Recenzja: Audio Reveal Junior

Odsłuch

Lampy.

    Wszystko to razem (poza ceną) znaczy mniej aniżeli drugi plan za pierwszym planem, chodzi przecież o brzmienie. Na wzmacniacz można patrzyć bez ubytków humoru, nawet z niemałą satysfakcją (byle z lamp ściągnąć osłony), ale co dostajemy w sferze audialnej?

  Badając to postanowiłem być z jednej strony wstrzemięźliwy, z drugiej nie. Wstrzemięźliwy odnośnie lamp, bo chociaż mam dwie pary najlepszych ECC81 spośród trzech najznakomitszych w historii, to żadnej nie użyłem. Co komu przyjdzie z tego, że się rozpiszę o brzmieniu z Brimar 6060 wyprodukowanych siedemdziesiąt lat temu w nieistniejącej od dawna fabryce Footscray pod Londynem, albo o zaistniałym przy użyciu przeszło półwiecznych Telefunken 5965 „long anode” z manufaktury w Monachium, skoro nikt prawie lamp tych nie ma? Lampy przeto zostawiłem w spokoju, ograniczając się do dostarczanych ze wzmacniaczem, ale przynajmniej podłączyłem sztuczne uziemienie QAR – i wiecie co? – poprawiło. Brzmienie się pogłębiło i wyszlachetniało, choć czekać na to przyszło aż minutę. Zauważalna poprawa, lecz znowuż nie na tyle, by świat się zaczął wokół tego kręcić – i bez uziemienia świetnie grało. Prócz tego przestawiłem czterodrożne Audioformy pół metra dalej od ściany, czyli z pozycji przetrwalnikowej do aktywnej, tak żeby miały wolne półtora z tyłu, co zawsze scenę poprawia. Na koniec rozsiadłem się w głębokim fotelu i wciągać jąłem brzmienie systemu, który grzał się od rana, a właśnie mrok zapadał.

    Od pierwszych taktów pierwszego utworu napadła mnie refleksja, że rynek wzmacniaczy uległ przeobrażeniu, zyskując łatwość i powszechność dostarczania świetnego dźwięku. Kilkanaście lat temu przy podobnym budżecie (uwzględniając inflację) była to nieustająca walka – gonitwa za choć przyzwoitym brzmieniem niedającym się złapać. Wtajemniczeni wskazywali na stosunkowo tanie wzmacniacze Lavardin, jako sposób wybrnięcia z opresji, a teraz już nie same Lavardin – także Heed, SMSL, Kinki Studio, Rogue Audio, nawet Vincenty grają pierwszorzędnie. Na jeszcze poprawiający humor dodatek wzmacniacze za trzydzieści parę bywają referencją – tego kiedyś nie było. Recenzowany Reveal Junior jeszcze ten obraz utwierdził, grając w swym rozsądnym budżecie przekonująco pod każdym względem.

 

 

 

 

 

    Opis zacznę od sceny, jako jedynej naznaczonej pewną specyficznością, co nie znaczy, że złej. Wręcz przeciwnie – zjawiła się ciekawa, nietuzinkowa zarazem. Najczęściej bowiem stereofonia to szerokie rozlanie, w przypadku niezbyt drogich wzmacniaczy częściej szersze niż głębsze. Tymczasem Reveal Junior (przynajmniej w moich warunkach) podał głębsze niż szersze, i to wręcz radykalnie. Scena odnośnie szerokości zawierała się między kolumnami, nieznacznie tylko wychodząc poza ich obrys zewnętrzny, a pierwszy plan lokowała jakiś metr od nich dalej, czyli bardzo głęboko. Lecz gdyby ktoś chciał z tego wnosić, że będzie przez to spłycona, nie mógłby mylić się bardziej.

    Okazała się wyjątkowo głęboka przy słabo jednocześnie zaznaczającej się tendencji do atakowania dźwiękiem słuchacza – ale tu nowa osobliwość. Osobliwość jako złączenie cech przeciwstawnych, bo z jednej strony cała akcja wyraźnie za linią kolumn i sięgająca na imponującą głębię – tam głosy ludzi i instrumentów, tam cała muzyczna rozgrywka. Z czego znów mylne podejrzenie, że brak bliskiego frontu i zagarniania w akcję słuchacza oznacza brzmienie figuratywne, pozbawione wysokich ciśnień. Ponownie gruby błąd posądzeniowy – ciśnienia obecne jak najbardziej. Zdumiony byłem, jak ten formalnie niezbyt mocny wzmacniacz radzi sobie z dużymi głośnikami w niemałej przecież kubaturze; daleko przed połową skali potencjometru było już bardzo głośno i właśnie ciśnieniowo. Daleko uplasowany teatr nic nie przeszkadzał temu, by sięgające słuchacza dźwięki niosły energię ciśnieniową zdolną go macać po całym ciele. Te wszystkie ugniatania ud, wibracje obecne na rękach, wgniatanie klatki i brzucha – to wszystko istniało jak najbardziej. Dwie pentody w trybie triodowym, w dodatku nie z tych najmocniejszych, nasycały przestrzeń energią niczym mocny wzmacniacz tranzystorowy. Zdumienie.

Całokształt.

    Zaskoczenie z tych „kurczę, no nie podejrzewałem!”, ale w tym miejscu jestem w kropce, gdyż nie umiem sobie przypomnieć, jakie formułowałem podejrzenia odnośnie samej postaci brzmienia. Ale zdaje się nie formułowałem żadnych, stosunek miałem obojętny. – Co? Jakiś Junior? – Na pentodach? – Eee, co z tego może być?… Owszem, grało to w Nautilusie przyzwoicie, ale żeby jakoś specjalnie? Mała sala ulokowana pod za plecy schodzącym skosem, siedzenie półtora, góra dwa metry od kolumn, do tego szeroko rozstawionych bez odpowiedniego zaplecza z tyłu. Sztucznego uziemienia też nie było. No i sam wzmacniacz inny, coś pewnie w międzyczasie poprawiono na dystansie obwodu. Ale to są ślady przeszłości, a teraźniejszość była inna. W innych warunkach, na opisanej wyżej scenie, pośród zaskakująco wysokich ciśnień zjawiło się brzmienie pełne uroku. Ale wpierw muszę jeszcze napisać w odniesieniu do sceny, że byłem świadkiem całkowitego oderwania tego brzmienia od kolumn, zupełnego zerwania związku. Jak wielokrotnie już pisałem, jest to najlepsza z audiofilskich sztuczek, zawsze robiąca wrażenie. Niby wiesz – już to wiele razy słyszałeś – ale gdy znowu jesteś świadkiem, nie umiesz się nie dziwić. A wzmacniacz Audio Reveal odegrał to znakomicie, zaistniało pełne odrealnienie. Realność umocniona przez ewidentną a realność – bo przecież wiesz, że związek musi być i jest, ale go w ogóle nie znać!

    Ciekawe w sumie, że działa to bardziej na wyobraźnię niż rzecz wszak o wiele dziwniejsza, że mianowicie jakieś membrany zrobione z nie wiadomo czego, ale podobno niektóre z papieru, potrafią do złudzenia imitować głos ludzki, skrzypce, fortepian, trąbkę. Żadnego podobieństwa rzeczowego, a całkowite akustyczne… – I temu nikt się nie dziwi?!… Cóż, siła przyzwyczajenie, jako że to o wiele częstsze niż takie oderwanie, byle radyjko potrafi. Ale co potrafi radyjko, a co potrafią Audioformy napędzane wzmacniaczem Junior, to zupełnie inne historie. Znalazłem się w świecie brzmienia o wyczuwalnym cieple i satysfakcję dającej głębi nie tylko odnośnie sceny, ale też jego samego. Brzmienia o analogowym i triodowym charakterze, czego wczytując się w opis wzmacniacza należało skądinąd oczekiwać, lecz to było takie z nawiązką. Realizm i konkretność zmieszane z magią długich wybrzmień jako dająca się zauważyć poetyckość. Atmosfera podkręcana w sferze emocjonalnej dozami tajemniczości i mroku, a po stronie technicznej bezbłędnym panowaniem nad pogłosami, transparentnością, ciśnieniami i wyraźnością obiektów. Ogólnie biorąc jako realizm potęgowany nadrealizmem, bowiem muzyka na profesjonalnym poziomie jest taką właśnie częścią rzeczywistości, której realność jest nadrealna, transcendująca zwykłość. (Za co ją właśnie kochamy.)

Podpis producenta.

    Towarzyszyły temu po stronie inżynierii dźwięku żywość, tempo i wzmiankowana już energia w postaci wysokich ciśnień i eksplozyjnej głośności; po stronie magii ożywanie przestrzeni i aksamitność dotyku. Tak, przestrzeń musi ożywać, a dotyk musi być pieszczący, inaczej brak high-endu. Lecz wszystko to tu było, pospołu z esencjalnością, właściwym dozowaniem masy i całym pozostałym teatrem odtwórczych chwytów decydujących o tym, że muzyki się bardzo chce. Nie na zasadzie, że „głodnemu każda pasuje”, tylko na odwrót – mimo sytości chcenie. Jako że syty jestem muzyką pod korek, mimo to z satysfakcją i długo słuchałem. Wcale zresztą tego nie zakładając; przed zasiadaniem do odsłuchu byłem zdania, że rzecz będzie prędzej do odbębnienia niż cieszenia – i znów się pomyliłem.

     Co można do tego dodać? Warty jest podkreślenia silny bodziec wrażenia „Ach!”, poza wymienionymi już pozytywami bazujący także na wyczuwalnej w dźwięku dozie powietrza i dużej swobodzie kształtowania. Klasyczny triodowy teatr single-ended w klasie A – kto lubi, będzie miał. I żeby nie było, że tylko chwalę, to zauważę, iż mimo dużych ciśnień i ogólnie dużej energii wzmacniacz mniej się nadaje do progresywnego rocka niż do pozostałej muzyki. Nie poprzez słabowitość, bo atrybutów mocy dostarcza aż z zapasem, a poprzez sposób kreowania sceny, której odległy pierwszy plan nie pozwoli poczuć się w centrum zdarzeń; nie poczujemy się jak jeden z Iron Maiden, Led Zeppelin czy Van Halen, pozostaniemy na widowni.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

5 komentarzy w “Recenzja: Audio Reveal Junior

    1. Piotr+Ryka pisze:

      Naprawdę?

  1. Jacek pisze:

    Dzień dobry, słuchałem Juniorka, niezły z niego pieszczoch, myślę o zakupie, ale jeszcze chodzi mi po głowie Unison Research Preludio ,podobna cena , trochę więcej bo 14W na kanał, czy miał Pan może też sł możliwość słuchania tego UR , jeśli tak to poprosiłbym o jakieś sugestie , podpowiedz, który z nich dwóch według Pana byłby lepszym wyborem, będzie to grało z Esoteric K05,i monitorami Martin Logan 35 XT. będę wdzięczny za podpowiedz, pozdrawiam Jacek.

  2. peter pisze:

    Hello, may i ask which isolation device was used underneath Junior during the course of this review?
    Thank you

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy