Recenzja: ENLEUM AMP-23R

Brzmienie

Na spodzie widać miejsca, w które wkręcamy nóżki.

   Skoro to wzmacniacz słuchawkowy, trzeba go użyć z komputerem, jako że dawno minęły czasy gdy DAC był tylko w odtwarzaczach. Jedna odnośnie uwaga – nie dostałem oryginalnych nóżek. Enleum poddawane testom pochodzi z tak wczesnej produkcji, że nóżki nie zdążyły dlań dotrzeć. Trudno, poradziłem sobie inaczej – w ich miejsce (bez wkręcania) trafiły dobrze psujące wielkością i okrągłym kształtem podstawki Avatar Audio Receptor №1 z kulkami jako elementem tłumiącym. Przetworniki od PrimaLuny, iFi i Phasemation posłużyły za dostawców sygnału, w sytuacji gdy przetwornik samego Enleum na złączach BNC jest na etapie projektu. Wszystkie DAC wspierał konwerter M2TECH HIFACE EVO 2, z którym wypróbowałem połączenia USB, AES/EBU i koaksjalne (wszystkie poprzez markowe kable). Wypróbowałem też interkonekty Sulka i Next Level Tech – obydwa typu RCA, takie tylko wzmacniacz przyjmuje. I jeszcze dwie uwagi: Enleum poprawiał brzmienie na głębsze, dostojniejsze i cieniem mocniej nasycone wraz z użyciem kondycjonera masy QAR-S15, i działo się tak nawet w przypadku słuchawek AKG K1000 podpiętych odczepem własnego kabla Entreq Olympus do dedykowanego mu kondycjonera masy Entreq Minimus. Druga rzecz: Enleum okazało się pierwszym słuchawkowym wzmacniaczem, przy którym jednoznacznie korzystna w niektórych sytuacjach okazała się praca procesora K2 w przetworniku Phasemation – zupełnie jakby te urządzenia pochodziły od tego samego wytwórcy i były sparowane, co przecież nie jest prawdą. Zyskiwał zwłaszcza indywidualizm, a jednocześnie wokaliści i instrumenty wiodące lepiej byli wyosabniani z muzycznego tła.

    Dobrze, to tyle wstępu – przelećmy nareszcie po słuchawkach, wyłącznie tych najlepszych, skoro to taki wzmacniacz.

 

Sennheiser HD 800 (kabel Tonalium – Metrum Lab)

   Enleum niewątpliwie dziedziczy po Bakoonie synergię z tymi słuchawkami. Wyższa ich impedancja nic mu nie przeszkadzała – brzmienie pokazało się z tych „szmerowych”, czujnie wyłapujących wszelki plankton i poszumy tła, a przy tym jednocześnie dobrze wypełnione i dobrze natlenione. Co stanowiło sytuację nieczęstą, ponieważ zwykle więcej bądź natlenienia, bądź gęstości. Tutaj natomiast równowaga na rzecz potrójnej satysfakcji, bowiem i szmer, i tlen, i masywność, a nie jakieś brzmieniowe duchy. Nie należały zarazem HD 800 do tych, u których procesor K2 dawał brzmieniu przewagę. Nie dawał jej i nie ujmował – można było wybierać pomiędzy bardziej szmerowym i otwartym bez, albo pełniejszym, okrąglejszym i co do tła spokojniejszym z nim.

Z tyłu przyłącza głośnikowe i dwa komplety gniazd wejściowych RCA, a trzeci komplet wejść dla wciąż nie mogącego powstać przetwornika ENLEUM.

    Co warto jeszcze dodać, to fakt grania tych HD 800 w sposób stylistycznie niczym niepodbarwiony. Enleum nie dawał od siebie niczego poza samą jakością – nie ocieplał i nie przyciemniał, nie podrasowywał i nie uspakajał. Temperaturę dawał neutralną w sensie śladowej ilości ciepła, tak żeby nigdy nie czuło się chłodu, a światło jasne, dzienne, i też na tyle ciepłe, by nigdy nie zjawiła się szarość. (Jeśli nie liczyć obudowy.) Tło za dźwiękami ciemne, ale nie jakieś smoliście czarne, martwe, tylko na ciemnym swym przestworze szpikowane nagraniowymi szumami, o wiele przy tym gęściej aniżeli niebo gwiazdami. Nie czuło się też żadnej ściany – obszar za dźwiękiem stanowił otwartą i migotliwą głębię. I jeszcze bardzo dobra rzecz, która za chwilę okaże się jeszcze lepsza – dynamika i potęga przy nieograniczonej dla słuchawek mocy; granie na poziomie głośności tuż niżej progu bólu, to była niewiele ponad jedna czwarta zakresu potencjometru.

 

Ultrasone Tribute 7 (kabel Tonalium – Metrum Lab)

   Przyznam się do nie bycia przygotowanym na to, że z tymi akurat słuchawkami zjawi się większa i bardziej magiczna przestrzeń. Bo owszem, w dawnych czasach, kiedy toczono boje czy ich pierwowzór – Ultrasone Edition 7 – to najlepsze słuchawki na świecie (Orfeusza, Sony R10 i Stax-Ω już wtedy nie produkowano) pojawiały się głosy potwierdzające opinię producenta odnośnie fenomenalnej przestrzeni, ale sam tak nie uważałem, odbierając ją jako ciekawą, ale na pewno mniej fascynującą niż w Grado GS1000 czy później Sennheiser HD 800. Tymczasem z Enleum okazała się większa i bardziej tajemnicza – nasycana pogłosami, otoczona majestatyczną dalą i z czarniejszym, bardziej pobudzającymi wyobraźnię tłami. Brzmienie zaistniało ciemniejsze i (to już żadne zaskoczenie) zdecydowanie bardzie kontrastowe; mocniej uderzające srebrzeniem sopranów, bardziej odcinających się od ciemniejszego tła i głębszego, masywniejszego basu. Basu jak zawsze maksymalnego, tutaj stwarzającego też mocną pogłosową aurę, co jednak nie przeszkadzało delikatności bytów delikatnych i subtelności subtelnych. Nie było podbarwiania basem centrum pasma, a jedynie basowa aura sceniczna – analogicznie zaś jak przy HD 800 można było wybierać pomiędzy spokojniejszym przekazem z aktywowanym procesorem K2, lub silniejsze podniety szmerowo-sopranowe przy jago dezaktywacji. (Do tego stopnia jakościowa odnośnie tego równość, że jedne wokale bardziej podobały mi się z K2, a inne bez.)

Jest także zwykłe gniazdo prądowe, nie zaoszczędzimy na kablu zasilającym.

    Generalnie zaś tak czy tak brzmienie niezwykle efektowne przy wszystkich kombinacjach sprzętowych, procesorowych, filtracyjnych oraz kablowych. Nie tylko efektowne, a wręcz fascynujące – zarówno niezwykłością scenerii, jak i bezpośredniością wykonawców. Naprawdę nieczęsto się zdarza, żeby brzmienie przy komputerze tak bardzo mnie wciągnęło. Nie było przy tym neutralne, bo takim być nie chciało. – Tak samo jak wychodzący na scenę artysta, nawet ubrany cały na czarno z akompaniamentem samej gitary, nie chce się wydać nijaki, przecież nie po to jest artystą. Podobnie te Ultrasone – mieniły się, fascynowały, uderzały kontrastem. Płynąca przez nie energia jak najdalsza była neutralności.

 

Dan Clark Audio STEALTH (kable Tonalium – Metrum Lab i VIVO Audio)

    Doszliśmy właśnie do słuchawek, które wolały procesor K2. Nowe flagowce Dana Clarka, mimo że to słuchawki zamknięte, mają pojemniejszą akustykę nawet od HD 800 i T7. Rozumiem przez to zarówno większą elastyczność odnośnie formowania brzmień, jak i w iluzji większy obszar, a już na pewno bardziej niezwykły. Ta niezwykłość może nie jest atutem (dla jednych będzie, dla innych nie), ale to godne odnotowania, że słuchawki zamknięte produkują tak niepowszednią scenę. Niedługo wkroczą wprawdzie takie, które są pod tym względem jeszcze lepsze, ale na razie jesteśmy przy tych i ich zjawiskowej scenie.
    Odnośnie procesora K2, trudno radykalnie optować za korzyścią z jego użycia. Aktywacja u tych i pozostałych zawsze oznaczała zmianę relacji pomiędzy pierwszym a dalszymi planami: – Z K2 pierwszy bardziej dominujący, a brzmienie na nim cieplejsze, krąglejsze i bardziej zamknięte w brzmieniowych bańkach, ale zarazem staranniejsze, powierzchniowo lepiej doszlifowane. A zatem wybór pomiędzy stylem impresjonistycznym, gdzie kontur nie tak jednoznaczny, a takim bardziej dopieszczonym, o jednoznacznych granicach i gładszej dźwięków fakturze. Z tą jednakże różnicą, że u pozostałych słuchawek zawsze wolałem bez K2, a ze STEALTH wybór był trudny – tak trudny, że irytujący. Oczywiście po dokonaniu i powstrzymaniu się od kolejnych przeskoków następowało zapomnienie, zostawała muzyka, ale zawsze lepiej mieć za plecami jednoznaczny wybór, a tu takiego nie było. Lecz oprócz tego same plusy, albowiem brzmienie z tych, które możemy określić jako neutralność tryumfującą. Brak ocieplenia (przy K2 minimalne), czystość, pełna swoboda płynięcia, bez jaskrawości dzienne światło, otwartość i precyzja. Bo i cóż z tego, że bez K2 na powierzchniach lekkie strzępienie, kiedy wyraźność formatu 4K i wszystko wypowiadane czyściutko do samiutkiego końca. Dźwięczność, pełne rozwarcie pasma i rozdzielczość wzorcowa, a rzecz z tego najlepsza – wielka spektakularność.

Wzmacniacz ma moc gwarantującą napędzenie każdych słuchawek.

    Ogromna przestrzeń i tym ogromem oraz brakiem ciepła, a także nie uciekaniem w palecie od szarości, przywołująca często nutę nostalgii, ale przytłaczanej rozmachem spektaklu i świetną muzykalnością.

    Można zatem po prostu słuchać, ciesząc się swym repertuarem. Można na marginesie tego słuchania konstatować doskonałość poszczególnych czynników brzmieniowych słuchawek i wzmacniacza. A można też analizować, kiedy ktoś lubi rozkład na czynniki. Ogólnie, niezależnie od sposobu słuchania, pełne zadowolenie i brzmienie przede wszystkim dla tych, którym niepotrzebne są upiększenia, wolą doskonałość sauté. Pod tym względem krok naprzód względem popisu Ultrasone, jedynie ciśnieniowość medium i głębia zejścia basu nie tak realistyczne. To dużo i mało zarazem – zależy co się woli. Można woleć ciśnienia i można woleć kontrasty – barwne, świetlne, tonalne. – A wówczas Ultrasone. A można styl o większej precyzji i rozdzielczości bez tak gwałtownych kontrastów i tak realistycznych ciśnień. – A wtedy Dan Clark Audio STEALTH. Mnie podobały się jedne i drugie, a najbardziej podobało się to, jak swobodnie i jak udanie Enleum je obsługiwał.  

 

Abyss AB-1266 PHI TC (kable JPS Labs Superconductor HP, Luna Cables Gris i Sulek)

    To jeszcze nie te słuchawki z większą niż DCA STEALTH sceną, takie dwie pary następnych. Abyss to scena sama z siebie bardziej uwydatniająca plan pierwszy, nie potrzebująca do tego żadnego procesora. Także brzmienie cieplejsze, trochę ciemniejsze i bardziej niż u STELTH nasycone, nawracające stylistycznie do stylu Ultrasone. Jednak nie tak gwałtowne odnośnie kontrastów i nie tak aż ciśnieniowe – spokojniej się rozlewające dużą, dostojną falą. Stawiające bardziej na bycie przez słuchacza w nim zanurzonym, a mniej niż u STEALTH na to, że coś znakomitego obserwujemy. Mocniejszy akcent na uczestnictwo nie skłonił mnie jednakże do uważania go za lepsze, już chyba prędzej odwrotnie. Tak, Abyss brzmienie mają głębsze i ciemniejsze, ale pomimo popisowej klasy wydało mi się od tego ze STEALTH zwyklejsze, głównie poprzez dość standardowe, u wielu słuchawek spotykane pomijanie otoczenia na rzecz uwypuklania centrum frontu. Tam gęsto, głęboko, bogato, ale wokół oprawa zbyt skromna, za mało w otoczeniu dziania. Zmieniłem w tej sytuacji oryginalny kabel JPS Labs Superconductor HP na dużo tańszy (3000 PLN) Luna Cables Gris, który nie ozdobił wprawdzie muzycznego centrum rozbudowaniem otoczenia o mocne dźwięki niewiodące, ale dał aurę pogłosową, a brzmienie lekko rozjaśniając (czyniąc bliższym neutralnego) pozostawił zarazem ocieplone (w przyjemny, naturalny sposób, na wzór cieplejszego dnia). Lecz co dla sprawy najważniejsze – wyraźnie je schropawił.
– Starczyło tego chropawienia by stało się ciekawiej, żebym przestał się nudzić pośród ciemnej gładkości.

Jak nie od przodu, to z tyłu.

    Ten styl na pewno wolałem, było w nim więcej życia i więcej informacji. A dzięki dopuszczenia do głosu echa, przestrzenie w utworach wielkoscenicznych wyraźnie się rozrosły. Też bliskość do sytuacji z życia (aranżacji nieupiększanych), tak owocna przy STEALTH, i z Abyss się pokazała. Mocniej oddziaływały soprany, dodając swoich podniet, także bas, niż u STEALTH mocniejszy, swe podniety dorzucał. A że i stało się przejrzyściej i większe ukazały dale, całościowo stałem się dużo bardziej zadowolony, słuchawki przemówiły do mnie. Nie lubię bowiem ciasnoty, choć fakt – z kablem Superconductor wokale były prawdziwsze. Prawdziwsze, ale nudniejsze i bardziej kameralne, jakby się odbijały w mniejszym lusterku i były pociągnięte fluidem. No ale miały mniej zniekształceń i lepszą melodyczną płynność, co przecież można bardzo cenić i zawsze to wybierać. (Jako dźwięk bardziej analogowy, uwolniony od cyfrowej dziwności.)

    Korzystając z okazji, że dla tych Abyss mam najwięcej kabli, sięgnąłem po drogi kabel Sulka (choć tańszy niż Semiconductor) – i popadłem w zadumę nad wagą roli kabli, jako że dawał więcej informacji, zdejmując na własny sposób zasłonę gładkości. Najlepiej ukazywał techniczną stronę nagrań; nie było to już samo chropawienie i echa – tego akurat mniej – wyraźnie wzrosła też szmerowość i ukazało się nareszcie tło jako namacalna obecność. Wyważenie gładki-chropawy nazwałbym teraz idealnym, nic a nic nie naruszającym faktury melodycznej. Równocześnie ożyło medium i ożyła z nim przestrzeń, pomimo ciemniejszego niż przed chwilą aranżu. Ten kabel najwięcej z brzmienia wyciskał, najwięcej miał do powiedzenia; i same dobre rzeczy – przy odtwarzaczu postanowiłem używać tylko jego. (Tonalium sobie darujemy, za dużo go powszędy.) I jeszcze ta uwaga, że Abyss grały z nim nie tylko jak z analogowym źródłem, ale jakby Enleum było lampowe, nawet na dużych triodach – ten posmak magiczności…

 

HiFiMAN Susvara (kabel Tonalium – Metrum Lab)

    Stęsknionym za Tonalium od razu go przynoszę, nie mam lepszego kabla dla Susvar. (Topowy Entreq byłby lepszy, Sulek być może też.)  

Nie pogardzi żadnymi, ale lubi wybitne.

    Te słuchawki są ważne, ważne nawet szczególnie, krążą bowiem opinie, że do wzmacniacza Enleum pasują lepiej od innych. Weszły więc w skórę Sennheiser HD 800 w relacji do Bakoona, chociaż zapewne i im (z pewnością nawet) dawne Sony R10 wyłoiłyby skórę. Ale nie ma co zrzędzić, bowiem brzmienie faktycznie ekstra. Przede wszystkim znów neutralne, ale neutralnością lepszą niż od STEALTH. Bo wprawdzie popis Dana Clarka lepiej potrafi dosalać indywidualizm brzmieniowy, ale za to Susvary grają jeszcze bardziej otwartym dźwiękiem i dają więcej otoczenia. Ktoś mógłby zauważyć, że w takim razie to coś za coś – tu lepszy indywidualizm, a tam lepsza otwartość – ale na mnie to tak nie działało, wolałem tę otwartość. Dlatego do Enleum wybrałbym na pewno Susvary: miały tę otwartość upojną, jakbyś wyleciał na przestworza. Do tego jeszcze więcej dziania w otoczeniu, jako mocniejsze akcenty rytmiczne i większy udział dalszych planów; – i co z tego, że ten pierwszy słabszy, gdy chodzi o indywidualizm i precyzję formowania, skoro wypadkowa tego wszystkiego u Susvar była lepsza. Bardziej pobudzała mą wyobraźnię i dawała większą swobodę – słuchawki wielkoobszarowe z predyspozycją do swobodnych lotów. Mało koloru, mało kontrastów, duży udział szarości i światło powszedniego dnia, a mimo to ta obszarowość i nieograniczona otwartość jako wyznaczniki lepszości. Podobne to było do dawnych Grado GS1000, ale mniej kontrastowe, równiejsze nastrojowo. Swobodne szybowanie przez muzykę – kocham taki muzyczny styl. U Susvar uspokojony, mimo to zniewalający. Niewysilony naturalizm, bez prób podkreślania czegoś tym albo tamtym akcentem, przyjemne powiewy powietrza, niezwykłość powszedniości – czujesz jakbyś był ptakiem i leciał przez przestworza. Użycie procesora K2 dla Abyss było obojętne (one jak z własnym takim), natomiast Susvarom psuło, zaburzało mechanikę lotu.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

12 komentarzy w “Recenzja: ENLEUM AMP-23R

  1. Stefan pisze:

    Szkoda tych fabrycznych nóżek bo zmieniają Enleum i takie np. Isoacoustic nie są w stanie im dorównać.
    Teraz są w komplecie i to dobrze nie trzeba kombinować.

  2. Mateusz pisze:

    Mocno przeceniony wzmacniacz, choć jeżeli ktoś szuka lampowego brzmienia w kompaktowej formie tranzystorowego wzmacniacza to chyba nie ma konkurencji. Mimo wszystko i tak wolałbym WA33.

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Tak, tylko że na początku roku to było jeszcze przed wojną i wszystko było tańsze. Poza tym wtedy nie dawano podstawek w komplecie. (2800 złotych zdaje się solo kosztują.) Nie bronię wystawiaczy cen, ale trzeba to brać pod uwagę. Niższa cena byłaby oczywiście przyjemniejsza, ale w przypadku Enleum jest nastawiona raczej na grube portfele, co tłumaczą wyjątkowością. (Wszystko się jakoś da wytłumaczyć.)

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Woo Audio WA33 to nie jest jeden wzmacniacz, to wiele wzmacniaczy. Ilość możliwych garniturów lamp i dostępnych wariantów budowy wewnętrznej daje ogrom możliwych kombinacji. Niedługo coś na ten temat napiszę w uzupełnieniu do recenzji.

    2. szczygieł pisze:

      Trzeba tez wziąć pod uwagę ze Enleum można podpiąć zarowno do kolumn jak i sluchawek ijednoczesnie majac gwarancje brzmienia najwyższych lotów.
      Niestety nie stać mnie ale odsłuchu pamiętam do dziś.

  3. Piotr+Ryka pisze:

    Kiedy wydaje ci się, że o słuchawkach, a zwłaszcza tych najdroższych, jeżeli nawet wszystkiego nie wiesz, to przynajmniej o nich słyszałeś, wówczas świat wyprowadza cię z błędu:
    https://www.spirittorino.com/en/collections/headphones/products/valkyria-titanium

    1. Robert pisze:

      A tych Pan słyszał? Ponoć świetne (dobry bas i dociążenie jak na elektrostaty) i całkiem przystępne cenowo. Chociaż teraz pewnie bardzo trudne do ściągnięcia: http://perun.prfi.ru/

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Tym kiedyś się przyglądałem, trafiłem na nie przypadkowo. Na nie, to znaczy na to zdjęcie. Kiedyś, tak jakąś dekadę temu, słuchawki robił także Rudi Stor, właściciel firmy z Triestu, ale nie ma już jego słuchawek ani wzmacniaczy.

      2. alx pisze:

        O czym pan pisze?
        To nie są elektrostaty a zwykłe słuchawki dynamiczne.
        Proszę nie wprowadzać ludzi w błąd.

        Dodatkowo FR jest bardzo nietypowy. Na pewno nie sa to słuchawki neutralne w swoim strojeniu.

        1. Sławek pisze:

          Elektrostaty. 580V. Proszę wejść na ww. linka i sprawdzić.

  4. Mariusz pisze:

    Witam.Panie Piotrze czy dało by się z Panem porozmawiać telefonicznie.Chodzi o kable do Enleum i Susvary.Jak tak to proszę o nr tel na maila.
    mariusz.178@interia.pl.Dziękuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy