Recenzja: Austrian Audio Full Score one

Odsłuch: Przy komputerze

     Tradycyjnie zacząłem od komputera i przetwornika, a dokładniej od dwóch. Startowo Auralica Vega G2.2, który miał testować tor symetryczny, by potem Phasemation sprawdził alternatywę.

     Zacząłem od słuchawek wzmacniaczowi dedykowanych, z którymi ma tworzyć parę na wzór elektrostatycznych kompletów; być zatem czymś nadprzeciętnym, takim nadprzeciętnym naprawdę. Jak już w recenzji słuchawek pisałem, ta nadprzeciętność oznacza kunsztowne rzeźbienie dźwięku zjawiającego się w krystalicznie czystym medium; w brzmieniowym świecie kreowanym przez tę parę nie umknie słuchaczowi żaden aspekt, niuans, szczegół, niedociągnięcie. Co w nagraniu niedoskonałe, zostanie wypatrzone i wyciągnięte przed szereg, włącznie z rzadko akcentowaną w takim stopniu nierównowagą kanałów i niedoskonałościami melodyki.  

     Ogólnie biorąc nie jest to więc wzmacniacz (tym bardziej z tymi słuchawkami) starający się ciepło-gęsto-słodkawym i spowijająco mrocznym brzmieniem kamuflować niedociągnięcia, mimo iż nasycenie i czarne tła to składowe jego repertuaru. Gęstości także nie brak, również basowego tąpnięcia, niemniej ta gęstość zależeć będzie od sytości samego nagrania, ponieważ duet słuchawkowo-wzmacniaczowy od Austrian Audio to profesjonalny czytnik jakości, pomyślany jako narzędzie inżynierów dźwięku szlifujących nagrania i remastery. Co nie stoi w sprzeczności z przyjemnościowym słuchaniem, wszelako pod warunkiem słuchacza gotowego znosić nagraniowe usterki bez prób upiększania, w zamian dostającego realizm. Sam z takim podchodzeniem nie miewam problemów; lubię podejście analityczne tak samo jak artystyczne. Jedno bez drugiego nie może zresztą istnieć, o ile dąży się do perfekcji. Malarstwo może sobie bazować na upraszczaniu aż po abstrakcję, ale reprodukcje muzyczne powinny jak najlepiej łączyć idealne odwzorowanie klatki obrazowej z ilością ramek na sekundę, oznaczającą płynność. Rozdzielczość i mnożniki czasowe są wspólne dla filmowego obrazu, gier komputerowych i odtwarzania muzyki, choć częstotliwość muzycznych próbek w cyfrowym odwzorowaniu dźwięku nie ma aż tak mocnego przełożenia na zmysły – słuch jest bardziej tolerancyjny od wzroku i się nie będzie zacinał, a w każdym razie nie tak prędko. Lecz w idealnym odwzorowywaniu klatki czai się pułapka artyzmu, ponieważ niedopowiedzenia bywają lepsze od wyciskania wszystkiego na siłę, w sytuacji kiedy to „wszystko” nie może być perfekcyjnie. W praktyce będzie tak zawsze, bo przecież ilość mikrofonów miewa ograniczenia, a nagrań typu Decca tree niemalże się już nie robi. I co w tej sytuacji będzie lepsze – cisnąć aż do oporu, czy zdać się na niedopowiedzenia?

      Powyższe napisałem, aby móc teraz powiedzieć, że zestaw słuchawki-wzmacniacz od Austrian Audio przy włączonym układzie TTT bardziej dba o rozdzielczość nagrań niż zapewnieniem im antyaliasingu i płynności poprzez ucieczkę w artystyczne ujęcia. Oczywiście wzmacniacz ani słuchawki nie dysponują narzędziami mogącymi wprost w to ingerować interwencją cyfrową, takim czymś rozporządza wyłącznie przetwornik. Niemniej odtwórczy styl jednego i drugich może faktyczny stan łagodzić lub podostrzać. Oba wyroby Austrian Audio nazbyt dobre są jakościowo, by same od siebie coś psuły, a dodatkowo głębią dźwięku i brakiem ograniczeń basowych sytuację łagodzą, niemniej nie są to narzędzia odtwórcze nastawione na łagodzenie, tylko ukazywanie stanu rzeczy. Dlatego ich twórcy zaznaczają, że układ TTT powinien być aktywowany wyłącznie przy dobrych nagraniach, bowiem jakość ich uwypukli, tak samo jak niedostatki złych.

     Gdyby na tym poprzestać, gdyby rzecz do tego się sprowadzała, moja rola mogłaby się ograniczyć do potwierdzenia tego stanu. Okazało się to jednak nie aż tak proste, gdyż być może istnieją nagrania tak doskonałe, lecz sam takimi nie dysponuję. Mam za to sporo takich, które twierdzą o sobie „Jakość ma nadzwyczajna” – a mimo to w przypadku ich oraz wszystkich innych włączenie układu TTT przy przetworniku Auralica oznaczało zwiększenie precyzji konturów kosztem nie samej melodyki, ale też głębi sceny. Nie głębi samego brzmienia, która pozostawała nietknięta, tylko głębi scenicznej, i to w sensie podwójnym. Zarówno w odniesieniu do czucia nagiej głębi, jak i artystycznego współgrania zjawiających się w niej obiektów. Krótko mówiąc: bez aktywacji TTT obraz nie był tak płasko wyraźny, tylko głębszy, bardziej trójwymiarowy i przede wszystkim lepiej zespolony w sensie artystycznego wyrazu. Bardziej plastyczny, koherentny i z melodyjniejszym przepływem, mniej natomiast skupiony na renderowaniu krawędzi celem maksymalnej ich cyzelacji. Obrazowania były więc komplementarne, ale użycie obu naraz nie było możliwe, wobec czego muszę napisać, że bez TTT przy przetworniku Auralica słuchało mi się lepiej, choć nie neguję jego użyteczności w poszczególnych przypadkach bądź profesjonalnych zastosowaniach.

      O różnicach pomiędzy słuchawkami Austrian Audio The Composer a Dan Clark Audio STEALTH i HiFiMAN Susvara[1] odnośnie zestawienia z tym przetwornikiem (ale nie samym tym wzmacniaczem) pisałem już w recenzji słuchawek, dlatego tylko dodam, że dokooptowane Ultrasone Edition 15, zastępujące niemożliwe do użycia z Full Score one Susvary, okazały się do The Composer tak zbliżone, że aż mnie to rozśmieszyło. Odmienności postanowiłem więc szukać przy przetworniku Phasemation, lecz nic z tego nie wyszło, bo ktoś na te The Composer czekał, nie chciałem mu uprzykrzać życia. Wybyły więc dedykowane, zostały różne inne i alternatywny przetwornik. Relacjonował będę skrótowo, bo w kolejce jeszcze odtwarzacz, a już dużo się napisało.

     Przetwornik Phasemation do wzmacniacza Full Score one okazał się pasować lepiej, zwłaszcza dzięki wyposażeniu w procesor K2, wpływ którego miał się okazać zbawienny. Wraz z jego aktywacją[2] muzyka dostawała drygu na wszystkich bez wyjątku płaszczyznach: gęstniała i zwiększała powab na równi z siłą życiową. Słuchało się przyjemniej i odnosiło wrażenie, że stało się prawdziwiej, zwłaszcza mniej sucho i technicznie. Tak w każdym razie było przy Ultrasone E15 i w odniesieniu do nich (a potem kolejnych) należy zauważyć, że aktywacja TTT powodowała minimalne podniesienie tonacji, wraz z czym pojaśnienie dźwięku. W przypadku dawnych flagowych Ultrasone nie miało to pozytywnego wpływu, ale…

     Sięgnąłem po Dan Clark Audio STEALTH, a one same z siebie okazały się wyższe tonalnie, trochę także brzmieniowo świeższe, lecz nie jaśniejsze – prędzej odwrotnie. Na nie wpływ TTT przy aktywowanym K2 był ledwie wyczuwalny, niemniej bezdyskusyjnie pozytywny, jako zwiększona wyraźność nie tylko nie okupiona stratą czegoś, a z równoczesnym wzrostem melodyjności i brzmieniowej głębi. Także intensyfikacją żywości (bez TTT dźwięk przygasał) – w obliczu czego po raz pierwszy układ okazał się pomocny, i wcale to nie zależało od jakości nagrań. Ogólnie brzmiało z nim świeżej i generalnie świetnie, oferując brzmienie zarówno żywsze, jak plastyczniejsze.

      Zaciekawiony nie przejawiającym jednoznaczności obrotem sprawy (raz z TTT lepiej, raz gorzej) postanowiłem sięgnąć po AudioQuest NightHawk[3], których cienistej gęstości też TTT się przysłużyło, nie tyle oddziałując banalnym rozjaśnieniem, co wzrostem przezierności i ożywczej świeżości, jako świetnymi antidota na ćmę drugiego planu.

      Ogólnie wzmacniacz do tych słuchawek okazał się rewelacyjnie pasować zarówno z TTT jak bez; przy dezaktywowanym zjawiała się muzyka bardziej nastrojowa, znaczona nutą nostalgii rodzącej się wraz z powściąganiem werwy i przygaszaniem światła.

      Wobec niemożności użycia Susvar sięgnąłem jeszcze po Ultrasone Tribute7, posługujące się zdecydowanie najmocniejszym kontrastem między koronkową delikatnością sopranów a zgniatającą masywnością basu. Ten właśnie kontrast układ TTT z dobrym skutkiem złagodził, a ściślej unormował, ujmując basowości cech przesady i dominacji nad resztą. Wraz z czym najdawniejsze flagowe Ultrasone[4] zagrały już nie gorzej od dużo droższych STEALTH, co zwykle nie ma miejsca. Zaszło przy tym to samo, co w odniesieniu do NightHawk, a więc basowe mroki zostały rozproszone mocniejszym oświetleniem, lecz w żadnym razie za jaskrawym. Snop światła (że umownie tak nazwę) rzucany przez TTT oznaczał lepszą widoczność i skumulowanie energii na witalności muzycznej bez znamion pejoratywu – jakiejś jaskrawości czy sykliwości. Najmocniej przy tym okazał się działać na AudioQuest NightHawk, jedynie w ich przypadku oznaczając tak mocną ingerencję w nastrój.

 

[1] Pisanie nazw słuchawek coraz bardziej mnie irytuje tym arystokratyczno-tytularnym wydłużaniem.

[2] Może pracować albo nie, ale dla trybu pracy częstotliwość wejściowa nie może być wyższa od 48 kHz.

[3] A nie mówiłem, że nazwy słuchawek to słowne dziwolągi.

[4] Ściślej ich jubileuszowa replika.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Austrian Audio Full Score one

  1. Piotr+Ryka pisze:

    Ciekawostka. Trochę przereklamowana, ale za to z takim historycznym zapleczem, że ciarki to mało powiedziane: https://www.dailymail.co.uk/sciencetech/article-13442131/terrifying-sound-world-mimic-scream-corpses.html

    1. Miltoniusz pisze:

      Niezłe. Zastanawiam się nad praktycznym zastosowaniem. Hałaśliwe otoczenie?

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Kiedyś miało pomagać duszom umierających wywędrować w zaświaty i budzić grozę u wrogów na polach bitewnych. Trzynastu kawalerzystów Hernana Cortesa jednak się nie przestraszyło i wraz z ośmiuset piechurami roznieśli dwudziestotysięczną aztecką armię.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy