Recenzja: AUDIO-TECHNICA ATH-ADX5000

Odsłuch cd.

A w nich super przetwornikami.

   Poświęćmy chwilę temu natlenieniu, które jest w pewnym stopniu dla Audio-Techniki surogatem masy. Daje nośność i zwiększa brzmieniowy obszar, co nie znaczy, że staje się chudo. Już się do tego odnosiłem, lecz że to newralgiczna kwestia, musimy bardziej się przyłożyć. Dla zwolenników masywności – brzmienia, jak to się mówi: „solidnego w sobie” – Audio-Technica ATH-ADX5000 nie będzie dobrym wyborem. To są słuchawki dla ceniących otwartość, nośność, precyzję i swobodę oddechu. Bardziej kruchość niż krzepkość, bardziej lotność niż osadzenie w masie. Misterność, pewna addycja pogłosu na rzecz zwiększania sceny i atmosfery niezwykłości; także pewna przymieszka sopranów do środkowego zakresu – aby tę kruchość zyskać, jako kontrast dla bądź co bądź mocnego tutaj basu – takie to są klimaty. Ale właśnie – bo basowe pomruki u ADX5000 są niewątpliwie mocne. Potrafią schodzić nisko i potrafią uderzyć. Potrafią też przycisnąć. Ale ich grzmot tektoniczny niesie się z głębi ziemi i wzbiera na powadze poprzez ogromność przestrzenną, a nie przez bezpośredni walec zgniatający na placek. Taki efekt zjawia się u tych, którzy do środka dźwięku wkładają basy jak (nomen omen) marmoladę w pączka, a Audio-Technica (w sensie firma) rzadko tak postępuje; tak grały jedynie sławne L3000. Nie słyszałem ich, lecz to powszechna opinia i zachodzi pytanie, czy sukcesor ATH-L5000 też dysponuje takim basem? To może się okaże, natomiast otwarty flagowiec woli zostać przy otwartości, a zatem prędzej dźwięk uprzestrzennić, niż zgniatać nim słuchacza. To mu bardzo dobrze wychodzi, ale potrzeba na to amatora. Skądinąd zaś wiadomo, że japoński odbiorca preferuje styl otwarty, bas mniej mu imponuje. Co nie odmienia tego, że też japońskie Final D8000 bas mają zawiesisty, dźwięk na nim w dużym stopniu bazujący.

Lecz mimo to największa odmienność w odniesieniu do partii wokalnych zarysowała się u flagowych Audeze, jako że na równi Audio-Technica, Meze, Final i Ultrasone jakąś przymieszkę sopranów miały. Coś tam się w nich podostrzało, coś z sopranowego rysunku brały (najmniej Final), a jedne tylko Audeze nie, co odebrałem jako efektowne. Jako że miały delikatność i także pewną kruchość w kontraście do basowego tłuszczu, jednak nie dało się w tym wyczuć sopranowej przymieszki. Wyłącznie u nich wysokie pasmo było tylko wysokim pasmem, nie zajeżdżającym na środek. To mi się podobało – nie powiem, podobało. Wraz z takim samym jak u Audio-Techniki kompletnym brakiem zniekształceń stanowi tych Audeze największy z wielu atutów i daje wielką dawkę przyjemności. Ale Audio-Technica ma własne awantaże – podaje większe dźwięki i lepiej je oddziela. Wyraźniej też wypowiada i mocniej odrywa od tła; przydając zarazem swobody lotu, rysu sopranowej nostalgii i mimo tych podkreślających się sopranów ani trochę nie męczy i ani trochę nie sybiluje. Żadne nie zjawia się piaszczenie, ślad żaden sykliwości – brzmienia muzyką płyną i zapadają w serce. Nie ma też ani trochę efektu naprężenia, ani nierównowagi pomiędzy strunami a pudłami. Pierwszorzędnie zrobiona muzyka, ale w manierze lotnej – nieskłonnej do przytłaczania i nie relaksującej. Przytłaczający jest sam podziw dla otwartości i precyzji, też dla wielkości spektaklu i skali zaangażowania, a zwolennicy walcowania na zimno lub gorąco muszą poszukać innych słuchawek.

 

 

 

 

Kolejna sprawa: czystość artykulacji u otwartego flagowca Audio-Techniki nawiązuje do szczytowych osiągnięć w tej dziedzinie – do najlepszych elektrostatóww i AKG K1000. Pięknie zabrzmiał saksofon tenorowy i pozostałe dęciaki w klasycznym The Pink Panther. Nie gorzej wtórująca im perkusja i elektryczne piano, a cała muzyka żyła i animowała się kocim ruchem. Jak przystawało panterze (nawet komicznie różowej i w starej animacji sztywnej) – giętka, sprężysta, falująca i fantastycznie zwinna. Uczestnictwo w spektaklu i poetyka dźwięku nie zostawiały nic do życzenia.  Żadnych także pretensji nie miałem do zejść kontrabasu i mocy dużych bębnów, a mroczny Rammstein z Lost Higway rzeczywiście był mroczny. Próżno natomiast oczekiwać tłustości, lubieżności, lepkości i ciśnień bardzo cisnących – takich efektów brak.  W zamian jest bardzo duży, bardzo otwarty i bardzo klimatyczny spektakl na bazie nośnych i napowietrzonych dźwięków. Mających w odpowiednich chwilach dużą masę, ale nie jako dominantę.

Opuszczamy komputer na rzecz toru klasycznego. Z uwagi na panujące upały zamiast odpalać dziesięć lamp własnego wzmacniacza i osiem w dzielonym odtwarzaczu, posłużyłem się gramofonem i tranzystorowym Phasemation, co tym bardziej było korzystne, że ma on regulator impedancji, przy szerokich porównaniach niezbędny. Nikogo porównania więc nie krzywdziły, a że poziom brzmieniowy się obniżył, to trudno. I tak był bardzo wysoki, naprawdę rzadko kiedy słuchawki mają okazję podłapać taki sygnał. Zacznijmy jednak nie od porównań, a od samej Audio-Techniki, bo wszak to jej recenzja. A ona się przeistoczyła, zmieniła w dużo lepszą.

I pady obszyte alcantarą.

Mam tendencję do wyrażania wpierw opinii, a potem jej uzasadniania, zamiast najpierw opisu, a potem wyciągania wniosków. Ale to na jedno wychodzi, bo sam postawiony na pierwszym miejscu opis już by musiał zawierać sformułowania wnioskujące, toteż się nie ma co droczyć. Jak więc rzekłem – Audio-Technica ATH-ADX5000 przy gramofonowym źródle zyskała, analogowy sygnał jej służył. Czego się należało spodziewać, ale szczerze powiedziawszy, zmian tak dalekich nie oczekiwałem. Jednakże – co trzeba mocno wybić – zmiany te nie polegały na jakimś zupełnym przeobrażeniu, jedynie zapełniły luki. Zrobiły to jednak w takim stopniu, że styl nabrał ostatecznego szlifu i ogromnie mi się podobał; nie trochę, ale bardzo. Od razu powiem, że w stawce przeciwko siedmiu najwyższej klasy konkurentom nie znalazłem słuchawek, które całościowo podobałyby mi się bardziej. I tylko jedne miały coś, czego ta Audio-Technica nie miała – ciśnienie i gęstość dźwięku w Ultrasonach, to była inna bajka. Ale niezależnie od tego, że Audeze i Sennheisery dość wyraźnie, a Final i Meze także trochę ciśnienie to miały większe, Audio-Technica bardzo skutecznie przeciwstawiła temu dwie rzeczy: i) u niej także ciśnienie było, ii) cały muzyczny spektakl był większy, bazując na imponująco dużych i zjawiskowo realnych brzmieniach. Zatem oczywiście też pięknych, bo piękną muzykę puszczałem.

Temu trzeba poświęcić oddzielny akapit. Gra ten najświeższej daty otwarty flagowiec z Japonii dźwiękami na pierwszym planie bliskimi i wyjątkowo obszernymi. I jedynie u niego powstawało wrażenie spektaklu nie tylko bliskiego, ale też strzelającego wysoko w górę. Coś jakbyś siedział w pierwszym rzędzie przed podwyższeniem estrady, a nie na wprost wykonawców, którzy są wprawdzie całkowicie obecni, ale zarazem trochę „nigdzie”. Pozostałe słuchawki także przywoływały obrazy scen, mniej jednak realistycznie oddziałujące; nie kreujące przede wszystkim tak ciekawie zorganizowanego najbliższego otoczenia. Zapewne dlatego, że wykonawcy u Audio-Techniki byli figuratywnie najwięksi i najbardziej realistycznie w przestrzeni osadzeni, jak również największe same dźwięki – niczym balony, nie baloniki. Przy całej oczywiście też maestrii obrazowania zdiagnozowanej wcześniej, uzupełnionej tutaj o dużo wyższe ciśnienie, gęstość, masę i jakość scenicznego opisu.

W upały Twin-Head się nie przydał, ale jeszcze do niego wrócimy.

Zadziwiającym paradoksem – ta sama scena, która przy komputerze wykazywała brak spójności, przy gramofonie okazała się najlepsza. Zarazem wypełnienie przyrosło do stuprocentowych stanów, że cięższych dźwięków już bym nie chciał, nie byłyby realistyczne. Natomiast czynnik ciśnienia oraz gęstości samego medium (wciąż bardzo większy u Ultrasonów) wymieniała Audio-Technica na popisową obszerność. Tworzyła wielki spektakl na bazie mistrzowsko przyrządzanych dźwięków w klimatach nieznacznego upiększania pogłosami i rewelacyjnego realizmu.

Treściwe i jednocześnie nośne oraz napowietrzone brzmienia o mistrzowskiej artykulacji i stuprocentowej muzykalności, z maestrią obrazujące każdy detal – tak to najkrócej można ująć. Dodając, że był to spektakl niczym z dużych kolumn, albo jak z kinowego ekranu.

Trudno odgadnąć czy konstruktorzy uwzględniali źródła gramofonowe, ale z uwagi na ich gwałtowny powrót jest to wysoce prawdopodobne. Z niekłamanym podziwem można się było w winylowej stajni przysłuchiwać pracy tych nowych przetworników na bazie permenduru i wielkich, sztywnych membran. Żałuję tylko, że nie miałem dla ADX5000 kabla symetrycznego, by sprawdzić tryb „DUAL MONO” w Phasemation. Gdyż zmieniał obraz sytuacji i znakomicie się przysłużył słuchawkom grającym najgęstszym dźwiękiem. Dopiero z nim Audeze i Ultrasone zagrały na sto procent możliwości: bez wpadania jednych dźwięków na drugie i ogólnego wrażenia natłoku. Aż po poczucie braku przejrzystości (Audeze), lub granic basowego przesteru (Ultrasone). Najmniejszych tego rodzaju problemów Audio-Technica nie miała, natomiast można podejrzewać, że w trybie DUAL MONO spektakl by jeszcze urósł. Ale i tak był ogromny, a jednocześnie nieprzytłaczający. Taki momentalnie do brania i natychmiast w podziwie – ani sekundy na adaptację: igła dotyka płyty i momentalnie: Wow! Muzyka cię napada, nie umiesz się obronić. Szczególnie, że wszystkie poprzednie uwagi odnośnie gęstości medium i samych dźwięków, mocy i wypełnienia basu, prawidłowej budowy sceny – to wszystko gramofon znosił, szczelnie zapełniał sobą. Dźwiękowe sceny układały się w całość, kontur i wypełnienie jednoczyły, obecność ciśnieniowego medium i prawidłowego basu stawała bezdyskusyjna. Zjawiał się wielki muzyczny spektakl o niecodziennej realności, a w kontekście innych słuchawek nowe drivery Audio-Techniki dowodziły, że są naprawdę czymś. Produkowały własny styl z własną magią – spektakl na swój sposób inny.

Na razie tylko wspólne zdjęcie.

Pomimo (co też należy wybić), że w torze gramofonowym wszystkie słuchawki zagrały nie tylko dużo lepiej, ale także jedne do drugich podobniej. Beyerdynamic T1 straciły wyraźną przewagę swoich konstrukcji przestrzennych, Final D8000 i Audio-Technica nie były już bardziej otwarte, a gęstość brzmienia u Audeze zrównała się z tą od Sennheiser HD 800. Jedynie Ultrasony nieodmiennie wyróżniały się zdumiewającą gęstością i ciśnieniową mocą; nikt się do nich pod tym względem nie zbliżył. (Zupełnie jakby miały wysokociśnieniowe pompy, a nie normalne przetworniki.) Ale o wszystkim tym tekst będzie odrębny, skoncentrowany przede wszystkim na porównaniu najlepszych słuchawek planarnych.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

20 komentarzy w “Recenzja: AUDIO-TECHNICA ATH-ADX5000

  1. Michal Pastuszak pisze:

    Postanowilem sie podzielic moimi ostatnimi wrazeniami z krotkiego, prywatnego (nie moje klocki, dla jasnosci) odsluchu kilku czolowych sluchawek obecnej produkcji, jest to bardziej w formie ciekawostki i nie stanowi oczywiscie doglebnej recenzji.

    Mialem otoz przyjemnosc poobcowac z nowym Ofeuszem HE1, Abyss 1266 TC oraz serbskim wynalazkiem RAAL SR1a.

    Zaczne od Amerykancow, nowe TC , podpiete do odczepow kolumnowych jakiegos lampowca icon audio, chyba trioda, tak bardzo nie zagladalem w technikalia bo to dosc luzne spotkanie i bardziej na rozmowe nakierowane niz wlasciwe testowanie, no wiec te Abyss nowe graja znacznie przejrzystszym i szybszym dzwiekiem od tych najstarszych, jest tam tez nutka ciepla na srednicy, bardziej to organiczne, calosciowo jednak transparencja, rozlegla przestrzen, bez zadnego zlewania sie no i ich popisowa bron, pojemny, ciezki, przestrzenny bas, organowa muzyka musi tutaj wypasc swietnie. Duzo sluchania nie bylo, moze po 2 utwory, wiec sie nie bede rozpisywal. Podobalo mi sie.

    HE1 – gral z serwera muzycznego, tak samo jak Abyss i RAAL, ale z wlasnym wzmacniaczem/przetwornikiem. Dzwiek elegancki, jest wreszcie tak rzadki w sluchawkach zarys holograficzny bryl instrumentow, stabilne zawieszenie przestrzenne glosow, przestrzen okazala ale chyba mniejsza niz w Abyss, dzwiek ciemniejszy (dla mnie moze ciut za ciemny), bardzo ladny bas jak na elektrostaty (lepszy od Staxow) ale wyraznie o mniejszej mocy niz w Abyss, wzgledem Staxow brzmienie mniej rozrzedzone, bardziej zageszczone choc nie jakos nadzwyczajnie. Pieknie gladki dzwiek, taki ze mozna bez zmeczenia sluchac dlugo, wszystkie wymagane cechy najwyzszej klasy sluchawek sa tutaj spelnione. Spodziewalem sie chyba jeszcze czegos wiecej, ale to przez cene.

    RAAL – powiem tak, pomiedzy Abyss i HE1 mozna sobie argumentowac ktore daja ciekawszys pektakl, jeden ma lepsze to drugi tamto, calosciowo bardzo zblizony poziom, a cenowo ze wskazaniem mocnym na Abyss, choc wygoda jednoznacznie po stronie Sennheisera. Serbskie monitory naglowne sa jednak w zakresie realizmu przestrzennego, wielkosci scenicznej, rozdzielczosci (fakturowania), szybkosci (natychmiastowosc dzwiekow) i bezposredniosci na zupelnie innym poziomie niz dwaj poprzednicy. RAAL graly chyba ze wzmacniacza Benchmarka, bo i sam producent zdaje sie stroil je na tym urzadzeniu, calosc zdecydowanie najtansza i brzmienie najprawdziwsze. Nie podejmuje sie jednak powiedziec jak taki namacalny, sugestywny przekaz odbieralbym po 2-3 godzinach odsluchu, zapewne kwestia wlasnych preferencji (w tym i muzycznych) bedzie miala spory wplyw, choc jak ktos lubi prawde zyciowa bez zadnych upiekszen to ma ja tutaj jak chyba nigdy wczesniej. Sluchawki te potrzebuja co najmniej 100W wzmacniacza (graja przez specjalny adapter – jest w komplecie) tak sa zaprojektowane zwyczajnie, zatem to niejako wymog techniczny. Postep jednak jest i co wazniejsze nie kosztuje fortuny, bardzo pozytywna informacja oby wiecej takich konstrukcji zaczelo przybywac.

    To takie bardzo pobiezne wrazenia, zaluje ze nie moglem spedzic wiecej czasu i posluchac wlasnej muzyki. Abyss i HE1 zrobily na mnie dobre wrazenie ale zebym wrocil na nie chory to absolutnie nie, pewnie jakbym dostal taki dzwiek 10lat temu, byloby to kompletnie inne przezycie, ale obecnie juz wiele tych wspanialych cech mozna dostac za mniejsze pieniadze, choc niekoniecznie w jednym opakowaniu i jednoczesnie.

    Natomiast RAAL bede myslal czy by sobie kiedys nie sprawic, choc po namysle, to bardziej sie teraz wole skoncentrowac na wydobyciu calego potencjalu z nowej Audiotechniki ATH-L5000 bo to jednak taniej mnie wyjdzie, a jest w nich moim zdaniem sporo wciaz nieodkrytego muzycznego piekna, zwlaszcza ze po ostatnich wariacjach mam mocne watpliwosci czy sie juz wygrzaly….

    1. Piotr Ryka pisze:

      Bardzo dziękuję za ten wpis, stanowiący cenne uzupełnienie naszej wiedzy o słuchawkach najwyższych lotów, w tam zwłaszcza tych u nas niedostępnych, jak nowe Abyss i RAAL. Szczególnie na te RAAL zacząłem sobie ostrzyć zęby – ich ewentualny pojedynek z AKG K1000 byłby naprawdę czymś.

      1. Marcin pisze:

        Pierwszy raz słyszę o RAAL, ale opis poprzednika jest niezwykle ciekawy. Jako posiadacz K1000, byłbym niezwykle usatysfakcjonowany móc przeczytać o wspomnianym pojedynku. Czy na razie to tylko ostrzenie zębów, czy już może jakieś wstępne plany?

        1. Piotr Ryka pisze:

          Nie, konkretnych zabiegów jeszcze nie ma – na razie jest apetyt 🙂

  2. Alucard pisze:

    No i nareszcie się publicznie przyznałeś Michał że masz te L5000 🙂

  3. Kosq pisze:

    Ha sam jestem fanem AT, moje pierwsze słuchawki to DT770 i A700X, przy czym beyerdynamic wyewoluował do T1 a ATH najlepsze mam W1000Z. Tak jeszcze w miarę możliwości finansowych to AD2000X bym chciał do pełni sobie sprawić. Ceny tego nowego flagowca są już niestety poza zasięgiem, ale zawsze miło poczytać chociaż 🙂

    Pozdrawiam panie Piotrze!

    1. Piotr Ryka pisze:

      Też pozdrawiam!

    2. Rafał pisze:

      Mam do zbycia ATH-AD2000X w b.dobrym stanie, mało używane, z dorobionymi gniazdami SMC i znacznie lepszym od fabrycznego kablem. Mój mail to: panzeb@wp.pl
      Panie Piotrze, proszę się nie gniewać na tę mini giełdę sprzętową 🙂

  4. Marecki pisze:

    Piotrze,
    Co w trawie piszczy?

    Pozdrowienia : )

    1. Piotr Ryka pisze:

      Jaka teraz recenzja? KANN CUBE.

      1. Marecki pisze:

        Tak.
        A dokładniej;
        na jakie recenzje się zanosi?
        – kilka najbliższych.

        Może warto byłoby publikować (od czasu do czasu:) )zapowiedzi?
        Wiem że grafik napięty, także…
        Wszystko w ramach możliwości ; )

        1. Piotr Ryka pisze:

          Po KANN CUBE będzie USB Fidata, a potem porównanie czterech planarów: Audeze LCD-4z, MrSpeakers ETHER 2, Final D8000 i Meze Empyrean. Chyba, że coś się zmieni…

          1. Marecki pisze:

            Zapowiada się ciekawie 🙂
            Jakieś gramofony na horyzoncie?

          2. Piotr Ryka pisze:

            Transrotor Alto z wkładką ZYX Ultimate OMEGA i ramieniem SME Series IV (12 cali).

  5. Radzik pisze:

    ADX5000 dobrze dogadywały by się z Rme ADi 2 Pro?? Cena w promocji kusi , ale martwię się że będzie za jasno .Jakaś inna alternatywa z Rme do 7 tys ?? LCD-3 ??

    1. Piotr Ryka pisze:

      Myślę, że nie będzie za jasno. RME nie ma jasnego brzmienia. W razie ewentualnej „katastrofy jasności” zawsze można podretuszować equalizerem.

  6. Piotr pisze:

    Witam, zastanawiam sie czy sa lepsze od HD800s ? czy warto zakupic Adx5000 posiadając juz Hd800s czy brzmienia moze sa zbyt podobne ? Oraz czy wzmacniacz lampowy OTL feliks Elise wystarczy żeby wycisnąć z nich większosc atutów ?Pozdrawiam

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Proponowałbym zamiast zmiany słuchawek kupić do HD800 lepszy kabel, np. od Forza Audio Works lub Luna Cables. Tak, ten wzmacniacz wystarczy.

  7. Karol pisze:

    Czy w cenie 8k, poleca Pan dalej adx 5000x czy jednak inne słuchawki np: Hd 800s będą tu lepszym wyborem ? Chodzi mi o ogólne brzmienie, mozliwosci techniczne słuchawek.

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Jak najbardziej polecam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy