Recenzja: dCS Rossini

Brzmienie: Jako odtwarzacz CD

Pilot w rozmiarze XXL.

 Jeżeli ktoś wyobraża sobie, że odtwarzacze dCS to tylko precyzyjne, bezduszne maszynki do odtwarzania w cyfry przemienionej muzyki, to bardzo niewiele ma racji. Rację ma jedynie odnośnie słowa „precyzyjne”, Reszta się już nie zgadza. Niemniej ta precyzja jest ważna, ponieważ recenzowany odtwarzacz mógłby się reklamować pod hasłem: „dCS precyzyjny jak prawdziwy Rossini”. Nie brzmiałoby to zbyt chwytliwie, lecz w sensie informacyjnym wieszczyło prawdę. Bowiem muzyka Rossiniego, jak zaświadczają niezbicie choćby przesławne uwertury, jest co do natury żywa i wyjątkowo ekspresyjna, a co do stylu wzorcem precyzji. Szybkie tempa, mistrzowskie przejścia, fenomenalne koncepcje brzmieniowe – oto Gioacchino Rossini. A brytyjski odtwarzacz go upamiętniający te tempa i tą precyzję umie oddać też z wyjątkową precyzją.

Ale zacznijmy od początku, od tego, co się przy dużym wzmacniaczu i kolumnach zmieniło. Poczynając od faktu, że zmienił się wybór filtra. Przeszedłem z F4 na F5, ponieważ ten pierwszy oferował za mało dźwięczności. Tonując górę dawał wprawdzie najbardziej swojsko (a najmniej efekciarsko) brzmiącą i zaakcentowaną średnicę, ale trochę za suchą i nazbyt przaśną. Odnośnie ludzkich głosów brzmienie wywołujące poczucie normalności, ale odnośnie instrumentów zgaszone i nosowe. Ogólnie zaś biorąc zabawę z filtrami odebrałem jako irytującą. Bo na przykład F1 jest zawsze pogłosowy i nadaje się tylko do DSD. Można to wprawdzie lubić – smakosze są na wszystko – ale niech sobie taki smakosz kupi komputerową kartę dźwiękową, dopiero będzie miał używanie. Sam natomiast od odtwarzacza za sto cztery tysiące oczekiwałbym raczej, że ktoś o wybitnym wyczuciu muzycznym nastroi go jeszcze w fabryce i wypuści w stanie optymalnym. Ale może za dużo chcę, a poza tym sam napisałem, że w zależności od okablowania filtry mogą pasować różne. Ostatecznie F5 wydał mi się najbliższy optimum, niemniej w kontekście pozostałych pozostawił pewien niedosyt; nie wszystko z nim było najlepsze i bardziej chciałoby się jakiejś mieszanki.

Dużo prostsze od wybierania filtrów jest wybieranie upsamplera. Muzyka potraktowana DSD daje wrażenie fryzury potraktowanej brylantyną, a z DXD normalnej, więc sprawa zasadniczo jasna.

Odnośnie natomiast wrażeń ogólnych. Zagrało ciepło, i tym mnie zaskoczyło. Zapamiętałem bowiem, jakim kosmicznym chłodem raczył szczytowy zestaw Vivaldi na ostatnim AVS, a tu zjawiło się przeciwieństwo. Brzmienie ciepłe i wraz z tym ciepłem przyjazne, w całości przy tym melodyjne. Przy filtrze F5 bardzo też dobrze wiążące podstawowe dźwięki z pogłosem, przy całkowitym braku jakiegoś odrealnienia. Bardzo rzeczowy realizm, ale realizm muzyczny a nie inżynieryjny, że właśnie muzyka i jej podziwianie, a nie czegoś innego, na przykład własnych na bazie surrealizmu fantazji. Surrealizm więc nie, realizm jak najbardziej. Drugi raz tak grający odtwarzacz od dCS słyszałem, ale po raz pierwszy jako kompletne źródło. Za pierwszym razem był to Puccini, ale wyłącznie jako transport wspierany przetwornikiem Jeffa Rowlanda. Zjawiskowo grał w tej konfiguracji system z kolumnami Raidho i gdzieś to w annałach relacji z AVS zostało odnotowane. Teraz też grało nieprzeciętnie, z kolumnami podłogowymi Audioforma i podstawkowymi Divaldi, czekającymi na własną recenzję.

Pliki z laptopa to jedna z dedykowanych opcji.

Wróćmy do tej precyzji i zaanonsowanego ciepła. To ostatnie było takie w sam raz, natomiast precyzja nadzwyczajna. To trzeba dziełu dCS oddać – rzeźbi brzmienia z niespotykaną starannością. Każde spod fortepianowego klawisza jawiło się jako złożone i widać dosłownie było pracę skomplikowanej mechaniki stojącej za jego powstaniem. Podobnie dzwonki. Przy innych źródłach robią „dzyń” i owo dzyń ma brzmieniowe etapy, ale jest w miarę jednorodne. Dopiero przy dCS pokazała się w całej krasie rozwijana czasowo brzmieniowa złożoność formy i nakładanie się modulacji pochodzących od różnych dzwoneczków. Inne wysokiej klasy odtwarzacze, do których obiecałem nawiązywać, wolały się bardziej skupić na wybrzmieniu jako dużej dawce dźwięczności, natomiast dCS się za dźwięczność nie chował, ujmując przez to coś z dynamiki i dramaturgii, ale w zamian oferując lepsze widzenie dźwięku. (Bo dźwięki to też obrazy, jeżeli ktoś nie zauważył.) Dobrym tego przykładem może być muzyka rockowa. Przy rozpędzonym hard metalu, gdy wszystko szło na full, obraz od Rossiniego (brzmi głupio, ale co poradzę) okazał się fantastycznie czytelny. Żadnego zlewanie, maskowania, nakładania – każdy instrument i wykonawca wyodrębnieni i dokładni. Żadnych także upiększeń. Bez pogłębiania dźwięku, nadmiaru światłocienia, addycji masy basem. Wyjątkowo klarowny obraz i zjawiskowo szybkie tempo. Idealne wyważenie bas-sopran, wszystko z wewnętrzną przestrzenią, wszystko z punchem i drajwem. Ogólnie zatem jazda i żadnych powodów do narzekań, bo także moc i wypełnienie, a jednocześnie owa niespotykana wyraźność i nadzwyczajne tempo. Bardzo mi się ten rock podobał; nie taki mroczny i nasączony, ale klarowny i szybkościowy. Z filtrem F4 był za suchy, ale z F5 nie.

Do naturalnego ciepła, niespotykanej wyraźności, szybkiego tempa i dźwięczności (za sprawą filtra F5) musimy dodać holografię. Nie aż jak wyraźność zjawiskową, ale na dobrym poziomie. I musimy na koniec dodać coś jeszcze – stosunek do jakości płyt. Przy komputerze stało się jasne, że Rossini zaakceptuje każdą i z każdej zrobi muzykę. W torze głośnikowym nie działo się inaczej, ale doszło coś jeszcze. Gdy bowiem zaaplikowałem płytę Verdi Choruses, która sama o sobie powiada, że jako materiał szczególnie jest trudna, ale też wyjątkowej jakości, wówczas dopiero usłyszałem, jaki tam drzemie potencjał. Spektakl najwyższej rangi, słuchałem jak urzeczony. Ta przenikliwa precyzja – widzenie na głębię i dokładność – przy takich okazjach są bezcenne. To nie jest plejer zaawansowany muzycznie na miarę aż gramofonu, przynajmniej nie takiego z wyższej półki. I w ogóle takich CD/SACD nie ma, a najbliżej do tego chyba flagowcowi Ayona. Jednak pomimo braku tej miary żywiołowości, energii i gładkości dźwięku, potrafił z cyfr wyczarować Rossini obrazy tchnące perfekcją. Szkoda, że tych chórów w jego wydaniu nie ma jak przenieść do Internetu, bo dobrze byłoby móc je upowszechnić.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

24 komentarzy w “Recenzja: dCS Rossini

  1. Mirek pisze:

    Jak zagrały inne słuchawki nighthowki itd..

    1. Piotr Ryka pisze:

      Myślę, że wszyscy bylibyśmy zadowoleni, gdyby takie przetworniki stanęły obok naszych komputerów. A już szczególnie ci, którym nie zależy na pogłębionym brzmieniu lampowym. Odnośnie zaś słuchawek, to każde zagrały swoim stylem, bo dCS nie generuje transformacji sprzętu towarzyszącego, raczej podkreślając jego naturalne cechy. W kompozycji z nim najbardziej podobały mi się flagowe Sennheisery, ale dopiero po idealnym spasowaniu kabli. Dawały największą synergię, zwłaszcza w odniesieniu do prezentacji przestrzeni. Niemniej wszystkie słuchawki wypadły bardzo dobrze i żadnych specjalnych różnic jakościowych pomiędzy nimi nie było.

      1. CzeslawPadlyna pisze:

        Mam Rossiniaka od paru lat w systemie. Jakość dźwięku z wbudowanego napędu CD oceniam na 50% jego możliwości. Jeszcze gorzej jest po USB.
        Prawdziwy potencjał urządzenia możemy usłyszeć podłączając dobry transport CD po AES/EBU. Wbudowana funkcja streamera nie jest najwyższych lotów i mocno degraduje dźwięk, za to bardzo dobrze gra jako Roon Bridge – w takim przypadku mamy lepszy dźwięk niż z napędu CD.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Czy w takim razie nie lepiej kupić od dCS sam przetwornik?

          1. CzeslawPadlyna pisze:

            Tak, lepiej kupić sam przetwornik. Oczywiście pod warunkiem, że masz dobry transport CD lub serwer Roon.

        2. zygert pisze:

          A ktory transport wygral z tym wbudowanym w Rosinniego?
          Jako roon bridge jednak rosinni gorzej zagral jak Auralic+Farad czy OpticalRendu wiec jednak nadal nie jest najwyzszych lotow 😉
          Dziwie sie natomiast jakim cudem jest Roon Bridge z Rosiniego lepszy od CD bo dla nas ze wszystkich tych setow CD byl najlepszy, a jedynie OpticalRendu byl praktycznie identyczny dzwiekowo w subtelnosciach jedynie CD i to nie zawsze wygrywajac (ale w zasadzie identyk). Sluchalismy na kablu USB Tellurium Silver Diamond, a Sonore jeszcze nie dostal Farada Super 3 wiec sadzimy, ze wtedy CD bedzie pokonane, ale niekoniecznie (w audio nie jest to takie proste). Materialy oczywiscie wlasne pliki DSD64 i WAVy zrzucone z wlasnych plyt dla najlepszego porownania do CD.

    2. Michal Pastuszak pisze:

      Tym bardziej mnie intryguje jak by sie sprawdzil dedykowany produkt do gry z sieci, nowy dCS Bartok, ktory wlasnie jest zoptymalizowany pod tym wzgledem, bedac wyposazonym w sensowyny streamer. Wewnetrzna topologia przetwornika bazuje na Rossinim, a cena na dobra sprawe o polowe nizsza i to w wersji z wysokiej klasy modulem sluchawkowym.

      1. zygert pisze:

        Bartoka sluchalem (pliki z roon’a) vs Dave+Blu2 + Auralic (pliki po usb) i lepiej wypadl Chord ( w sali odsluchowej sprzedawcy).
        Innym razem zrobilismy test Rosinni + Auralic vs Dave+Blu2 + Auralic (wszystkie zestawy zasilane po roon’ie. Ktory lepszy set ciezko powiedziec. Graly innym stylem. I bardziej moge podzielic na zastosowanie 2 grup tych sprzetow.
        DCS – symfonika, klasyka – przepieknie gra, swietnie przedstawia scene, czujemy sie jak bysmy byli w filharmonii i siedzieli gdzies bardziej z tylu sali, ale dzieki temu wszyscy sa poukladani, maja swoje miejsce na scenie czuc sale odsluchowa jej gabaryt (a sluchalismy w malym pomieszczeniu – mozliwe, ze Dave pokazal by tez klase, ale potrzebowal by wiekszej sali). No ten charakter gry musial DCS wprowadzic, aby tego typu wieksze sklady ladniej podac, rozplanowac. Ale cos za cos. Rockowe kawalki brzmia troche dziwnie niz jestemy przyzwyczajeni. Ale po dluzszym sluchaniu czlowiek sie przyzwyczaja i jest git, ale na samym poczatku bym odrzucil produkt.

        Chord – rock, pop – bardziej bezposrednia prezentacja czyjemy, ze uczestniczymy w koncercie.

        Przy jazzie obojetne ktory gra, oba niczym sie nie roznia. DCS troche bardziej analityczny i chlodny, Dave z Blu2 bardziej cieply i muzykalny.

        Dla osoby sluchajacej tylko rocka, popu czy jazzu bral bym Chorda. Dla osoby sluchajacej symfoniki tylko DCS cos geniealnego.
        Dla osoby sluchajacej wszystkiego po trochu oba klocki, a jak nie takie rozwiazanie to DCSa bo jest bardziej uniwersalny. Chord na 5-20m^2 nie pokazal w symfonice tego co DCS wiec mamy gorszy odsluch. Wiec wolal bym Rosinniego, aby miec symfonike w najlepszym wydaniu. A pozostale gatunki to nie jest taki bol jak symfonika w wydaniu Chorda. Jest gorzej jak z Dave’a, ale po przyzwyczajeniu sie do sposobu gry tez jest swietnie. Po prostu DCS stara sie za bardzo spowalniac, przepuszczac na sile przez sitko i rozstawiac artystow pomimo, ze oni napieprzaja zdrowo i sa obok siebie. Ale mozna sie przyzwyczaic. Po prostu z rosinniego idziemy na koncert rockowy i siedzimy na trybunach. A majac Dave’a jestesmy na plycie i uczestniczymy w wydarzeniu.
        Nie wiem czy jasno sie wyrazilem 🙂
        W kadym razie DCS dla mnie jest lepszym urzadzeniem jako ogolny dzwiek, ale nieznacznie. Jednak gdybym nie sluchal symfoniki, classyki to jednak wybral bym Chorda bo daje wiecej przyjemnosci z odsluchu. A i chord gra tez cieplej i tak muzykalniej. DCS potrafi bardziej sie zanurzyc w szczegoly. Tak w ogole z auralica DCS gra tez bardziej analogowo i muzykalnie. Wersja rosinni z apexem natomiast jeszcze gra bardziej w kierunku analitycznosci. Nie sa to duze roznice, ale zwykla wersja, a apex jest gorsza bo ucieka troche niuansow, ale za to traci sie muzykalnosci troche. Jak muzykalnosc w zwyklej wersji oceniam na 9/10 to w wersji apex 8/10. Ale dynamika, szczegoly to po stronie apexa 10/10, a standar wersja 8/10 i bas bardziej rozwlekly, ale przyjemniej i nizej schodzacy. Apex daje bardziej punktowy bas.
        Osobiscie pomimo, ze APEX lepszy nie zainwestowal bym w upgrade. Wolal bym wejsc w Auralica z Faradem, albo Sonore OpticalRendu tez z Faradem Super 3.

  2. Tadeusz pisze:

    Piotrze nie maszerujesz w tym roku po Narodowym biorąc udział w demonstracjach sprzętów słuchawkowych ? 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      Maszeruję, jak co roku. W każdym razie planuję.

  3. Miltoniusz pisze:

    Czyli fajny ale nie do końca fajny bo specyficzny, czy tak? Czy sekcji DAC dużo brakuje do CD? Kiedyś testował Pan Meitnera MA-1, z tego co zrozumiałem, nie zachwycił. Czy dcs jest dużo lepszy?

    1. Piotr Ryka pisze:

      Rossini jest fajny do końca, ale na swój sposób, kładący większy nacisk na przenikliwość i dokładność, a mniejszy na żywiołową muzykalność względem flagowego Ayona i mniejszy na poczucie niezwykłości względem Accuphade DP-750.

      Osobna sprawa to Meitner MA-1. To urządzenie o dwóch obliczach. Jak na swój poziom cenowy w sytuacji zwykłego CD i SACD nazbyt powściągliwe i w efekcie nie dość inspirujące, natomiast w odczycie wielokanałowego zapisu SACD, który bodaj jako jedyne umie konwertować do SACD dwukanałowego, niezrównane. Grające lepiej niż jakikolwiek inny odtwarzacz odtwarzający jakąkolwiek płytę. I to wszystko w recenzjach – wydaje mi się – zostało jasno, bez ogródek powiedziane.

      Wreszcie odnośnie Rossiniego jako DAC, to nie sądzę, by był w ogóle słabszy od odczytu CD. W recenzji grał tu przede wszystkim ze słabszym wzmacniaczem napędzającym słuchawki i to chyba główna różnica. Gęste pliki obsługuje znakomicie, w tym swoim specyficznym stylu niezwykłej precyzji obrazowania.

      1. Miltoniusz pisze:

        Dziękuję Panie Piotrze. Przy czym chodziło mi o DAC MA-1 a Pan prawdopodobnie odpowiedział odnośnie odtwarzacza CD/DAC MA-2 co jest o tyle nie dziwne że pytane zadałem w kontekście recenzji odtwarzacza.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Nie podejmuję się porównywać DAC Meitnera, za mało go pamiętam. Był dobry, ale przymierzyć nie umiem.

  4. Tichy62 (Tomasz) pisze:

    Ciekaw jestem, jak to urządzenie wypadłoby w konfrontacji z Luxmanem D-05u, lub z dziesięciokrotnie tanszym Pioneerem PD-70AE (Oczywiście, ślepy test + obiektywna komisja). Mogłoby się okazać, że różnice są minimalne i na dodatek, nie na korzyść najdroższego urządzenia. Rzecz jasna, takiego testu nie będzie.

    podrawiam

    P.S. W Pańskiej recenzji jakiegoś szczególnego entuzjazmu do tego urządzenia nie wyczułem…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Pioneer jest w porządku, ale to nie ta liga. Co zaś do ślepych testów, to na AVS można się było jednemu poddać i jakoś szczęśliwie go zaliczyłem 🙂

      1. Tichy62 (Tomasz) pisze:

        Szkoda, że nie recenzuje Pan źródeł ze średniej półki. Chociażby wspomnianego Pioneer’a, Marantza 14, czy Creeka 100 cd. Przyznaję, szukam SACD/CD dla siebie i Pańskie uwagi byłyby pomocne.

        pozdrawiam

        P.S. A wracając do porównań sportowych; w ligach całego świata aż się roi od przepłaconych zawodników.

        1. Piotr Ryka pisze:

          Nie znam oczywiście całego rynku, ale sobie bym kupił niedostępnego już niestety z pierwszej ręki NAD M5. (Może się jeszcze gdzieś znajdzie.)

          1. Tichy62 (Tomasz) pisze:

            Dziękuję za radę. Ten NAD to byłoby coś dla mnie. Niestety, na allegro są 2-3 niedobitki w niewiadomym stanie. Szukałem na stronie NAD-a, czy robią jeszcze coś podobnego – gdzie tam! To jakiś spisek, czy co? Wybiorę tego Pioneera lub Creeka. Pioneer czyta SACD, A Creek pasowałby do kompletu (mam już wzmacniacz Creeka). Tylko ten nieszczęsny napęd szczelinowy mnie odrzuca.. Sprzedawca mówi, że działa to dobrze i chyba ma rację. A ja zawracam głowę ludziom.

            pozdrawiam

          2. Piotr Ryka pisze:

            Słyszałem na AVS jednego i drugiego i wybrałbym Pioneera, chociaż to oczywiście niemiarodajne. Dawniej słyszałem parę razy NAD-a i to było naprawdę mocne źródło.

  5. Pawełek pisze:

    Nie drzyj pan łacha 🙂

  6. rafa pisze:

    Czy ja dobrze widzę? Źródłem jest jakiś laptop? NC…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Bardzo dobrze. A czemu nie miałby być? Na AVS niemal każdy tor, niezależnie od klasy, czerpał ze źródeł plikowych. Rossini to także DAC z licznymi wejściami cyfrowymi. Zdjęcia są może fajne, ale czytać tekst także by należało…

  7. Fon pisze:

    Też jestem bardzo ciekawy tego Pioneera PD70ae, podobno bardzo dobry jest, może się uda go zrecenzować.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy