Recenzja: AVID Ingenium

Avid Ingenium HiFi Philosophy 015   Pośród zalewu słuchawek spójrzmy w stronę gramofonu, jako najlepszego dla nich źródła. Akurat takiego, żeby zagrał smakowicie a niedrogo, ponieważ analogowy jest od gniazdka w ścianie po wyjście interkonektów (jak to gramofon), a kosztuje w pełnej gotowości bojowej raptem dziesięć tysięcy. I znów, tak jak u zrecenzowanych już Nottinghamów, jest to gramofon brytyjski, z nieco bardziej na południowy wschód położonego Kimbolton, siedziby AVID HIFI.

Firma nie mówi o sobie niczego ponad to, że powstała w 1995 roku, a jej inżynierowie pracują także dla branży motoryzacyjnej, medycznej i militarnej. Powiada też, że jej zawołaniem jest: – Bliżej prawdy! – i w myśl tej maksymy stara się oferować rzeczy jak najbliżej rzeczywistości brzmieniowej ulokowane, którymi oprócz gramofonów są gramofonowe przedwzmacniacze oraz uzupełniające je audiofilskie stelaże, platformy i okablowanie.

Zgodnie więc z powyższym anonsem obejrzymy i posłuchamy najtańszego z AVID-ów, o którym producent utrzymuje, jakoby powstał pod presją rynku, domagającego się zbliżenia cieszących się coraz większą estymą wyrobów firmy do masowego klienta, czego zapewnić nie mógł zdecydowanie droższy model Diva, wcześniej najtańszy w ofercie. Tak więc Ingenium (od łacińskiego talent, tyle że w rodzaju żeńskim) powstał (czy też powstała) nie tyle z potrzeby samego Avida, co pod wpływem presji rynkowej oraz niezgody na fakt, że Avidy są wszystkie drogie. Zarazem chciano za wszelką cenę uniknąć popadania w nudne standardy i oferowania kolejnego gramofonu na bazie klasycznego prostokąta z pokrywką. Nudna fizjonomia pudła od zawsze była projektantom Avida obca i chociaż sławny Linn Sondek tak właśnie wygląda i nie przeszkadza mu to w byciu legendą, to AVID w tą stronę nie poszedł i nie pożenił taniości z pudlarstwem.

Estetyka i inżynieria

Analogowy bohater tego testu - AVID Ingenium.

Analogowy bohater tego testu – AVID Ingenium.

   Kiedy kilka lat temu gościłem w gdańskim Premium Sound, zwrócił moją uwagę nietypowo wyglądający gramofon. A, to AVID, wcale nie taki drogi – odparł indagowany właściciel salonu, Arek. Dobrze wygląda, dobrze gra i dobrze się sprzedaje, powinieneś go zrecenzować. Zatem recenzuję, aczkolwiek, trzeba przyznać, nieśpiesznie.

AVID Ingenium ma dwie cechy najbardziej przyciągające uwagę: talerz pokryty matą z korka i korpus nie jak pudło ani garnek, tylko na planie krzyża. Z lekka go to upodabnia do konstrukcji opisanego onegdaj Nottinghama Horizon, zwłaszcza że polski dystrybutor dodaje do Ingenium własną platformę nośną, która u najtańszego Nottinghama stanowi część integralną. Oba stały zatem u mnie na gramofonowych płytach antywibracyjnych, u Avida dodatkowo z kolcami na metalowych podkładkach.

Maszyna jest cała czarna i wypiętrza się na taką wysokość, jakby była gramofonem za pięćdziesiąt a nie dziesięć tysięcy. Poza nietypowym kształtem korpusu i korkową pokrywą talerza wzrok przyciągają wielkie łapy podtrzymujące, srebrny walec osłony łożyska i uzupełniający korkową powierzchnię duży, nakręcany docisk do wypłaszczania płyty. Ramiona do tego mogą przyjść różne – 9ʼ albo 12ʼ – co wymaga różnych rozmiarów korpusu-krzyża. Dwa nawet równocześnie (takie i takie), gdyby ktoś sobie zażyczył, a sam dostałem wersję z krótkim ramieniem Pro-Ject 9ʼ Carbon, czyli kosztującą wraz z tym ramieniem 7560 PLN. Jednakże rozbudowaną o tą dodatkową platformę nośną, podnoszącą koszt o 760 PLN i w ów dociskowy krążek, kosztujący 720 PLN ekstra. Do kompletu wkładkę Nagaoka MP-110 za skromne 690 PLN, a także zapewnienia dystrybutora o niezwykłości avidowego dzieła. Chassis okazuje się być odlewane z aluminium, łożysko to szafir plus węgliki spiekane, wielkie łapy są z elastomeru, znakomicie tłumiącego drgania, a wraz z tą dodatkową platformą jeszcze bardziej; i na dokładkę od góry, żeby kanapka się zacisnęła, ta masywna nakrętka dociskowa, także eliminuje wibracje, poprawiająca zwłaszcza wysokie i niskie częstotliwości.

Gramofon posiada minimalistyczną konstrukcję, dystretniejszą nawet od Nottinghama Horizona.

Gramofon posiada ciekawą konstrukcję, podobną nieco od Nottinghama Horizon.

Okablowanie tego też jest wysokiej jakości a nie żadna tandeta i mocny silnik w pancernej obudowie; luźno, swobodnie stojący, co też zmniejsza drgania. Napęd tradycyjnie paskowy z przekładnią mechaniczną 33/45, co w sensie brzmieniowym jest lepsze od wprowadzającej elektryczne zakłócenia regulacji elektronicznej.

A wobec tego gramofon rzeczywiście mający podtrzymywać ugruntowaną pozycję Avida i dodatkowo rozszerzać ją na obszar wyrobów może nie budżetowych, ale na pewno tańszych, swą ceną nie odstraszających.

Rzućmy okiem na powierzchowność. Urządzenie wygląda ciekawie i zarazem solidnie, ale przede wszystkim ma wizualny wdzięk, szczególnie w wersji z pojedynczym krótszym ramieniem. Dobrze się wtedy zbiera w całość, gromko przemawiając do podświadomości: Widzisz, siedzieli nade mną łebscy goście i dobrze mnie wykombinowali, że sam tego w życiu byś nie wymyślił. Skomplikowanie wkładki i mechanizmu ramienia ładnie się komponuje z niebanalną konstrukcją podtrzymującą talerz i samym talerzem – krągłą formą wprowadzającym uspokojenie, wizualnie jeszcze ocieplone korkowym pokryciem i zwieńczone masywną, karbowaną nakrętką. Prostota miesza się ze skomplikowaniem i obiecuje zmyślną użyteczność. Całość w matowej czerni metalu i karbonu ze srebrnymi wtrętami łożyska i podkładek, jak dla mnie efektowna. Można tego Avida kupić samymi oczami.

Od strony czysto technicznej wypada uzupełnić, że gramofon bez tej dodatkowej podstawy waży siedem koma jeden kilograma, a sam talerz dwa i pół. Są to wartości średnie, dalekie od gramofonowych kolubryn, ale też wielokrotnie wyższe od urządzeń w rodzaju recenzowanego niedawno Sony czy najtańszych Pro-Jectów. Nie będzie więc wielkiej bezwładności i wielkiej masy odpornej na wstrząsy, ale nie będzie także piórka, które można zdmuchnąć kichnięciem. Talerza nie trzeba jak u Nottinghamów popychać – startuje i staje samoczynnie – a rusza się nim i hamuje włącznikiem na kablu zasilania silnika, takim samym jak w lampkach nocnych. Użyteczne rozwiązanie – w dodawanej przez dystrybutora platformie nośnej jest z boku po lewej specjalne miejsce dla tego przełącznika, pozwalające go zamocować na stałe w dogodnym do sięgania miejscu.

Całość napędza niezależny silnik przenoszący obroty na talerz poprzez cieniutki pasek.

Całość napędza niezależny silnik, przenoszący obroty na talerz poprzez cieniutki pasek.

Pomiędzy gramofonem a luźno stojącym silnikiem wiruje cienki pasek klinowy, którego nie zakłada się na sam talerz tylko mniejszy podtalerz spodni. Ramię oczywiście wyposażono w dźwignię spuszczania/podnoszenia igły i ma regulacją nacisku obrotem przeciwwagi, a całość wygląda pierwszorzędnie i każdemu z moich gości się podobała. 

Odsłuch

Do kompletu mamy ramię Pro-Ject 9ʼ Carbon...

Do kompletu ramię Pro-Ject 9ʼ Carbon…

   Wraz z gramofonem przyjechał przedwzmacniacz AVID Pellar Phono, czyli też najtańszy z oferty. Powstały w oparciu o dokładnie te same założenia – z chęci poszerzenia rynku o niższy jego segment. Nie jest to jednak, podobnie jak sam gramofon, urządzenie ascetyczne ani budżetowa mizeria. Potrafi obsłużyć obydwa typy wkładek i dla każdego z nich ma aż trzy stopnie wzmocnienia (regulacja na spodnim panelu). Ma także jakościowe komponenty, w tym dobre kondensatory, i jest od projektu po wykonanie produktem samego Avida. Kosztuje 3600 PLN.

Zostało zatem posłuchać tego kompletu via własny system z kolumn 304 Audioforma. Posłuchałem przeto uważnie, a podczas słuchania cieszyłem się, że mam taką przyjemną pracę. Zacznijmy jednak od uwag krytycznych, żeby mieć je już z głowy.

Nie ma cudów, najtańszy w ofercie gramofon z też najtańszym w ofercie gramofonowym przedwzmacniaczem nie może być szczytem szczytów. A nawet gdyby był, jakieś wady i tak by się pojawić musiały; wszak nie ma urządzeń idealnych. Do tego jeszcze ta tania jak barszcz Nagaoka; może jednak trochę za tania, no ale skoro taniość miała być wyznacznikiem i chciał tego sam dystrybutor, to nie możemy sobie folgować i pchać w tani gramofon drogą wkładkę żeby go podrasować. A w takim razie Nagaoka i tylko tor poza gramofonem już drogi, lampowy, dopieszczony; no ale w imię taniości nie będę go przecież pogarszał.

Przejdźmy do wad – co z nimi? Pierwsza sprawa, nie za głęboka scena. Przywykłem do tego, że grać za głośnikami potrafi nieraz na kilometry, a tu w zależności od płyty albo z tyłu nic się prawie nie działo, albo raczej niewiele. Przynajmniej na pierwszej wziętej płycie z muzyką rozrywkową, natomiast kilka następnych ukazało jednak pewną głębię sceniczną, lecz generalnie z tą głębią nie było rewelacji i ona akurat nie stanowiła powodu do radości. Druga rzecz, to pewne kłopoty z dykcją; z tym, że piszę o nich przede wszystkim z innej niż recenzowany gramofon racji. Odsłuch zacząłem od świeżo nabytej płyty – nowe tłoczenie, 180 gramów, pełny analog (jak byk pisze) poczynając od taśmy matki z lat 60-tych. Niestety, to się staje nagminne – nowo tłoczone płyty potrafią być skandalicznej jakości. Już wcześniej kupiłem podwójny album w luksusowym wydaniu, którego jedna z czterech stron okazała się nie do słuchania, a ta z kolei nowa płyta to już w całości klęska i jeszcze dodatkowa irytacja, bo pomyślałem zrazu, że to gramofon zniekształca. Pomny jednak poprzedniej złej płyty z nowych wydań wziąłem tłoczoną w latach 70-tych i momentalnie się wyjaśniło, że to nie wina gramofonu.

...oraz wkładkę Nagaoka MP-110.

…oraz wkładka Nagaoka MP-110.

Owszem, pod względem dykcji nie prezentuje Ingenium z Nagaoką mistrzowskiego poziomu (raczej chyba nie reprezentuje go wkładka MP-110), niemniej przy normalnych tłoczeniach grał ten duet pod tym względem całkiem wystarczająco. To nie były popisy wyraźności, ale inne walory to przykrywały, a rozdzielczość, szczegółowość i swoistość brzmieniowa na tyle okazały się dobre, by muzyka całościowo radowała.

Dlaczego radość, o tym za moment, a teraz jeszcze parę uwag krytycznych. Poza tym, że nie było głębi za głośnikami, to cała scena nie była trójwymiarowa. Plany się nakładały w sposób dość znacznie ścieśniający, utrudniając ogarnięcie tego jako porządku na scenie. W dużej mierze to jednak znowu zależało od płyty i na najlepiej nagranych, zwłaszcza na dawnych realizacjach wydawnictwa Decca, porządek jak najbardziej był. Można zatem powiedzieć, że gramofon (czy raczej może wkładka) nie ma talentu do samoistnego porządkowania, ale kiedy porządek na płycie jest, to ten porządek zostanie przekazany. I jeszcze jedna wada: przy bardzo głośnym graniu zniekształceniu ulegał poprzez zlewanie najniższy bas. Bardzo dobre były zawsze soprany, natomiast sam dół pasma z ograniczeniami. Przy głośnym graniu jeszcze było w porządku, ale przy bardzo głośnym już nie do końca.

W tym miejscu osobna uwaga odnośnie ustroi akustycznych. Odnoszę się do nich zwykle z rezerwą, bo samo pomieszczenie mam dobre, jakoś specjalnie ich nie wymagające, ale tym razem muszę przyznać, że zostawione u mnie do sprawdzenia ustroje Audioforma spisały się rewelacyjnie, bardzo poprawiając dźwięk Avida z Nagaoką. Kiedy pozostawały za zasłonami (rogi pokoju za kolumnami), dźwięk zdradzał oznaki tumultu i chaosu, kiedy zaś sobie o nich przypomniałem i ścieśniając zasłony odsunąłem, bardzo wyraźnie się poprawiło. Poprawiła się dykcja, poprawił sceniczny ład. W efekcie poprawiło się wszystko, co dzięki tym ustrojom zawsze ma miejsce, ale jeszcze nigdy w tym stopniu.

Przejdźmy do pochwał, a te będą od krytyk zdecydowanie większe.

Avid Ingenium HiFi Philosophy 007Avid Ingenium HiFi Philosophy 003Avid Ingenium HiFi Philosophy 005Avid Ingenium HiFi Philosophy 002

 

 

 

Odsłuch cd.

Jak brzmieniowo sprawdza się najtańsze dzieło sławnej, analogowej wytwórni?

Jak brzmieniowo sprawdza się najtańsze dzieło sławnej, analogowej wytwórni?

   Wiecie co, muszę to znów napisać: granie z analogowego źródła, nawet takiego niedrogiego, ma jednak nad cyfrą niesamowitą przewagę. Siadałem tym razem do słuchania z bólem głowy, ale nie było wyjścia. Smog nad Krakowem jest w ostatnich tygodniach katastrofalny, dewastujący samopoczucie. A z tego częste bóle głowy i szkoda czekać na poprawę. Aspirynę w dawce 1 gram (rozpuszczalną) można ewentualnie przyjąć, bo ona nie zaburza słyszenia (paracetamol tak), lecz trudno stale ją łykać. (Nawiasem w USA aspiryna w wysokich dawkach została wycofana, bo może powodować udar albo inny krwotok wewnętrzny.) Zostawmy jednak medycynę. Usiadłem z bolącą głową i wynikającą z tego rezygnacją, wzmaganą jeszcze przekonaniem, że zaraz rozboli mnie bardziej. I tak by było faktycznie, gdyby to grało z cyfry. Ma niestety cyfrowa muzyka podprogowy składnik drażniący, więc nie potrafi działać kojąco. Tymczasem w miarę słuchania z analogu wewnętrznie się rozprostowywałem i po jakimś kwadransie zauważyłem ze zdumieniem, że głowa mnie już nie boli. Może i ta scena nie była popisowa, może także nie dykcja i ogólny porządek; ale jakość samego dźwięku… To była inna historia. Nazwę to po imieniu – spłynęła na mnie fala rozkoszy. Nikt z cyfrowego grania tego jeszcze nie sprawił i nie wiem czy kiedyś sprawi. Żeby nie wiem jak analogowo po nie wiem ilu upsamplingach te cyferki zagrały, zawsze pozostaje w nich ślad rozbicia na atomki, jakiś wewnętrzny niepokój, głęboko ukryta ale odczuwalna niespójność. Inna rzecz, także ważna, choć dla bólu głowy już nieistotna – muzyka grana z cyfry nie niesie takiej energii. Energetyczna moc gdzieś się w niej zapodziewa, zostaje sama głośność. A głośność względem głośności z energią to coś podobnego do szybkiej jazdy ale bez przyspieszenia. To stary, wielki diesel, co może się rozpędzić do dwustu, ale mu to ze dwie minuty zabiera. Porównanie takie, jak każde, jest po części ułomne, ale granie z gramofonu ma moc, ma spoistość, ma zwartość i ma podmuch, a z cyfry to bardziej są wrzaski aniżeli prawdziwy grzmot. Cyfrowa muzyka jest bardziej niczym deszcz, czasami wprawdzie ulewny, ale analogowa to wodospad, to jedna muzyczna struga. I tutaj to znów świetnie słyszałem – tę pełnię, jednolitość, gęstość niepodzieloną, bajeczne wypełnienie i nieosiągalną dla cyfry gładkość od powierzchni po centrum wnętrza.

AVID Ingenium to kolejny dowód na to, że nawet tańsze gramofony nie czują strachu przed cyfrowymi odtwarzaczami.

AVID Ingenium to kolejny dowód na to, że nawet tańsze gramofony nie czują strachu przed najdroższymi cyfrowymi odtwarzaczami.

Gęstość pospołu z gładzią dominowała. Wypełnienie pokoju niepodzielną, wszechwładną, energetyczną muzyką było całkowite. Do wtóru z gładkością i melodyjnością, dzięki czemu głowa przestała zaraz boleć. Bo choć sama muzyka niesie nieraz niepokój i może być smutna czy dziwna, to w analogowym wydaniu, z prawdziwie analogowej płyty, jej jednorodna postać – jej biologiczna anatomia – działa kojąco, znosi stres. Tego się nie zastąpi upsamplingiem, to można tylko lepiej czy gorzej naśladować, nigdy natomiast w pełni. Gramofonu zastąpić się nie da. – Tak, trzaska od czasu do czasu, nie można siedząc w fotelu zmieniać albo powtarzać utworów, jedna strona płyty trwa zwykle mniej niż pół godziny, a bywa, że tylko nieco ponad kwadrans. Ale kojąca dawka ujednoliconej energii zamienionej w muzykę to z dużą nawiązką nadgania. Zwłaszcza gdy tor ma się lampowy, dobre kable i dobre głośniki. Wówczas nie tylko dreszcz rozkoszy, ale można nawet wyleczyć ból głowy. A od cyfrowego grania głowa prędzej rozboli niż boleć przestanie i nawet maestro Mozart nie pomoże. Bo chociaż boski Wolfgang Amadeusz umiał zorganizować taki porządek w dźwiękach, że myśli się przy jego muzyce lepiej, zwłaszcza gdy człowiek jest zmęczony albo w złej formie, to podskórne cyfrowe echo wprowadza w to nieporządek i nieprzyjemnie naturalny ład w podświadomości zaburza.

O Avidzie i Nagaoce trzeba jeszcze napisać, że obdarzali nie tylko zwartą muzyczną energią, ale też ciepłem, wspaniałą melodyjnością i umiejętnością budowania nastroju. To oczywiście wszystko się łączy – zwartość, gęstość, energia, muzyka, nastrój. Ale każde w analitycznym ujęciu postrzegane jest trochę inaczej, pozwalając się poznawczo rozdzielać. Wyszkolony w muzycznych analizach audiofil doda do tego masywność, wypełnienie, sytość brzmieniową, brzmieniowy indywidualizm i idealną spójność pasma. To wszystko było obecne i w makroskopowych dawkach. Dlatego wpadłem w świetny humor, choć zaczynałem od kiepskiego, i mimo braku ochoty na muzykę przesiedziałem w muzycznym świecie wiele godzin pośród emocji.

Biorąc pod uwagę możliwość upgradu chociażby wkładki aż strach pomyśleć, jaki można by osiągnąć efekt końcowy. Polecamy!

Biorąc pod uwagę możliwość upgradu, chociażby wkładki, aż strach pomyśleć, jaki można osiągać efekt końcowy. Polecamy!

Emocji samych w zasadzie pozytywnych, bo chociaż ta scena i ta wyraźność mogłyby być jeszcze lepsze, to całościowy obraz i tak był rewelacyjny, przymuszający wręcz do słuchania. Angażujący w stu procentach i nie powodujący zmęczenia; mało tego, autentycznie leczniczy. Ogromna satysfakcja, wewnętrzne uspokojenie, prawdziwa terapia dźwiękiem. Coś jakby puścić w drugą stronę film o marszczeniu się jabłka. I jeszcze jedna rzecz ciekawa – scena wprawdzie przeważnie nie była głęboka, tyko skomasowana pomiędzy głośnikami, ale pośród tej komasacji doskonale słyszalne dźwięki drugiego planu, a na płytach nagranych w sławnym systemie Decca tree (dziesięć lub więcej mikrofonów przed, pomiędzy i ponad orkiestrą) można było usłyszeć nie tylko świetną głębię sceniczną, ale też rzeczy na odnośnych wydaniach CD i SACD niesłyszalne.

Podsumowanie

Avid Ingenium HiFi Philosophy 004   Nie wiem dlaczego akurat teraz, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że gdybym miał raz jeszcze zaczynać audiofilską przygodę, to na pewno bym znów zaczął od gramofonu; tym razem z wyboru a nie musu. Oczywiście można racjonalizować i słusznie zauważyć, że taki typ podejścia stał się ponownie racjonalny w dobie tryumfalnego powrotu winyli. Wybór albumów analogowych znów zrobił się duży, a czego nie ma na winylu, to można sobie dobrać z plików. Komputer praktycznie ma każdy i zawsze też może być źródłem, wystarczy karta dźwiękowa. Jest wprawdzie kłopot z nowymi wydaniami płyt winylowych, bo często są źródłowo cyfrowe, ale jest też sporo reedycji w kompletnym analogu, a poza tym nowo nagrane na magnetofonie cyfrowym nie muszą być wcale tak okropne jak skrytykowany kiedyś przeze mnie najnowszy album Adele. Przykładem ostatnia, przedśmiertna płyta Leonarda Cohena, która ma wprawdzie minimalny odcisk cyfrowy, ale słucha się jej pierwszorzędnie. No ale żeby posłuchać, potrzebny będzie gramofon. Czasami coś w nim trzaśnie, czasami zaszeleści, pucować płyty trzeba i nie ma funkcji »Repeat«, ale jakość muzyki będzie niezrównana, no chyba że ktoś ma topowy przetwornik cyfra-analog Jadis – ten lampowy za sto tysięcy. Wówczas, jak udowadnia co roku Grobel Audio na AVS, może się cyfrowy źródłosłów muzyczny niemalże mierzyć z autentycznym winylem, ale koszt tego jest kilkadziesiąt razy wyższy od takiego Avida. Dochodzą do tego dwa wielkie atuty gramofonów: możliwość ewolucji poprzez zmianę wkładek i poprzez wymianę przedwzmacniacza. Zbierając to wszystko do kupy nie ma się czemu dziwić, że gramofony wróciły, jak chyba żadna poza elektronowymi lampami technologia w historii. Bo wszystko da się łatwiej, ale nie wszystko da jednocześnie lepiej albo chociaż nie gorzej. Nie udało się zapchać dziury po lampach tranzystorami i nie udało po gramofonach cyfrowymi źródłami dźwięku. Może by się i dało, gdyby wielokanałowy SACD się przyjął, no ale się nie przyjął. I dlatego mogę polecić AVID-a. – Ma wygląd i ma brzmienie, a z wkładkami lepszymi niż tania Nagaoka na pewno grał będzie jeszcze lepiej.

 

W punktach:

Zalety

  • Niby to żadna sensacja, ale ta analogowość analogu fantastycznie się sprawdza.
  • Ciepły, pełny, obfity dźwięk.
  • Nieposzlakowana spójność brzmieniowa.
  • A przede wszystkim gęstość.
  • A wraz z nią nasycenie.
  • Oraz głębia brzmieniowa.
  • Świetna predyspozycja do budowania każdego nastroju.
  • Przywołujące obecność, zindywidualizowane ludzkie głosy.
  • Drogie gramofony z drogimi wkładkami mają jej jeszcze więcej, ale i tak energia dźwięku była tu większa niż u jakiegokolwiek cyfrowego źródła.
  • Powiedzieć, że gra ten AVID muzykalnie, to banał. Ale jakże użyteczny.
  • Lecznicze i kojące własności tak sprzedawanej muzyki.
  • Wyraziste, rozdzielcze, świetnie przyrządzone soprany.
  • Mocny, choć nie tak rozdzielczy bas.
  • Skomasowana scena o czytelnych dalszych planach.
  • Umiejętność jej rozwinięcia przestrzennego przy odpowiednio zrealizowanych nagraniach.
  • Ciekawy wygląd.
  • Solidna, masywna konstrukcja.
  • Można dobierać długość ramienia, a nawet zastosować dwa.
  • Docisk płyty bardzo dobrze się sprawdza, niwelując zwichrzenia.
  • Elastomerowe łapy i dodatkowa platforma antywibracyjna.
  • Korkowa mata ładnie wygląda i sprawdza się w praktyce.
  • Porządne okablowanie.
  • Dedykowane wysokiej klasy przedwzmacniacze.
  • Uznany producent.
  • Made in England.
  • Polski dystrybutor.

 

Wady i zastrzeżenia

Z tanią wkładką Nagaoka brak zdolności do samoistnego porządkowania sceny i lekkie zniekształcenia niskich częstotliwości przy bardzo głośnym graniu.

 

Dane techniczne:

  • Napęd: pojedynczy pasek.
  • Prędkości obrotowe 33,3 i 45 obr.
  • Talerz: płyta MDF o wadze 2,5 kg.
  • Łożysko: obudowa – hartowana stal nierdzewna; punkty cierne – węglik spiekany i szafir.
  • Zawieszenie 3-punktowe, potrójna warstwa elastomerów.
  • Ramiona mocowanie do wyboru: SME 9″, SME 12″, ProJect 9″ Carbon.
  • Silnik synchroniczny 230V AC, 12 mili Nm
  • Pobór prądu maks. 20 W.
  • Waga: 7.1 kg
  • Dystrybutor: Intrada, www.intrada.pl
  • Cena gramofonu z ramieniem: 7500 PLN.

 

System:

  • Źródło: AVID Ingenium.
  • Ramię: ProJect 9″ Carbon.
  • Wkładka: Nagaoka MP-110.
  • Przedwzmacniacz gramofonowy: AVID Pellar Phono.
  • Przedwzmacniacz: ASL Twin-Head Mark III.
  • Końcówka mocy: Croft Polestar1.
  • Kolumny głośnikowe: Audioform 304.
  • Interkonekty: Sulek RCA.
  • Kabel głośnikowy: Sulek Edia.
  • Kable zasilające: Acoustic Zen Gargantua II (Twin-Head), Harmonix X-DC350M2R (Croft), Illuminati Power Reference One (AVID Pellar).
  • Stolik: Rogoz Audio 6RP2/BBS.
  • Platformy pod kable głośnikowe: Rogoz Audio 3T1BBS.
  • Podkładki pod kable zasilające: Acoustic Revive RCI-3H.
Pokaż artykuł z podziałem na strony

18 komentarzy w “Recenzja: AVID Ingenium

  1. 3mmm pisze:

    Po 20-letniej przerwie odkurzam zbiór LP. Zachęcony pozytywną recenzją zakupiłem gramofon Sony, bardziej z myślą o zgrywaniu do gęstych plików DSD zbioru sentymentalnie przechowywanych LP. Posiadam odtwarzacz uniwersalny kosztujący 8tys.€, ale porównanie z dobrze nagranym LP gęstego pliku z niego zgranego i audiofilskiej płyty CD nie zostawia wątpliwości: na pierwszym miejscu LP (soczystość, przestrzeń, barwy, rozdzielczość wszystkich planów), drugie plik (nieco delikatny i mdławy), trzecie CD. Oczywiście dotyczy to tych konkretnych nagrań, ale wrażenie jest piorunujące. Czuję jakbym po 20 latach odzyskiwał słuch… Moda i wygoda, siła sugestii „nowsze lepsze” zmyliły mnie i teraz przeżywam „analogowy renesans”. Żeby było pikantniej mój pierwszy odtwarzacz CD firmy DPA nazywał się Renesans. Podobnie dałem się „oszukać” w ogólniaku zamieniając szpulowca na kasetowy hit. Jak kręta i przedziwnie myląca może być droga audiofila… Ciągle w dół od 35 lat?
    Pozdrawiam

    1. PIotr Ryka pisze:

      Ano właśnie – LP na pierwszym miejscu. Tym to cenniejsze, że w latach 70-tych LP tak nie grały. Nie było takich gramofonów, wkładek, wzmacniaczy ani głośników, o kablach nawet nie marząc.

      1. 3mmm pisze:

        Prasy audio też nie było. Pierwszy polski „Magazyn Hi-Fi” pojawił się na początku lat 90-tych, trzeba było „polować” w kioskach Ruchu, potem czytanie z wypiekami…

        1. PIotr Ryka pisze:

          No tak. Było tylko Radio Luksemburg, Piotr Kaczkowski i parę innych punktów zaczepienia. I giełdy płyt oraz sprzętu. Ale był entuzjazm, poczucie czegoś nowego, czego wcześniej całkiem nie było.

          1. 3mmm pisze:

            Ja z dzieciństwa pamiętam u dziadków lampowe radio Stradivari marki Telefunken, na którym odbiór na falach długich przewyższała klimatem to co później można było usłyszeć później w stereo-odbiornikach. Audio-archeologia…

  2. Hechlok pisze:

    Posiadam opisywany gramofon i muszę zaznaczyć że jest bardzo czuły na kalibrację. Doprowadzenie go do stanu idealnego zajęło mi pewnie ze 4h. Duży wpływ na kąt nachylenia ramienia nad płytą dlatego jeśli był ustawiony na „zwykle” płyty, to 180g nie zagrała w 100% tak jak powinna

    1. PIotr Ryka pisze:

      Inne 180 g, których mam wiele, grały bez zarzutu. Ustawianie gramofonu to rzeczywiście cała ceremonia i coś dla prawdziwego fachowca, dlatego u mnie gramofony ustawia właśnie specjalista, żeby na pewno wszystko było jak należy.

  3. miroslaw frackowiak pisze:

    Akurat czas Piotrze aby odezwac sie do Janusza Sikory,nie bylo okazji jakos przetestowac gramofon poprzedni Basic ,ale teraz jest przeciez nowy wspanialy gramofon J.Sikory o nazwie” STARTER „ktory cenowo juz jest bardziej dostepny dla aufiofili a ktory zamierzam zakupic w tym roku i to ktorego juz sluchalem wielokrotnie i grajacego swietnie,prawie na poziomie Bsica i Referenca.

    1. PIotr Ryka pisze:

      Jak tylko p. Sikora przywiezie albo przyśle, to recenzję napiszę.

  4. RH pisze:

    Panie Piotrze, zgadzam się z trochę zawoalowanym Pańskim komentarzem, że ta wkładka to trochę zbyt duży mezalians; skąd dystrybutorowi wpadł do głowy pomysł, żeby dać do recenzji takie zestawienie? Ja z chęcią bym przeczytał, jak zagrał z dużo lepszą wkładką, bo to ewidentnie wąskie gardło w tym zestawieniu.
    A własnie – czy ma Pan jakąś sugestię dotyczącą poglądowej relacji ceny gramofon / wkładka, żeby zoptymalizować zestawienie?
    Pzdr

    1. PIotr Ryka pisze:

      Skąd dystrybutor miał pomysł na wkładkę, tego nie wiem. Chyba zależy mu na wkładkach Nagaoka, tak się należy domyślać. Co do wkładki, to jako dobrą mogę polecić Ortofon 2M Black, a jako wybitną Ortofon Cadenza Bronze – kosztującą niestety tyle samo co całe Ingenium.

      1. RH pisze:

        Tak, pamietam, że Bronze bardzo przypadła Panu do gustu. To może inaczej sformułuję pytanie – czy sądzi Pan, że ta wkładka byłaby krokiem za daleko do tego gramofonu, tzn że ograniczałby ją w pokazaniu jej możliwości?
        Pozdrawiam

        1. PIotr Ryka pisze:

          Nie sądzę by Ingenium ograniczało Bronze. W przyszłym tygodniu mam zamiar to sprawdzić.

          1. RH pisze:

            Świetnie, będę wdzięczny za relację z linii frontu.
            Czyli nie jest Pan fundamentalnie przeciwnikiem instalowania wkładki dorównującej kosztem samemu gramofonowi?
            Pozdrawiam

          2. PIotr Ryka pisze:

            Nie, nie jestem.

          3. PIotr Ryka pisze:

            Bronze na Ingenium już siedzi. Zasadniczy postęp gdy chodzi o rozdzielczość, czytelność, precyzję, realizm. Poza tym wkładka z gramofonem dobrze współpracuje, nie stwarzając żadnych problemów.

  5. AV pisze:

    Na zdjęciach widać ramię Regi, nie Pro-Jecta 🙂

    1. Piotr Ryka pisze:

      To prawda, moje niedopatrzenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy