do katedry gotyckiej, żeby każdy krok, każde westchnienie i każda upuszczona moneta, zwielokrotniane echami błądzącymi w ogromie, stały się czymś nieziemskim. W takiej gotyckiej przestrzeni będzie to miało także klimat zapachu drewna starych ław i pozostałości kadzideł w oprawie światła świec i rzucanego przez witraże, a posiadaczom słuchawek dających tego typu dźwięk muszą wystarczyć same echa i spotęgowanie rzeczy drobnych. Szelesty, poszum, udźwięcznianie i całościowe poczucie wyobcowania, skutkiem wytrącenia słuchacza z teatru codzienności, to spécialité de la maison tak grających słuchawek. I dodajmy od razu: tak – mniej lub bardziej – grają prawie każde słuchawki z poczytywanych za najlepsze. Tak grają więc też wszystkie przypadki z rodziny D8000, gdy źródło daje dźwięk cyfrowy, albowiem taka atmosfera dziwności branej jakby nie z tego świata to nie tylko brzmieniowy sznyt takich słuchawek, ale też dźwięku cyfrowego. Zamiana dźwięków w ciągi zerojedynkowych bitów, z całym tej zmiany obciążeniem niepoprawności takiego zabiegu (o czym pisałem szeroko w artykule o kablach cyfrowych: https://hifiphilosophy.com/kable-cyfrowe-jedyny-fragment-wszechswiata-przekraczajacy-entropie/ ) – skutkuje zawsze śladem domieszkowego wyobcowania, z którego na całe szczęście można też czerpać satysfakcję, zwłaszcza że nie ma w tej domieszce żadnego zagrożenia – zostaje nagi, atawistyczny lęk przed obcym, w tym wypadku zupełnie niegroźnym.
      – Tak jak wchodzeniu do katedry towarzyszy duchowe „Ach!”, w następstwie jej Boga szukającej inności i ogromu, tak samo „Ach!” może się zjawiać gdy zaczynamy słuchać słuchawek, nazwijmy je ezoterycznymi. Najbardziej ezoteryczne z mi znanych były Stax SR-009, które naprawdę trudno było zmusić do połączenia tej ezoteryczności z brzmieniem bardziej zwyczajnym. Brzmieniowe duchy – baśniowo piękne, tajemnicze formy bytujące jakby poza materią – bardzo niechętnie brały w siebie treściwą materię życia, mógł je do tego zmusić dopiero potężny wzmacniacz. Ale kiedy już brały, stawało się jeszcze piękniej; wtedy magia splatała się z realnością w taniec jeszcze bardziej złożonych form. Jest jednak druga strona tego medalu, tyle że podczas słuchania muzyki zwykle jesteśmy na pierwszej. Ta druga, kiedy słuchamy zwykłej mowy w bardziej zwyczajnym otoczeniu – co czasem uwiecznione zostaje w nagraniu jako zapowiedź czy przerywnik – natychmiastowo informuje, że porzuciliśmy realizm, że bytujemy w świecie złudy.

      I teraz najprościej będzie napisać, że słuchawki Final D7000 nie potrzebują takich realistycznych urywków, by stając do konfrontacji z innymi pokazać ich udziwnianie. Dowolny muzyczny fragment posłuży im za świadectwo; i mało tego – one dowiodą ezoterycznych nalotów także w słuchawkach uważanych za właśnie realistyczne, jak chociażby NightHawk. Za takie stricte realistyczne uchodziły kiedyś bardzo przez niektórych za to cenione AKG K701, które mnie z kolei nudziły, miałem je za aż nadto przaśne. Uchodziły i dalej uchodzą za takie także Fostex z serii TR, których najdoskonalsze wcielenie, Fostex T60RP, uważam z kolei za świetne. Te natomiast Final D7000 wchodzą w realizm jeszcze głębiej, a że mogą go wspierać dodatkowymi atutami, stają się właśnie podobne do nowego typu elektrostatów z brzmieniowej szkoły realistycznej. Nie od rzeczy więc będzie przypomnieć, że tego typu realistyczno-elektrostatyczne Dan Clark Audio CORINA całkiem niedawno wychwalałem jako brzmieniowo doskonalsze od flagowych dla tej wytwórni w dziale planarnych Dan Clark Audio STEALTH. Czy wobec tego Final D7000, wykazujące cechy analogiczne do Corin, też trzeba będzie uznać za lepsze od każdych z bardziej ezoterycznych D8000? Nie, do tak dalekiego wniosku aż bym się nie posunął, ale… Ale to ich inne brzmienie, oparte na dyfuzji i niższym przełożeniu tonalnym, bazuje na innych walorach, dając słuchającemu otrzeźwiającą lekcję. Porównałem je zresztą nie tylko do D8000 PRO, także do Dan Clark Audio STEALTH i HiFiMAN Susvara; i wszystkie te porównania pokazywały to samo z lekkimi przesunięciami. Do mojego toru komputerowego (sumarycznie, bez samego PC, za 120 tys. PLN), jak już się nieraz okazywało, najlepiej pasowały STEALTH, których podwyższona względem D7000 tonalność, i wraz z tym wzrost ezoteryczności, uzupełniane były najlepszą organizacją sceny i najgłębszym wglądem w harmonię. Na ich tle Susvary i D8000 PRO grały z reguły bardziej nerwowo, co jednak w sporej mierze zależało od samych nagrań, jako że sporo było takich, w których Susvary albo D8000 brzmieniowo liderowały. Przytoczę dwa przykłady: Klasyczna piosenka Serge Gainsbourga „Le Chanson de Prévert” najlepiej brzmiała w adaptacji STEALTH, ale już „Berlin 1913” do słów Tuwima w wykonaniu Leszka Długosza najlepiej poprzez D8000 PRO. I to nie były różnice takie ot, że prawie wszystko jedno, tylko zdecydowanie lepiej słuchało mi się tej z tymi a tamtej z tamtymi. Lecz niezależnie te czy te albo w innych razach Susvary, były to wszystko kreacje ezoteryczne, z głosami wokalistów zbliżonymi do brzmienia skrzypiec, a nie jakbyś sam sobie śpiewał lub był na kameralnym koncercie. Można przy tym powiedzieć, że profesjonaliści z tych recenzowanych teraz Final D7000 powinni być dużo bardziej zadowoleni niż ze specjalnie kierowanych do nich D8000 PRO, ponieważ mniejsza ilość i dzięki dyfuzorowi łagodniejsza postać serwowanych przez nie sopranów składają się na dużo mniejszą męczliwość. Pod tym względem jest radykalnie lepiej – słuchanie D7000 to w porównaniu z D8000 PRO odsłuchowa łatwizna. Dawka szmerów, poświstów, cykania, pików sopranowych i wszelkiej podszyciowej ostrości w głosach spada w nich radykalnie, przyrasta natomiast wypełnienie, liniowy kształt obrysów, spójność fraz i brzmieniowy spokój. To jest zupełnie inne brzmienie, całkiem inna muzyka. Nacisk nie idzie na akcentowanie szczegółów i mnogość towarzystwa drobin, zanika także w zupełności sopranowa histeria. Nie wiem jak to by brzmiało w czyichś torach, ale u mnie ten Gainsbourg śpiewający przez STEALTH i Długosz przez D8000 PRO to były takie zalewy szczegółów, aury szumowej i drobiazgowej analizy głosów, że nie upchnąłbyś tego w wielkim worze. Wszystko aż migotało i było tym niesamowite, niesamowicie też przyjemne – można się było tym napawać i chełpić się, że aż tak niesamowite brzmienie dobywa się z aparatury. Ale przez cały dzień takiego czegoś słuchać bym nie miał ochoty, poza tym to z pewnością nie nasz świat rzeczywistych słuchowych doznań. A dodatkowym kwasem w przyswajaniu tego konfrontacja z D7000. Może nie tyle kwasem, za mocno powiedziałem, ale ambiwalencją.

      Trzeba to było przebadać starannie, niczego nie pozostawić domysłom. Odrzucając narracyjne komplikowanie i łagodzące retusze, kolejnego dnia przeprowadziłem długą sesję konfrontacyjną pomiędzy D7000 a D8000 PRO, złożoną w głównej mierze z porównań urywek do urywka, rzadziej utworu do utworu, najrzadziej pakietami po kilka nagrań. Efektem zbiór wychwyconych różnic, o których na wstępie zaznaczę, iż z reguły były pokaźne, a nie małe czy średnie.

Final D7000 na tle D8000 PRO to:
• Dalszy dźwięk. (A zatem przeciwieństwo producenckiej sugestii.)
• Ciemniejszy.
• Dostojniejszy.
• Pełniejszy.
• Mniej nośny, a za to bardziej ciśnieniowy. (Przy czym różnica odnośnie nośności większa niż odnośnie ciśnienia.)
• Bardziej ujednolicony.
• Bardziej jako całościowe widzenie muzyki.
• Operujący mniej narzucającą się górną częścią pasma.
• Dającą stonowane, mniej srebrzyste i słabiej skrzące się soprany, które u D8000 PRO w skrajnych przypadkach przekraczały granice przesteru, gdy u D7000 zupełnie nic z takich rzeczy.
• Zarazem jednak te soprany u D8000 PRO niekiedy pojawiały się (i słusznie) tam, gdzie u D7000 ich nie było.
• Podobnie mocny u D7000, ciut nawet mocniejszy bas, ale rzecz jasna mniej skontrastowany z sopranami.
• Słabsze natomiast u nich odróżnianie i wyróżnianie składników brzmienia.
• Bardziej też stonowane, niżej brzmiące i nie tak przenikliwe ludzkie głosy w manierze codzienności, a nie specjalnego aranżu i wychwycenia każdego dźwiękowego okruszka przez mikrofon.
• Minimalnie wcześniej gasnące wybrzmienia.
• Muzyka bardziej jako jednolita ściana, a nie konglomerat osobnych dźwięków.
• Trochę za bardzo skutkiem tego oraz tej sopranowej redukcji stonowana, przez co mniej bezpośrednia.
• Czasami te stonowane soprany zbyt matowiły u D7000 przekaz, gasiły iskrę życia.
• Mniej także u D7000 otwartości, powietrza i uderzania jakością.
• W zamian za to filtracja zniekształceń i łagodzenie przekazu.
• A przede wszystkim łatwiej się słucha i jest normalniej w takim zwykłym, normalnożyciowym sensie.
• Ale zarazem mniej spektakularnie i mniej wyczynowo. (Choć, jak się przekonamy, nie będzie tak w ekstremalnym jakościowo torze.)

      Trudno odnośnie tego wszystkiego powiedzieć, na ile ten dyfuzor jest w różny sposób odbierany przez poszczególne osoby. Zważywszy, że wiele czasu zajęło przydanie mu waloru interpersonalnej użyteczności, można wyrażać obawy, czy to się całkowicie udało, i podejrzewać, że nie. Ludzkie uszy zewnętrzne różnią się przecież radykalnie kształtem małżowin i średnicą kanałów wlotowych. Od wielkich odstających po małe przylegające, z płatkami przyrośniętymi całkiem, trochę lub wcale, a samo fałdowanie też bywa bardzo różne. Nie ma więc mowy o tym, żeby się zawsze to sprowadzało do jednakowej wypadkowej, zwłaszcza na tak króciutkim dystansie między dyfuzorem a uchem i przy tak małej objętości słuchawkowej komory. Do czego dochodzą indywidualne preferencje na poziomie ośrodka słuchu i na dalszym etapie szlaku czerpania satysfakcji (limbiczny szlak dopaminowy); różne nie tylko osobniczo, ale też w odniesieniu do ludzkich ras. Tym samym moja relacja okazuje się jeszcze bardziej moją, kto inny te różnice może odbierać inaczej. Niezależnie jednak od tego można śmiało zakładać, że słuchawki określone przeze mnie jako „ezoteryczne” zawsze zaoferują dużo większe kwantum sopranów oraz dźwięk bardziej migotliwy, podekscytowany, też bardziej ofensywny, w oparciu o większą dozę danych i większą przenikliwość, plus całościowo wyższą tonację, bo przecież nie jest tajemnicą, że ktoś podekscytowany zaczyna mówić wyższym głosem.

     Na takim tle Final D7000 jawią się jako łagodność i normalność. Ale na szczęście nie nuda. Nie ma jej zwłaszcza z dwóch powodów – rzadziej niż tamte, ale gdy trzeba, także D7000 potrafią się wybijać na dźwięczne, migotliwe soprany, toteż skrzypce albo fortepian nie będą miały obciętego spektrum, a tylko mniej się będą popisywać wyższym strojem. Drugim powodem obraz przestrzeni. Ta nie tylko jest duża (AKG K701 też miały taką), ale także inspirująca, poniekąd także tajemnicza. Z zakamarkami, odbiciami, dźwiękami ginącym w nieprzeniknionej dali, mrocznymi po kątach cieniami i całościowo z gęstej czerni tłem. Wszystko to razem buduje nastrój w niemałej mierze stanowiący przeciwieństwo powszedniej naturalności i normalności głównych dźwięków, ich otoczenie już powszednie nie jest. Sumą dźwięk w przeciętnym przykomputerowym torze nie aż tak może znakomity, jak u tych z na max napędzanych nowej szkoły elektrostatów, ale czerpiący z takiej samej inspiracji oraz cenowo przystępniejszy. Kategorycznie rugujący zniekształcenia i oprawiający normalność głosów szeroką ramą nastrojowości scenerii.

     Napisane powyżej zdanie odnoszące do elektrostatów, pchnęło mnie do kolejnej fazy badań. Wychodząc z założenia, że słuchawki nie należą do ekstremalnie drogich, a zdecydowana większość użytkowników posiłkuje się teraz torami mającymi za źródło tego czy innego plikowca, sam ograniczyłem się do takiego sprzętu, zakładając, że to wystarczy. Co, jak prawie każde lenistwo, okazało się błędem. Porównanie przy odtwarzaczu, gdzie oba flagowe Final podpinane były poprzez przejściówkę do wyjść głośnikowych Crofta (a więc końcówki mocy 2 x 25 W), wygenerowało bowiem dwa nowe bardzo istotne spostrzeżenia. Pierwsze, że przy najwyższej jakości torze zupełnie zanikają wymienione w punktacji słabsze wyodrębnianie składników dźwięku i prędzej wygaszane brzmienia, a przede wszystkim nie ma już mniejszej bezpośredniości i otwartości, nie ma też odczuwania jakiejkolwiek zniżki jakości. Zostaje natomiast elegancja, lepsze wypełnienie i większa moc za sprawą ciśnień oraz niższej tonacji; z całą pewnością w torze przy odtwarzaczu D7000 nie odstawały od D8000 PRO jakością, były równoważną alternatywą. Przy okazji także sprawdziłem, i okazały się wysoce podobne brzmieniowo do HiFiMAN Susvara, na analogicznym jakościowo poziomie kreując brzmienie bardziej względem D8000 PRO naznaczone wytwornym spokojem, nasycone i wyoblone. Nie tak rozmigotane i nerwowe, ze słabszym szumem moskitowym i mniejszą przenikliwością sopranów, ale przy ludzkich głosach nie postarzonych, tylko utrafianych, w sam raz. W tej sytuacji już nie wiedziałem, które dla siebie bym wybrał.

Podsumowując

    Obcując z Final D7000 przeszedłem przez trzy fazy. Początkowego niepodobania, potem podobania jednoznacznego (kiedy słuchałem bez porównań), na koniec podobania bardziej wyważonego, w optyce za i przeciw w przypadku różnych torów po konfrontacji z D8000 PRO. Gdybym mi przyszło wybierać, do swoich wziąłbym D8000 PRO przy komputerze, a do stacjonarnego nie wiem które, prawdopodobnie do gramofonu PRO, a do odtwarzacza D7000. Ale proszę brać pod uwagę, że to są oba tory bardzo drogie, klecone lata długie przez kogoś mającego możność dobierania składników selekcjonując spośród najlepszych. Zwykły tor, za wielokrotnie mniejszy budżet, może opowiadać inną historię, a chcąc to naśladować spróbowałem na koniec porównań za pośrednictwem Astell & Kern KANN ULTRA. I wtedy się okazało, że to brzmieniowe dostojeństwo, bardziej całościowe widzenie muzyki, mocniejszy bas i wraz z nim impakt, wspierane większą pełnością i niżej wypośrodkowanym pasmem, do odtwarzacza przenośnego nawet takiej wysokiej próby pasują wyraźnie lepiej niż to, co oferują D8000 PRO. Na tle D7000 droższy flagowiec z grupy szczytowej Final zagrał za jasno, zbyt skrzekliwie i bez takiej siły rażenia, gdy chodzi o potęgę brzmienia. Struny gitary elektrycznej w jego wydaniu na tle tego co proponowały z D7000 mogły się wydać wręcz mizerne, a głosy wokalistów miały co prawda indywidualizm, ale jawiły się jako płytsze, wątlejsze i całościowo nie tak interesujące.
      To porównanie było cenne, ale też jeszcze bardziej gmatwające, a wziąwszy pod uwagę, że to działanie dyfuzora na pewno nie jest obiektywne (każdy odbierze je inaczej), najzupełniej pewien jestem jedynie tego, że w żadnym razie nie można wybierać dla swego toru którychś z rodziny Final D bez robienia wstępnych przymiarek. Pewny też jestem, że dla odtwarzaczy przenośnych i torów słabszych jakościowo pewniejszym a priori wyborem będą D7000, a dla kogoś stawiającego na przenikliwość, akcentowanie szczegółów i rozbudowę analizy apriorycznie bardziej dopasowane wydają się D8000 PRO. Na koniec też napiszę, iż pewien jestem tego, że D7000 nie są tonalnym środkiem pomiędzy D8000 a D8000 PRO, tylko od obu tych flagowych ósemek grają wyraźnie niższym dźwiękiem.

 

W punktach

Zalety
• Brzmieniowy naturalizm.
• Zabijanie zniekształceń.
• I to nie takie, że trochę, ale redukcja totalna.
• Ten naturalizm jest wprawdzie naturalistyczno-życiowy odnośnie pierwszoplanowej warstwy brzmienia, ale odnośnie niej też wyjątkowo elegancki i jednocześnie otoczony dużą, inspirującą, w niemałym stopniu naznaczoną tajemniczością scenerią.
• W efekcie nie ma nudy.
• Tym bardziej, że jest moc, są ciśnienia, głęboki dźwięk i wyczynowy bas.
• Są także ciemne tła i zew wielkiej przestrzeni.
• Z tymi wszystkimi zaletami nadają się zarówno do sprzętu przenośnego, jak i torów najwyższej jakości.
• Wyraźnie odczuwamy pracę dodanego dyfuzora, to nie są czcze marketingowe przechwałki.
• Pady z pokryciem washi i elegancki neseser przejęte od D8000 PRO Limited.
• Wyraźnie niższa cena od wszystkich pozostałych D bez obniżania jakości.
• Dla wszystkich nich stanowią alternatywę stylistyczną, a nie tylko cenową.
• Duże.
• Wygodne.
• Niezbyt ciężkie.
• Odporne na uszkodzenia i zużycie.
• Made in Japan.
• Sławny producent i sławna seria pochodzenia.
• Polska dystrybucja.
• Ryka approved.

 

Wady i zastrzeżenia
• Nie dla lubiących nacisk na szczegóły, cykanie, sopranowość w głosach.
• Mogą stanowić alternatywę nawet dla HiFiMAN Susvara, ale tylko w torze najwyższej jakości o bardzo dużej mocy.
• Czego warunkiem także zastąpienie ich kabla tym najlepszym od Final.
• Obniżona względem pozostałych z rodziny Final D skuteczność.
• Tylko jeden kabel w komplecie, niestety niezbyt pasujący brzmieniowo.
• Nieprawdą jest sugestia producenta, że zostały tonalnie wstrzelone pomiędzy D8000 a D8000 PRO. (Od obu grają niżej.)
• Pytaniem pozostaje, na ile dodany im dyfuzor będzie odmiennie odbierany przez poszczególnych użytkowników.

 

Dane techniczne
• Słuchawki wokółuszne o konstrukcji otwartej.
• Obudowa: stop aluminium i magnezu
• Przetwornik: planarny z systemem AFDS i Pina Align Diffuser.
• Membrana: ø50 mm o wyjątkowej lekkości z wytrawionymi bezpośrednio cewkami.
• Pady i pałąk nagłowny okryte klasycznym japońskim papierem washi.
• Impedancja: 50 Ω
• Czułość: 89 dB/mW
• Waga: 437 g
• Kabel: odpinana miedziana plecionka długości 3,0 m zakończona jackiem 3,5 mm z nakręcaną przejściówką na 6,35 mm.
• Opakowanie: metalowa walizka.
• Gwarancja: dwa lata
Cena: ok. 15 000 PLN

 

System
• Źródła: PC (pliki dyskowe, YouTube, TIDAL), Astell & Kern KANN CUBE, Cairn Soft Fog V2.
• Przetwornik D/A: Phasemation HD-7A K2.
• Wzmacniacze słuchawkowe: ASL Twin-Head Mark III, Phasemation EPA-007.
• Słuchawki: AudioQuest NightHawk (kabel FAW), Dan Clark Audio STEALTH (kable VIVO Cables i Tonalium), Final D7000, Final D8000 PRO, HiFiMAN Susvara (kabel Tonalium – Metrum Lab), Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium – Metrum Lab).
• Kabel koaksjalny: Hijiri HDG-R Million.
• Interkonekty: Sulek 6×9 RCA, Sulek Red, Next Level Tech Flame.
• Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II, Harmonix X-DC350M2R, Illuminati Power Reference One, GFmod, Sulek 9×9 Power.
• Listwa: Sulek Edia.
• Podkładki pod kable: Acoustic Revive RCI-3H.
• Podkładki pod sprzęt: Avatar Audio Nr1, Solid Tech „Disc of Silence.

Pokaż artykuł z podziałem na strony

6 komentarzy w “Recenzja: Final Audio D7000

  1. Alucard pisze:

    Opiszesz tak po krotce Piotrze jakie sa roznice w brzmieniu miedzy oryginalnymi D8000 a tymi D7000? D8000 Pro znam ale sluchalem ich bardzo krotke, ostatnio chwile we Wroclawiu.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      To są w zasadzie te same różnice, bo te długo już używane, pokazowe D8000 PRO grały bardzo podobnie do pierwotnych D8000, może jedynie trochę mniej wysubtelnioną górą i mocniejszym ciut basem. Tak więc ostrzegam – D7000 mają zupełnie inne brzmienie, które może się równie dobrze podobać co nie podobać. Zależy czego się od muzyki oczekuje, jaki rodzaj przekazu się woli.

      1. Alucard pisze:

        Do muzyki elektronicznej i ciezkiego lojenia beda lepsze D7000?

        1. Piotr+Ryka pisze:

          Do elektronicznej nie, a do łojenia raczej tak.

  2. Marcin pisze:

    Danny McKinney z RAAL zaprezentował na ostatnim CANJAM NYC 2024 dwa modele nowych słuchawek: The first is the dual ribbon MAGNA, clad in etched 3-phase stainless steel and coming in at $6,300. The 2nd is the gold, triple ribbon IMANNIS ($9,300). Flagowiec po doliczeniu podatków wyjdzie ok. 50.000,00 zł (jak nie więcej), więc ceny lekko szalone; trzeba wziąć także pod uwagę enigmatyczne „coming in”.
    źródło wraz ze zdjęciami: https://headphone.guru/canjam-nyc-2024-part-4/

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Jeżeli to ma być odpowiedź na to, że poprawiona wersja pierwotnych RAAL jest gorsza od poprawianej, to ja tego nie kupuję. Ale może faktycznie to nowa jakość i może da się jej posłuchać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy