Recenzja: Austrian Audio Full Score one

Wygląd, użyteczność, konstrukcja

      Wzmacniacz wielkość ma średnią (265 x 220 x 65 mm) i waży 2,8 kg. A powierzchowność krągławą, mocno zaokrągloną na bokach. Tak bardzo, że po prawej duże koło potencjometru dokładnie się wpisuje, a z lewej dwa kółeczka przycisków też ładnie komponują. Pierwszy to normalne włączenie, sygnalizowane czerwonym światełkiem; drugi, sygnalizując takim samym, uruchamia układ True Transient Technology (TTT) „oferujący zastrzeżoną przez Austrian Audio technologię, pozwalającą na dostarczenie najbardziej oszałamiających transjentów, takich jak uderzenia bębna basowego czy delikatne szarpnięcia strun o niezaburzonych szczegółach.” Przy czym dla słabszych jakościowo nagrań pada też ostrzeżenie, iż niekoniecznie będzie lepiej – słabości ich mogą zostać obnażone; wystarczy wówczas nie używać – cóż może być prostszego? (Na cóż pod lupą oglądać zmarszczki, lepiej się trzymać na dystans.)

      Powiedzieć, że krągłości dla twórców Full Score one stały się idée fixe byłoby przesadą, skoro panele przedni i tylny od zaokrąglonego tułowia odcięto niczym nożem, ale za okrągłymi przyciskami znowu zjawiają się krągłości, a ściślej gniazdo 4-pin, które można przysłonić podłużną i rzecz jasna zaokrągloną zasuwką. Analogicznie jak sam tułów po obu stronach półokrągłą i z okrągłym wklęśnięciem na palec suwającego.

      Na prawo od zasuwki już prawie potencjometr, ale wcześniej dwa, jedno nad drugim, gniazda na duży jack. Nie ma więc gniazda Pentaconn – kabel z taką końcówką dołączony do słuchawek Composer wyłącznie dla sprzętu przenośnego albo innych wzmacniaczy. Pod spodem cztery okrągłe nóżki z płaskich, gumowych podkładek, na wierzchu wytłoczony duży i obrysowo też okrągły emblemat marki ze stylizowanym A.

      Z tyłu za wiele się nie dzieje – dostajemy po jednym komplecie wejść RCA i XLR oraz gniazdo prądowe pozbawione szufladki na szybką zmianę bezpiecznika.  

     Całość skąpana w satynowej czerni i nieodmiennie metalowa, czym producent się szczyci, akcentując odcięcie od zewnętrznych pól magnetycznych. Nie ma obsługi pilotem, ale duże koło potencjometru porusza się statecznie, muszę jednak wyrządzić mu krzywdę i wytknąć, że cienka kreska znacznika położenia jest słabiutko widoczna, a jej minimalne wgłębienie ledwie daje się wyczuć. Przy wątłym oświetleniu (a najczęściej tak słucham) nie jest to idealne dla lubiącego wiedzieć, ale w zamian nie psuje widoku jaskrawym akcentem. Dwa czerwone światełka też nam go nie zepsują, świecąc bardzo łagodnie, tak więc od strony estetycznej jest więcej niż w porządku, od użytkowej trochę gorzej. Zwłaszcza wymiana bezpiecznika będzie śrubową gimnastyką nie należącą do najszybszych, ale np. Accuphase też nas czymś takim raczy. Poza tym, może nigdy się nie przepali? Audiofile nie są wszelako wolni od kombinowania przy bezpiecznikach w poszukiwaniu lepszego brzmienia – tu ta zabawa będzie dłuższa.

      Obleciawszy od zewnątrz pora zajrzeć do środka. Tam z lewej sekcja zasilania w oparciu o jedno niewielkie, utopione w niebieskim plastiku trafo, plus dwa średnie kondensatory. Tłumaczy to, dlaczego moc nie jest specjalnie duża, niemniej na samej granicy wystarczania dla trudnych przecież Dan Clark Audio STEALTH. (Susvary to już za wiele.) Nie ma więc co narzekać na deficyty mocy, wszak Susvary rzadkim ekstremum. Ale mniejszy gabarytowo Phasemation siły ma znacznie więcej i z Susvarami sobie radzi. Nie moc była jednak tym, czego najbardziej poszukiwano, a precyzja, nieobecność zniekształceń, transparentność oraz finezja.

     Na rzecz tego w prawej połówce skomplikowany obwód montażu powierzchniowego, o którym twórcy piszą, że jest w pełni ich dziełem. Wyróżnia go nie tylko autorski obwód TTT, ale też szerokopasmowy, symetryczny układ wzmocnienia napięciowego z kaskadowym stopniem wejściowym oraz zwrotnym sprzężeniem, gwarantującym radykalną redukcję zniekształceń. Na wylocie otrzymujemy zaś komplementarny, potrójny dla trzech gniazd układ wtórnika emiterowego, a więc wzmocnienia prądowego na tranzystorach bipolarnych, coś zatem jakby drugi wzmacniacz.

      Dzięki temu wszystkiemu Full Score one okazuje się wyjątkowy pod względem znikomości THD i szerokości akustycznego pasma, wspólnie ze słuchawkami The Composer tworząc mistrzowski tandem idealnego dźwięku.

    Uzupełnijmy opis techniczny potencjometrem Alps Blue i bardzo małym poborem prądu, wraz ze stosunkowo dużą siłą wzmocnienia oznaczającym wysoką sprawność. Wzmacniacz niemal się nie rozgrzewa i nie wstydzi być w klasie B, z dumą podkreślając modelowe posługiwanie się takim wzmocnieniem i zawdzięczane mu niskie zniekształcenia potęgujące wierność odtwórczą.

    Całość nie narzuca się swym widokiem, poza tym ładna i zgrabna, łatwa także do przenoszenia i ustawiania; też zgodnie z panującą modą zużywająca mało prądu, co się przyjemnie odzwierciedli w rachunkach za energię i przy okazji, jakże słusznie, nie spopieli planety.

    Słowo o opakowaniu. Wzmacniacz otrzymujemy w dużym, płaskawym pudle z grubego kartonu, zapobiegawczo zabezpieczonym przed przypadkowym otwarciem i na tle czarnym ozdobionym zdjęciem czarnego wzmacniacza, co jest graficznie niełatwe. Nie ma żadnych ekstra dodatków, jeśli nie liczyć vouchera na oprogramowanie, oprócz którego instrukcja i standardowy kabel zasilania.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

3 komentarzy w “Recenzja: Austrian Audio Full Score one

  1. Piotr+Ryka pisze:

    Ciekawostka. Trochę przereklamowana, ale za to z takim historycznym zapleczem, że ciarki to mało powiedziane: https://www.dailymail.co.uk/sciencetech/article-13442131/terrifying-sound-world-mimic-scream-corpses.html

    1. Miltoniusz pisze:

      Niezłe. Zastanawiam się nad praktycznym zastosowaniem. Hałaśliwe otoczenie?

      1. Piotr+Ryka pisze:

        Kiedyś miało pomagać duszom umierających wywędrować w zaświaty i budzić grozę u wrogów na polach bitewnych. Trzynastu kawalerzystów Hernana Cortesa jednak się nie przestraszyło i wraz z ośmiuset piechurami roznieśli dwudziestotysięczną aztecką armię.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

© HiFi Philosophy