Recenzja: Ayon Spitfire

Podsumowanie

Ayon_Spitfire_011_HiFiPhilosophy   Zbierzmy to razem. Wzmacniacz gra naturalnie i w stronę obiektywizmu, ale to nie oznacza, że nie ma swych właściwości.  Nie jest neutralny niczym letnie powietrze, ani smakowo tak prosty jak kromka chleba. To byłoby nudne i puste, a przecież chodzi o coś wręcz przeciwnego. Zadanie w sensie emocjonalnym ma jednak łatwe, czerpiąc emocje z samej muzyki. Co trudne, to ją właśnie na tyle dobrze odtworzyć, by emocje ujawniły się nie tylko poprzez treść w nutach zawartą, ale i poprzez odwzorowanie grających ją instrumentów. Na tym polega sztuka i udział aparatury odtwórczej, do której Ayon Spitfire się wszak zalicza. Trzeba wziąć we władanie jak największy obszar naturalności w sensie perfekcji odtwórczej; i to się tutaj, w tym lampowym wzmacniaczu, udało. Jest spektakl, są emocje, jest co podziwiać. I jest zarazem pewien kierunek, ta droga najtrudniejsza – wiodąca przez naturalizm. Ta bez dodawania emocji i smaków od siebie: bez podgrzewania atmosfery, operowania nieprawdziwym ale jakże przydatnym dla budowania nastroju światłocieniem, bez dosładzania, wygładzania, upiększania. W zamian jest światło mocne, wszystko wyraźnie omiatające, jest rozmach, jest energia, tempo, bardzo pojemne, obszerne dźwięki. Są piękne wybrzmienia i dużo przejrzystego powietrza. I chyba właśnie dlatego lampy 300B, od których użyte we wzmacniaczu triody AA62B się wywodzą, zrobiły taką karierę. Poprzez tą właśnie spektakularną naturalność muzyki. Dla tej szkoły grania punktem docelowym jest to, co pokazywał na ostatnim AVS system Kondo-Vox Olympian. A jak się ostatnio dowiedziałem, wiele osób podczas jego słuchania płakało. Nie dlatego, że tak okropnie grał, jak ktoś złośliwy mógłby zasugerować, tylko dlatego, że tak pięknie. Bo przeciwieństwa się łączą, co zauważyli już starożytni, tak więc płakać można ze szczęścia a nie z rozpaczy. Wzmacniacz Ayon Spitfire nie dociera ze swymi emocjami aż tak daleko, ale idzie w tym samym kierunku i dociera daleko. Odległy jest od stanów audiofilskiej przeciętności i to jego największa obok samego naturalizmu zaleta. To jest bogate, zaangażowane emocjonalnie i do podziwiania granie. Wymagające odpowiedniego podejścia, otoczenia odpowiednią aparaturą, ale co do kierunku działania oczywiste.

Na koniec chciałbym wrócić do punktu wyjścia, to znaczy do porównania z tranzystorowym konkurentem od Accuphase. Nie dostrzegłem w tym starciu zwycięzcy – oba urządzenia grają na zbliżonym poziomie. Można natomiast dostrzec różnice brzmieniowe i użytkowe. Accuphase jest niewątpliwie bardziej uniwersalny. Ma większą moc, regulatory brzmienia i dobry wzmacniacz słuchawkowy, którego Ayon jest pozbawiony. Ma też dwa komplety wyjść głośnikowych i możliwość rozszerzenia o kartę DAC i gramofonowego przedwzmacniacza, a czar rzuca wskaźnikami wychyłowymi. I w dodatku trochę jest tańszy. Nie za bardzo, ale o dziesięć procent. Brzmienie ma przy tym podobne, ale jednak odmienne. Bo gdyby chcieć jakoś całościowo to ująć, to Accuphase jest przede wszystkim bardziej podekscytowany. Jego dźwięk sprawia trochę wrażenie jakby się za czymś rozglądał i czegoś szukał. Bardziej jest spieniony i wewnętrznie musujący, a także bardziej myszkujący. W dodatku w zależności od orientacji żyły gorącej może być neutralny lub ocieplony. Natomiast zawsze zwrócony ku obiektywności lampowy Ayon czaruje oczywiście lampami, a sam dźwięk na powierzchni ma bardziej spójny, a we wnętrzu bardziej spokojny. Większy także; o większych źródłach i mocniej akcentującej się ich separacji, oraz bez wariacji z żyłą gorącą, bo nie jest mu wszystko jedno i zawsze woli prawą. Jego dźwięk jest zarazem bardziej promieniujący, bardziej idący w stronę słuchacza, a nie tylko głośnym graniem wypełniający pokój. Indywidualizm potrafi przekazać mocniej i oświetlenie ma także mocniejsze; bardziej wszystko wydobywające, bez odwoływania się do chwytów z cienistym czarowaniem, od czego Accuphase nie stroni.

Można także pospekulować, iż inżynierowie od Accuphase położyli pewien nacisk na efektowność, tak żeby słuchacz od razu poczuł pewną niezwykłość i makijażem podkreślaną urodę. Żeby zaraz zawołał: No-no! i Ho-ho! i zaraz potem Mniam-mniam! I żeby wszystko bardzo mu smakowało. Ayon pod tym względem jest inny. Mocniej bazuje na realizmie i jego naturalnych walorach, mniej zabiegając o podobanie. Ale w efekcie podoba się tak samo, a zwolennikom podkteślającej się realności spodoba się bardziej. Ma styl naturalny i dużą moc dużych, z gracją płynących dźwięków. Konkretny zawodnik z lampowej szkoły realizmu.

 

W punktach:

Zalety

  • Realizm.
  • Duża moc dużych dźwięków.
  • Szybkość.
  • Energia.
  • Popisowa przejrzystość.
  • Ogólna gładkość płynięcia.
  • Zarazem znakomite oddanie złożoności faktur.
  • Mocno akcentujący się indywidualizm brzmień poszczególnych i głosów, a więc przeciwieństwo ujednolicania.
  • Piękne, do podziwiania wybrzmienia i echa.
  • Pewna dawka promieniującej ekspansywności.
  • Znakomita separacja i lokalizacja źródeł.
  • Szeroka i głęboka scena z wyraźnym ukazaniem stereofonicznych kanałów ale bez żadnej dziury pośrodku.
  • Jak zawsze u 300B i pochodnych super szczegółowość.
  • Mocne, wszystko ukazujące wyraźnie światło.
  • Mocna ekspozycja popisowych sopranów.
  • Wspomniany indywidualizm i siła wyrazu średnicy w połączeniu z dużą gęstością dźwięku.
  • Przestrzenny i konturowy bas.
  • Ogólne wrażenie dźwiękowej świeżości.
  • A zarazem wewnętrznego spokoju.
  • Pełna paleta doznań emocjonalnych.
  • Moc 30 W na kanał przy technice lampowej wystarczy nawet trudnym kolumnom.
  • Czysta klasa A w topologii single-ended triode.
  • A więc klasyka lampowości.
  • Separacja części wzmacniacza i przedwzmacniacza.
  • Przyłącze symetryczne. (Rzadkość.)
  • Staranne podejście do kwestii masy. (A u niektórych bałagan.)
  • Wybór wejść i regulacja głośności z pilota.
  • Lampy mocy od Emission Labs a sterujące NOS od Sylvanii.
  • Wskaźnik biasowania.
  • Pancerna obudowa ze szczotkowanego aluminium.
  • Miękki start i bezpieczne wyłączanie.
  • Potężna sekcja zasilania.
  • Zabezpieczenia antywibracyjne.
  • Efektowny, robiący wrażenie wygląd.
  • Rozsądna cena.
  • Znany producent.
  • Polski dystrybutor.
  • Made in Austria.

 

Wady i zastrzeżenia

  • Żadnego uciekania w strefę czarowania – żadnego słodzenia czy ocieplania.
  • A więc nie dla szukających lamp na wzór ciepłego miejsca przy kominku.
  • Akcent brzmieniowy na przestrzenność i przejrzystość a nie bas i wypełnienie.
  • Jak na mocną integrę przystało, potężny kawał kloca, wymagający odpowiedniej lokalizacji.

Sprzęt do testu dostarczyła firma:

Nautilus_logo_1

 

 

 

Dane techniczne:

  • Typ układu: Single-Ended, czysta klasa A.
  • Lampy wyjściowe:  2x AA62B.
  • Pasmo przenoszenia: 8 Hz – 35 kHz/ 0 dB.
  • Impedancja: 8 Ω.
  • Moc wyjściowa: 2 x 30 Watt.
  • Impedancja wejściowa: 100 kΩ.
  • Stosunek sygnał/szum (pełna moc): 98 dB.
  • NFB: 0 dB.
  • Regulacja siły głosu: MCU based with analog resistor switching circuit.
  • Pilot zdalnego sterowania.
  • Wejścia i wyjścia: 3x Line In, 1x XLR In, 1x Direct In, 1x Pre out RCA.
  • Wymiary: 510 x 390 x 250 mm.
  • Waga: 36 kg.
  • Cena: 36 900 PLN.

 

System:

  • Źródło: Accuphase DP-700.
  • Wzmacniacz: Ayon Spitfire.
  • Głośniki: Reference 3A.
  • Interkonekt: Tellurium Q Black Diamond.
  • Kabel głośnikowy: Harmonix CS-120 Improved.
Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Ayon Spitfire

  1. ductus pisze:

    Piotrze, bardzo chętnie czytam Twoje recenzje. Wiele metafor, poezji, a przy tym całkiem realistyczne, znakomite obserwacje – określając dźwięk. Jakże trudno jest opisać, co się słyszy, jakże dobrze i łatwo trafiasz w punkt robiąc to. Akurat tu o Ayonie powiedziałeś coś, co i ja tak czuję, słuchając mojego Crossfire III na tej samej lampie AA62B. Szkopda, że to nie zgrało się z wysłaniem LST HBZ, bo wydaje mi się, miałbyś co posłuchać czy z 009, czy też z lambdą signature. Ale co się odwlecze, to…

    1. Piotr Ryka pisze:

      Na dniach mają przyjechać monobloki Ayona, tak więc byłaby szczególna okazja. Może dasz radę? A gdyby nie, to Ayona mam zawsze pod ręką.

      1. ductus pisze:

        To obecnie kłopot, bo nie mam na razie swojego HBZ. Na zasadzie – szewc bez butów chodzi. Ale plany są.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy