Odsłuch
Wraz z gramofonem przyjechał przedwzmacniacz AVID Pellar Phono, czyli też najtańszy z oferty. Powstały w oparciu o dokładnie te same założenia – z chęci poszerzenia rynku o niższy jego segment. Nie jest to jednak, podobnie jak sam gramofon, urządzenie ascetyczne ani budżetowa mizeria. Potrafi obsłużyć obydwa typy wkładek i dla każdego z nich ma aż trzy stopnie wzmocnienia (regulacja na spodnim panelu). Ma także jakościowe komponenty, w tym dobre kondensatory, i jest od projektu po wykonanie produktem samego Avida. Kosztuje 3600 PLN.
Zostało zatem posłuchać tego kompletu via własny system z kolumn 304 Audioforma. Posłuchałem przeto uważnie, a podczas słuchania cieszyłem się, że mam taką przyjemną pracę. Zacznijmy jednak od uwag krytycznych, żeby mieć je już z głowy.
Nie ma cudów, najtańszy w ofercie gramofon z też najtańszym w ofercie gramofonowym przedwzmacniaczem nie może być szczytem szczytów. A nawet gdyby był, jakieś wady i tak by się pojawić musiały; wszak nie ma urządzeń idealnych. Do tego jeszcze ta tania jak barszcz Nagaoka; może jednak trochę za tania, no ale skoro taniość miała być wyznacznikiem i chciał tego sam dystrybutor, to nie możemy sobie folgować i pchać w tani gramofon drogą wkładkę żeby go podrasować. A w takim razie Nagaoka i tylko tor poza gramofonem już drogi, lampowy, dopieszczony; no ale w imię taniości nie będę go przecież pogarszał.
Przejdźmy do wad – co z nimi? Pierwsza sprawa, nie za głęboka scena. Przywykłem do tego, że grać za głośnikami potrafi nieraz na kilometry, a tu w zależności od płyty albo z tyłu nic się prawie nie działo, albo raczej niewiele. Przynajmniej na pierwszej wziętej płycie z muzyką rozrywkową, natomiast kilka następnych ukazało jednak pewną głębię sceniczną, lecz generalnie z tą głębią nie było rewelacji i ona akurat nie stanowiła powodu do radości. Druga rzecz, to pewne kłopoty z dykcją; z tym, że piszę o nich przede wszystkim z innej niż recenzowany gramofon racji. Odsłuch zacząłem od świeżo nabytej płyty – nowe tłoczenie, 180 gramów, pełny analog (jak byk pisze) poczynając od taśmy matki z lat 60-tych. Niestety, to się staje nagminne – nowo tłoczone płyty potrafią być skandalicznej jakości. Już wcześniej kupiłem podwójny album w luksusowym wydaniu, którego jedna z czterech stron okazała się nie do słuchania, a ta z kolei nowa płyta to już w całości klęska i jeszcze dodatkowa irytacja, bo pomyślałem zrazu, że to gramofon zniekształca. Pomny jednak poprzedniej złej płyty z nowych wydań wziąłem tłoczoną w latach 70-tych i momentalnie się wyjaśniło, że to nie wina gramofonu.
Owszem, pod względem dykcji nie prezentuje Ingenium z Nagaoką mistrzowskiego poziomu (raczej chyba nie reprezentuje go wkładka MP-110), niemniej przy normalnych tłoczeniach grał ten duet pod tym względem całkiem wystarczająco. To nie były popisy wyraźności, ale inne walory to przykrywały, a rozdzielczość, szczegółowość i swoistość brzmieniowa na tyle okazały się dobre, by muzyka całościowo radowała.
Dlaczego radość, o tym za moment, a teraz jeszcze parę uwag krytycznych. Poza tym, że nie było głębi za głośnikami, to cała scena nie była trójwymiarowa. Plany się nakładały w sposób dość znacznie ścieśniający, utrudniając ogarnięcie tego jako porządku na scenie. W dużej mierze to jednak znowu zależało od płyty i na najlepiej nagranych, zwłaszcza na dawnych realizacjach wydawnictwa Decca, porządek jak najbardziej był. Można zatem powiedzieć, że gramofon (czy raczej może wkładka) nie ma talentu do samoistnego porządkowania, ale kiedy porządek na płycie jest, to ten porządek zostanie przekazany. I jeszcze jedna wada: przy bardzo głośnym graniu zniekształceniu ulegał poprzez zlewanie najniższy bas. Bardzo dobre były zawsze soprany, natomiast sam dół pasma z ograniczeniami. Przy głośnym graniu jeszcze było w porządku, ale przy bardzo głośnym już nie do końca.
W tym miejscu osobna uwaga odnośnie ustroi akustycznych. Odnoszę się do nich zwykle z rezerwą, bo samo pomieszczenie mam dobre, jakoś specjalnie ich nie wymagające, ale tym razem muszę przyznać, że zostawione u mnie do sprawdzenia ustroje Audioforma spisały się rewelacyjnie, bardzo poprawiając dźwięk Avida z Nagaoką. Kiedy pozostawały za zasłonami (rogi pokoju za kolumnami), dźwięk zdradzał oznaki tumultu i chaosu, kiedy zaś sobie o nich przypomniałem i ścieśniając zasłony odsunąłem, bardzo wyraźnie się poprawiło. Poprawiła się dykcja, poprawił sceniczny ład. W efekcie poprawiło się wszystko, co dzięki tym ustrojom zawsze ma miejsce, ale jeszcze nigdy w tym stopniu.
Przejdźmy do pochwał, a te będą od krytyk zdecydowanie większe.
Po 20-letniej przerwie odkurzam zbiór LP. Zachęcony pozytywną recenzją zakupiłem gramofon Sony, bardziej z myślą o zgrywaniu do gęstych plików DSD zbioru sentymentalnie przechowywanych LP. Posiadam odtwarzacz uniwersalny kosztujący 8tys.€, ale porównanie z dobrze nagranym LP gęstego pliku z niego zgranego i audiofilskiej płyty CD nie zostawia wątpliwości: na pierwszym miejscu LP (soczystość, przestrzeń, barwy, rozdzielczość wszystkich planów), drugie plik (nieco delikatny i mdławy), trzecie CD. Oczywiście dotyczy to tych konkretnych nagrań, ale wrażenie jest piorunujące. Czuję jakbym po 20 latach odzyskiwał słuch… Moda i wygoda, siła sugestii „nowsze lepsze” zmyliły mnie i teraz przeżywam „analogowy renesans”. Żeby było pikantniej mój pierwszy odtwarzacz CD firmy DPA nazywał się Renesans. Podobnie dałem się „oszukać” w ogólniaku zamieniając szpulowca na kasetowy hit. Jak kręta i przedziwnie myląca może być droga audiofila… Ciągle w dół od 35 lat?
Pozdrawiam
Ano właśnie – LP na pierwszym miejscu. Tym to cenniejsze, że w latach 70-tych LP tak nie grały. Nie było takich gramofonów, wkładek, wzmacniaczy ani głośników, o kablach nawet nie marząc.
Prasy audio też nie było. Pierwszy polski „Magazyn Hi-Fi” pojawił się na początku lat 90-tych, trzeba było „polować” w kioskach Ruchu, potem czytanie z wypiekami…
No tak. Było tylko Radio Luksemburg, Piotr Kaczkowski i parę innych punktów zaczepienia. I giełdy płyt oraz sprzętu. Ale był entuzjazm, poczucie czegoś nowego, czego wcześniej całkiem nie było.
Ja z dzieciństwa pamiętam u dziadków lampowe radio Stradivari marki Telefunken, na którym odbiór na falach długich przewyższała klimatem to co później można było usłyszeć później w stereo-odbiornikach. Audio-archeologia…
Posiadam opisywany gramofon i muszę zaznaczyć że jest bardzo czuły na kalibrację. Doprowadzenie go do stanu idealnego zajęło mi pewnie ze 4h. Duży wpływ na kąt nachylenia ramienia nad płytą dlatego jeśli był ustawiony na „zwykle” płyty, to 180g nie zagrała w 100% tak jak powinna
Inne 180 g, których mam wiele, grały bez zarzutu. Ustawianie gramofonu to rzeczywiście cała ceremonia i coś dla prawdziwego fachowca, dlatego u mnie gramofony ustawia właśnie specjalista, żeby na pewno wszystko było jak należy.
Akurat czas Piotrze aby odezwac sie do Janusza Sikory,nie bylo okazji jakos przetestowac gramofon poprzedni Basic ,ale teraz jest przeciez nowy wspanialy gramofon J.Sikory o nazwie” STARTER „ktory cenowo juz jest bardziej dostepny dla aufiofili a ktory zamierzam zakupic w tym roku i to ktorego juz sluchalem wielokrotnie i grajacego swietnie,prawie na poziomie Bsica i Referenca.
Jak tylko p. Sikora przywiezie albo przyśle, to recenzję napiszę.
Panie Piotrze, zgadzam się z trochę zawoalowanym Pańskim komentarzem, że ta wkładka to trochę zbyt duży mezalians; skąd dystrybutorowi wpadł do głowy pomysł, żeby dać do recenzji takie zestawienie? Ja z chęcią bym przeczytał, jak zagrał z dużo lepszą wkładką, bo to ewidentnie wąskie gardło w tym zestawieniu.
A własnie – czy ma Pan jakąś sugestię dotyczącą poglądowej relacji ceny gramofon / wkładka, żeby zoptymalizować zestawienie?
Pzdr
Skąd dystrybutor miał pomysł na wkładkę, tego nie wiem. Chyba zależy mu na wkładkach Nagaoka, tak się należy domyślać. Co do wkładki, to jako dobrą mogę polecić Ortofon 2M Black, a jako wybitną Ortofon Cadenza Bronze – kosztującą niestety tyle samo co całe Ingenium.
Tak, pamietam, że Bronze bardzo przypadła Panu do gustu. To może inaczej sformułuję pytanie – czy sądzi Pan, że ta wkładka byłaby krokiem za daleko do tego gramofonu, tzn że ograniczałby ją w pokazaniu jej możliwości?
Pozdrawiam
Nie sądzę by Ingenium ograniczało Bronze. W przyszłym tygodniu mam zamiar to sprawdzić.
Świetnie, będę wdzięczny za relację z linii frontu.
Czyli nie jest Pan fundamentalnie przeciwnikiem instalowania wkładki dorównującej kosztem samemu gramofonowi?
Pozdrawiam
Nie, nie jestem.
Bronze na Ingenium już siedzi. Zasadniczy postęp gdy chodzi o rozdzielczość, czytelność, precyzję, realizm. Poza tym wkładka z gramofonem dobrze współpracuje, nie stwarzając żadnych problemów.
Na zdjęciach widać ramię Regi, nie Pro-Jecta 🙂
To prawda, moje niedopatrzenie.