Recenzja: Aqua Acoustic La Diva i La Scala

Odsłuch cd.

Ale co tam, liczy się efekt, a ten wprost oszałamiający swym realizmem!

Ale co tam, liczy się efekt, a ten jest wprost oszałamiający swym realizmem!

   Na koniec nie od rzeczy będzie scharakteryzować styl odtwarzacza La Diva-La Scala poprzez pryzmat porównania do konkurującego z nim w bezpośrednich porównaniach Accuphase DP-700. Niezależnie bowiem od przynależności obu do ścisłego high-endu, pewne rzeczy pokazują naprawdę inaczej. Accuphase jest nieco słodkawy i nieco cieplejszy, a źródła dźwięku pokazuje mniejsze i bardziej skupione. Przy tym dźwięk głębszy buduje i bardziej w ciepłych kolorach, które na ciemniejsze tło są rzucane. Większą także wagę przykłada do drobnych dźwięków i niuansowości, a z kolei wraz z głębszym całościowo brzmieniem bas również podaje głębszy i bardziej wypełniony. W sumie jest to zatem popisowy Technicolor w maksymalnej rozdzielczości i z subwooferowym basem, wyjątkowo miły i przyjazny w odbiorze, że skojarzenie z palącym się na kominku ogniem i choinką z masą prezentów się z lekka nasuwa. To niewątpliwie atmosfera odświętna i same miłe rzeczy, że nawet zziębnięty na kość się ogrzeje a srodze zasmucony pocieszy. Super przyjazne granie, a jednocześnie aromat i bogactwo smakowe najlepszego koniaku, co to go także na ogrzanie i poprawę nastroju serwują. A w tle tego też oczywiście realizm, bo inaczej jak na jego bazie i autentycznym przywołaniu wykonawców nie ma high-endu. Tyle że japoński odtwarzacz bardziej przypomina inscenizację teatralną niźli happening uliczny, z całym przepychem gry świateł, doborem specjalnej akustyki i atmosferą czegoś niezwykłego.

La Scala-La Diva podaje zaś muzykę znacząco odmiennie. Nie dociepla, nie złoci i nie jest słodkawa. Światłem operuje naturalnym, w którym wszystko prezentuje się wyraźnie ale bez żadnej natarczywości, a temperaturę otoczenia ma spacerową, jak w jakiś zwykły dzień. Nie skupia się na detalach i dźwięku nie pogłębia, tylko atakuje całościowym brzmieniem, w którym dynamika oraz duże i promieniujące na całą scenę źródła wraz z towarzyszącym wszystkiemu realizmem stanowią główne wyznaczniki. Tu nie ma atmosfery świątecznej ani nic z bajkowości, tylko jazda muzyczną autostradą, że trzeba bardziej uważać, bo nie jest tylko miło i nie wszyscy się uśmiechają. Lecz nie ma obaw o życie i żadne katastrofy się nie przydarzą, bo jedziemy na autopilocie, a wszystko wkoło szumi, jako że pełno jest wokół powietrza. Tak bardziej jak na dworze a nie w pomieszczeniu zamkniętym, i bardziej naturalnie a nie w artystycznych aranżu.

Nie jest to efekciarskie granie, tylko czysta prawda o muzyce której chcemy słuchać.  Dla wielu będzie to wprost mistrzowska robota!

Nie jest to efekciarskie granie, tylko czysta prawda o muzyce której chcemy słuchać. Dla wielu będzie to wprost mistrzowska robota!

Nasunęło mi się też skojarzenie z dzielonym odtwarzaczem Metonoma, który operował dosyć podobnym do włoskiego stylem, tyle że kładł mocniejsze akcenty sopranowe, dynamikę miał jeszcze lepszą, a nacisk na szczegóły większy. Bardziej był dynamiczny, a nieco mniej całościowy. Trochę odciągał uwagę od głównej muzycznej akcji poprzez eksponującą się szczegółowość, ale za to dynamikę oferował bajeczną i też stricte realistyczną atmosferę w dziennym oświetleniu. Można też jeszcze przywołać flagowego Audio Research, który z kolei lekko upiększał, a przede wszystkim nadawał dźwiękom i scenie trójwymiarowych kształtów, będąc pod tym względem lepszy niż inni tutaj wspominani. Tak więc każdy z tej ligi pięćdziesiąt tysięcy plus inny skrywa wiodący walor i można w tym przebierać, o ile się ma za co to potem skwitować. A ponieważ mi to nie grozi, nie muszę ich wszystkich gromadzić i się nad kupnem zastanawiać, choć pewnie po paru dniach wyłoniłby się z odsłuchów zwycięzca. Oczywiście relatywny, akurat pod mój tor najlepiej skrojony.

Pokaż cały artykuł na 1 stronie

10 komentarzy w “Recenzja: Aqua Acoustic La Diva i La Scala

  1. Piotr Ryka pisze:

    Parę tytułów płyt:

    Stan Getz – Bossanova Yeats, Vangelis – Themes, El Greco, Antarctica, Usher –Sampler, Piwnica pod Baranami, Cortot – Chopin, Pepe Romero – Flamenco, Greenday – American Idiot, Dire Straits – Brothers in Arms (SACD), Led Zeppelin II, Beethoven – The Symfonies (von Karajan), Harmonia Universelle II, Miles Davies – Aura, Cat Stevens – Teaser and the Firecat, Jan Garbarek – Mnemosyne, Montserrat Caballe – Bellini & Donizetti, Mozart – Violin Concertos (David Oistrakh), Czarodziejski flet (Gardiner), Metalica – Black Bułat Okudżawa – Najlepsze przeboje….

    I wiele, wiele innych.

  2. Maciej pisze:

    O fajnie, posłucham te 2/3 których nie znam z tej listy.

  3. Maciej pisze:

    może bardziej nawet 3/5…

  4. Stefan pisze:

    Ciekawe zestawienie Piotrze, nie znałem Milesa z tej strony, bardzo ciekawy album bardzo mocno zróżnicowany, taki kolorowy 🙂
    Od dziś jest w mojej kolekcji.

  5. manio pisze:

    a gdzie się podziała DIANA KRALL , sie zapytywowuje !!!!

    toż wszem i wobec wiadomo że na tym najlepi wychodzo ałdiosystemy wszelakie …

    a tu jakiesik cepelingi, grin deje i traszometaliczni … toż na tym sie 50% systemów wykłado na zabój … szkliwo schodzi z uzymbienio i ałdiofile same w kaftany bezpieczeństwa wskakujo !!!
    .
    …a tak naprawdę – powyższy zestaw świadczy o tym że recenzent wie o co chodzi…
    gitarka solo , no dobra, nawet z towarzyszeniem fletu – też niech będzie … tylko jak ocenić na tej podstawie bas, szybkość ataku, rozdzielczość nagranych fafnastu instrumentów…
    .
    ja oprócz oczywistych oczywistośći wymienionych przez recenzenta, zachęcam zawsze do pójścia w extremalnie trudne rejony a więc : syntetyczny bas w super szybkich pulsacjach [np. gęste! techno w wielu odmianach] czy też wściekły i szaleńczy obszar metalu [np. death melodic/symphonic itp. – Metallica przy tym to dość romantyczne nuty są ;)].
    .
    wiem że fachowcy powtarzają mantrę typu Diana Krall – ale dla mnie [mimo że ją lubię i płyty jakieś posiadam] – to extrema błystawicznie pokażą bazowe , podstawowe możliwości systemu :
    – czy dół jest szybki, rozdzielczy, zwarty, punktowy czy odwrotnie
    – czy system jest czuły na impulsy [nie bezwładny]
    – czy gęste płyty [a jest ich obecnie chyba większość – bo w cyfrowym studio można ścieżek dokładać aż do znudzenia] są odczytywane tak że można poszczególne partie instrumentów śledzić pojedynczo czy też trzeba je wyławiać z kakofoni dźwięków …
    większość systemów się na tym wykłada – jak ktoś słucha tria jazzowego lub kameralistyki – nie zauważy nawet tych niedociągnięć – ale jak słucha rzeczy szybkich i gęstych – bez bazowych umiejętności systemu – szybko mu ochota na słuchanie przejdzie albo płytotekę zmieni …

    1. Maciej pisze:

      No i tu przychodzi mi na myśl kolejna sprawa: systemy uniwersalne. Wiele osób mówi: Panie, to do jazzu idealne, tu to wybitne wokale, a ten zestaw super metal zagra, no ale na tym to pan nie pogra elektroniki, itd… A ja ciągle, może naiwnie, dążę do tego by mój tor wszystko potrafił zagrać świetnie. I wiecie co? Może błądzę, ale wcale nie uważam, że duże triody i szerokopasmowce wzbogacone 15″ basem w bi-ampingu nie graję dobrze metalu. Ostatnio był u mnie przyjaciel i jak poszły w ruch takie gatunki był mocno zaskoczony.

      1. Piotr Ryka pisze:

        Każdy dobry system musi umieć zagrać wszystko. Inaczej nie jest dobry. Tu nie ma żadnego podziału na role. Musi grać całym pasmem i z odpowiednią przestrzenią A wtedy sprawdzi się w każdym repertuarze.

  6. gość44 pisze:

    Zdjęcia lepsze niż zazwyczaj. Jeszcze trochę … 🙂

    1. Maciej pisze:

      Ja bardzo lubię zdjęcia do recenzji na HiFiPhilosphy, bo są naturalisyczne. Trochę czasem tylko brakuje 'sesji rozbieranych’. Ale to pewnie nie każdy dystrybutor umożliwia…

      1. Piotr Ryka pisze:

        Sprzęt jest często zapieczętowany i nie da się go ruszyć, bo potem bez plomb nie ma naprawy gwarancyjnej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sennheiser-momentum-true-wireless
© HiFi Philosophy