Recenzja: ESA Credo Stone

Wygląd i technologia

Kolumny Esy to nie floresy (jak te tam z tyłu) – bazują na liniach prostych.

   Kolumny są metrowe, niespecjalnie więc duże jak chodzi o wysokość; i na dodatek jeszcze wąskie – ledwie dwadzieścia cztery centymetry szerokości podstawy i równe dwadzieścia powyżej mierzy ten ich metrowy fronton. Nie mają także dużych głośników bocznych (gdyby ich ktoś wypatrywał po lekcjach od szwajcarskiego Boenicke czy niemieckiego Audio Physic), mimo iż miejsca na nie dosyć i z gabarytów to głębokość okazuje się stosunkowo największa – bez mała półmetrowa. Cała strona aktywna lokuje się jednak z przodu i tworzy ją położony centralnie oraz najwyżej 26-milimetrowy tweeter ScanSpeak R3004/602000 (pracujący bez filtracji), poniżej którego lokują się oddzielone sporym odstępem dwa identyczne głośniki szerokopasmowe od tego samego ScanSpeak᾽a – 18-centymetrowe ScanSpeak Illuminator 18WU/4741T00 z dodatkowymi przetłoczeniami o kształcie koniczynki, wzmacniającymi dwuwarstwowe, celulozowe membrany. (Specjalne, opatentowane.)

Od razu o tych głośnikach. Wysokotonowy R3004 dlatego został wybrany, że ma z sześciu segmentów złożony neodymowy układ magnetyczny, dający idealnie wyrównany przebieg pasma. Wprowadzony przez światowej sławy duńskiego producenta w 2011 roku jako model referencyjny, potrafi zachować całkowitą neutralność brzmieniową i jednocześnie naturalność, nie wnosząc żadnych podbarwień czy innych przeinaczeń. Ale klasa brzmienia to jedno, a współpraca to drugie. Równie ważne dla całego układu dźwiękowego kolumny Credo Stone jest idealne spasowanie prądowe i mocowe tweetera R3004 z głośnikami nisko-średniotonowymi. Para ich wraz z nim tworzy układ dwu i pół drożny, właśnie  dzięki temu dopasowaniu możliwy do wypuszczenia w najwyższych zakresach przez minimalną, najmniejszą z możliwych filtrację.

Górę mamy już zatem zrobioną, przynajmniej od strony teoretycznej – paść jednak musi dużo trudniejsze pytanie o drugi kraniec pasma. Jak para 18-centymetrowych (dokładnie ø 184 mm) szerokopasmowców radzić sobie będzie przeciwko konkurencji za strony dużych głośników basowych w klasycznych układach trójdrożnych? Ze strony Esy dostajemy odpowiedź, że dzięki krótkim cewkom w długich szczelinach tytanowego karkasu (rzecz także opatentowana), neodymowy układ magnetyczny pary szerokopasmowych Illuminatorów potrafi zaoferować precyzyjniejszą obróbkę niskich tonów niż wyspecjalizowany głośnik basowy, i to przy jednoczesnym zachowaniu najwyższych standardów obsługi tonów średnich, bo inaczej nie miałoby to przecież sensu. Inaczej mówiąc Esa twierdzi, że da się oszwabić fizykę, a ściślej mówiąc da się ubiec w mierze jakości brzmieniowej nie dość dobrze zaimplementowane w zwrotnicach i obudowach duże głośniki basowe.

Oraz są „Stone” – kamienne.

Tym to ma być łatwiejsze, że aktywny przód jest u Stone wspierany wyjątkowo potężnym pasywnym tyłem: na ściance tylnej – niemałe zaskoczenie – jedna nad drugą całą niemal dostępną przestrzeń zajmują cztery membrany pasywne; po osiemnaście centymetrów każda i wszystkie od Wavecor. Zdaniem Esy, wynikłym z długich badań, zastosowanie takich membran jest rozwiązaniem optymalnym, pozwala bowiem obchodzić niemożliwe do wyeliminowania problemy bass-refleksów, kanałów transmisji dźwięku i zwężek Venturiego – rezonanse pasożytnicze, kompresje i turbulencje przepływu. Aby aktywny awers głośnikowego zestawu – suma trzech przednich membran aktywnych – mógł stać się możliwie idealnym systemem akustycznym na całym przekroju pasma, obudowę we wnętrzu podzielono na dwie komory, niezwykle precyzyjnie dobierając kąt nachylenia przegrody, tak by uzyskać pełną spójność fazową obydwu stron podziału. W połączeniu z filtracją dolnoprzepustową pozwala to dolnemu głośnikowi perfekcyjnie obsługiwać pasmo poniżej 500 Hz, przy jednocześnie niczym nie zaburzanej obsłudze wyższych zakresów przez drugi szerokopasmowiec i tweeter. I na dodatek– rzecz istotna – bardzo dobrej łącznej ich wszystkich propagacji względem słuchacza w bliższym czy  dalszym polu akustycznym. Czyli, rzecz ujmując inaczej, całą kolumnę cechuje bardzo dobra kierunkowość eksportu dźwięku – jego wiązka sama szuka słuchacza i oczywiście go znajduje.

Uzupełnijmy sprawy techniczne, nie stanowiące różnicy pomiędzy modelem tańszym a wielokrotnie droższą inkarnacją. Kolumny wyposażono fabrycznie w zamontowane na stałe podstawki od Franc Audio Accessories, czyli szczytowej jakości. Pozwalające zarówno przemieszczać je bez przeszkód i bez obaw o stan podłogi, jak i nie zaprzątać sobie głowy dodatkową podstawą. (Choć kwestia uzyskania jeszcze wyższej jakości brzmienia dzięki platformom Acoustic Revive pozostaje otwarta.) Ścianka przednia jest mocno odchylona, a tylna do niej równoległa, czyli cała kolumny odchyla się zawadiacko, dbając tym nie tylko o ciekawszy wygląd, ale przede wszystkim o zgodność fazową głośników. I przy okazji poruszenia tej tematyki odnotować należy drugi, obok centralnej pozycji tweetera,wyraz pogardy dla najczęściej spotykanych starań o redukcję oddziaływań rezonansowych między dźwiękiem a obudową – wszystkie ścianki są płaskie, wszystkie krawędzie ostre.

Zarówno w droższej jak tańszej wersji podpięcie do wzmacniacza zrealizowane zostało dwoma kompletami zacisków WBT, które bardzo wygodnie wypuszczono na obudowę, dzięki czemu nie zasmakujemy tym razem problemu zmieszczenia zwór czy widełek w za małej wnęce.

Z zaskakująco bogatym tyłem.

I na koniec dwie sprawy fundamentalne, decydujące o wyższości modelu Credo Stone nad pierwowzorem – potencjalnej wyższości jakościowej i niewątpliwej cenowej. Obie te rzeczy już zdążyłem zasygnalizować, a teraz bardziej szczegółowo. Pierwsza, to surowiec obudowy. Nie sklejka to ani lite drewno, ani też brak obudowy, jaki potrafił zaprezentować maestro Jorma Salmi w swych sławnych Gradient Helsinki. Kolumny nazywają się Stone – i nazywają tak nie bez powodu. Przechodząc od strony werbalnej do fizycznej, okazują się rzeczywiście kamienne; jak na swe gabaryty są bardzo a bardzo ciężkie i bardzo, bardzo twarde. Obudowy to jakiś niewyjawiony z nazwy i specyfikacji spiek sproszkowanych minerałów o wyjątkowej gęstości, twardości i ciężarze. Podobno ser łatwiej wycisnąć z kamienia, niż pieniądze ze Szwedów – tak w każdym razie twierdził sienkiewiczowski Kmicic. Tymczasem polska ESA przez swoje Credo Stone podejmuje się udowodnić, że ser to może nie, ale dźwięk piękny z kamienia da się jak najbardziej wycisnąć. I że z kamienia właśnie najlepszy…  Szwedzi-Polacy; ser-pieniądze-muzyka… Skomplikowana dość sytuacja, ale wszystko się zaraz wyjaśni. Odnośnie tego spieku, to, jak mówiłem, nie tylko skład jego pozostaje nieznany, ale nawet nazwa też nie. Wiadomo natomiast, że jest wyjątkowo kosztowny i bardzo trudny w obróbce, co zwiększa dodatkowo cenę, i co tu dużo mówić – wystrzeliwuje ją w kosmos. Ale jakość proporcjonalną do tego ponoć też zyskujemy, tak więc gra warta świeczki…

Druga odmienność od wielokroć tańszego protoplasty to okablowanie, a ściślej jego uszlachetnienie. Kwestia całkiem odrębna od surowcowej, ale podobnie kosztowna i cenna. Producent w rozmowie ze mną nie podjął się oszacować, co jest ważniejsze dla całościowej poprawy. Jeden i drugi czynnik bardzo na dźwięku waży i niewart jest pominięcia. Odnośnie tego uszlachetnienia, to jest ono całościowe. To znaczy nie dotyczy samych przewodów wewnętrznych, ale też głośnikowych cewek i całego obwodu zwrotnicy. (W rezultacie przestaje być prawdą, że głośniki są identyczne.) Wszystkie te elementy, cały wsad elektryczny, poddane zostają obróbce prądowej, magnetycznej i termicznej, stanowiącej kompleksowy proces oddziaływania, powstały całkiem w innym miejscu – na potrzeby udoskonalania naukowej aparatury laboratoryjnej. Nic ten mechanizm ulepszania nie miał pierwotnie wspólnego z audiofilskimi potrzebami, chodziło o sporządzenie super precyzyjnej aparatury pomiarowej na potrzeby lotnictwa i branży super przewodników.

I szczytowymi głośnikami ScanSpeak. (O uszlachetnionych na dodatek cewkach.)

To tam zaszła radykalna poprawa, a tylko zbiegiem okoliczności twórcy owej metody byli audiofilami. Czy audiofilskie przewody także na tym zyskają, to pytanie samo się nasuwało – to należało sprawdzić i zostało sprawdzone. Rezultaty przeszły oczekiwania, a rzecz nie tyczy tylko Esy; ona jedynie była pierwszą firmą korzystającą. Zjawiło się też równolegle uszlachetnione audiofilskie okablowanie – produkty firmy  Metrum Lab, wynalazcy wspomnianej metody. (www.metrum.online)

Uzupełnijmy dane techniczne. Pojedyncza kolumna waży 52 kilogramy, przenosząc pasmo 28 Hz – 45 kHz, przy efektywności 91 dB i impedancji 4 Ω. Moc zalecana wzmacniacza to 30 – 300 W, (z niższą wartością raczej dla lampowych), a optymalna wielkość pomieszczenia: 20 – 50 m².

I jeszcze na zagajenie odsłuchów dodam, że sami będziecie mogli poniekąd w nich uczestniczyć, porównując model zwykły z udoskonalonym, dzięki relacji umieszczonej na YouTube z poświęconego temu spotkania w ramach warszawskiego Towarzystwa Audiokoneser [LINK].

Przy okazji polecam też pozostałe relacje, a już szczególnie wykład pianisty Karola Radziwonowicza o interpretacji dzieła muzycznego [LINK].

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

11 komentarzy w “Recenzja: ESA Credo Stone

  1. Paweł pisze:

    Recenzja opisana w kwiecistym stylu (jak zawsze bardzo wciągającym). Mnie jednak brakuje tutaj konkretów. Jeśli produkt plasuje się przynajmniej cenowo w hi-end i producent proponuje „przełomowe” technologie dla bezstronności recenzji produktu w tym budżecie z chęcią zobaczyłbym pomiary. Jeśli obudowa jest rzeczywiście sztywna możnaby badanie jej wibracji przeprowadzić za pomocą akcelerometru i załączyć wykres przebiegu częstotliwości przy odpowiednim napięciu sterującym. Dodatkowo sztywność obudowy to jedno o drgania całego zestawu przy tylu membranach biernych to drugie więc możnaby wtedy ocenić inżynierskie podejście do całego projektu. Wykres przebiegu częstotliwości na kilku osiach też byłby przydatny bo podsumowanie „nieznaczna nadaktywność sopranowa” jest zniechęcająca bo sugeruje nieliniowość. Tak się składa, że użytkuję japońskie kolumny w podobnym budżecie, których obudowa w dużej części jest zbudowana z jednego elementu będącego odlewem z masy syntetyczej podobnej do corianu (blaty kuchenne dupont) i takie technologie jak w ESA są już stosowane od kilkunastu lat przy produkcji kolumn hi-end. Pomiary o których wspomniałem i jeszcze wiele innych redakcja stereophile wykonuje przy sprzęcie z wyższej półki cenowej.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Z takimi postulatami trzeba się zwrócić do Esy, albo do redaktora Andrzeja Kisiela z magazynu AUDIO.

  2. Paweł pisze:

    Panie Piotrze, można się oczywiście zwrócić do w/w wskazanych ale to Pan pisze recenzje w sposób sprawiający radość z ich czytania oraz przywołuje Pan dużo przykładów (porównań) co pozwala jakoś w przybliżeniu spozycjonować recenzowane produkty

    1. Piotr Ryka pisze:

      Zająłem wobec pomiarów sprzętu audio stanowisko zewnętrzne, to znaczy korzystam oczywiście z danych producenta i czasem odnoszę się do cudzych poglądów powziętych z jakichś prywatnych pomiarów, jednakże opinię o danym urządzeniu czy akcesorium wyrabiam sobie wyłącznie na podstawie jego cech użytkowych, całkowicie z pozycji użytkownika. Jedyne pomiary prowadzę własnymi uszami i są one całkiem subiektywne, ale słuchanie muzyki też jest takie. Dzięki czemu zachodzi pełna synergia pomiędzy metodą a poszukiwanym rezultatem, przynajmniej moim zdaniem. Obiektywizujący w tym wszystkim pozostaje jedynie czynnik kontekstowy – porównywanie z wyrobami konkurencji. Ważniejszy według mnie o wiele od pomiarów, bo przykładowo szczytowe kolumny Avatar Audio w papierach mają górę pasma kończącą się na 20 kHz, podczas gdy odsłuchowo są to jedne z najlepszych i najbogatszych sopranów w ogóle.

  3. jafi pisze:

    Zmartwiło mnie zdjęcie podłączenia kabli kolumnowych i zworek do tych kolumn. Jeśli masz Piotrze jeszcze kolumny u siebie, to podłącz proszę kable kolumnowe do terminali nisko-średniotonowych, a zworki od tych dolnych do górnych. Powinno być lepiej tzn. mniej „bałaganu” na scenie.
    Swoją drogą ciekawe, czy te zworki dostarczone przez producenta mają zaznaczony kierunek?
    Na pewno można znaleźć lepszy kierunek, ale czy jest takie oznaczenie?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Oznaczenia brak, działałem na wyczucie. Metoda mieszanych podłączeń zwykle dobrze się sprawdza, ale być może proponowana jest lepsza. Kolumny jeszcze są i będę jeszcze ich słuchał, ale w tej chwili na stanowiskach stoją inne.

    2. Paweł pisze:

      Potwierdzam postulat jafi, w moich kolumnach (przy 2 parach zacisków) producent w instrukcji wskazuje aby kable single wire podłączyć do terminali LF (nisko-tonowych) w celu uzyskania maksymalnej jakości.
      W moich poprzednich kolumnach, które miały tri-wiring też wskazywał konieczność podłączenia kabla głośnikowego do zacisku średniotonowego i zakazywał łączenia na skos.
      Co do kierunkowości zworek są tak krótkie i raczej z wysokiej jakości przewodnika(pojedyńczy kryształ), że chyba kierunkowości nie da się usłyszeć (powinno to być podane przez producenta).

      1. jafi pisze:

        Ależ da się określić kierunkowość zworek, tym bardziej, że sam produkt i jego cena zawieszają wysoko poprzeczkę. Z mojego doświadczenia wynika, że kierunkowość ma „pierwszeństwo” przed jakością przewodnika określaną ilością N po przecinku.

      2. Piotr Ryka pisze:

        Zasięgnąłem informacji u źródła. Zwory nie mają oznaczenia kierunku, ponieważ nie są kierunkowe. Zarazem producent jest bardzo zadowolony z faktu użycia krzyżowego podłączenia kolumn, ponieważ testował wszystkie i to mu wypadło najlepiej.

  4. Paweł pisze:

    Panie Piotrze poczekam na Pana test kabli tego producenta.
    Używam raczej dobrych /sprawdzonych kabli z wyższej półki tj. Hijiri HGP Million, Verastarr (ten producent nie ma kierunkowości w kablach), Acoustic Zen itp. w zależności które źródło i który tor (stereo czy słuchawki). Jeśli napisze Pan, ze rzeczywiście jest duża pozytywna różnica to rozważę ich testowanie.
    Cena kabli metrumlabs wydaje się raczej wygórowana za produkt, w którym użyte materiały raczej pochodzą z produkcji ogólnie dostępnych komponentów i podlega jedynie jakimś procesom (postarzania?) oraz konfekcji (tutaj umiejętności są rzeczywiście ważne) lub innym objętym zapewne tajemnicą handlową.
    Współpraca podjęta z tak renomowaną marką jak ESA to chyba promocja dla metrumlabs.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Mają dostarczyć, zobaczymy. Wysłałem też parę własnych, które mam podwójne, do sprawdzenia rezultatów tego uszlachetniania. Porówna się poprawiane z niepoprawianymi i będzie wiadomo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy