Recenzja: AVID Ingenium

Estetyka i inżynieria

Analogowy bohater tego testu - AVID Ingenium.

Analogowy bohater tego testu – AVID Ingenium.

   Kiedy kilka lat temu gościłem w gdańskim Premium Sound, zwrócił moją uwagę nietypowo wyglądający gramofon. A, to AVID, wcale nie taki drogi – odparł indagowany właściciel salonu, Arek. Dobrze wygląda, dobrze gra i dobrze się sprzedaje, powinieneś go zrecenzować. Zatem recenzuję, aczkolwiek, trzeba przyznać, nieśpiesznie.

AVID Ingenium ma dwie cechy najbardziej przyciągające uwagę: talerz pokryty matą z korka i korpus nie jak pudło ani garnek, tylko na planie krzyża. Z lekka go to upodabnia do konstrukcji opisanego onegdaj Nottinghama Horizon, zwłaszcza że polski dystrybutor dodaje do Ingenium własną platformę nośną, która u najtańszego Nottinghama stanowi część integralną. Oba stały zatem u mnie na gramofonowych płytach antywibracyjnych, u Avida dodatkowo z kolcami na metalowych podkładkach.

Maszyna jest cała czarna i wypiętrza się na taką wysokość, jakby była gramofonem za pięćdziesiąt a nie dziesięć tysięcy. Poza nietypowym kształtem korpusu i korkową pokrywą talerza wzrok przyciągają wielkie łapy podtrzymujące, srebrny walec osłony łożyska i uzupełniający korkową powierzchnię duży, nakręcany docisk do wypłaszczania płyty. Ramiona do tego mogą przyjść różne – 9ʼ albo 12ʼ – co wymaga różnych rozmiarów korpusu-krzyża. Dwa nawet równocześnie (takie i takie), gdyby ktoś sobie zażyczył, a sam dostałem wersję z krótkim ramieniem Pro-Ject 9ʼ Carbon, czyli kosztującą wraz z tym ramieniem 7560 PLN. Jednakże rozbudowaną o tą dodatkową platformę nośną, podnoszącą koszt o 760 PLN i w ów dociskowy krążek, kosztujący 720 PLN ekstra. Do kompletu wkładkę Nagaoka MP-110 za skromne 690 PLN, a także zapewnienia dystrybutora o niezwykłości avidowego dzieła. Chassis okazuje się być odlewane z aluminium, łożysko to szafir plus węgliki spiekane, wielkie łapy są z elastomeru, znakomicie tłumiącego drgania, a wraz z tą dodatkową platformą jeszcze bardziej; i na dokładkę od góry, żeby kanapka się zacisnęła, ta masywna nakrętka dociskowa, także eliminuje wibracje, poprawiająca zwłaszcza wysokie i niskie częstotliwości.

Gramofon posiada minimalistyczną konstrukcję, dystretniejszą nawet od Nottinghama Horizona.

Gramofon posiada ciekawą konstrukcję, podobną nieco od Nottinghama Horizon.

Okablowanie tego też jest wysokiej jakości a nie żadna tandeta i mocny silnik w pancernej obudowie; luźno, swobodnie stojący, co też zmniejsza drgania. Napęd tradycyjnie paskowy z przekładnią mechaniczną 33/45, co w sensie brzmieniowym jest lepsze od wprowadzającej elektryczne zakłócenia regulacji elektronicznej.

A wobec tego gramofon rzeczywiście mający podtrzymywać ugruntowaną pozycję Avida i dodatkowo rozszerzać ją na obszar wyrobów może nie budżetowych, ale na pewno tańszych, swą ceną nie odstraszających.

Rzućmy okiem na powierzchowność. Urządzenie wygląda ciekawie i zarazem solidnie, ale przede wszystkim ma wizualny wdzięk, szczególnie w wersji z pojedynczym krótszym ramieniem. Dobrze się wtedy zbiera w całość, gromko przemawiając do podświadomości: Widzisz, siedzieli nade mną łebscy goście i dobrze mnie wykombinowali, że sam tego w życiu byś nie wymyślił. Skomplikowanie wkładki i mechanizmu ramienia ładnie się komponuje z niebanalną konstrukcją podtrzymującą talerz i samym talerzem – krągłą formą wprowadzającym uspokojenie, wizualnie jeszcze ocieplone korkowym pokryciem i zwieńczone masywną, karbowaną nakrętką. Prostota miesza się ze skomplikowaniem i obiecuje zmyślną użyteczność. Całość w matowej czerni metalu i karbonu ze srebrnymi wtrętami łożyska i podkładek, jak dla mnie efektowna. Można tego Avida kupić samymi oczami.

Od strony czysto technicznej wypada uzupełnić, że gramofon bez tej dodatkowej podstawy waży siedem koma jeden kilograma, a sam talerz dwa i pół. Są to wartości średnie, dalekie od gramofonowych kolubryn, ale też wielokrotnie wyższe od urządzeń w rodzaju recenzowanego niedawno Sony czy najtańszych Pro-Jectów. Nie będzie więc wielkiej bezwładności i wielkiej masy odpornej na wstrząsy, ale nie będzie także piórka, które można zdmuchnąć kichnięciem. Talerza nie trzeba jak u Nottinghamów popychać – startuje i staje samoczynnie – a rusza się nim i hamuje włącznikiem na kablu zasilania silnika, takim samym jak w lampkach nocnych. Użyteczne rozwiązanie – w dodawanej przez dystrybutora platformie nośnej jest z boku po lewej specjalne miejsce dla tego przełącznika, pozwalające go zamocować na stałe w dogodnym do sięgania miejscu.

Całość napędza niezależny silnik przenoszący obroty na talerz poprzez cieniutki pasek.

Całość napędza niezależny silnik, przenoszący obroty na talerz poprzez cieniutki pasek.

Pomiędzy gramofonem a luźno stojącym silnikiem wiruje cienki pasek klinowy, którego nie zakłada się na sam talerz tylko mniejszy podtalerz spodni. Ramię oczywiście wyposażono w dźwignię spuszczania/podnoszenia igły i ma regulacją nacisku obrotem przeciwwagi, a całość wygląda pierwszorzędnie i każdemu z moich gości się podobała. 

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

18 komentarzy w “Recenzja: AVID Ingenium

  1. 3mmm pisze:

    Po 20-letniej przerwie odkurzam zbiór LP. Zachęcony pozytywną recenzją zakupiłem gramofon Sony, bardziej z myślą o zgrywaniu do gęstych plików DSD zbioru sentymentalnie przechowywanych LP. Posiadam odtwarzacz uniwersalny kosztujący 8tys.€, ale porównanie z dobrze nagranym LP gęstego pliku z niego zgranego i audiofilskiej płyty CD nie zostawia wątpliwości: na pierwszym miejscu LP (soczystość, przestrzeń, barwy, rozdzielczość wszystkich planów), drugie plik (nieco delikatny i mdławy), trzecie CD. Oczywiście dotyczy to tych konkretnych nagrań, ale wrażenie jest piorunujące. Czuję jakbym po 20 latach odzyskiwał słuch… Moda i wygoda, siła sugestii „nowsze lepsze” zmyliły mnie i teraz przeżywam „analogowy renesans”. Żeby było pikantniej mój pierwszy odtwarzacz CD firmy DPA nazywał się Renesans. Podobnie dałem się „oszukać” w ogólniaku zamieniając szpulowca na kasetowy hit. Jak kręta i przedziwnie myląca może być droga audiofila… Ciągle w dół od 35 lat?
    Pozdrawiam

    1. PIotr Ryka pisze:

      Ano właśnie – LP na pierwszym miejscu. Tym to cenniejsze, że w latach 70-tych LP tak nie grały. Nie było takich gramofonów, wkładek, wzmacniaczy ani głośników, o kablach nawet nie marząc.

      1. 3mmm pisze:

        Prasy audio też nie było. Pierwszy polski „Magazyn Hi-Fi” pojawił się na początku lat 90-tych, trzeba było „polować” w kioskach Ruchu, potem czytanie z wypiekami…

        1. PIotr Ryka pisze:

          No tak. Było tylko Radio Luksemburg, Piotr Kaczkowski i parę innych punktów zaczepienia. I giełdy płyt oraz sprzętu. Ale był entuzjazm, poczucie czegoś nowego, czego wcześniej całkiem nie było.

          1. 3mmm pisze:

            Ja z dzieciństwa pamiętam u dziadków lampowe radio Stradivari marki Telefunken, na którym odbiór na falach długich przewyższała klimatem to co później można było usłyszeć później w stereo-odbiornikach. Audio-archeologia…

  2. Hechlok pisze:

    Posiadam opisywany gramofon i muszę zaznaczyć że jest bardzo czuły na kalibrację. Doprowadzenie go do stanu idealnego zajęło mi pewnie ze 4h. Duży wpływ na kąt nachylenia ramienia nad płytą dlatego jeśli był ustawiony na „zwykle” płyty, to 180g nie zagrała w 100% tak jak powinna

    1. PIotr Ryka pisze:

      Inne 180 g, których mam wiele, grały bez zarzutu. Ustawianie gramofonu to rzeczywiście cała ceremonia i coś dla prawdziwego fachowca, dlatego u mnie gramofony ustawia właśnie specjalista, żeby na pewno wszystko było jak należy.

  3. miroslaw frackowiak pisze:

    Akurat czas Piotrze aby odezwac sie do Janusza Sikory,nie bylo okazji jakos przetestowac gramofon poprzedni Basic ,ale teraz jest przeciez nowy wspanialy gramofon J.Sikory o nazwie” STARTER „ktory cenowo juz jest bardziej dostepny dla aufiofili a ktory zamierzam zakupic w tym roku i to ktorego juz sluchalem wielokrotnie i grajacego swietnie,prawie na poziomie Bsica i Referenca.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Jak tylko p. Sikora przywiezie albo przyśle, to recenzję napiszę.

  4. RH pisze:

    Panie Piotrze, zgadzam się z trochę zawoalowanym Pańskim komentarzem, że ta wkładka to trochę zbyt duży mezalians; skąd dystrybutorowi wpadł do głowy pomysł, żeby dać do recenzji takie zestawienie? Ja z chęcią bym przeczytał, jak zagrał z dużo lepszą wkładką, bo to ewidentnie wąskie gardło w tym zestawieniu.
    A własnie – czy ma Pan jakąś sugestię dotyczącą poglądowej relacji ceny gramofon / wkładka, żeby zoptymalizować zestawienie?
    Pzdr

    1. PIotr Ryka pisze:

      Skąd dystrybutor miał pomysł na wkładkę, tego nie wiem. Chyba zależy mu na wkładkach Nagaoka, tak się należy domyślać. Co do wkładki, to jako dobrą mogę polecić Ortofon 2M Black, a jako wybitną Ortofon Cadenza Bronze – kosztującą niestety tyle samo co całe Ingenium.

      1. RH pisze:

        Tak, pamietam, że Bronze bardzo przypadła Panu do gustu. To może inaczej sformułuję pytanie – czy sądzi Pan, że ta wkładka byłaby krokiem za daleko do tego gramofonu, tzn że ograniczałby ją w pokazaniu jej możliwości?
        Pozdrawiam

        1. PIotr Ryka pisze:

          Nie sądzę by Ingenium ograniczało Bronze. W przyszłym tygodniu mam zamiar to sprawdzić.

          1. RH pisze:

            Świetnie, będę wdzięczny za relację z linii frontu.
            Czyli nie jest Pan fundamentalnie przeciwnikiem instalowania wkładki dorównującej kosztem samemu gramofonowi?
            Pozdrawiam

          2. PIotr Ryka pisze:

            Nie, nie jestem.

          3. PIotr Ryka pisze:

            Bronze na Ingenium już siedzi. Zasadniczy postęp gdy chodzi o rozdzielczość, czytelność, precyzję, realizm. Poza tym wkładka z gramofonem dobrze współpracuje, nie stwarzając żadnych problemów.

  5. AV pisze:

    Na zdjęciach widać ramię Regi, nie Pro-Jecta 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      To prawda, moje niedopatrzenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy