Recenzja: Avatar Audio HOLOPHONY Nr3

Odsłuch cd.

A można też i bez nich.

   HOLOPHONY Nr3, tak samo jak Nr2, nie nadają się dla tych, którzy chcą słuchać gęstych, zawiesistych sosów bez sopranowego finiszu a z pogłębionym, spowijającym wszystko basem. Według mojej nomenklatury nie są to zatem kolumny w jakimkolwiek stopniu relaksujące, mimo iż ich słuchanie dać może ogrom szczęścia. To jest muzyka niemal jak żywa, chociaż nie potrafiąca z całym rozmachem oddać kotłów orkiestry. Producent myśli o dokooptowaniu subwoofera, ale to pieśń przyszłości. Lecz się nie oszukujmy – kolumny z naturalistycznym basem są rzadkie i bardzo drogie. Topowe JBL, Destination Audio czy Tenner & Friedl Isis to inny przedział cenowy i siłą rzeczy też gabaryty. Realistycznie basowe tuby czy realistycznie basowe membrany muszą mieć dużą objętość i nieuchronnie też dużo kosztują. Częsty natomiast w przypadku średnio kosztujących głośników jest swego rodzaju bas połówkowy. Zostawiający wrażenie niskiego zejścia, ale bez należytej objętości i odpowiedniej rozdzielczości. Bas wydmuchany tyłem, a nie powstały na membranie, która jest po prostu za mała. Do takich chwytów się HOLOPHONY nie uciekają – ich bas kończy się nominalnie na 28 Hz i nie siądzie słuchaczowi na piersi ciężarem. Lekko najwyżej uciśnie skórę – i to wszystko od jego strony w roli tłoka. Ale za to czucie membrany bębnów i wizualizacja ich objętości są u Avatar dużo lepsze. Natomiast bas w pełni realistyczny jest przywilejem modelu Nr1 i odpowiednio do tego droższy, choć stosunkowo i tak tani.

Kupujący musi więc wiedzieć, czego dokładnie szuka. Sztucznie podbijanego, okradzionego z rozdzielczości i formy przestrzennej ale za to głębiej schodzącego basu głośników bardziej relaksujących – tych o twardszych membranach – czy tego wyrafinowanego brzmieniowo, ale w mierze samego zejścia nie całkiem realistycznego. Przy czym clou leży gdzie indziej; mianowicie w realizmie widzianym jako suma zakresów, bo pod tym względem te relaksujące głośniki polegną na tle HOLOPHONY sromotnie – ich całościowy realizm będzie lipą. Bo nie tylko te fantastyczne głosy, ale także stanowiące świetny probierz oklaski. Te z HOLOPHONY okazały się dojmująco realistyczne: intensywnością, trójwymiarowością i trafnością brzmieniowego oddania wywołujące najwyższe uznanie. Podobnie stale sprawdzana przeze mnie relacja obcas-deska w stepowaniu. W najwyższym stopniu satysfakcji będąca w tym wydaniu mieszanką tępego odgłosu drewna i trzasku podkutych butów. Tak samo jak przy oklaskach zdumiałem się jakością brzmienia, kręcąc głową z podziwu i autentycznie bijąc brawo. Takich rzeczy normalnie się nie słyszy nawet z dużo droższych głośników, a tego wcześniej opisanego mieszania chmur głosowych, to już nawet w ogóle. Także takiej szybkości, szczegółowości oraz różnorodności brzmienia.

W efekcie zapisałem sobie, że brzmienie niedawno testowanych Boenicke dawało bardziej intrygujący spektakl przestrzenny, ale już nie brzmieniowy. Samą postać dźwiękową Avatar oferują bardziej niezwykłą, aczkolwiek w mierze zejścia basu skromniejszą. Ich fortepian oczarowywał złożonością harmonii, ale brzmieniowo był lżejszy. Co nie znaczy, że brak wypełnienia. Dówięk jest zupełnie realistyczny wszędzie poza najniższym rejestrem. Trąbki, skrzypce, wokale – to wszystko realizmem poraża i jest jakościowo wyśrubowane w stopniu niemal nie widywanym. I żadnej przy tym agresji, żadnego przedobrzenia. Więc każdy krytyk chcący krytykować, musi obejść się smakiem. Jakość zamykająca usta, jak to zwykle się mawia. Bo na przykład niezwykła umiejętność różnicowania wielkości źródeł, doskonale oddająca postać danego nagrania. A w ramach tego także niezwykła sztuka obrazowania akustyki bez używania widocznego pogłosu. Scena rozpoczynająca się na linii głośników i sięgająca na kilka metrów w głąb, a na tej scenie żywość przestrzeni nie znająca lepszego przykładu. I wraz z tym całkowite zabicie nudy, a jednocześnie żadnych wad. Żadnej krzykliwości, podkręcanego świergotu, cienkości, braku wypełnienia, za szczupłej objętości. Dźwięk żywy w stopniu na jaki pozwala tor i nagranie, a lampowy odtwarzacz Ayona i dzielony wzmacniacz lampowy pozwalały na bardzo wiele. I wraz z tym oczywiście perfekcyjne obrazowanie poziomu jakościowego nagrań, ale bez potrzeby odrzucania tych słabych. Bo dźwięk takiej jakości, że nawet z najsłabszych robił spektakl pozwalający lekceważyć słabości. Niesamowita predyspozycja prezentowania w jednej sekundzie zupełnie różnych dźwięków, niesamowita szczegółowość i niesamowity realizm niszczyły słabość jak nudę.

Co tu dużo mówić: są ładne. A brzmieniowo niesamowite.

Test stereofonii nie tylko ukazał przejścia pomiędzy kanałami pośrednie między tylnym obejściem a łukiem górą, ale też raz jeszcze zobrazował niesamowitą szybkość dźwięku. Takich piorunów dźwiękowych jeszcze u mnie nie było i jak już wcześniej wspomniałem, jeszcze szybszych bym nie chciał. Do tego fantastyczna zawsze ekstensja oraz szczególna umiejętność wyciągania dźwięku z wszelkich studni basowych. To, co inni scalają w jedną basową bułę, u HOLOPHONY zyskiwało postać złożoną, przestrzenną i konturową. Bo ich bas nie tylko nie jest bezpostaciowy, ale także nie miękki. Oferuje nie tylko znakomitą rozdzielczość, ale też twardszą, krawędziującą formę. Jedynie do dna najgłębszego nie sięga, nadrabiając to złożonością.

I jeszcze ostatnia sprawa: Avatar HOLOPHONY Nr3 można puszczać w ruch bardzo głośno, ale w odróżnieniu od kolumn mniej realistycznych bardzo dokładnie pozwalają wychwycić naturalny poziom głośności. Słychać jak po przekroczeniu pewnego progu robi się nienaturalnie głośno i z przyjemnością wraca się do realizmu, oferującego optimum jakości i emocji.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

4 komentarzy w “Recenzja: Avatar Audio HOLOPHONY Nr3

  1. Grzesiek pisze:

    Może by tak coś w „normalnych pieniądzach” tak w okolicach 10000?

  2. tommypear pisze:

    W tej cenie wybieram blumenhofery geniuin fs3.

    1. Piotr Ryka pisze:

      Szkoda tylko, że na ostatnim AVS flagowe Blumenhofery, w dodatku pod pieczą twórców, grały jak grały.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy